Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2010, 14:27   #25
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Nie byłem na to gotowy. Na spotkania z ludźmi. Wieczorne spotkanie było tego dobitnym przykładem. Siedziałem przy stole, niczym drewniany manekin i konwersowałem z równym mu wdziękiem. Wstyd. Gdybym go czuł. Porażka towarzyska. Gdybym ja tak odbierał. Pociesza mnie jedynie złośliwa myśl, że nie ja jeden siedziałem tam nieobecny duchem. I że w porównaniu do niektórych gości okazałem się być demonem towarzyskości. Nie mogłem jednak czuć do nikogo żalu i nie czułem. Nie znałem tych ludzi. Nie wiedziałem, jakie motywy kierują ich w stronę mitycznej nieomal Samaris. I nie chciałem wiedzieć. Każdy z nas jest jak zapisana księga, do sekretów w niej zawartych dopuszcza się jedynie nielicznych czytelników. A i oni nie mają przyzwolenia na czytanie każdej z naszych stron. Są tam wersy i zdania, których nikt poza nami nigdy nie pozna.


Stukot kół dorożki na bruku, gdy wiozła mnie do mieszkania, był niczym wołanie po nocy. Układał się w imiona. W nazwy ulic. W numery domów. To było ostatnie wieczorne pożegnanie. Już długo nie miałem ujrzeć Xhystos po zmroku. Kto wie. Może nawet nigdy. Wszak, jak dotąd Samaris, to miasto z którego nikt nie powrócił. Jak śmierć. Przez chwilę zadumałem się, czy po drugiej stronie spotkam moich bliskich. Czy dane mi będzie dotknąć znów ramion żony, uścisnąć synka.

Wreszcie w domu. Łażę z kąta w kąt rozpamiętując dawne wydarzenia. Wspominając chwile szczęścia, zabawy, gniewu i życia. W końcu, przytłoczony bolesnością doznań, siadam na krawędzi łóżka, kryję twarz w dłoniach i rozpaczam po raz ostatni pośród tych boleśnie znajomych ścian. Ofiary słonych łez dla kogoś, komu pewnie są one obojętne.
Nie wiem ile tak siedziałem. Kilka minut, godzinę, więcej.
Kiedy przestałem użalać się nad czymś, czemu nie mogłem poradzić, wstałem i sięgnąłem do spakowanych bagaży. Wyjąłem tylko jedną rzecz. Portret oprawiony w zdobną ramkę. Nasza trójka. Ja jak zawsze z ponurą miną, oni uśmiechnięci. Stawiam zdjęcie na stole i wychodzę z pokoju zamykając drzwi. Juz nie będzie mi potrzebne. Nie chcę ich pamiętać, jako działa artysty, lecz jako ludzi utkanych z moich własnych wspomnień.

Nie śpię nocą.

Brama B. Szczegóły dworca. To wszystko wbija mi się w pamięć. Chłonę każdy, nawet najbrudniejszy i najmniej istotny szczegół. Ozdobę na szabli dowódcy strażników, pęknięcie na ścianie mijanego budynku, fantazyjny kwiat przyozdabiający kapelusz jakiejś mijanej damy.


Xhystos. Ukochane i znienawidzone zarazem. Zostawiam cię za sobą. Na dwa lata. Na zawsze? Los pokaże.
Miałem jedynie nadzieję, że będzie to lekarstwo na moją rozdartą duszę. Że pozwoli mi zapomnieć o starcie, lecz pamiętać o zmarłych. Że pozwoli mi żyć nowo.


Kiedy przekraczam bramę jest to dla mnie niczym symboliczne powtórne narodziny.


Wsiadam do pociągu. Patrzę na bilet. Wagon S przedział piąty. Jestem sam. To nawet dobrze. Pakuję, przy pomocy pomocnika z pociągu, swoje bagaże podręczne. Spoglądam ciekawie za okno rozkoszując się dworcową, gorączkową bieganiną.
Nie jestem jeszcze głodny. Owszem. Spragniony tak, ale nie głody. Spragniony podróży. Spragniony zmiany.

Wyciągam oprawioną w skórę księgę.



Tytuł przyciągnął moją uwagę dawno temu. To była książka, którą zacząłem czytać na kilka dni przed osobistą tragedią. Nigdy nie miałem odwagi do niej sięgnąć. Aż do dzisiaj.

Wstrzymałem oddech, odnalazłem zakładkę i czując tremę, jak przed pierwszymi negocjacjami, zaczynam lekturę.

Coś się kończy i coś się zaczyna. Taka jest kolej rzeczy. Początek podróży tym pociągiem będzie końcem życia jakie znałem i prowadziłem w Xhystos.

Pociąg ruszył do przodu. Ja również.
 
Armiel jest offline