Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2010, 15:03   #227
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Pożegnalne "błeeee" pogalopowało przez chwiejący się na przybrzeżnych wodach pokład. Właściwie to cały okręt się bujał, ale to było w tej chwili nieistotne. Ważniejsze było to, że w ślad za dźwiękiem z bulgotaniem poleciały kolejne resztki z, wydawało się, bezdennego układu trawiennego orka. O, znalazły się nawet jakieś fragmenty takielunku, które Uthgor zapobiegliwie kopsnął nóżką pod jedną z szalup ratunkowych.

W jednej z nich, na szczęście tej drugiej, płynęli na wyspę. W sumie fajna zabawa z tym chlapaniem ferajny morską wodą za pomocą wiosła. I do tego można było ścigać się z Ghardulem przyczepionym do wiosła po drugiej stronie łódki co sprawiało, że szalupa zbliżała się do brzegu dość przypadkowym kursem, a już z pewnością nie najkrótszą drogą. Uthgorowi najbardziej podobało się, kiedy nieostrożna ryba zręcznie (i przynajmniej równie przypadkowo...) wyłuskana spośród fal przeleciała koło głowy drużynowego wąpierza. A tak niewiele brakowało, ehh...

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po przybiciu było opróżnienie pęcherza w niezbyt dużej od reszty odległości. Dystans wystarczył, by wojownik Złamanych Kłów doświadczył pełnego komfortu, a ferajna doświadczyła wątpliwej przyjemności słuchania deszczu uryny zraszającego pobliską palmę. Niemal każdą kropelkę...

Wrócił w samą porę na naradę wojenną. We właściwy sobie i chyba większości zielonoskórej części światowej populacji sposób poprosił o udzielenie głosu, bekając donośnie.
- Uthgor mówić pieczony chlebuś w spódniczka mieć racja - wyraził aprobatę dla pomysłu pani ex-oficjer. - Jaskinia dobra dla ork... - przerwał - i reszta spiżarnia... - dokończył, rozglądając się po ferajnie, jakby oceniając ich walory spożywcze.
- Mięcho w zimnym psuje siem wolniej... - mruknął pod nosem zadowolony z własnej przemyślności.

- Rudy szaman zakuć w to! - tutaj łupnęły na piach adamantowe kajdany, dokładnie te, które miał swego czasu na nadgarstkach, a które najzwyczajniej zajumał z areny.
- Wtedy magus... - zrobił chwilę przerwy, by złapać zaskoczonego Zanka - nie bendzie móc przeklinać...? zak... zakli... jakoś tak - na przegubach wyrywającego się goblina w durszlaku i goglach zatrzasnął się anty-magiczny metal, a dumny ze swej przezorności ork wypiął mężnie pierś, zezując co chwilę na zakutego w kajdany gobosa i mrucząc cicho:
- Gdzie ja mieć ten kluczyk...?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline