| - Feth - Laure widząc ścierwo bastora zaklął głosem stłumionym przez nasączoną wodą szarfę. Nawet po śmierci, spalony, rozkładający się i ogryzany przez padlinożerców, potwór robił wrażenie - i nie tylko o smród chodziło. Długą chwilę elf po prostu wpatrywał się w truchło, dzięki temu nie dojrzał że Helfdan wypatrzył coś w celi. Otrząsnął się wreszcie z zamyślenia i podrapał po nadal swędzącej szyi - nie był aż tak wrażliwy żeby wzdrygać się przy każdym paskudztwie które spadło mu na kark, ale nieprzyjemne wrażenie po wędrówce pająka - pozostało. "Jak by najłatwiej było zabić to bydlę?" - przyjrzał się krytycznie. - Jeśli ten giermek, Lusus - mruknął niegłośno do Helfdana - miał zamiar walczyć z bestią to chyba paladyni w nieszczęsnym Królestwie ... - w ostatnim momencie ugryzł się w język - sam przecież próbował doprowadzić do tego by odnosić się do siebie wzajemnie z odrobiną chociaż szacunku. Nawet jeśli paladyna akurat nie było obok. "Dobrze więc że przynajmniej Maeve miała więcej oleju w głowie" - pomyślał zamiast tego - "Może ona zadba o Sorg" - jak zaś opinia Aesdila o paladynach pogorszyć się może, w przypadku odkrycia że młodzik imiona towarzyszy co i rusz błędnie skrobał w raporcie, przyszłość jedynie pokaże... * * * - Arrrgh! - warknął elf gdy szpony ćmy-demona przebiły magiczną osłonę i wbiły się w jego udo. Zaczęły rozdzierać nogę barda ale ten nie wypuścił odnóża bestii i tłoczył kolejne porcje magicznej energii prosto w ohydne cielsko. Trzymał kończynę niczym gardło kobolda zaduszonego gołymi rękami w podwodnej jaskini. Po raz drugi w ciągu niewielu dni leżał obezwładniony i nie zamierzał rezygnować z zemsty - a Płomień ponownie mu to umożliwiał! Jaką satysfakcję sprawiło mu gdy koszmar z jego snów stanął w ogniu! Z jaką lubością słuchał potępieńczego pisku skazanej na zagładę bestii! Dla takich chwil warto było znosić cierpienie i Laure nie zwracał uwagi na ból i paraliż, gdy w końcu, wywleczony z komnaty, spoczął na zimnych kamieniach posadzki i powoli odzyskiwał siły. Dotyk kamieni dorównywał chłodowi w piersi i elf nie mógł się doczekać kiedy na powrót rozpali Płomień. * * * Stanięcie na nogi nie było łatwym zadaniem - całe ciało bolało jak obite kowalskim młotem po tym jak kilka cetnarów ciała i stali spadło na elfa niczym walący się sufit. Nie pomagała rana i zawroty głowy. Laure jednak uparcie nie zwracał na to uwagi - jednak tylko do momentu gdy weszli do "spiżarni" ćmy i ujrzeli jej "zawartość", bowiem przeszła mu wtedy ochota na głupią brawurę i natychmiast przywołał moc leczącego zaklęcia. Zużył również pojedyncze zaklęcie by choć odrobinę Płomienia przywrócić widząc jak skuteczny był w walce z demonem. Ze zgrozą przyglądał się wyschniętym na wiór ciałom i pierwszy podpalił kokony, zapewne potomstwa ohydnego łowcy - na wszelki wypadek. Od tej pory również, przebywając w Fortecy, ciągle miał na podorędziu szarfę nasączoną wodą a jego wzrok nieustannie błądził po sufitach i ścianach w poszukiwaniu pobratymców spalonego na wiór stwora... Z dziką satysfakcją ale i rozczarowaniem spojrzał na martwych drowów - rozczarowaniem bowiem miał nadzieję wziąć języka, z radością zaś ponieważ Ilythiiri nie umknęli śmierci. Rychło uczucie jednak triumfu zgasło gdy dojrzał w ich martwych oczach bezgraniczne przerażenie i zadrżał wyobrażając sobie ich rozpacz gdy bestia nachylała się nad nimi - a wyobraźnię miał żywą. Splunął na ścierwo stwora i przeklął jego pamięć, obiecując sobie niszczyć podobne mu bez litości i wahania. * * * Przeszukanie pomieszczeń i ciał, zarówno drowów jak i innych ofiar, dało istny stos przedmiotów i kosztowności. Laure bawił się przez chwilę cennymi kamieniami zastanawiając się nad ich wartością i tym jak trafiły w jego ręce. Pokręcił głową - nie spodziewał się że podróż do Królestwa w charakterze posłańca, w ten sposób zaowocuje. Czuł jednak przez skórę że jeszcze niejeden raz los postawi mu na drodze podobne albo i większe niespodzianki. Skoro otrzymał dar Płomienia to nieprzypadkowo - i sprawca tego oczekuje zapłaty. Wzruszył ramionami - jeśli to oznacza że ma walczyć z wszelkiej maści wyznawcami podstępnych i złowrogich bóstw to niech tak będzie - nie pierwszy raz krzyżował ich plany. Starannie złożył wraz z innymi wszelkie zdobycze by podjąć decyzję co z nimi, sam zaś zabrał się za pogrzebanie ciał ofiar "ćmy" - choć w ten sposób zrewanżuje się za zabrany ekwipunek. Poprosił Helfdana by ten sprawdził skąd drowy przyjechały - może to nasunie jakąś podpowiedź.Jakie było jego rozczarowanie gdy zaklęcie wykazało że jajo z magicznej torby samo jest ... pozbawione emanacji magicznej mocy! Nie pierwszy raz ostatnio przeklął braki w swym magicznym szkoleniu... * * * ... zdyszany stanął nad wygrzebanym płytkim grobem, osobnym od tego do którego złożył ciała ludzi i istot innych niż drowy.Wrzucił do niego wyciągnięte z płótna ogryzione gnaty mrocznego elfa odnalezionego w podziemiach, zawahał się przy czaszce. Kusiło go by zabrać ją do Uran i znaleźć metodę przesłuchania duszy zmarłego, do czego taki fragment pozostałości znakomicie by się pewnie nadał, ale w końcu spojrzał w porysowane oczodoły i cisnął czaszkę do wyżłobienia, pomiędzy trupy dziś zabitych Ilythiiri. Zasypał je. - Spoczywaj tutaj w pokoju i nie nawiedzaj więcej żywych! Bo wrócę, odnajdę cię i zniszczę raz na zawsze!
Przez chwilę jego wargi wykrzywiał grymas - pomysł z czaszką był nadal kuszący, ale wreszcie potrząsnął głową - może i był zabójcą i złodziejem, ale tak nisko jeszcze nie upadł by przyzywać duszę z Otchłani. Jego uśmiech stał się krzywy - zdaje się że kluczem jest słowo "jeszcze". Bluźniercą, bowiem według elfich wierzeń nim właśnie by się stał - jeszcze nie był... * * * Gdy wreszcie Laure skończył kopiować listy i pieczęcie, wyjął spisane wcześniej słowa Helfdana - a raczej chłopaka którego ten w Podkosach nakłonił do zwierzeń. Posiedział nad nimi, pomedytował i zacmokał wreszcie z uznaniem. Może i zbyt wielu informacji dotychczas świadomie nie zebrał (bo odnalezienie Roba i Jakoba, jak sam uczciwie przyznawał, było czystym przypadkiem), jednak nadzwyczaj lubił składać w całość to czego z różnych relacji czy pism się dowiedział. - Panowie, toż to prawdziwa kopalnia informacji - powiedział wreszcie, powiewając listami i gestykulując żywo, jak miał to w zwyczaju w przeciwieństwie do pobratymców - przynajmniej ten ostatni list. Posłuchajcie tylko co zdradza i jak temu co jest szykowane można zapobiec. Jeśli będziemy rozmawiać z Fardanem koniecznie trzeba pokazać mu pismo i zapytać czy ta sama ręka go spisywała co i te które spalił - oczywiście po tym jak się go przekona do rozwiązania języka. A przekonać go trzeba, bowiem chłopak nie był świadom lub zapomniał adresata i nadawcy. Zawsze istnieje szansa że zdradzi nam to coś.
- Na czym opieram wiarę że oba listy pisała jedna i ta sama osoba? Księżyc - księżycowe wrota, księżycowy pierścień. Nie sądzę by ten przymiotnik przypadkiem się powtarzał. A sam piszący w obu listach namiętnie wstawia konkretne określenia obok bardziej poetyckich. Więc tym większe moje uznanie dla Helfdana że zdobył te informacje - skinął głową tropicielowi.
- Wymowa listu, niestety, to potwierdzenie że cała rozbudowana siatka czy też organizacja stoi za spiskiem, ba, nie jedynie miejscowi, ale i drowy najpewniej maczają w tym palce - choć pewności nie ma, dlatego uważnie listy oglądałem, a i drowów pisma przydałoby się przeczytać czym prędzej. Cała siatka - dlaczego bowiem piszący twierdziłby o tym że "oni" są w stanie mamić strażników Królestwa, i wspominał kilkukrotnie o możliwościach organizacji. Przez "orły" pewnie zakon Torma i tamtejsze gryfy należy rozumieć, zaś "topór" to zapewne siedlisko rycerzy Helma - Aesdil bardzo, bardzo się starał by niechęć do obu zakonów nie pojawiła się w jego głosie. Mimo że wspomnienie Nowego Elturel ciągle było żywe w jego pamięci.
Pamiętając zaś również występy bardów i słowa Britty ciągnął dalej. - Czy Elethiena Froren nie jest aby nazywana "Rudą"? - spojrzał na Brittę, która skinęła głową. - Jeśli tak to może wzmianka o "wiewiórce" to o niej, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jej udział w zniszczeniu ... no, prawie zniszczeniu ... Urgula? Może jajo tutaj to ten właśnie "orzech" z listu? Już to pokrzyżowałoby pewnie nielichą część planów piszącego. Jeśli zaś nie i pod pojęciem czarnych kryją się drowy to wątpię by ten list miał wpaść w ręce Ilythiiri - raczej mało kto miałby odwagę wręczać im list w którym określeni byliby mianem "czarnych" a i wzmianka o możliwym ich niepowodzeniu jest co najmniej mało dyplomatyczna. Czy więc nie mamy do czynienia z jakimiś dwiema konkurencyjnymi grupami? Ech, że też nie potrafię przetłumaczyć tych listów... - wskazał pisma drowów i wzruszył bezradnie ramionami. - Ale w Uran pewnie nie byłoby problemem dokupienie odpowiednich zwojów... - Co dalej - "opieszałych ukarano, rysopis rozesłano" - zdaje się że to cała siatka i to nadzwyczaj rozbudowana trudzi się dla "onych", skoro możliwe i konieczne jest zawiadamianie innych - i ma to kto robić, a oprócz tego dysponuje ludźmi o wielu talentach - biorąc choćby pod uwagę wzmiankę o "wróżu"... - Dziwi mnie kilka rzeczy: co możnego pana jakim jest Tulip - nienawiść zadźwięczała w głosie Aesdila, na próżno usiłującego ją ukryć - skłonić mogło do zdrady? Znaczenie? Bogactwo? Wskrzeszenie potężnego nekromanty, który pozostawiał jedynie trupy - a i to niedługo, bo ożywione wcielał do swej armii - i zgliszcza, jest mało atrakcyjnym sposobem na podniesienie swej pozycji w Królestwie... Kim są Upadli? Mowa o drowach? Czym jest ten "klejnot"? Może to ten "skrawek duszy Urgula" z listu z Podkosów? Ciekawe są też te zestawienia - "w pyle i w znoju", "Pieśniarz na wschód ruszył, orły zestrzelił, raporty regularne przysyła, potrzebne nuty zdobył" - na przemian konkrety i przenośnie. Piszący nie obawiał się że listy wpadną w niepowołane ręce, za dużo konkretnych informacji się w nich znajduje. Gdzie na wschodzie Królestwa znajduje się siedziba paladynów, może też siedlisko gryfów - albo wręcz i orłów, jeśli traktować list dosłownie? Nuty ... zgaduję że nie o pieśń chodzi, lecz bardziej o instrukcje do odnalezienia "księżycowego pierścienia" lub "wrót". Właśnie, czy w Królestwie istnieje jakieś miejsce które kojarzy się z bramą, portalem może? Sam zaś piszący zdaje się mieć swą siedzibę w ... Uran? Jak najłatwiej dojechać stamtąd do Pyłów? Czy droga wiodąca do Biblioteki w jakikolwiek sposób zawiedzie również do tego zniszczonego miasta? - Jak by nie było twoi przełożeni, paladynie, będą mieli o czym myśleć. Elfów przydałoby się ostrzec - mówię tu o poprzednim liście - i wypatrywać pilnie tych którzy by zanadto próbowali zbywać zagrożenie czy wykpiwać je... - Aesdil powiedział lekko, wiedząc że za kilka dni niedobrana grupa rozejdzie się, każdy w swoją stronę. Trochę z żalem popatrzył na Fortecę - Helfdan zapewne powróci tu z odpowiednią kompanią by spenetrować jej korytarze i rozwikłać tajemnice i bardzo chciałby być przy tym, ale postanowił co postanowił. Paladynowi wręczył oryginał pisma, sam zaś zabrał się za niewdzięczne zadanie kopiowania listów w drowim języku - na wszelki wypadek, dla siebie jak również dla zainteresowanych. Tak samo postąpił z pieczęciami i medalionem, korzystając ze swych zdolności do delikatnego, precyzyjnego rzemiosła... * * * Laure zastanowił się nad dalszymi poczynaniami i doszedł do wniosku że jednak najlepiej będzie wrócić do Uran. Raz że i tak czekała go ostra jazda za Sorg, która do tego czasu zapewne oddaliła się znacznie, ale i dlatego że wymowa listów była groźna i nagląca. Forteca, z jej tajemnicami i klątwami, nie była tak ważna. Nie dziwne więc że tym razem przychylił się do zdania paladyna i głosował za powrotem. Porozmawiał z Raydgastem również o słowach paladyna dotyczących powołania milicji - ten jednak zniechęcił się do pomysłu wzywania pod broń niechętnych temu włościan i Laure dla porządku wspomniał jedynie o tym że zdobyczna broń mogłaby posłużyć do wyekwipowania Podkosian. Aesdil wyjął jeden z medalionów z symbolem Vhaerauna i pokazał go kapłanowi i paladynowi. - Widzę że symbol ten nie jest wam obcy. Opowiedzcie mi proszę o nim. Zrewanżuję się naprawieniem zbroi w drodze do Podkosów - uśmiechał się, bowiem dobry humor nie opuszczał go mimo zmęczenia. - Żartuję, naprawię tak czy siak, jeśli ktoś jest chętny, natomiast mimo wszystko posłuchałbym o tym drobiażczku... - Kto użyczy luzaka na łupy, by je dowieźć do Uran i korzystnie sprzedać? Ponaprawiam uszkodzenia, przejrzyjcie co jest naprawdę dobrej roboty, bo na broni czy zbrojach nie za dobrze się znam, w przeciwieństwie do tych błyskotek - wskazał jedwabny woreczek z klejnotami. - Jeśli Iulusie dotrzymałbyś mi towarzystwa podczas sprzedaży i zechciał wesprzeć mnie autorytetem przedstawiciela kościoła Tyra, zapewne lepszą cenę byśmy za nie uzyskali - podzielił jednak klejnoty by wybrać pięć najbardziej zbliżonych wartością by każdy mógł wziąć choć jeden jako część łupu, resztę zachowując do sprzedania. - Jeszcze jedno - powiedział bez szczególnego entuzjazmu - widać że ten cały Tulip nie jest postacią kluczową, ale mimo wszystko nadzwyczaj ważną. Mogę spróbować wkraść się w jego łaski, udając zorientowanego w spisku, na przykład wspólnika Sticka, lub przeciwnie - nie znającego całej sprawy, zamiast tego licząc na to że pociągnę Tulipa za język lub zaobserwuję coś. Nie twierdzę że byłoby to osobiście dla mnie bezpieczne - Tulip zapewne ma się na baczności, a i magami dysponuje - ale rzucam pomysł pod rozwagę. - Nie wiem czy ma to znaczenie ale przejrzałem sumariusze odnalezione przez Brittę - skłonił głowę przed wojowniczką, doceniając jej spryt i znalezisko. - Hardan miał tylko czterech uczniów: Rajmunda z Esper - najlżejszy uśmieszek przewinął się przez twarz elfa na wspomnienie chaosu który wywołał w tym mieście - Joachima z Futenberg i niemal równocześnie Ispieela i Rajiaata - ten ostatni został skreślony z listy i wygnany - pokiwał głową napotykając spojrzenie Britty - Nie mówi ci nic to imię? Britta tylko wywróciła oczami i poklepawszy swój łuk spytała retorycznie.
- Czy ja wyglądam na maga? * * * Wieczór minął na porządkowaniu łupów i pakowaniu ich, by w drodze móc korzystać z nich bez robienia bałaganu. Aesdil zużył cenne komórki na wyczyszczenie i naprawę odzienia, nie mając ochoty paradować w porwanym, zakrwawionym, a nade wszystko - przesyconym paraliżującą trucizną ubiorze i to samo zaproponował Helfdanowi i Iulusowi, którzy najbardziej ucierpieli w obu walkach. Dobry humor mimo potężnego już zmęczenia nie opuszczał Złocistego i chętnie dowcipkował z Brittą i droczył się z nadal podenerowanym Kullem zanim wreszcie padł na posłanie i zasnął niczym kamień. Ostatnie dni były prawdziwym testem jego zdolności i odporności i mógł się jedynie zastanawiać jaki faktycznie będzie to miało wpływ na jego moce... Tuż przed zaśnięciem wpatrzył się w majestatyczny posąg boginii...
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise |