Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2010, 16:34   #91
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
- Mój miecz -wyjęczał wleczony za nogi kapłan. - Zabierzcie mój miecz... - mruczał tracąc czucie we wszystkich członkach. Przez chwilę próbował jeszcze przetrzeć dłonią twarz z ohydnej juhy którą opluła go potworna ćma, jednak nie mogąc zebrać sił nawet by ruszyć palcem w opancerzonej rękawicy zrezygnował. Spokojnie zamknął oczy i osunął się w ciemność nieświadomości...



***


Pustka pulsowała, a raczej trzepotała smolistą ciemnością. Drobinki czarnego jak sadza pyłu sypały się na głowę zawieszonego w niebycie kapłana. Ogłuszający trzepot owadzich skrzydeł otaczał go ze wszystkich stron dudniąc upiornym echem w jego uszach. Co chwila niewielkie jarzące się nienawiścią węgielki rozbłyskały w ciemności i z furkotem nacierały wprost na jego twarz, by eksplodować pyłem prosto w jego nos, usta i oczy. Manorian próbował osłaniać twarz rękoma jednak jego ruchy były powolnie i niezgrabne, jakby niewidoczny ciężar miażdżył jego członki i wbijał ciało w nieobecne podłoże. Próby odwrócenia twarzy od błyszczących ślepi nic nie dawały. Gdzie by nie spojrzał kapłan tam były.
Nagle zupełnie bez ostrzeżenia maleńkie ostrza zgrzytnęły o pancerną płytę na brzuchu. Najpierw delikatnie - nieśmiało. Po sekundzie jednak zamieniły się w stalowe zębiska olbrzymiej piły która poczęła wgryzać się w stal chroniącą ciało kapłana. Iulus wierzgnął próbując wyrwać się objęć ciemności, uciec przed ostrzem tnącym napierśnik. Nie potrafił jednak. Czuł jak opada z sił. Jęknął cicho w rezygnacji, a zawtórował mu zgrzyt rozdzieranej stali.


Spazm bólu przeszył całe jego ciało gdy zębiska piły wgryzły się w delikatną tkankę brzucha. Krew trysnęła wysoką fontanną barwiąc świat karminem. Jednak jego tortura nie miała końca.
Stalowe ostrza wgryzały się dalej rozdzierając wnętrzności, mieszając krew z sokami trawiennymi. Iulus wierzgał i krzyczał spazmatycznie, jednak zdrętwiałe, rozcinane na pół ciało nie słuchało go już wcale. Nagły zgrzyt metalu o kręgi sprawił że kapłan załkał żałośnie. Wtedy płonące ślepia wychynęły z ciemności by otulić jego twarz szkarłatnym woalem jego własnej gorącej krwi. Manorian poczuł jak oślizgła, pulsująca macka wdziera się do jego rozwartego w krzyku, gardła i przebija podniebienie. Poczuł bolesne ukłucie tuż za oczami i po kolejnej sekundzie usłyszał mlaśnięcie i upiorny chichot. Macka rozwarła się w jego mózgu i pojedyncze siorbnięcie wywróciło świat na lewą stronę...


***


Kapłan ocknął się z krzykiem podrywając obolałe ciało do góry. Rozejrzał się z przerażeniem wokoło, jednak widok krzątających się towarzyszy uspokoił go. Opadł z powrotem zimny kamień, tam gdzie go zostawiono. Cieszył się też widząc, iż bard wydobrzał szybciej od niego. Nie dziwił się temu zbytnio - wziął na siebie impet uderzenia, a także trucizny rozpylanej przez upiorną ćmię. Spróbował ruszyć palcami, dłoń zacisnąć w kułak. Udawało mu się to jednak przychodziło z trudem. Wciąż czuł odrętwienie i gdy reszta drużyny sprawdzała korytarze i grzebała się w znaleziskach on siedział bez słowa przy ścianie dochodząc do siebie. Pomocy nie potrzebował, tylko czas i odpoczynek były w stanie przywrócić go do formy.


***


Gdy już łupy były zebrane, listy odcyfrowywane i kopiowane, Iulus udał się do pomieszczenia gdzie walczyli z potworem. Po plecach przeszedł mu dreszcz, gdy poczuł swąd spalonego truchła i wspomniał senne mary, które dopadły go po walce.
Schylił się z po miecz, który wypadł z jego dłoni podczas starcia. Spojrzał na swe zmęczone odbicie w stalowej klindze i powoli wsunął ostrze do pochwy u pasa. Zmawiając krótką dziękczynną modlitwę do Tyra wrócił do towarzyszy, by dzielić z nimi rewelacje odkryć.


Do podziału łupów się nie garnął - postanowił wziąć luzaka i równą część pieniędzy tak, by pokryć koszty podróży a także usług Helfdana. Jednak listy trochę bardziej go zainteresowały. Z rwącego potoku słów wypluwanych intensywnie przez barda wychwycił te które najbardziej go interesowały. Pieśniarz, który na wschód wyruszył, dały nadzieję na kolejny trop za Stickiem. Problem jednak pojawiał się taki, iż był częścią większej siatki działającej zarówno na zgubę Królestwa jak i może Torilu. Iulus jednak chętnie zasięgnąłby rady Thunderdrragona względem szlaku przeklętego barda i wieści o Sorg, ale bieganie za Tilupem i Rudą Wiedźmą nie koniecznie wpisywało się w jego misję.
Do samych Podkosów jednak warto było wrócić.

Zdążył jeszcze wypowiedzieć swe myśli na głos zanim dalszy to jego rozumowania przerwał mu Laure prosząc o wsparcie w handlu. Iulus wzdrygnął się i spojrzał ze zdziwieniem na barda:

- Chcesz li bym autorytet Kościoła do handlowania używał...- znać było w głosie akolity oburzenie - Nie jestem kupczykiem, a wiara i Boskie Autorytety nie służą do nakłaniania przyziemnych celów jak żebranie o lepszą cena na jakimś targowisku! Opamiętaj się, nim dojdę do wniosku że obrażasz mnie i symbole oraz idee które w sercu noszę - splótłszy na piersi opancerzone dłonie, kapłan spojrzał na elfa twardym, nie znoszącym sprzeciwu wzrokiem. Złocisty spokojnie wytrzymał wzrok człowieka który nie dalej jak dziesięć dni wcześniej został wynajęty przez paladyna za kilkadziesiąt sztuk złota.
- Wybacz Iulusie - powiedział przepraszającym tonem -
w żadnym przypadku nie miałem zamiaru cię obrazić. Zapomnij proszę o mojej niewczesnej propozycji.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 08-09-2010, 21:55   #92
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- Feth - Laure widząc ścierwo bastora zaklął głosem stłumionym przez nasączoną wodą szarfę. Nawet po śmierci, spalony, rozkładający się i ogryzany przez padlinożerców, potwór robił wrażenie - i nie tylko o smród chodziło. Długą chwilę elf po prostu wpatrywał się w truchło, dzięki temu nie dojrzał że Helfdan wypatrzył coś w celi. Otrząsnął się wreszcie z zamyślenia i podrapał po nadal swędzącej szyi - nie był aż tak wrażliwy żeby wzdrygać się przy każdym paskudztwie które spadło mu na kark, ale nieprzyjemne wrażenie po wędrówce pająka - pozostało. "Jak by najłatwiej było zabić to bydlę?" - przyjrzał się krytycznie.
- Jeśli ten giermek, Lusus
- mruknął niegłośno do Helfdana - miał zamiar walczyć z bestią to chyba paladyni w nieszczęsnym Królestwie ... - w ostatnim momencie ugryzł się w język - sam przecież próbował doprowadzić do tego by odnosić się do siebie wzajemnie z odrobiną chociaż szacunku. Nawet jeśli paladyna akurat nie było obok.
"Dobrze więc że przynajmniej Maeve miała więcej oleju w głowie"
- pomyślał zamiast tego - "Może ona zadba o Sorg" - jak zaś opinia Aesdila o paladynach pogorszyć się może, w przypadku odkrycia że młodzik imiona towarzyszy co i rusz błędnie skrobał w raporcie, przyszłość jedynie pokaże...

* * *

- Arrrgh!
- warknął elf gdy szpony ćmy-demona przebiły magiczną osłonę i wbiły się w jego udo. Zaczęły rozdzierać nogę barda ale ten nie wypuścił odnóża bestii i tłoczył kolejne porcje magicznej energii prosto w ohydne cielsko. Trzymał kończynę niczym gardło kobolda zaduszonego gołymi rękami w podwodnej jaskini. Po raz drugi w ciągu niewielu dni leżał obezwładniony i nie zamierzał rezygnować z zemsty - a Płomień ponownie mu to umożliwiał!

Jaką satysfakcję sprawiło mu gdy koszmar z jego snów stanął w ogniu! Z jaką lubością słuchał potępieńczego pisku skazanej na zagładę bestii! Dla takich chwil warto było znosić cierpienie i Laure nie zwracał uwagi na ból i paraliż, gdy w końcu, wywleczony z komnaty, spoczął na zimnych kamieniach posadzki i powoli odzyskiwał siły. Dotyk kamieni dorównywał chłodowi w piersi i elf nie mógł się doczekać kiedy na powrót rozpali Płomień.

* * *

Stanięcie na nogi nie było łatwym zadaniem - całe ciało bolało jak obite kowalskim młotem po tym jak kilka cetnarów ciała i stali spadło na elfa niczym walący się sufit. Nie pomagała rana i zawroty głowy. Laure jednak uparcie nie zwracał na to uwagi - jednak tylko do momentu gdy weszli do "spiżarni" ćmy i ujrzeli jej "zawartość", bowiem przeszła mu wtedy ochota na głupią brawurę i natychmiast przywołał moc leczącego zaklęcia. Zużył również pojedyncze zaklęcie by choć odrobinę Płomienia przywrócić widząc jak skuteczny był w walce z demonem. Ze zgrozą przyglądał się wyschniętym na wiór ciałom i pierwszy podpalił kokony, zapewne potomstwa ohydnego łowcy - na wszelki wypadek. Od tej pory również, przebywając w Fortecy, ciągle miał na podorędziu szarfę nasączoną wodą a jego wzrok nieustannie błądził po sufitach i ścianach w poszukiwaniu pobratymców spalonego na wiór stwora... Z dziką satysfakcją ale i rozczarowaniem spojrzał na martwych drowów - rozczarowaniem bowiem miał nadzieję wziąć języka, z radością zaś ponieważ Ilythiiri nie umknęli śmierci. Rychło uczucie jednak triumfu zgasło gdy dojrzał w ich martwych oczach bezgraniczne przerażenie i zadrżał wyobrażając sobie ich rozpacz gdy bestia nachylała się nad nimi - a wyobraźnię miał żywą. Splunął na ścierwo stwora i przeklął jego pamięć, obiecując sobie niszczyć podobne mu bez litości i wahania.

* * *

Przeszukanie pomieszczeń i ciał, zarówno drowów jak i innych ofiar, dało istny stos przedmiotów i kosztowności. Laure bawił się przez chwilę cennymi kamieniami zastanawiając się nad ich wartością i tym jak trafiły w jego ręce. Pokręcił głową - nie spodziewał się że podróż do Królestwa w charakterze posłańca, w ten sposób zaowocuje. Czuł jednak przez skórę że jeszcze niejeden raz los postawi mu na drodze podobne albo i większe niespodzianki. Skoro otrzymał dar Płomienia to nieprzypadkowo - i sprawca tego oczekuje zapłaty. Wzruszył ramionami - jeśli to oznacza że ma walczyć z wszelkiej maści wyznawcami podstępnych i złowrogich bóstw to niech tak będzie - nie pierwszy raz krzyżował ich plany. Starannie złożył wraz z innymi wszelkie zdobycze by podjąć decyzję co z nimi, sam zaś zabrał się za pogrzebanie ciał ofiar "ćmy" - choć w ten sposób zrewanżuje się za zabrany ekwipunek. Poprosił Helfdana by ten sprawdził skąd drowy przyjechały - może to nasunie jakąś podpowiedź.Jakie było jego rozczarowanie gdy zaklęcie wykazało że jajo z magicznej torby samo jest ... pozbawione emanacji magicznej mocy! Nie pierwszy raz ostatnio przeklął braki w swym magicznym szkoleniu...

* * *

... zdyszany stanął nad wygrzebanym płytkim grobem, osobnym od tego do którego złożył ciała ludzi i istot innych niż drowy.Wrzucił do niego wyciągnięte z płótna ogryzione gnaty mrocznego elfa odnalezionego w podziemiach, zawahał się przy czaszce. Kusiło go by zabrać ją do Uran i znaleźć metodę przesłuchania duszy zmarłego, do czego taki fragment pozostałości znakomicie by się pewnie nadał, ale w końcu spojrzał w porysowane oczodoły i cisnął czaszkę do wyżłobienia, pomiędzy trupy dziś zabitych Ilythiiri. Zasypał je.
- Spoczywaj tutaj w pokoju i nie nawiedzaj więcej żywych! Bo wrócę, odnajdę cię i zniszczę raz na zawsze!
Przez chwilę jego wargi wykrzywiał grymas - pomysł z czaszką był nadal kuszący, ale wreszcie potrząsnął głową - może i był zabójcą i złodziejem, ale tak nisko jeszcze nie upadł by przyzywać duszę z Otchłani. Jego uśmiech stał się krzywy - zdaje się że kluczem jest słowo "jeszcze". Bluźniercą, bowiem według elfich wierzeń nim właśnie by się stał - jeszcze nie był...

* * *

Gdy wreszcie Laure skończył kopiować listy i pieczęcie, wyjął spisane wcześniej słowa Helfdana - a raczej chłopaka którego ten w Podkosach nakłonił do zwierzeń. Posiedział nad nimi, pomedytował i zacmokał wreszcie z uznaniem. Może i zbyt wielu informacji dotychczas świadomie nie zebrał (bo odnalezienie Roba i Jakoba, jak sam uczciwie przyznawał, było czystym przypadkiem), jednak nadzwyczaj lubił składać w całość to czego z różnych relacji czy pism się dowiedział.

- Panowie, toż to prawdziwa kopalnia informacji - powiedział wreszcie, powiewając listami i gestykulując żywo, jak miał to w zwyczaju w przeciwieństwie do pobratymców - przynajmniej ten ostatni list. Posłuchajcie tylko co zdradza i jak temu co jest szykowane można zapobiec. Jeśli będziemy rozmawiać z Fardanem koniecznie trzeba pokazać mu pismo i zapytać czy ta sama ręka go spisywała co i te które spalił - oczywiście po tym jak się go przekona do rozwiązania języka. A przekonać go trzeba, bowiem chłopak nie był świadom lub zapomniał adresata i nadawcy. Zawsze istnieje szansa że zdradzi nam to coś.

- Na czym opieram wiarę że oba listy pisała jedna i ta sama osoba? Księżyc - księżycowe wrota, księżycowy pierścień. Nie sądzę by ten przymiotnik przypadkiem się powtarzał. A sam piszący w obu listach namiętnie wstawia konkretne określenia obok bardziej poetyckich. Więc tym większe moje uznanie dla Helfdana że zdobył te informacje -
skinął głową tropicielowi.

- Wymowa listu, niestety, to potwierdzenie że cała rozbudowana siatka czy też organizacja stoi za spiskiem, ba, nie jedynie miejscowi, ale i drowy najpewniej maczają w tym palce - choć pewności nie ma, dlatego uważnie listy oglądałem, a i drowów pisma przydałoby się przeczytać czym prędzej. Cała siatka - dlaczego bowiem piszący twierdziłby o tym że "oni" są w stanie mamić strażników Królestwa, i wspominał kilkukrotnie o możliwościach organizacji. Przez "orły" pewnie zakon Torma i tamtejsze gryfy należy rozumieć, zaś "topór" to zapewne siedlisko rycerzy Helma
- Aesdil bardzo, bardzo się starał by niechęć do obu zakonów nie pojawiła się w jego głosie. Mimo że wspomnienie Nowego Elturel ciągle było żywe w jego pamięci.

Pamiętając zaś również występy bardów i słowa Britty ciągnął dalej.
- Czy Elethiena Froren nie jest aby nazywana "Rudą"? - spojrzał na Brittę, która skinęła głową. - Jeśli tak to może wzmianka o "wiewiórce" to o niej, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jej udział w zniszczeniu ... no, prawie zniszczeniu ... Urgula? Może jajo tutaj to ten właśnie "orzech" z listu? Już to pokrzyżowałoby pewnie nielichą część planów piszącego. Jeśli zaś nie i pod pojęciem czarnych kryją się drowy to wątpię by ten list miał wpaść w ręce Ilythiiri - raczej mało kto miałby odwagę wręczać im list w którym określeni byliby mianem "czarnych" a i wzmianka o możliwym ich niepowodzeniu jest co najmniej mało dyplomatyczna. Czy więc nie mamy do czynienia z jakimiś dwiema konkurencyjnymi grupami? Ech, że też nie potrafię przetłumaczyć tych listów... - wskazał pisma drowów i wzruszył bezradnie ramionami. - Ale w Uran pewnie nie byłoby problemem dokupienie odpowiednich zwojów...

- Co dalej - "opieszałych ukarano, rysopis rozesłano" - zdaje się że to cała siatka i to nadzwyczaj rozbudowana trudzi się dla "onych", skoro możliwe i konieczne jest zawiadamianie innych - i ma to kto robić, a oprócz tego dysponuje ludźmi o wielu talentach - biorąc choćby pod uwagę wzmiankę o "wróżu"...

- Dziwi mnie kilka rzeczy: co możnego pana jakim jest Tulip
- nienawiść zadźwięczała w głosie Aesdila, na próżno usiłującego ją ukryć - skłonić mogło do zdrady? Znaczenie? Bogactwo? Wskrzeszenie potężnego nekromanty, który pozostawiał jedynie trupy - a i to niedługo, bo ożywione wcielał do swej armii - i zgliszcza, jest mało atrakcyjnym sposobem na podniesienie swej pozycji w Królestwie... Kim są Upadli? Mowa o drowach? Czym jest ten "klejnot"? Może to ten "skrawek duszy Urgula" z listu z Podkosów? Ciekawe są też te zestawienia - "w pyle i w znoju", "Pieśniarz na wschód ruszył, orły zestrzelił, raporty regularne przysyła, potrzebne nuty zdobył" - na przemian konkrety i przenośnie. Piszący nie obawiał się że listy wpadną w niepowołane ręce, za dużo konkretnych informacji się w nich znajduje. Gdzie na wschodzie Królestwa znajduje się siedziba paladynów, może też siedlisko gryfów - albo wręcz i orłów, jeśli traktować list dosłownie? Nuty ... zgaduję że nie o pieśń chodzi, lecz bardziej o instrukcje do odnalezienia "księżycowego pierścienia" lub "wrót". Właśnie, czy w Królestwie istnieje jakieś miejsce które kojarzy się z bramą, portalem może? Sam zaś piszący zdaje się mieć swą siedzibę w ... Uran? Jak najłatwiej dojechać stamtąd do Pyłów? Czy droga wiodąca do Biblioteki w jakikolwiek sposób zawiedzie również do tego zniszczonego miasta?

- Jak by nie było twoi przełożeni, paladynie, będą mieli o czym myśleć. Elfów przydałoby się ostrzec - mówię tu o poprzednim liście - i wypatrywać pilnie tych którzy by zanadto próbowali zbywać zagrożenie czy wykpiwać je... -
Aesdil powiedział lekko, wiedząc że za kilka dni niedobrana grupa rozejdzie się, każdy w swoją stronę. Trochę z żalem popatrzył na Fortecę - Helfdan zapewne powróci tu z odpowiednią kompanią by spenetrować jej korytarze i rozwikłać tajemnice i bardzo chciałby być przy tym, ale postanowił co postanowił. Paladynowi wręczył oryginał pisma, sam zaś zabrał się za niewdzięczne zadanie kopiowania listów w drowim języku - na wszelki wypadek, dla siebie jak również dla zainteresowanych. Tak samo postąpił z pieczęciami i medalionem, korzystając ze swych zdolności do delikatnego, precyzyjnego rzemiosła...

* * *

Laure zastanowił się nad dalszymi poczynaniami i doszedł do wniosku że jednak najlepiej będzie wrócić do Uran. Raz że i tak czekała go ostra jazda za Sorg, która do tego czasu zapewne oddaliła się znacznie, ale i dlatego że wymowa listów była groźna i nagląca. Forteca, z jej tajemnicami i klątwami, nie była tak ważna. Nie dziwne więc że tym razem przychylił się do zdania paladyna i głosował za powrotem. Porozmawiał z Raydgastem również o słowach paladyna dotyczących powołania milicji - ten jednak zniechęcił się do pomysłu wzywania pod broń niechętnych temu włościan i Laure dla porządku wspomniał jedynie o tym że zdobyczna broń mogłaby posłużyć do wyekwipowania Podkosian.

Aesdil wyjął jeden z medalionów z symbolem Vhaerauna i pokazał go kapłanowi i paladynowi.
- Widzę że symbol ten nie jest wam obcy. Opowiedzcie mi proszę o nim. Zrewanżuję się naprawieniem zbroi w drodze do Podkosów
- uśmiechał się, bowiem dobry humor nie opuszczał go mimo zmęczenia. - Żartuję, naprawię tak czy siak, jeśli ktoś jest chętny, natomiast mimo wszystko posłuchałbym o tym drobiażczku...

- Kto użyczy luzaka na łupy, by je dowieźć do Uran i korzystnie sprzedać? Ponaprawiam uszkodzenia, przejrzyjcie co jest naprawdę dobrej roboty, bo na broni czy zbrojach nie za dobrze się znam, w przeciwieństwie do tych błyskotek
- wskazał jedwabny woreczek z klejnotami. - Jeśli Iulusie dotrzymałbyś mi towarzystwa podczas sprzedaży i zechciał wesprzeć mnie autorytetem przedstawiciela kościoła Tyra, zapewne lepszą cenę byśmy za nie uzyskali - podzielił jednak klejnoty by wybrać pięć najbardziej zbliżonych wartością by każdy mógł wziąć choć jeden jako część łupu, resztę zachowując do sprzedania.
- Jeszcze jedno -
powiedział bez szczególnego entuzjazmu - widać że ten cały Tulip nie jest postacią kluczową, ale mimo wszystko nadzwyczaj ważną. Mogę spróbować wkraść się w jego łaski, udając zorientowanego w spisku, na przykład wspólnika Sticka, lub przeciwnie - nie znającego całej sprawy, zamiast tego licząc na to że pociągnę Tulipa za język lub zaobserwuję coś. Nie twierdzę że byłoby to osobiście dla mnie bezpieczne - Tulip zapewne ma się na baczności, a i magami dysponuje - ale rzucam pomysł pod rozwagę.

- Nie wiem czy ma to znaczenie ale przejrzałem sumariusze odnalezione przez Brittę
- skłonił głowę przed wojowniczką, doceniając jej spryt i znalezisko. - Hardan miał tylko czterech uczniów: Rajmunda z Esper - najlżejszy uśmieszek przewinął się przez twarz elfa na wspomnienie chaosu który wywołał w tym mieście - Joachima z Futenberg i niemal równocześnie Ispieela i Rajiaata - ten ostatni został skreślony z listy i wygnany - pokiwał głową napotykając spojrzenie Britty - Nie mówi ci nic to imię?
Britta tylko wywróciła oczami i poklepawszy swój łuk spytała retorycznie.
- Czy ja wyglądam na maga?

* * *

Wieczór minął na porządkowaniu łupów i pakowaniu ich, by w drodze móc korzystać z nich bez robienia bałaganu. Aesdil zużył cenne komórki na wyczyszczenie i naprawę odzienia, nie mając ochoty paradować w porwanym, zakrwawionym, a nade wszystko - przesyconym paraliżującą trucizną ubiorze i to samo zaproponował Helfdanowi i Iulusowi, którzy najbardziej ucierpieli w obu walkach. Dobry humor mimo potężnego już zmęczenia nie opuszczał Złocistego i chętnie dowcipkował z Brittą i droczył się z nadal podenerowanym Kullem zanim wreszcie padł na posłanie i zasnął niczym kamień. Ostatnie dni były prawdziwym testem jego zdolności i odporności i mógł się jedynie zastanawiać jaki faktycznie będzie to miało wpływ na jego moce... Tuż przed zaśnięciem wpatrzył się w majestatyczny posąg boginii...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 09-09-2010, 21:12   #93
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Podziemia to nie było naturalne środowisko dla półelfa… nie podobało mu się tutaj, nie czuł powiewu wiatru ani nie słyszał mowy przyrody. Jego doświadczenie, wiedza, ale i zmysły wiele traciły. Liczył się instynkt… wyostrzona percepcja i zwielokrotniona czujność dawała mu znać o zagrożeniach. Szybko sprawdzili z elfem fragment podziemi. Pewności, że plecy mają bezpieczne nie mieli… jednak brak śladów zwiększonej aktywności w ostatnim czasie pozwolił tropicielowi na koncentracji na przedzie wycieczki.

Pomimo tego, iż wysilał się z całych sił i po części znając możliwości skrzydlatej pokraki dał się zaskoczyć. To, że nie był na swoim terenie… to, że miał do czynienia ze stworem atakującym podstępem nie od dzisiaj… to, że był zmęczony nie usprawiedliwiało faktu spóźnienia reakcji. Latający stworek zdążył roztoczyć nad nimi trującą chmurę i zniknąć w ciemnościach… a Helfdan nie wypuścił nawet strzały. Porażka.

Nie czekał, aż morderczy obłok go ogarnie. Odskoczył zasłaniając twarz rękawem pikowanej przeszywnicy. Wycofał się na skraj komnaty poczym starannie zasłonił usta i nos wcześniej przygotowaną chustą. Ze strzałą na cięciwie zaczął przepatrywać sufit licząc, iż dostrzeże jakiś ruch lub go przynajmniej usłyszy. Nic takiego się nie stało… Sięgnął po pęk strzał i zaczął wypuszczać je w skryte w mroku sklepienie komnaty. Rozpoczynając od miejsca, w którym zniknął stwór. Już po pierwszej strzale wiedział jak wysoka jest komnata i zaczął systematyczne przepłaszanie. Nie liczył, że trafi go… chociaż nie ubliżałby bogom gdyby tak się stało.

W tym czasie zabiegi reszty przyniosły skutek. Potwora nie wytrzymała i runęła na nich z impetem godnym podziwu… mały móżdżek właściwie sam siebie pozbawił największego atutu. Najpierw przyjął walkę z nimi wszystkimi naraz… a potem się unieruchomił na glebie. Sprawa była przesądzona… ale oczywiście niezakończona. Mogło być naprawdę źle. Kapłan pod naporem spadającej masy runą na posadzkę, a pod nim chudziutki elf… coś gruchnęło, coś skrzypnęło. Helfdan nie wiedział czy to nie przypadkiem pękają żebra barda pod naporem takiej siły. Tropiciel niewiele wtedy wiedział… chyba ogarnęła go jakaś dramatyczna głupota.

Zaszarżował ile miał sił w nogach, lecz zamiast pozbawić napastnika głowy lub skrzydeł to zabrał się za zadek… Przez wiele godzin po całym tym zamieszaniu Helfdan nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie „dlaczego”. Przecież wiedział, że nie odrąbie jednym ciosem umięśnionego karku stworka… a jakby nawet to jego ostrze zatrzymałoby się na płycie kapłana. Pozbawienie skrzydeł uniemożliwiłoby szybką ucieczkę i rozwiewanie trucizny… mimo to postanowił odrąbać ogonek. Kurwa mać pieprzony ogonek! Co mu strzeliło do łba żeby robić śmierdzielowi sznity na dupie?! Może był nieco nadpobudliwy, może lubił pewne udziwnienia, może był w stanie dostrzegać jakiś magnetyczny erotyzm w różnych mniej lub bardziej groźnych istotach… ale to była lekka przesada. Gdyby to coś przypominało chociaż kobitkę, ale nawet wybujała wyobraźnia tropiciela nie była w stanie tutaj zadziałać…

To, co się stało to musiał być jakiś odmóżdżający wpływ trucizny. Dzięki bogom jakoś sobie poradzili z miśkiem. Nie pozostawało nic innego jak szybkie spierdzielanie z wypełnionego trującymi oparami tunelu. Zabrał jednego z towarzyszy, pozwalając zająć się drugim paladynowi. Nieźle się namordowali nim wyciągnęli ich na powierzchnię… sami przecież nie byli też rześcy i zdrowi. Prawdę mówiąc nieźle dostali w dupę, trucizna skutecznie odbierała siły. Jednak z pomocą łuczniczki udało im się jakoś zaradzić. Co było do zatamowania zatamowali, a co do opatrzenia to opatrzyli… obmycie pokrytych dziwnym pyłem ciał i ubrań nie było złym pomysłem. Właściwie nie obmycie, a raczej opłukanie.

***

Potem to już było tylko czekanie, aż się polepszy. Britta w jakimś przypływie troski podeszła nawet do tropiciela i z pytaniem czy jemu też nie przydałby się jakaś pomoc.

- Właściwie to jest taka jedna rzecz – zaczął wpatrując się w jej twarzyczkę. – z całą pewnością gdybyś użyła swoich usteczek i ciętego języka do omówienia pewnych spraw z „Helfdanem Mniejszym” przywróciłby mnie to do pionu.

Nie spotkał się ze zrozumieniem… ale czego mógł się spodziewać po kobicie tak niewdzięcznej jak ta łuczniczka. Nie pomogła! Jakby proponował jej nie wiadomo co. Cholera jedna tylko go zwyzywała od najgorszych i takie tam. Jakby w jej mniemaniu bluzgi wydobywające się z jej buzi były mnie gorszące niż odrobina miłości, o jaką prosił tropiciel.

- Oczywiście mogę się zrewanżować podobnymi praktykami.
Odciął się z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Bez wątpienia dostał by jakiegoś kuksańca albo kopa w jaja gdyby nie reakcja kapłana. Jakiś spazm targnął jego ciałem a usta wypełnił dławiący kaszel. To skutecznie odwróciło uwagę od dotychczasowych spraw wszystkich obecnych.

***

Helfdan długo nie wysiedział. Dzień bez samotnych wycieczek, seksu lub denerwowania jakiegoś innego rozumnego dwunoga był dniem straconym, dlatego też postanowił wybrać się na wycieczkę po piwnicach.

- Sprawdzę czy mnie tam nie ma lub czegoś, co może zeżreć. A wy bawcie się grzecznie i pilnujcie dzieci. Zwrócił się do paladyna i jego dziewczyny. Po czym powtórnie zszedł pod ziemię. Sprawdził, wrócił i to w jednym kawałku, a na deser przyniósł kilka nowych fantów. Może moralność nie była największą cnotą Helfdana mimo to powstrzymał pokusę zachowania paru świecidełek dla siebie i wszystko rzucał na wspólną kupkę. Nie zabierał wszystkiego… jak się okazało sporo tego było więc potrzebował paru rąk do pomocy. I tej pomocy mu później udzielono.

Po jakimś czasie chłopaki przyszły do siebie. Sprawdzili co mieli sprawdzić. Przynieśli co mieli przynieść i teraz nastał czas podsumowań. Propozycja elfa odnośnie sprawdzenia śladów spotkała się z reakcją jaką jego towarzysze chcieli usłyszeć. Mając go za leniwego, nierzetelnego i niefrasobliwego leśnego ludzika. Był zmęczony i to bardo. Pomimo tego, że trucizna odcisnęła na nim dużo mniejsze piętno niż na kapłanie to był zmordowany. Poprzednią walką i tą. Rany choć magicznie zagojone dziwnie swędziały i drażniły go. Nieustanna koncentracja najpierw w podziemiach pod świątynią, a dzisiaj tych. Był twardym skurczybykiem jednak czasem trzeba dać organizmowi wytchnąć. Odkąd wyjechali z miasta jego mięśnie były poddawane wielu próbom, kilkukrotnie przyszło im walczyć, nie raz na ciele zapisały się krwawe znamiona tych wydarzeń. Odpoczynek był bardziej niż wskazany. Po pierwsze niewiadomo kiedy znowu będzie miał możliwość odsapnąć… po drugie ślad nie zając, a po trzecie średnio mu się chciało biegać przez kilka godzin po okolicy jak spokojnie mógł się zająć tym ktoś inny.

- Niech się panienka przejdzie i poszuka śladów. Zna się na tym niezgorzej, a jeszcze pomyśli, że paladyn płaci jej tylko za gapienie się na jego wielkiego ogiera.

***


Siedział z bukłakiem zimnej wody w ręku. Zmienione ubranie i obmyte ciało próbowało zebrać nowe siły. Z wysokości dawnych fortyfikacji roztaczał się przed nim widok na okolicę tą bliższą i tą dalszą. Zrujnowana narożna baszta dawała dobrą osłonę przed słońcem. Z uwagą przypatrywał się z murów jak pieśniarz bawi się w grabarza. Zastanawiał się ile jest warte zapewnienie sobie spokoju sumienia… Po chwili namysłu cieszył się, że sam nie miał takich problemów. Jeszcze kilka godzin temu elf wygląda jakby dopadło go stado niewyżytych miłośników elfich zadków, po czym przez kilka dni solidnie sobie go używali. A po tych traumatycznych wydarzeniach zżarła go jakaś gadzina i wysrała. Jednak z jakiegoś powodu ten bawidamek miał w sobie tyle wigoru, że aż zakrawało to na niemożliwość… co najmniej jakby był jakimś golemem.

Z kawałkiem starego połamanego zydla grzebał w rojącej się od kamieni ziemi na podmurzu. Nie widział dobrze z tej odległości ale z samego oglądania Helfdan mało co nie złapał zadyszki, koszula nie zrobiła mu się mokra od potu, a mięśnie obolałe z wysiłku. Swoją drogą ciekawe jak wyglądały ręce elfa nawykła do lutni i pędzelka nie do narzędzi. Zszedł i przeglądnął fanty.

Przeczytał list jednak nie pokusił się nawet o próbę jego komentarza.

Laurenowi jakby było mało zabrał się za kopiowanie wszystkiego co tylko mógł z pieczołowitością i dokładnością godną podziwu. Nawet u takich ignorantów i nierobów do jakich zaliczał się tropiciel… a może głównie u takich. Nigdy nie miał problemu z tym jak go ktoś wyręczał w robocie.

Z uwagą wysłuchał refleksji dotyczących treści listu sformułowanych przez barda. Nie skomentował ani jego pewności, że poprzednie było spisane tą samą ręką. Wizja rozbudowanej siatki połączonej z drowami też przemilczał. Nawet naiwne pytanie o to, co możnych tego świata pociąga we władzy skwitował nienaturalną ciszą.

Jednak propozycję, co do podziału łupów nie przemilczał. Podobnie zresztą jak kapłan. Pewnie ze zgoła odmiennych pobudek… które zresztą dla nikogo nie były zaskoczeniem. Łaskawie podarowany kamyczek wzbudził w nim tylko rozdrażnienie. – Rządź i rozporządzaj dobrami tam gdzie ci dano do tego prawo, a gdzie indziej uważaj na takie procedera. Znam takich co by ci już sprzedali zimną stal za taką obelgę.

- Założenie, że wszyscy razem podróżujemy do Uran czy Podkosów jest nieco pochopne. Mamy czas możemy teraz podzielić łupu.
Rzekł spokojnie z wilczym uśmiechem na ustach. – W zależności jak tam paladyn i kapłan są do tego chętni – na cztery, trzy lub dwie części.

- Nie widzę żadnego powodu, dla którego nie miałby się to stać dzisiejszego wieczoru.

Swoją część podzielił tak, iż najwartościowsze przedmiociki trzymał blisko siebie tak by być pewnym tego, iż nawet w przypadku utraty luzaka mu nie przepadną. Resztę przygotował w taki sposób by rankiem nie miał problemu załadować to na konika.

***


Gdy płomień przyjemnie łaskotał ich strudzone członki tropiciel wrócił do tematu ich dalszych kroków. Cel. Dla łucznika podobnie jak dla każdej innej rozumnej istoty wydawał się on dość istotny… dlatego chciał wiedzieć co chcieli uzyskać jego towarzysze po wizycie w tej zapyziałej dziurze. W której nawet nie można było uraczyć starej przechódki!

- Czego się spodziewacie dowiedzieć w Podkosach i czy liczycie, że chłopki nagle zmienią taktykę i zaczną wam śpiewać wszystko co tylko chcecie wiedzieć… i wasze chytre metody przyniosą jakieś lepsze skutki niż ostatnio
.- Uważnie przypatrywał się twarzą jakby chciał wyczytać z nich coś więcej niż odpowiedzi, jakich się spodziewał. Poświęcił długą chwilę elfowi… paladynowi… potem kapłanowi i na końcu łuczniczce.

- To ich ostatnia szansa.-odparł paladyn patrząc w ogień.- Może sołtys zmieni zdanie, wiedząc, że jego kłamstwa zostały odkryte. Jeśli nie...-wzruszył ramionami.-Nie mogę nic zataić w moim raporcie. Napiszę co widziałem, co znalazłem, przekażę swoje spostrzeżenia, domysły i sugestię władzom Zakonu w Uran.
Potarł czoło dodając.- Poinformuję sołtysa że trzymając się swoich łgarstw, tylko pogarsza swą sytuację. Ale zmusić go do niczego nie mogę. Zresztą...
Wzruszył ramionami dodając.- Zresztą i tak sprawa drowów to coś więcej, niż tylko mój czy wasz problem. Zakon...a być może nawet władze królestwa muszą podjąć decyzje w tej sprawie.
Britta zaś milczała, w końcu była najemniczką opłacaną przez paladyna. Ja samą Podkosy mało interesowały.

Laure był koszmarnie zmęczony. W zasadzie należałoby powiedzieć że "śmiertelnie" gdyby nie to że mimo wszystko dawno nie czuł się tak ożywiony - niemal jak nigdy w życiu - a wszystko przez wypadki ostatnich dni. Dlatego też zmusił zasypiające szare komórki do wysiłku, skinął głową słysząc słowa paladyna i spojrzał na kapłana czekając aż ten dorzuci to co jego zdaniem było warte osiągnięcia w Podkosach. Iulus jednak nie kwapił się z rozmową więc Aesdil zebrał myśli i wskazał co mu leżało na wątrobie. Cudowny, nienaruszony zębem czasu posąg Galian - czy też Chauntei.

- Nie w naszej mocy leży ruszenie tej rzeźby, ale żal mi patrzeć jak posąg bogini stoi tu bez pożytku. Nie sądzę by Podkosianie mieli tyle ducha by przybyć tu i przetransportować go do wsi z tego przeklętego miejsca, ale usilnie będę ich do tego namawiał. Prawdziwym byłoby marnotrawstwem gdyby kolejne lata stał tu, z dala od wyznawców... Druga zaś sprawa to wypytanie o listy o których mówił chłopak we wsi - może Fardan zapamiętał coś co pozwoliłoby odnaleźć piszącego albo odbiorców. A po trzecie - przez Podkosy chyba właśnie wiedzie szlak do Uran? - zapytał patrząc na paladyna i łuczniczkę.

- Powodzenia z posągiem.- odparł paladyn wzruszając ramionami, po czym dodał. -Ano przez Podkosy pojedziemy do Uran.

- Co do posągu to wątpie czy uda Ci się coś zdziałać-
westchnął Iulus - ale myśle, że zielarz, po otrzymaniu tych kilku pamiątek po tutejszych kapłanach i opowieści o nienaruszonym symbolu jego Pani, może okazać się bardziej skory do rozmowy. To jeno właściwie chciałbym w Podkosach sprawdzić. Może wartało by pod względem listów i o włodarza tych ziem zahaczyć, choć to nie po drodze. Zobaczyć czy coś o Drowach wie.

Wysłuchał ich uważnie. Na jago wiedzę, droga przez wieś to było nadłożenie trzech, a może nawet czterech dni. Dużo zważywszy na to, że nie było tam interesujących spraw. Przynajmniej z punktu widzenia tropiciela. Nie miał ochoty na wyciskanie z wieśniaków informacji jak soku z cytryny... tym bardziej, że nie było tam żadnej dzierlatki którą warto by było docisnąć do łóżka. Miasto dawało zdecydowanie większe możliwości na zaspokojenie już dawno nie zaspokajanych potrzeb.

- Nie jadę do wsi. Kieruję się prosto do Uran.
- Poinformował resztę. - Nie dajcie się tym chłopkom wodzić za nos. Zamiast oglądać ich brudne gęby wolę pogrzmocić jakieś panienki niż mi kuśka do reszty zwiędnie.

- Nie wiem co będę robił... może znajdę tę śpiewającą cizię i ją tam przećwiczę jak trzeba.. W każdym bądź razie jeżeli będziecie chcieli zostawić mi jakąś wiadomość to albo u wróżbiarki Meyai albo u karczmarza Ned’a z Pstrąga.
 
baltazar jest offline  
Stary 09-09-2010, 22:53   #94
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Walka z potworem powiodła się... Zwyciężyli. Trochę dzięki szczęściu. Gdy stwór runął na kapłana i elfa, jego los był przypieczętowany. Bestia zginęła od ciosów miecza i magii.
I skończyła jako pieczyste. A co najważniejsze, nikt nie ucierpiał... w każdym razie, nie za bardzo.

Jednak to zwycięstwo nie cieszyło paladyna. Może dlatego, że ciało nadal miał odrętwiałe po truciźnie motylka? Poza tym, nie przyszedł tu zwalczać demonicznego robactwa. A wykonać misję, jak dotąd nie wykonał.
Po uśmierceniu „motylka”, wraz z tropicielem wytaszczyli na zewnątrz pozostałych towarzyszy. I odpoczywali czekając, aż ich ciała pozbędą się z siebie trucizny.
Obok półprzytomnego kapłana, Raydgast położył jego miecz. Zapewne miał on dla Iulusa wartość sentymentalną.

Ale tym paladyn nie zaprzątał sobie głowy. Oceniwszy stan obu najbardziej poszkodowanych towarzyszy broni, paladyn delikatnie ułożył dłonie na ciele elfa i skupił się nad by leczniczą energią uzdrowić jego rany. Bowiem to Laure oberwał najbardziej.
Jakkolwiek irytujący to był elf i bez żadnego szacunku do Zakonów (aczkolwiek ostatnio starał się to ukrywać, co paladyn potrafił docenić), to jednak nie można go było zostawić bez pomocy.

Po uczynieniu tego gestu, paladyn mógł w spokoju usiąść i pomyśleć, czekając aż minie odrętwienie. I przeanalizować wydarzenia. Od razu widać było w czym tkwi problem tej grupy. Za dużo tu było „wodzów”. Ale przeżyli, wygrali. Nikt nie powiedział, że mają jedną wielką i szczęśliwą rodzinką. I raczej nigdy by nie byli. Za dużo tu własnych celów, za dużo uprzedzeń, niechęci... za dużo własnego ego.
Pod tym względem zakonna hierarchia, miała swój urok. Wiadomo kto pod kim stoi w łańcuchu dowodzenia. U przygodnie zawiązanych grup poszukiwaczy przygód, różnie z tym łańcuchem dowodzenia bywało.


Dopiero po rekonwalescencji całej grupy, można było ruszyć na przeszukiwania. A widoki jakie cała grupka napotykała, nie należały do najprzyjemniejszych. Ciała upchane w kominie, ciała w kokonach z przerażeniem malującym się na martwych obliczach. Raydgast wzdrygnął się na myśl o tym, że mógł tak skończyć. Co gorsza ćma, to dopiero wierzchołek góry, bowiem podziemia zapewne kryły więcej takich koszmarów i pułapek...O czym zresztą paladyn przekonał się niedawno naocznie.

Trupy miały przy sobie swój ekwipunek, lecz te przedmioty nie miały dla szlachcica większego znaczenia. Interesowała go misja... nie zarobek. Zresztą niemal słyszał pogardliwy głos teścia, gdyby zaczął mówić ile zarobił podczas tej misji.
„-Szlachetnie urodzeni nie łupią zwłok.-”...chyba, że na wojnie i znaczniejszych wrogów, ale o ten fakt teść na pewno przemilczałby.
Ważniejszą zdobyczą były listy i symbole. Tylko jeniec byłby cenniejszy.


Potem było dzielenie zdobyczy. Z nich paladyna interesowało jedynie listy pieczęcie i wszelkie symbole. No i może jakiś drobiazg dla Heleny, niewielki klejnot. Bardziej od jego wartości w złocie, interesowało Raydgasta by był ładny, po prostu.
Nie skomentował też wniosków dotyczących elfa, choć były one zbyt daleko idące, jego zdaniem. Z drugiej strony nie widział powodu, by o tym Laure poinformować. Bo i po co?
Rozpętała by się dyskusja, a może nawet i kłótnia z której tak naprawdę nic by nie wynikło.
Elf wydawał nie zdawać sobie sprawy, że cała czwórka osób plus Britta, nie są jedynymi osobnikami działającymi na rzecz dobra w Królestwie czy też na Torilu.

Jeśli miał zamiar ganiać od miasta do wioski i ratować cały świat w pojedynkę... jego wola.
Paladyn zamierzał przekazać listy Zakonowi i wprawić całą tym tą wielką machinę w ruch.
Czasami więcej może zdziałać list przekazany komu trzeba, niż sto machnięć mieczem pośród orków.
Zresztą... teraz za cel upatrzył sobie pozbawienia Tulipa włości i władzy. Uznał bowiem, że mu się nie należą, skoro źle nimi zarządza. A to że jeszcze spiskuje przeciw Królestwu było wystarczającym argumentem.

Laure chciał ostrzec Elethiena Froren i swych pobratymców. I paladyn nie widział powodu by mu w tym przeszkadzać...Bo i pomóc nie mógł.
Miał swoje plany....w których główną rolę pełnił raport, odesłanie listów i rozmowa z wójtem. Ale najważniejsza miała być rozmowa z Thuderdragonem. Iulus przybył tu ścigać jakiegoś barda, elf miał własne cele ( z każdym dniem coraz ich więcej miał), a Helfdan miał swoje motywy (jakie? ...w to już paladyn wnikać nie miał zamiaru).
Drużynie przyjdzie się wkrótce rozstać... prawdopodobnie już w Podkosach. A może w Uran?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-09-2010, 18:39   #95
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Oparłszy plecy o mur Iulus przymknął oczy i rzekł jakby do siebie, ale na tyle głośno by słyszał go Laure:
- Z tego co wiem Vhaeraun zdaję się jedynym patronem Drowich mężczyzn, sprzeciwiającym się panującemu wśród Ilythiiri matriarchatowi. To pomniejsze bóstwo jest bratem Elistraee podobnie jak siostra sprzeciwił się Lolth i swoich wyznawców próbuje wyprowadzić na powierzchnie. Ot problem bo już widzimy że to nie jakiś zwykły rajd łupieżczy Drowów a może próba jego wyznawców osiedlenia się w okolicy. Niepokojąca jest też doktryna Vhaerauna - to pan złodziei, skrytobójców i kłamców. Jeśli jest ich w okolicy więcej możemy liczyć na partyzantkę, sabotaże i zabójstwa we śnie.- kapłan westchnął i spojrzał na barda z blaskiem w oku
- Aczkolwiek jego wyznawcy nie lubią się z kultystami Elistraee, a sam Vhaeraun ponoć jest w wielkim konflikcie z siostrą i próbuję ją zabić. Dziwne skoro oboje wyszli na powierzchnie ze swymi wiernymi. Aczkolwiek Mroczna Panna jest ponoć z natury dobra co może wyjaśniać konflikt rodzeństwa.

Po tych słowach Manorian wstał i rzucił jeszcze
- Nic więcej mi nie wiadomo na jego temat-
Po tych słowach ruszył w stronę Helfdana.

Ściągnął hełm z głowy i wolną dłonią rozmasował kark. Westchnął cicho i spojrzał na tropiciela z kamienną twarzą i powiedział
- Twój powrót do Uran - co Cię tam pcha czy faktycznie martwisz się o kuśkę czy tak Ci nie w smak nasze towarzystwo? - wyprostował się i wbił wzrok w twarz Helfdana
- Nie będę Cie za nic przepraszał, bo uważam, żeś wielce nie rozważnie sprowadził nas do tej zalanej komnaty. Fakt nic się nie stało, ale mogło. A my w nieświadomości potencjalnego zagrożenia byliśmy i odpowiednich środków ostrożności przedsiębrać nie mogliśmy. Za to Cię potępiam... jednak wciąż pozostaje sprawa Barda, którego ścigam i jego uczennicy.
- kapłan zacisnął mocniej szczęki na wspomnienie ściganego
- Wciąż są moim priorytetem i na współpracy z Tobą dalej mi zależy. Przeto chciałbym wiedzieć jak to widzisz. Mówiłeś, że jeśli będziem czego chcieli to CI wiadomość zostawić. Myślałem raczej, że spotkamy się w Uran jeśli w Podkosach nie zostaniesz, że o dalszych krokach w pościgu radzić będziem. Chcę więc wiedzieć co planujesz i jak naszą współpracę dalej widzisz.
Brwi kapłana uniosły się pytająco a oczy, mimo wszystko wyrażały żal, wskazując na to iż Manorian nie chciał w taki sposób z tropicielem się rozstawać.

Kapłan co prawda miał dość niesubordynacji i chaosu jaka panowała w drużynie. Sam jednak nie przywykł do dowodzenia i nie wiedział jak to efektownie robić. Z radością więc przyjmował supremacje paladyna, ale szanował też indywidualizm Barda i tropiciela. Jednak w tej sytuacji wyglądało to tak, jakby bardziej wzajemnie wchodzili sobie w drogę i przeszkadzali niż razem robić coś dobrego.
Iulus musiał przyznać przed Bogiem i własnym sumieniem, że miał nadzieję, iż szybko do Uran powrócą - paladyn zajmie się własnymi sprawami, Laure pogoni za sławą i zabawą, a Helfdan za dziewkami. Bo wtedy o dziwo współpraca jakoś łatwiej się układała.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 11-09-2010, 22:23   #96
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Następnego ranka - ku wyraźnemu niezadowoleniu kapłana i równie wyraźnej uldze Britty - Helfdan pożegnał się i ruszył przez chaszcze w stronę Uran. A przynajmniej w stronę, gdzie powinno było leżeć miasto, gdyż po trakcie nie było ani śladu. Szybko jednak znalazł ścieżkę we właściwym kierunku wydeptaną kopytami czterech koni, dzięki czemu oszczędził Klaczy łysych placków na bokach, a sobie łatania potarganej odzieży. Natomiast reszta podróżników skierowała się do Podkosów.



Mijające dni były smętne i dżdżyste. Z niemałym trudem przekroczyliście wezbraną rzeczkę, a o galopie w podmokłym terenie można było zapomnieć. Monotonnej podróży nie mąciło ani spotkanie z drapieżnikami, ani nawet z driadami. Obciążone zdobyczami luzaki smętnie wlokły się na końcu. Kapiący za kołnierze deszcz i rytmiczne cmokanie błota wciągającego końskie kopyta na zmianę to irytowały to usypiały. Paladyn ponuro rozglądał się wokół burcząc w myślach ile dobrej ziemi się marnuje. Chcąc nie chcąc trochę na gospodarce się znał, bo szlachta królestwa w większości z roli się utrzymywała, toteż dziwił się Tulipowi, że pozwolił by hektary ziemi odłogiem leżały, nie wykorzystywane nawet pod wypas bydła czy hodowlę koni.

Dopiero ostatniego dnia podróży przejaśniło się, ku dzikiej radości Kulla, który miał dość mokrych piór i suchego prowiantu. Podobnie zresztą jak i wy. Na szczęście koło południa w oddali zamajaczyły dachy Podkosów, dając nadzieję na ciepły ogień w kominku, porządną strawę i suche ubrania. Wieśniacy nie powitali was z entuzjazmem, lecz nie można było się chyba spodziewać po nich innej reakcji. Rozlokowaliście się szybko w karczmie, zjedliście ciepły obiad i rozeszliście się po wsi. Tylko Britta została w budynku, najwyraźniej nie chcąc natknąć się na swojego niedoszłego amanta.


***

Oderwany od młocki wójt - rzecz jasna - nie był zachwycony wizytą Raydgasta. Przyjął gościa śliwowicą, nieudolnie starając się zamaskować strach i rozdrażnienie.
- Czemu jaśnie pan kłopocze się znowu wizytą w naszych skromnych progach? - zapytał, nerwowo pocierając ręce, po czym dodał, ze szczerą ulgą w głosie. - Cieszę się, panie, żeście bezpiecznie z Fortecy wrócili. Choć jak te młodziki sobie dały radę, to co wyście nie mieli - podlizał się na koniec.
- Ja też się cieszę. Jak widzicie klątwa nas nie pożarła. Widać nie ona taka straszna. - odparł paladyn z uśmiechem, splatając dłonie za sobą i spoglądając na chłopinę.
- Ano tak, ano tak... Jak kto mocny w mieczu i bogów ma za sobą to nic nie straszne - przytaknął z przekonaniem Gregor.
- Kto praw i uczciwy, ten zawsze ma bogów za sobą.- odparł paladyn, dodając po chwili.- A kto kłamie, ten zawsze się doigra. A skoro już przy kłamstwie jesteśmy, to wasze sołtysie, wyszło na wierzch.
- A co żeście znowu jaśnie panie wymyślili?
- obruszył się sołtys. - Kiedy żem was niby okłamał, co?
- Nie zgrywajcie głupszego niż jesteście. Wiem o liście który żeście spalili. I wiem co w nim napisane było.- odparł spokojnym acz zimnym tonem Raydgast.- Naprawdę, żeście sądzili, że sprawa nie wyjdzie w końcu na wierzch?
- O żadne listy żeście się nie pytali, to mnie o kłamstwo nie oskarżajcie - burknął Gregor. - O drowy żeście tylko pytali o Fortecę, to żem wam powiedział co wiedział i żem nie skłamał, Gallian mi świadkiem - uderzył się w pierś aż huknęło.
-Ale żeście nic nie wspomnieli o liście, gdy was o dziwne przypadki i podejrzane osoby wypytywałem. Normalnym u was palenie cudzych listów, o łamaniu tajemnicy korespondencji nie wspominając? - odparł paladyn nie przejmując się gniewem chłopa. - Mieliście wystarczająco wścibstwa, by list czytać, to wiecie co zawierał...i że takich informacji zatajać nie powinniście. Myślicie że jak będziecie odwracać uwagi od zła, to samo zniknie? Bzdura! Odwracać uwagę od zła, to prosić się o sztylet w plecy.
- Że jak? - chłopina zgubił się przy pierwszym trudniejszym słowie, a widząc, że paladyn ponownie wpada w swoją retorykę potrzeby walki ze złem opadł ciężko na krzesło i postanowił przeczekać. W końcu nie będzie panisku tłumaczył, że im bliżej ziemi tym wszystko nie czarno-białe, a szaro-szare się zdaje. - Słuchajcie, jaśnie panie - rzekł powoli, jakby tłumacząc idiocie. - Jedyne listy co żeśmy spalili to te, co kupiec zamordowany wiózł. Zgodnie z prawem - położył nacisk na ostatnie słowa - żeśmy uradzili, że dobytek kupca na rzecz wsi przejdzie, jeśli się po niego nikt do trzech miesięcy nie zgłosi. A że pergaminy jakieś wiózł, to żeśmy otworzyli myśląc, że tam jakie adresy albo nazwiska będą. Tyle że ani adresatów tam nie było, ani od kogo, ani pieczęci żadnej, nic. A że mokre cholerstwo było i już śmierdzieć zaczynało, to poszło w ogień, co by się nam żadne robactwo nie zalęgło w składach.
- Listy zamokły? - prychnął poirytowany paladyn, wzruszył ramionami. - Lepiej żebyście byli bardziej przekonujący przed urzędnikami królewskimi. Bo jakoś nie znam kupca, który by pozwolił na takie zaniedbanie. - Potrząsnął głową. - Cóż... Ja muszę złożyć raport Zakonowi i opiszę całą sytuację. Włącznie z tym spaleniem listów, które zawierały ważne informacje. Nie wiem, do kogo to trafi i kogo tu ściągnie. Oprawcy królewscy do miłych osób nie należą. Chyba że...

- Może wasi kupcy złote tuby mają, ale widać nie każdy taki fortunny. Róbcie co uważacie -
Gregor zacisnął usta w wąską kreskę. - Przecie wy doskonale wiecie co się kiedy i jak wydarzyło. I nie uwierzycie w nic póki waszej wersji nie potwierdzę, to sobie języka co strzępić nie mam. Na sir Lususa psioczyliście a samiście nie lepsi - tamten mieczem a wy torturami straszycie, jak się nie zrobi co chcecie. Zresztą... - wzruszył ramionami z rezygnacją osoby, która jest już pewna swej zguby - ...i tak pan nasz jak się dowie, żeście na wieś donieśli, to wcześniej się tu zjawi i oprawcy nawet i z Otchłani zeznań nie wyciągną, obojętnie - prawdziwych czy nie.
- Kłamać mi nie wolno. A zatajenie prawdy też kłamstwem bywa.-
odparł paladyn i spojrzał na chłopa dodając.- Nie interesuje mi szkodzenie waszej wsi, jeno prawda. A tej mi odmawiacie, za wykrętami się kryjąc. I czemu? Bo się swojego pana boicie. I to bez powodu.
Nie zamierzam podawać skąd się wywiedziałem, wystarczy że poinformuję czego się dowiedziałem. A co do Tulipa, to sam zamierzam zrobić co w mej mocy, by go usunąć z Królestwa, bo wielce podejrzana to persona i szuja pierwszej wody.

- "Bo się pana boimy"!? - wójt pociągnął tęgi łyk śliwowicy, po czym zaniósł się ochrypłym śmiechem. - A kogo niby mamy się bać jak nie jego? Sądów waszych, paladynów, rady w stolicy?! Gdzie oni byli jak nas bandyci napadali? Gdzie byli jak najemni Tulipa nam młódź wycinali i dziewki gwałcili? Gdzie byli, jak za obronę przed nimi pan nas wybatożyć kazał i podatki zwiększył? - Gregor zacisnął usta i z goryczą rzekł - Może sprawiedliwość pięknie z górskiej twierdzy wygląda, ale tu, przy samej ziemi pan chłopu bogiem i jeno jego obawiać się musimy. Wiele wody upłynie nim wasze raporty gdziekolwiek dotrą i daję ci słowo, łaskawy panie, że nim się ta sprawa zakończy to ja dawno gnić w ziemi będę, przez jego ludzi utłuczon.
Pociągnął jeszcze jeden łyk i westchnął - Nie wiem czego ode mnie usłyszeć chcecie, ale w listach nic o drowach nie było. Trzy były jednakie, nie oznaczone niczym, bez adresów ni podpisów. "Łaskawy przyjacielu" czy jakoś tak się zaczynały, a pisane jakby kto pijany bazgrał, bez ładu i składu. I tyla.
- A wiesz czemu sądy nie działają sołtysie? Bo jak trzeba zeznawać, to jakoś nikt z chłopów nagle nie ma odwagi. A sądy nie mogą działać na podstawie plotek. Tylko zeznań i dowodów.O tak, łatwo narzekać na króla, łatwo wymagać od paladynów by poratowali...tyle, że jak ma Zakon poratować, skoro brak wam odwagi, by skargę do Zakonu posłać? Łatwo narzekać, łatwo wymagać, trudniej samemu coś zrobić. - paladyn wyłożył pergamin i inkaust, siadł i rzekł patrząc wprost w oczy chłopa.- Ale macie szczęście, macie okazję udowodnić mi, że się mylę. Dyktujcie wszystko co zrobił złego w okolicy Tulip. Wszystkie jego złe uczynki. List będzie anonimowy i postaram się by wam przy tej okazji krzywda nie spotkała. Ale jeśli mam Tulipa usunąć, to nie zrobię tego bez waszej pomocy.
- Ano...ni... znaczy się, że nas nie podpiszecie, że my to my? - Gregor przez dłuższą chwilę w rozterce wpatrywał się w paladyna, zdziwiony jego naglą przemianą. Wreszcie rzekł - Ale napiszcie, że we wszystkich jego wsiach tak jest, co? Bo to i prawda, ci bliżej dworu ponoć nawet gorzej mają - upewnił się, po czym niepewnie zaczął wymieniać przewiny Tulipa; od tych najzwyklejszych jak grabieżcze podatki i nieuczciwi poborcy, co ułamek rynkowej ceny płacili, po zakaz upraw poza wyznaczonym terenem, brak ochrony przed zbójcami, zakaz noszenia broni, a wreszcie mordy i gwałty, jakich dopuszczali się we wsi jego najemnicy i okrutną karę, gdy Podkosianie ośmielili się bronić swych rodzin.

Raydgast
spisał dokładnie słowa sołtysa, unikając nazw i odwołując się do ogólników, kończąc cały donos słowami..."ze względu na dobro osób zeznających szczegóły zostały zostały utajnione." Spojrzał z zadowoleniem na tekst mówiąc.- No i nie można było tak od razu? Zakon nie uchroni was od krzywdy, jeśli nie będzie wiedział żeście krzywdzeni.
Wzruszył ramionami dodając. - A gdyby się ludzie od Tulipa pytali, to...mówiłem wam tylko, żeśmy klątwę z zamku co prawda, przegnali. Ale...nadal lepiej trzymać się od niego z dala. Zwłaszcza od tego, co jest...pod nim. O czym właśnie cię informuję, więc kłamstwo to nie będzie.

Wójt uśmiechnął sie blado. Jak na jego chłopski rozum list bez podpisu nikogo nie uchroni, ale to nie jego rzecz była. Bąknął tylko - I tak sir Lusus poborcę naszego złapał, to się rzecz pewnie już wydała... Jak chcecie to wam jeszcze rzeczy zamordowanego kupca pokazać mogę, ale tam nic ciekawego nie było. I te listy na prawdę zamokły... ale też dziwaczne były i żeśmy się bali, że ten co Hadalusa zamordował to wróci pomordować nas też, jak się dowie, że jakoweś były - wyznał na koniec - No bo jak te młode nie zabiły kupca to kto? Przecie nikt z naszych, a rzeczy zabitego u nich leżały!
Donos paladyn schował za pazuchę, co by go nie zgubić i rzekł.- No to pokażcie też , a co do zabójców.To nie wierzę, że to ktoś z was. Owych młodych też nie podejrzewam. A prawdziwy zabójca już pewnikiem daleko stąd. I raczej nie wróci.
- Sir Lusus twierdził, że to drowy zrobiły i że się przyznały, ale mnie się jakoś nie widzi...
- odparł śmielej Gerard prowadząc paladyna do stodoły, gdzie stały wozy zmarłego kupca. Ich zawartość nie była dla Raydgasta interesująca - ot, zwykłe przedmioty na handel i to przeciętnej jakości: skóry, futra, jakieś błyskotki z miedzi i cyny, trochę narzędzi; szwarc, mydło i powidło. Zastanowiła go tylko niezwykła ilość gotowizny znajdująca się w mieszku Hadalusa. Nie znał się na handlu, nie zdawało mi się jednak by na takich towarach można było aż tyle zarobić. I czemu złodzieje nie zabrali złota albo choć listów? Nie wiedział i pewnie już się nie dowie. Pożegnał się więc z wójtem - któremu z tego powodu wyraźnie ulżyło - i ruszył do karczmy uzupełnić raport oraz przygotować się do drogi.


***

Przemoknięty Helfdan dotarł do Uran mniej więcej w tym samym czasie co reszta drużyny do Podkosów. Od razu zadekował się w Pstrągu, oporządził Klacz, a potem samego siebie. Ze smakiem spałaszował pół pieczonego prosiaka, górę ziemniaków ze skwarkami, michę kiszonej kapusty, popił garncem piwa, poklepał po tyłku służebną dziewkę i w końcu poczuł się jak w domu. Co jak co, ale odpoczynek po tej osobliwej wyprawie mu się należał. Służka była niczego sobie i bardziej niż chętna, jednak klientów przybywało, a tropiciel nie miał zamiaru czekać do późnej nocy na skorzystanie z uroków cywilizacji.




Rozejrzał się więc za jakąś inną dziewką, co by mu wieczór umiliła; błysnął złotem i szybko znalazł towarzystwo - nie jednej, lecz nawet dwóch nadobnych niewiast wątpliwej reputacji lecz niewątpliwych wdzięków. A że to właśnie wdzięki obchodziły tropiciela najbardziej... zanim opuścił łożnicę było już południe dnia następnego.

Dojście do kamienicy, w której rezydowała Meyaia zajęło mu trochę czasu, w końcu jednak trafił. Drzwi otworzył mu znajomy ryży kurdupel.
- Co, maść się skończyła czy kuśka innym paskudztwem oblazła? - wyszczerzył się, wpuszczając tropiciela do środka i kierując na piętro. Wróżka siedziała przed lustrem odziana w żółtą szatę, czesząc swoje długie, kręcone włosy. Helfdan musiał przyznać, że w porównaniu z przygodnymi dziewkami ta była na prawdę niezwykła. Zapewne w porównaniu z niektórymi szlachciankami również.

- Długo będziesz tak stał? - Meyaia spojrzała na niego w lustrze, z lisim uśmiechem wskazując na zaścielone łoże. - Tam siadaj - odepchnęła go, gdy próbował pociągnąć ją na łoże. - Najpierw interesy. Wywiedziałam się co nieco o twojej błyskotce, choć łatwe to nie było. Nie ma wielu ludzi interesujących się dawnymi sprawami. Elfów ci w Uran jak na lekarstwo, a te co tu mieszkają to nic gadać nie chciały. Dobrze, że na Jarmark zjechało się tyle ludzi... Ale do rzeczy. 70 sztuk złota - wyciągnęła drobną dłoń w stronę tropiciela. Dopiero gdy monety zmieniły właściciela zaczęła mówić. - Ten księżyc to symbol starego elfiego rodu; rodu który ponoć wyginął całkiem w walkach z Urgulem dwieście lat temu. Choć słyszałam, że wiele dzieci odesłano z Pyłów na początku wojny, więc może część przeżyła. Inna plotka mówi, że ktoś zabijał potomków elfów z Levelionu - czyli z Pyłów - jeszcze długo po wojnie. Może nawet i do teraz. Pewnie żeby nie miały szansy odzyskać i użyć mocy swojego dziedzictwa. Dlatego ich miasta w Wilczym Lesie są tak dobrze obwarowane.
W każdym razie ród od księżycowego herbu był rodem potężnych magów i zaklinaczy... i pewnie wojowników też, patrząc na ciebie
- przesunęła mu dłonią po mięśniach mężczyzny. - Ponoć to dla mocy takich właśnie rodzin Urgul podbił Pyły, dla ich wiedzy i magicznych przedmiotów. Nie mam pojęcia czy akurat ich potomkowie żyją gdzieś w Królestwie, a co do twojego dziedzictwa to cóż... pewnie leży i śniedzieje gdzieś w ruinach na wschodzie. Ponoć po zwycięstwie nad Nekromantą nie złupiono Pyłów, tak mocno wszystko było przesiąknięte jego złą mocą. Nawet teraz nigdy nie słyszałam by ktokolwiek stamtąd powrócił i jeszcze coś przyniósł - a z pewnością głośno by się tym chwalił. Ale chyba tobie tylko w to graj, co? - uśmiechnęła się krzywo. - Brak konkurencji do skarbów i tytułów... A tytuł pewnie ci się należy, zwłaszcza że po ojcu elfem jesteś. Choć ja się tam na elfich prawach nie wyznaję.
To co, zajmiemy się teraz czymś bardziej przyjemnym? To już dostaniesz za darmo -
rzekła, popychając go do pozycji leżącej i przyciągając jego twarz do swojej...

***

Raydgast, Laure, Britta i Iulus dotarli do Uran w kilka dni po tropicielu. Paladyn od razu poprowadził ich do gospody, w której zgodnie z umową miał czekać Thunderdragon... i zbaraniał, gdy zamiast dowódcy zastał posłańca w barwach tormitów, który na dodatek miał mocno w czubie. Przeliczywszy szybko Paladyn stwierdził, że spóźnił się na spotkanie o całe 7 dni. Szczęście w nieszczęściu Thunderdragon nie zostawił ustnych dyrektyw a listy, toteż Raydgast mógł być przynajmniej pewny wierności przekazu.

Pierwszy pergamin nie przyniósł żadnych odpowiedzi co do dalszego postępowania, jednak wzbudził niepokój paladyna. Stało w nim, że Raydgast Silvercrossbow działa z ramienia zakonu i wszelka dostępna pomoc ma mu być udzielona od zaraz. Oznaczało to, że pozostały z trzech listów zawiera nowe rozkazy, bynajmniej nie nakazujące wrócić Raydgastowi do domu a wręcz przeciwnie. Ze złością złamał kolejną pieczęć i przebiegł wzrokiem po tekście, napisanym w zaskakująco familiarnym tonie.


Cytat:
Drogi towarzyszu broni i Przyjacielu.

Tuszę, żem Cię zastał w dobrym zdrowiu. Wiem, że dalsza część listu nie wprawi cię w zadowolenie, jednak misję tą tylko zaufanym ludziom powierzyć mogę. Dlatego wybieram ciebie mimo, że wiem, żeś ten temat z wielkim pobłażaniem traktował. Do rzeczy więc.

Pierwsze i mniejszej wagi, to sprawa bardki owej, co ją helmici szukali. Za nią i najmłodszym Crowfieldem drużynę posłałem, jednak z niczym wrócili, w dodatku na mantikorę się natknąwszy. Potwora niczym dziwnym by nie była gdyby nie fakt, że Gardar Tulip zakupił ją do swej kolekcji, a wedle słów jego sługi to właśnie szóstka młodych podróżników na wolność ją wypuściła, a dodatkowo ze złota i listów polecających okradła. Zanim moi ludzie rozprawili się ze zbiegłą poczwarą, ślad po tamtych zaginął wśród wielu innych, bo trakty teraz podróżników pełne.

Druga rzecz to jej mentor, Stick. Jak już mówiłem ludzi swoich po Królestwie mam i po twym wyjeździe listy dostałem niepomyślne wielce. Bard samopas na wschód się udał, ku elfim miastom niby... ale i Pyłów to kierunek. Pewnie rzec byś chciał, że skoro w tutejszych bibliotekach nie znalazł nic ciekawego to w domostwach elfów natchnienia szukać chce - tyle, że luzaki dwa ze sobą wiózł, ciężko objuczone prowiantem, obrokiem, narzędziami górniczymi i nie tylko. By do Północnego Lasu się dostać takich zapasów nie trzeba! A wszystkie bagaże potężną magią śmierdziały. Co gorsza jednak autora mego listu znaleziono zarżniętego w okrutny sposób, a nie był on pierwszym lepszym chłystkiem, co by się w uliczce zaciukać dał. Od kilku innych wieści nie mam już od dłuższego czasu, toteż obawiam się, że skończyli podobnie, a ciała ich dawno robaki toczą.

Zapewne półelfia bardka pomknęła ku swemu mentorowi, gdyż z północnego traktu łatwo na Pyły odbić; może nawet resztę młodzików zwiodła, by w niecnych planach im pomogli? Kto wie. Ponoć do Elethieny jechali; mam nadzieję, że nie planują targnąć się na jej życie - życie jedynej osoby, która jest w stanie pokonać Urgula. Mimo, że to mało prawdopodobna opcja, wysłałem jednak na północ gryfiego posłańca, by Rudą Panią ostrzegł. Niemniej to, czy ruszyli do Pyłów czy do domu czarodziejki pozostaje dla mnie tajemnicą.

Próbowałem przekonać mistrzów, by ekspedycyję na wschód wysłali, jednak wszyscy orkami się wymawiają mimo, że najemników więcej niż w zeszłych latach już mamy, a to dopiero początek jesieni. Wprost z Urgula się śmieją, za nic nauczkę z dawnych wojen mając. Mam wrażenie, że ktoś łeb sprawie próbuje ukręcić - może miałeś rację, że coś złego w Zakonie się dzieje?
Modliłem się długo do Torma, by poratował mnie swą łaską i mądrością, i - podobnie jak przełożony owego Manoriana, którego poleciłem twej pieczy - pewność mam, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. Nakazuję ci więc zebrać ludzi, wyruszyć na wschód, do Pyłów i dopaść tego skurczysyna, co się po Królestwie panoszy jak po własnym podwórku. Jeśli ci złota brak, w załączeniu masz weksle do mego prywatnego zapasu, którym dowolnie rozporządzać możesz. Raporty obecne oddaj posłańcowi; ma on rozkaz w trymiga wracać do Twierdzy gdy tylko odbierze je od Ciebie.

Co do kapłana z południa - jeśli godzien zaufania się okazał, udziel mu wszelkich potrzebnych informacji i zaopatrz w list polecający, który znajduje się w kolejnym zwoju. Znajdziesz tam także list gończy za Stickiem, który "za wiele przestępstw bluźnierczych przeciw bogom i ludziom z całego Faerunu" ma być schwytany i przed sąd doprowadzony. Tuszę, że nie mierzi cię taki wybieg; gdyby kto pytał o powód podróży to ów obity mą pieczęcią mieć będziesz.

Wiem, że wolałbyś teraz wrócić do żony i dzieci; pamiętaj jednak, że jeśli Urgul zmartwychwstanie ani oni, ani nikt inny nie będzie bezpieczny, a ty zamiast w domu siedzieć i ich chronić, za rozkazem na wojnę pójdziesz, z byle najemnikami i starym teściem na pastwę losu ich zostawiając. Urywając łeb temu Stickowi, wężowi w ludzkiej skórze bardziej rodzinie się przydasz niźli wydeptując ścieżki pod żony komnatą, gdy ta w połogu będzie.

Niech Torm ma cię w swej opiece, a wiara prowadzi do zwycięstwa
Tornwald Thunderdragon
 
Sayane jest offline  
Stary 12-09-2010, 13:33   #97
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Podróż z fortecy do Podkosów minęła spokojnie męcząc nieznacznie podróżnych typowo jesienną pogodą. Chimiera człapał smętnie i co rusz prychał na błocko osiadające na jego pęcinach. Jednak nigdzie nie było im śpieszno więc mogli na marudzenie zwierzaków oko przymknąć.


Gdy dotarli do wsi, kapłan szybko w karczmie się zadekował - konia oporządzić polecił i w izbie najętej toboły złożył. Zaraz też bez strawy ani napitku ruszył w stronę chaty zielarza, przy okazji zabierając ze sobą rozentuzjazmowanego barda.

Iulus i Laure zastali Fardana na sortowaniu jakichś ziół. Na ich widok uniósł się z zydelka i skłonił lekko, z niepokojem w oczach. Manorian uśmiechnął się łagodnie i ukłonił starszemu mężczyźnie. Uspokajającym gestem wskazał też jego zydel i powiedział:

- Usiądź, usiądź Fardanie z darami i dobrymi wieściami do Cię przychodzim - łagodny uśmiech nie znikał z twarzy kapłana gdy wyciągał z plecaka ornat, sztylet i kamienny wisior znaleziony w postumencie posągu tutejszej bogini plonów.
Oto co znaleźliśmy w ruinach świątyni i przyszliśmy oddać Tobie jako spadkobiercy wiary - Iulus z namaszczeniem ułożył odnalezione rzeczy na ławie obok starca. - Niechajże raduję się Twe serce ponieważ Pani Twa - Galian - nie opuściła swego przybytku i święty jej posąg wciąż stoi tam nietknięty zarówno zębem czasu jak i łotrowską ręką złodzieja.

Fardan drżącymi rękami sięgnął po święte przedmioty, po czym szybko wytarł dłonie je w spodnie i wyciągnął ponownie w stronę znalezisk. Z namaszczeniem obejrzał sztylet i wisior, ostrożnie rozłożył szatę, a gdy uniósł głowę po jego pomarszczonej twarzy spływały łzy.
- Dzięki ci, dzięki, panie, widać że bogini czuwa nad tobą i spogląda łaskawym okiem - rzekł, potrząsając dłońmi kapłana. Wyglądało na to, że zaraz zacznie go całować po rękach. - Będę tych skarbów strzegł i przekażę tylko swemu następcy, jeśli takowego dożyję!

Iulus delikatnie położył dłoń na ramieniu mężczyzny, trochę by odwrócić jego uwagę od własnych dłoni, trochę by go w razie potrzeby powstrzymać przed dalszym namaszczeniem jego osoby

- Jestem jeno skromnym sługa mego Boga, którego serce szczerze raduje się, że pomóc Tobie i wiernym w Podkosach mogło. Przeto więc raduj się i dziękuj swej bogini, że me serce i dłoń poprowadził bym te święte dary mógł Tobie tu przynieść, a także że sczeznąć w przeklętej fortecy nam nie dała.- odczekał chwile szczerze radując się szczęściem zielarza i po chwili ukucnął obok niego spojrzawszy najpierw na Barda, w końcu przeniósł wzrok na zapłakane oblicze Fardana.
- Martwi mnie przeto bracie jedna rzecz - zaczął łagodnie, spoglądają z troską w oczy zielarza. - Zdaje mi się Fardanie, że jeszcze coś Cie trapi, Ciebie i mieszkańców Podkosów. Chciałbym Wam pomóc. Powiedz mi proszę jak? Cóż to za cień kładzie się na Twoich myślach? Czy jeszcze jakie bandy w okolicy grasują, a może władyka zbytnio podatkiem uciska? Może jakie schorzenia na które moja moc lecznicza pomóc by mogła? - Pytał łagodnie, z troską i przejęciem w głosie wkładając całą swoją dobroć i współczucie w każde słowo i spojrzenie.

- Dzięki ci, szacowny kapłanie, ale już dość nam pomogliście. Te dary to większe szczęście niż nasza wioska mogłaby sobie wymarzyć, a ciężaru spraw codziennych z barków nam zdjąć nie możecie
- starzec uśmiechnął się blado. - Bandyci nas nie trapią, bo jak Jarmark jest to strażników wielu się kręci, z chorobami tutejszymi jakoś sam sobie radzę, a co do innych spraw... Nie pytajcie, jeśli nie chcecie kłamstwa usłyszeć - zakończył smutno.



Kapłan pokręcił głową smutno.
-Czemuż to kłamać mielibyście, cóżeśmy Ci uczynili że prawdą nas raczyć nie możesz? Cóż tak strasznego na Twym sercu ciąży, że przyjazne dusze fałszywym świadectwem chcesz chronić? Jeśli naszego gniewu się obawiasz, to wiedz, iż nie musisz. Ani ja ani tu obecny Aesdil Laure krzywdy Ci nie wyrządzim, jeśli chcesz poprzysięgniem też iż Twej tajemnicy dochowamy po grób sam - spojrzał na barda oczekując potwierdzenia z jego ust. Później znów spojrzał z troską na pokryte zmarszczkami strapione oblicze Fardana .

Elf jedynie skinął głową, jednak na tyle energicznie by Fardan miał wyraźne potwierdzenie że pary z ust nie puści na temat. Jak się jednak okazało za chwilę - daremny był to wysiłek.
- Po cóż wam tajemnica z którą nic zrobić nie możecie? - rzekł zielarz - Znamienitsi od was nic poradzić nie mogli, to i was troskać nie będę. Zresztą... zresztą pomoc już w drodze jest, z łaską Gallian za dwa czy trzy dekadni powrócą, to i może się wszystko dobrze skończy.

- Rozumiem, będę się modlił o Wasze zdrowie i szczęście - Skinął głową kapłan, choć troska nie zniknęła z jego oblicza. Wstał i odwróciwszy głowę w stronę elfa uniósł brwi jakby w geście zapytania czy ten chce spróbować uzyskać od zielarza więcej informacji.

Dopiero wtedy Laure odezwał się wreszcie. Z entuzjazmem podobnym fali powodzi po zerwaniu tamy, dodajmy.
- A któż to z pomocą wam bieży, mości Fardanie? - zaciekawił się - Jeśli pomocy udzielić im będziemy mogli w tym zbożnym dziele, jasne jest że nie odmówimy jej, a sami widzicie że choćby drowów coraz więcej się tu kręci... - na dowód tych słów pokazał trzymane w dłoniach kuszę i sztylet, ewidentnie wyrobu mrocznych krewniaków, a które zabrał z karczmy na taką właśnie ewentualność.
- Nie wnikam w to co was trapi skoro mówić nie chcecie - powiedział nawet z odrobiną ulgi, bowiem skoro pochodzący z ludu Helfdan nie garnął się do pomocy, a nawet miejscowy paladyn umył ręce - tym bardziej nie miał zamiaru narzucać się Podkosianom - jeśli jednak znać będziemy imiona będziemy wiedzieć kogo możemy otoczyć opieką w razie potrzeby.
Musisz wiedzieć mości Fardanie że Galian wyraźnie szacownemu Manorianowi sprzyjała. Kluczem, który znaleźliśmy przy ciele jakiegoś nieszczęśnika który go skradł najwidoczniej, świątobliwy Iulus jakby natchniony przez boginię w mig skrytkę otworzył - ani zdążyliśmy się obrócić a już święte przedmioty w swych ramionach tulił! Pamiętam jako żywo jak znakomicie to nasze serca podniosło nim ruszyliśmy przed siebie. Spoglądając na nie uszkodzony mimo tylu lat opuszczenia, kunsztownie wykonany wizerunek boginii pomyślałem później że to znak by wypytać cię o pewną rzecz która od jakiegoś czasu mnie trapiła w związku z Podkosami... - bard przerwał i sięgnął do świeżo napełnionej manierki by przepłukać gardło, podał ją również kapłanowi i Fardanowi, przedłużając oczekiwanie tego ostatniego i oceniając czy ma starego tam gdzie chciał go mieć - niepewnego, patrzącego na Manoriana niczym na wybawcę i obawiającego się następnych słów.
Otóż, byłem ciekaw czy dobrze zapamiętałem treść pewnego listu który ty z kolei doskonale znasz - wyjaśnił -
Mam nadzieję że nie nadwerężę cierpliwości Galian jeśli wspomnę jej imię przypominając sobie jego treść. A oto i ona:
"Do Levelonu najemnik posłany, w pieczęć Potężnego wyposażon. Bać się nie musicie, że samopas poszedł. Pieśń i miecz go prowadzą, a obcy najemny lepszy niż niejeden tutejszy, bo strachu nie zna, jeno chciwość go gna. Mocy jego i wiedzy się nie bójcie, imion naszych nie zna. Usiecze się go potem i tyle. Starym elfom ani śni się swe skarby sprzedawać - załatw złodzieja niegildiowego, co do dworów w Wilczym Lesie włamać się zdolny będzie. W dowód zaufania przekażę ci skrawek duszy Potężnego, jak tylko odzyskać się nam go uda. O księżycowym pierścieniu nadal nie wiem nic. Tulipowi nic nie mów, z sobie wiadomych źródeł wiem, że konszachty z Upadłymi ma, co zgubę na nas niechybnie przywiodą."
Wyćwiczonym w oracji głosem przytoczył treść zdradzoną przez chłopaka Helfdana, pozbawiając jej niepotrzebnych echów i wtrętów, za to pilnie obserwując twarz starszego wioski.
- Widzisz, mości Fardanie, tak szczęśliwie wybroniliśmy się w Fortecy że poczytuję to za dobrą monetę że i twoją pomoc dla mej pamięci uzyskam bez trudu... - dodał -
Wspomóż mnie proszę to i ja ci coś doradzę...

Fardan obojętnym wzrokiem obrzucił ukazaną broń - jeśli bard uważał, że prosty wieśniak zna się na jakimkolwiek orężu, to się grubo pomylił - za to z uwagą słuchał tyrady elfa, ignorując niewygodne pytania. Przy wspomnieniu listu zesztywniał, po czym z nieskrywaną pogardą spojrzał na obu mężczyzn.
- To tak się sprawy mają... Nic za darmo, prawda? Nic za darmo... - rzucił okiem na świątynne precjoza, potrząsnął ze smutkiem głową, po czym przeniósł wzrok na elfa. - Nie możesz oczekiwać, panie bardzie, że stary człowiek będzie grzeszył pamięcią równie dobrą, co taki młodzik jak ty. Treść listu dobrześ zapamiętał, to nie wiem czego więcej ode mnie wymagasz. A dorady żadnej od ciebie nie chcę, bo o jej cenę strach pytać. - pokręcił stanowczo głową i mruknął pod nosem -
Dobrze Jens gadał, co by pergaminy spalić, bo jeno kłopoty sprowadzą, oj dobrze.
Podniósł się z zydla i obrzuciwszy kapłana rozczarowanym spojrzeniem rzekł: Czymś jeszcze mogę służyć łaskawym panom? Jeśli nie, to robota czeka, bo zima za pasem.

- Nie obruszaj się Panie Zielarzu, to nie cenę za usługi Ci dyktujem, jeno szczerze i z dobrego serca się o Podkosy i dobro mieszkańców martwim. Uwierzcie mi.- dodał prędko żywo zmartwiony Manorian. - Żadnej zapłaty od Was nie wymagamy, boimy się też o całe Królestwo skoro władyka tutejszy z jakimiś zbójcami i Upadłymi komitywę trzyma. Ot, cała nasza ciekawość i prośba o Twoją teraz pomoc w odkryciu spisku wypływa. - Iulus spojrzał przepraszająco na Fardana.
- W imię Gallian? - z lekkim szyderstwem w głosie dodał Fardan, po czym wzruszył ramionami i opadł na stołek. - Nie chcę wiedzieć skąd o listach żeście się dowiedzieli, czyście sami w tym spisku nie są i dla siebie ich nie szukacie, bo się na darmo nerwować nie będę. Dla nas list ten jak bredzenie pijaka był, ni ładu ni składu w nim pojąć nie umielim; a że imię Tulipa tam stało to dla bezpieczeństwa żeśmy listy spalili, co by jego ludzie nic przeciw nam znaleźć nie mogli. Podpisu ni adresu tam nie było, tuba nieoznaczona... Kupca też nie znaliśmy, pierwszy raz się tu zjawił. Jeno dziwne, że lądem a nie rzeką przybył, bo ze stolicy tu traktu porządnego nie ma, tylko przez pola i błota jechać należy. Tyle. Nikt z nas więcej nie wie i nikomu tym co wiemy nie zagrozimy, bo każdy o tym mordzie jak najszybciej zapomnieć pragnie.
- Dziękuję bracie - Iulus spojrzał znacząco na Aesdila, w nadziei że ten zechce już skończyć rozmowę.

- Zachowaj swe rozczarowanie i oskarżenia dla siebie, mości Fardanie - elf nie odpuścił bowiem rozzłościła go hipokryzja starszego wioski - Narzekacie jak to wam źle i niedobrze, marudzicie że znikąd pomocy, a kiedy i kapłan Boga Sprawiedliwości przybył, i paladyn zakonu który o wasze bezpieczeństwo jest zobowiązany dbać, to jedynie milczeć potraficie. Chyba Gallian we własne osobie powinna zstąpić do Podkosów żeby was do czegokolwiek przekonać. Radę dam tak czy siak, za darmo, mimo twoich przekąsów - posąg nie naruszony został ani przez czas ani bluźnierców, a zdaje się że nie jest przytwierdzony do postumentu na którym tkwi. Wielki jest, jak zapewne wiesz, ale wspólnym wysiłkiem zapewne dalibyście radę go przewieźć do wioski. Może to sprowadzi więcej szczęścia na Podkosy, gdy tu będzie miała swoją siedzibę, a nie w tym przeklętym miejscu... - Laure był zły na samego siebie że "zależało mu" i choć raz przyznał w duchu rację Helfdanowi. - Zapłaty żadnej nie żądamy, za posiłek w karczmie rozliczymy się uczciwie, żebyście stratni nie byli na naszym przyjeździe... - machnął ręką i wstał - Owocnej pracy.

Manorian wzruszył ramionami i skłonił się zielarzowi. Nie dziwił się nadto obruszeniu elfa. Sam przywykł, że w Srebrnych Marchiach wszędzie witano go w miarę przyjaźnie, a nikt tym bardziej pomocy kapłana nie odmawiał i kłamstwami czy przemilczeniem nie wykręcał. Dziwna była ta więś i jego mieszkańcy. Iulusa martwiło to tym bardziej, że ze wszech miar wykazał dobrą wolę i chęć niesienia im pomocy - a tu dupa blada jakby pewno rzekł Helfdan.
Kapłan jednak zmuszać nikogo do niczego nie miał zamiaru. Nie był u siebie i obyczajów tutejszych w pełni nie wyznawał, stąd i może autorytet Tyra niewiele pożytku tutaj przynosił.

- Żegnajcie więc Fardanie Zielarzu, oby Galian w zdrowiem Cie obdarowała i piecze nad Tobą i Podkosianami trzymała.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę karczmy.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 13-09-2010, 11:58   #98
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Lokalne bóstwo, spozierające z góry na zgromadzonych przy ognisku i dzielących się łupami, zapewne zbudowane było widokiem - miast wyzwisk których oczekiwało, ku swemu zdumieniu dostrzegało że podróżnicy lepiej lub gorzej ale dogadali się bez brania się za łby (choć bez kłótni się nie obyło). Aesdil jedynie widząc spojrzenie Britty wzruszył bezradnie a przepraszająco ramionami - odruchowo podzielił klejnoty tak by i jej jeden przypadł, uznając że jej udział w powodzenie wyprawy wcale nie jest mniej znaczący, skoro jednak spotkało się to ze sprzeciwem... Tyle jednak wyszło dobrego z całej sytuacji że bacznie nadstawiając ucha dowiedział się jak ceny za poszczególne przedmioty się kształtują - zwłaszcza za zbroje, bo z tymi siłą rzeczy niemalże nie miał wcześniej do czynienia. Na luzaka wybrał najbardziej łagodne zwierzę jakie ostało się po mrocznych jego krewniakach - nie przypuszczając by kiedykolwiek szarże z lancą w dłoni miał prowadzić, swą znajomość z siodłem i tego co pod nim ograniczał do niezbędnego minimum - a złośliwy charakter Indraugnira wcale nie zachęcał go do zmiany nastawienia...

* * *

Laure nie od razu zrozumiał ze słowa Manoriana o potomstwie Lolth są skierowane do niego, zaraz jednak skupił na nich uwagę. Wysłuchał kapłana w milczeniu, pokiwał głową na znak że docenia jego wysiłek. Trochę mu też złość minęła na perorę, którą Manorian go wcześniej uczęstował.
- Dziękuję Iulusie, dobrze dowiedzieć się czegoś nowego.


* * *

Opowieść o Vhaeraunie i implikacje wynikające z obecności jego wyznawców tak go wciągnęły że nawet z rana, gdy wybudził się ze zwyczajnych mu koszmarów, obracał je w głowie. Po raz kolejny zdał sobie sprawę z braków w swej wiedzy. Skrzywienie ust nie dotyczyło tylko bólu całego ciała.
- Ano właśnie...
- mruknął spoglądając na torbę kryjącą jajo w piernatach. Wynik wczorajszego badania po prostu go zatkał, dopiero po chwili zaczął się zastanawiać czy brak jakiejkolwiek emanacji magicznej ma czy też nie ma uzasadnienia. I nie potrafił się zdecydować. Zamiast tego więc zajął się tym w jaki sposób problem rozwiązać. Magów z Uran z miejsca skreślił, traktując ich jako ostateczność. Znalezisko na pewno wzbudziłoby niezdrową sensację i rozgłos, może i wystarczające by zaalarmować "prawowitych właścicieli" jaja. Co więc mu pozostało? Elethiena Froren? Zapewne najwięcej mogłaby powiedzieć o jaju a i przydałoby się z nią porozmawiać, bowiem sprawa wskrzeszenia Urgula ewidentnie była powiązana z osobą jego pogromczyni, ale ... nie wiedział jak do niej trafić. No i odległość. Głowił się niewąsko. Nagle olśniło go - wuj Sorg! "Mój wuj zajmuje się artefaktami i historią" - przypomniał sobie nieśmiałe słowa dziewczyny. Uśmiechnął się na wspomnienie tej chwili, zaraz jednak spoważniał. Jął szybko roztrząsać problem. "Mieszkał w karczmie, więc przyjezdny. Ale kupcem nie jest, trudno przypuszczać by przyjeżdżał z daleka. Nie wiem gdzie mieszka, nawet jak się nazywa. Ale karczmarz bez wątpienia będzie pamiętał, chyba elfa który ze dwa pokoje wynajął w czasie Jarmarku powinien mieć w pamięci, zresztą imię jego córki znam. Co jeśli mieszka nie po drodze? Trudno, tak czy siak będę musiał dowiedzieć się czegoś o jaju, jeśli zdarzy się spotkać go po drodze to świetnie, jeśli jednak nie - i tak będę musiał znaleźć jakiegoś znawcę..."
To ostatnie zaś znowu przypomniało mu o problemie. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął łuskę z ciała stwora znalezionego w lochach. "Kim ... czym na demony było to stworzenie? Warto by się dowiedzieć, chociażby po to by ... wiedzieć". Westchnął. Wiele jeszcze musiał się nauczyć. Miał czas, elfowie żyją długo. Ale za bardzo paliła go niecierpliwość. "Bastor. To magiczne stworzenie" - pomyślał i przypomniał sobie raport Lususa
- "W celi obok zamknięta była bestia zwana przez drowy Bastorem. Przywołana przez szalonego maga, wymknęła się spod jego kontroli i pożarła go." - spojrzał w kierunku Fortecy. Laure ma wady, ale niezdecydowanie do nich nie należy. Wstał wcześniej od większości grupy bowiem elfie dziedzictwo objawia się tym że snu potrzebuje zdecydowanie mniej od ludzi. Szybko więc zebrał potrzebną broń i rzeczy i pokuśtykał na zewnątrz, krzywiąc się zrazu przy każdym kroku, potem jednak przełamując słabość i ból. I tak musiał się zatrzymać by przygotować swe zaklęcia - wczoraj ponownie pozbył się całego dostępnego arsenału - i niemal krzyknął z ulgą gdy odtworzył ich zapas. Od razu podsycił też Płomień, tak skuteczny w walce z ohydnym łowcą w ruinach twierdzy. Zmoczył szarfę wodą i zawiązał ją tak by gotowa była do zasłonięcia twarzy. Ruszył ku ruinom, z mieczem i pochodnią w dłoniach...

Dość powiedzieć że po godzinie Laure wynurzył się z Fortecy, rozpaczliwie łapiąc w płuca świeże powietrze, w zakrwawionych rękawicach trzymając worek z grzechoczącymi w środku na podobieństwo kostek domina przedmiotami... By pozbyć się okropnego smrodu i plam potraktował siebie i ubranie zaklęciem i dopiero wtedy powrócił do świątyni i zaczynających się budzić towarzyszy.


* * *

Po przejrzeniu i podziale łupów okazało się że spora część zdobyczy uległa uszkodzeniu w walce czy też od rdzy i zaniedbania. By ułatwić sobie sprawę - bowiem dysponował przydatnym zaklęciem, którego użycie zdecydowanie Złocisty pomyszkował również w zbrojowni w wieży by wydobyć co mniej uszkodzone przez rdzę fragmenty zbroi i zastąpić przecięte i zmiażdżone fragmenty. Widok rozbitych w walce elementów przypomniał mu o starciu z drowami - i ich przeklętej, w zad kopanej odporności na zaklęcia! To z kolei sprawiło że dał sobie mentalnie po łbie - wraz z Tiborem Therale pracował swego czasu nad nowym zaklęciem, podstawowym by nie rzec prymitywnym, prostym jak drut, za to, jak podejrzewał - skutecznym. A jak na razie głównie z takich korzysta z całkiem niezłym skutkiem... Obiecał sobie solennie że powróci do niego i czym prędzej je dopracuje...

* * *

Z rana jeszcze przypomniał sobie o znalezionych w lochach mapach. Ostrożnie, pilnując się by pod dachem to robić, rozwinął je i raz jeszcze dokładnie obejrzał.
Niestety tu dała się we znaki nieznajomość geografii Królestwa - mapy nie dość, że były zniszczone, to jeszcze fragmentaryczne, nie sposób było więc stwierdzić jaki obszar obejmują. Zapytana o to Britta wzruszyła tylko ramionami. Jak na jej gust wskazywały północną część kraju, a zważywszy na szczegółowość należały pewnie do niziołków lub krasnoludów. Choć wcale nie była tego pewna, a porównanie z ogólną mapą nic nie dało.
Starannie je zapakował, tak samo jak listy nadające magowi Madragowi prawo do osiedlenia się w Fortecy - nie wiedział na ile papierzyska mogą mu się (czy komukolwiek innemu) przydać, jednak ... niemal nic nie ważą, więc zabrał je i tak. Chwilę poświęcił na rozmyślanie zarówno o autorach map jak i adresacie listów - przybyli tu, zapewne pełni nadziei na lepszy los, a tylko śmierć ich spotkała, i to bolesna... Jeśli jakiegokolwiek powodu miałby szukać by w dobrym nastroju wracać do Uran to choćby świadomość tego że przeżył wyprawę do niebezpiecznej Fortecy powinna podnosić go na duchu...

* * *

Wieczory upływały Laure nadzwyczaj pracowicie. Co prawda użycie samego zaklęcia naprawy nie zajmowało wiele czasu, jednak za każdym razem dłuższą chwilę oglądał każdy przedmiot, upewniając się że wie w czym tkwi problem. Usunięcie rdzy z metalu i uzupełnienie ubytków nie było trudnym zadaniem, za to ciosy które przebiły kolczugę czy łuskową zbroję i zniszczyły ich spójność już tak. Może więc dobrze się stało że podróż do Uran zająć miała więcej niż trzy dni, bowiem przynajmniej był w stanie naprawić dobro które zabrali na sprzedaż. Przy okazji, usuwając beznadziejnie uszkodzoną łuskę, Laure pozwolił myślom błądzić wokół problemu napotkanego w podziemiach Fortecy. Niewygoda związana z użyciem lampy czy latarni sprawiła że powrócił do prostego zaklęcia iluminacji, krótkotrwałego co prawda i nieszkodliwego ... ale zaraz! "Może nie do końca nieszkodliwego?!" - pomyślał gdy przypomniał sobie o podatności nieumarłych na światło w którego zaprzeczeniu najchętniej się ukrywali. "Prawdziwe srebro - gdyby ukształtować je w ten sposób, tu przymocować druty które trzymałyby źródło światła..." - Laure palcem wyrył w ziemi obły kształt i prędko dorysowywał szczegóły, jednocześnie usiłując przypomnieć sobie co wie o właściwościach tego szczególnego metalu - "i w razie konieczności użyć silniejszego czaru..." Resztę wieczoru spędził kopiując na pergamin nowy pomysł i zapalając się do jego wypróbowania - ileż rzeczy tak zręczne dłonie jak jego mogą przygotować!


* * *


Ból po przygnieceniu i ranach dłuższy czas czas dokuczał Aesdilowi, niemal na równi ze zmęczeniem i znużeniem drogą. Jechał jednak w znakomitym nastroju, i również dzięki temu doszedł w końcu do ładu ze Złotoczerwonym. - "No już, no już, wiem że nie możesz się doczekać aż piórka Ci wyschną, Dziubasku!" - powtarzał jastrzębiowi zachowującemu się czasami na podobieństwo rosomaka z bolącym zębem, i z westchnieniem zatrzymywał się by Sztuczką osuszyć zmokłego niczym kura chowańca. Gdy nie padało natychmiast odłączał się od reszty pochodu by pohasać z Kullem wzdłuż szlaku. Ileż obaj mieli zabawy, gdy psotny jastrząb porywał czapkę czy inny przedmiot z głowy lub dłoni przyjaciela, ileż radości gdy kolejna sztuczka im się udała!

Laure nie zabawą jedynie się kontentował, podsycał też przygotowanymi zaklęciami
Płomień, wobec napotkanego w Królestwie problemu z czarami traktując go jako najlepszą alternatywę - z dobrym skutkiem przecież używaną. Odetchnął też z ulgą gdy w końcu Magiczny ogień zdawał się gorzeć w jego piersi niczym w dobrze rozpalonym piecu... Ciągle jednak nie mógł się doczekać przystanku w Podkosach by czym prędzej wybrać się do Uran - i tęsknie spoglądał na przedmioty w swoim posiadaniu, wypatrując okazji do wywiedzenia się wreszcie czym są zdobycze z namiotu łowcy smoków i z ciał drowów! Obracał w palcach klejnot, nie mogąc się doczekać chwili gdy go spienięży...

* * *

Pobyt w Podkosach był miłosiernie krótki. Jak przypuszczał, sam Feth nie dogodziłby Fardanowi. Cóż, może kilka słów prawdy dotrze w końcu do włościanina, choć Laure na to nie liczył. Chłopski upór starszego dorównywał zawziętości Helfdana i Złocisty coraz bardziej był przekonany że wie skąd bierze się denerwująca maniera półelfa. Nic to. Uzyskał to po co przybył, niesmak jednak pozostał, dorównujący temu co czuł po chłodnym przyjęciu w Uran przez pobratymców. Gdy wyszedł wraz z Iulusem odwrócił się ku kapłanowi i wskazał chatę Fardana - a potem całą wioskę.
- Słuchałem swego czasu twojej rozmowy z paladynem. Tej w której zalety prawa i porządku roztrząsaliście. Nie wtrącałem się wtedy, bowiem nie wiedziałem czy to Królestwo - w którym jako żywo króla nie uświadczysz, i chyba na urągowisko tak zostało nazwane - nie jest aby faktycznie takim wspaniałym miejscem, gdzie prawo i porządek panuje niezachwianie. Jeśli jednak takie upodlenie ludzi i tu spotyka, i nie w tej jednej tylko wiosce jak się okazuje, to wolę szukać innego sposobu, takiego który woli i ducha w ludziach nie łamie!


Długo nie zabawili, jedynie po to by żywność uzupełnić i - o bogowie, jaka radość! - wino zakupić, nawet i miejscowego sikacza. Dość już miał czystej wody, zwierzęciem nie był...


* * *

Z wielką też ulgą powitał wreszcie widok dachów Uran. Podkosy Podkosami, Przeklęta Forteca Przeklętą Fortecą, co miał zrobić to zrobił w tamtych stronach, ale mógł się wreszcie przygotować do pogoni za Sorg. Serce mu się wyrywało do sklepów, warsztatów, karczem i miłego towarzystwa.
Jakim więc sposobem pojechał w ślad za paladynem do karczmy? Nie wiedział.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 15-09-2010, 14:49   #99
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Podróż upływała spokojnie i paladyn mógł w spokoju pisać listy i raporty. Bo i było co opisywać. W rozmowy współtowarzyszy się nie wtrącał. Ani też żadnych rozmów nie inicjował. Myśli Raydgasta, często zatrzymywały się przy Tulipie. Tego osobnika należało usunąć z pełnionej roli jak najszybciej, z uwagi na dobro Królestwa.
Co jednak nie zmieniało faktu, że chętnie obwieściłby temu chłystkowi prosto w twarz, że został pozbawiony wszelkich majętności, ziem i tytułów.

Posłańca paladyn potraktował dość ostro niezbyt trzeźwego sługę, wpierw zabierając list, a potem traktując go kopniakiem w zadek. Co to za porządki?!
Czekając tu z ważnymi i cennymi listami, chłoptyś powinien być czujny, zwarty i gotowy.
A ten tu sobie ostro popijał... Nie ma co. Niezły początek.
Raydgast wychodził bowiem z założenia, że Zakon powinien być troskliwy i pobłażliwy wobec ludności cywilnej, ale rozpasanie i rozprężenie wśród jego członków należało tępić i karać z całą surowością.
Z każdą linijką przeczytanego listu, paladyna ogarniał coraz większy gniew. To po kie licho jeździł do tego zamku i wiochy, skoro nie miało to znaczenia?!
Raydgast usiadł na krześle pocierając w irytacji czoło i spoglądając na leżący przed sobą list.
Jakich to najemników miał zwerbować, skoro niewielu ich w Uran zostało. Co najwyżej bandę mętów, co tylko w teorii będzie przypominać wojsko... I pewnie nie przeżyje nawet połowa, o ile przeżyje ktokolwiek. No i te problemy z utrzymaniem dyscypliny.
Z drugiej strony, sam wyruszyć nie mógł, cóż ... i pewnie nie wyruszy. Kapłan na pewno wyruszy ze Stickiem.
Ale kapłan to trochę za mało...

Słudze Torwalda kazał czekać na swój. Nie zamierzał bowiem powierzać dokumentacji człowiekowi, który lekceważąco podchodził do swych obowiązków. Były zbyt ważne.

Raydgast ruszył więc poszukać jakichkolwiek przydatnych najemników. I nie szło mu za dobrze. Nie pieniądz, a brak wykwalifikowanego luda sprawiał, że paladyn nie mógł natrafić na odpowiednich najemników. Zwłaszcza, że Pyły to nie było miejsce na łatwy i szybki zarobek.Nic więc dziwnego, że poszukiwania na razie przynosiły mizerne rezultaty.
I wkrótce paladyn stracił do nich zapał.
Pozostało mu więc wpierw zajrzeć do zbrojmistrza. Obecny miecz, którym władał, mógłby się okazać niewystarczający, na zagrożenia, jakie przyjdzie mu się zmierzyć w Pyłach.
Wybrał najlepszego w Uran, krasnoluda imieniem Burgan Hoodwark. Płatnerz ten bowiem, z pomocą wynajmowanych okazjonalnie magów tworzył magiczny oręż.
Krasnoluda zastał przy pracy...właśnie wykuwał on ostrze topora.


Ale na widok członka Zakonu przerwał pracę i zaczął pokazywać dzieła swej kuźni. Raydgast musiał przyznać, że krasnoludowi lepiej wychodziły topory niż miecze. Niemniej i przedstawiciele tego oręża prezentowali się efektownie i ozdobnie. Paladyn jednak nie zwracał uwagi na kunsztowne zdobienia, tylko na kształt ostrza, ostrość jego, wyważenie i długość rękojeści...no i na cenę. Magiczny oręż by się przydał, ale paladyn nie mógł wydać na niego zbyt wiele. Fundusze którymi mógł dysponować, były całkiem spore, ale... i potrzeby paladyna duże. Szykowała się spora wyprawa.
W końcu wybrał kunsztownie zdobiony, ale przede wszystkim dobrze wyważony i ostry magiczny miecz.


Co prawda nie miał on zbyt wielkiego potencjału, ale był magiczny i dość tani...a to paladynowi wystarczało. A to że prezentował się ładnie, było dodatkowych plusem. Wszak ten oręż kupił za pieniądze Thunderdragona. I ów miecz miał zamiar właśnie jemu zwrócić, gdy powróci z Pyłów.
Zapłacił i ruszył poszukać Britty. Najemniczkę znalazł, niedaleko miejsca, w którym najął ją poprzednim razem. Britta niechętna była by ruszyć na kolejną wyprawę w dodatku do Pyłów, ale obiecała znaleźć takich co będą chętni. Niemniej Raydgast miał też drugie dla niej zadanie. Miała wyruszyć z raportami do Thunderdragona. Jego sługa byłby dla niej przewodnikiem. Paladyn bowiem bardziej ufał łucznicze, niż temu gamoniowi którego to Torwald zostawił.

Raporty paladyna zawierały suchy opis wydarzeń i pobytu w wiosce, potem przetrząsanie podziemi w poszukiwaniu drowów, wreszcie wydarzenia na samym zamku. Do tego dołączone były oryginalne listy i srebrna pieczęć Vhareuna. Poza jednak oficjalnymi raportami, paladyn napisał i drugi list zatytułowany. „Tylko dla oczu sir Torwalda Thunderdragona”.
W tym liście pisał wprost... ”Wydarzenia które opisuję w głównym raporcie są tylko jednym z problemów na które się natknąłem. Bowiem od drowów, których łatwo rozpoznać, groźniejszy jest osobnik, którego zła nie ukazuje barwa jego skóry. Odkryłem bowiem, że Gardar Tulip jest osobnikiem wielce podejrzanym , czyniącym wiele nieprawości na ziemiach mu podległych i spiskujący wrogami królestwa. Dowodów tych nie mogę jednakże przedstawić, gdyż szkodę bym uczynił wielką tym, którzy pomocy potrzebują. Niemniej Tulipowym słowom wiary nie dawaj, a jego samego Zakon powinien sprawdzić i jak najszybciej pozbawić majątku, bo czci on nie ma żadnej. To delikatna sprawa, wiem o tym. I zdaję sobie sprawę z tego, że mój list nie jest dla ciebie wystarczającym powodem, do tak dalekosiężnych kroków jakim jest usunięcie Tulipa z jego ziem. Mam jednakże nadzieję, że wystarczy, by Zakon miał owego szlachcica na oku, dla dobra królestwa. I liczę, że przyjdzie nam porozmawiać w tej sprawie, jeśli z Pyłów wrócę.”

Załatwiwszy sprawę listów, paladyn wreszcie udał się do karczmy, by przedstawić sprawę Iulusowi.
Akurat była pora kolacji, to i barda można było wtedy spotkać. Zasiadł przed kapłanem Tyra mówiąc przechodząc od razu do rzeczy.- Dobre wieści. Wiadomym już, gdzie się wasz Stick podział i gdzie zmierza. Do Pyłów poprzez Północny Las wraz ze sprzętem używanym przez górników.
Raydgast wyciągnął kilka pergaminów i przedłożył je kapłanowi.- Macie tu list polecający i list gończy za Stickiem. Możecie go więc łapać w majestacie prawa w obrębie królestwa i zapewne zaprzyjaźnionych państw.
Przeczesał włosy.- A i ja sam jadę za Stickiem, ino zbiorę kilku ludzi na tą wyprawę, bo Pyły to niebezpieczne miejsce. Zakładam Iulusie, że dołączycie?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-09-2010, 17:18   #100
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Wracając do Uran Manorian miał nadzieję, że wywiadowcy sir Thunderdragona potwierdzą trop z listu za Stickiem. Pragnął bowiem wrócić do swej misji i skupić się na pierwotnym zadaniu. Co prawda znajomości i doświadczeń z Fortecy nie chciał puszczać w niepamięć- wszak jak mawiał Praxor - "każdy przeżyty dzień jest uczniem wcześniejszego, każda minuta brzemienna doświadczeniem, cennym w przyszłości. A z porażek częstokroć większa nauka niźli z sukcesów płynie." Jednak z radością mury Uran witał, tym bardziej po deszczach i błocie ostatnich dni.

Zawitali w znajome progi "Srebrnej Strzały", tutaj - w przeciwieństwie do Podkosów - Iulus co pierwsze, skorzystał z gorącego posiłku a potem łaźni.
I tak na handlowaniu zbytnio nie znał się, więc wszelkie sprawunki względem sprzedaży towarów pozostawił Lauremu. Chciał też na miejscu poczekać na wieści od Sir Thornwalda, a gorąca kąpiel raczej temu nie przeszkadzała. Więc tylko z lekkim wyrzutem zmarnowanego czasu kapłan pozwolił sobie na krótkie lenistwo.

Po tym czasie zasięgnął języka u karczmarza w sprawie niejakiej Wróżki Mejaji - o której wspominał Helfdan. Jednak ani miedziaki ani dyplomacja Iulusa nie doprowadziły do niczego konkretnego i kapłan o wróżce nic się w Strzale nie wywiedział.
Zresztą zbytnio szukać zamiaru nie miał - boć i fach kobiety nie bardzo go interesował, skoro swymi umiejętnościami kupczyła, zamiast rozwijać i powołanie w boskiej mądrości odnaleźć. Pamiętał, iż Laure w "Złotym Pstrągu" staja i pewno również tam zawita, to i karczmarza o Helfdana wypyta.

Przy okazji kolacji spotkał się z Raydgastem, który Sticka i Pyłów potwierdził, oddając również kapłanowi listy gończe za onym bardem.
Ucieszyło to wielce Manoriana, który z entuzjazmem do krucjaty Sir Silvercrossbowa dołączyć postanowił.
Poprosił jeno paladyna by mu dokładnie określił kiedy wybierać się będzie, bo sam chciałby zapasy zebrać i może broń nową nabyć. Jednak wiedział, iż zebranie ludzi przynajmniej dni kilka zajmie, a on sam miał zamiar wciągu dnia kolejnego we wszystko się zaopatrzyć.
Uzgodniwszy szczegóły wrócili do swych izdeb i w spokoju, w zaścielonym łóżku Iulus zasnął snem bezpiecznym, nie nękany koszmarami.

Dnia następnego Manorian wstał trochę później niźli zazwyczaj, jednak nim tarcza słońca wzeszła ponad horyzont. Obmył się pokrótce i gdy ogniste oblicze dnia wychynęło zza murów zastało Iulusa na modlitwie.

Po śniadaniu Manorian odzian jeno w szaty kapłańskie, gołą głową zwolnioną z męki hełmu ruszył dziarsko w stronę znanej portowej karczmy.

W "Złotym Pstrągu" zarówno wieści dla Helfdana zostawi, gdzie go spotkać może i jak się sprawy względem poszukiwanego mają, oraz na Laurego przy śniadaniu poczekał, wszak świt nie dawno a i w Strzale nie spożywał posiłku, toć z sentymentu postanowił kapłan zjeść u Neda a i przy okazji barda o magiczne utensylia wypytać. Pewien był bowiem, iż wyprawa do Pyłów długa i niebezpieczna będzie. Chciał więc w broń magiczną się zaopatrzyć i eliksiry jakoweś. Przy okazji też Złocistemu pragnął zdradzić cel swej podróży i trop ściganego barda.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172