Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2010, 08:08   #16
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Vittorio Scaloni

Podobno do wszystkiego się można przyzwyczaić. Do smrodu i wrzasków też. Port właśnie taki był. Śmierdzący i pełen wrzasków. Vittorio się faktycznie przyzwyczaił, co nie oznaczało, że cale to gówno nie raniło jego duszy estety i artysty. Im dłużej przychodziło mu tu żyć, tym bardziej dochodził do wniosku, że ostatni duży pożar, zdarzył się tu stanowczo zbyt dawno temu. Miasto, podobnie jak człowiek, potrzebowało higieny, potrzebowało pozbyć się brudu, smrodu i żyjących na nim pasożytów. Człowieka wystarczało (na ogół) umyć. W przypadku wielkiej aglomeracji, woda nie dawała juz sobie rady z taką ilością plugastwa. Potrzeba było ognia. Oczyszczającego ognia. Idąc miedzy w większości drewnianymi zabudowani portu, Vittorio wyobrażał sobie, jakby mogły wyglądać trawione ogniem. Ulice skąpane w płomieniach, pokraczne budynki walące się do środka, oczyszczając miejsca pod następne. Ludzie wybiegających z płonących domów, niczym żywe pochodnie, prosto w następne morze płomieni. Jego dusza artysty cieszyła się tym widokiem, doceniając jego oczyszczające piękno...

Takimi rozważani umilał sobie drogi do karczmy, nie przestając być przy tym skupiony na swym zadaniu. Tajemniczy przybysz ze wschodu, faktycznie mógł lepiej wybrać pierwszy punkt, na swej trasie zwiedzania miasta. Słowa marynarza o przyszłym gościu Brackiej też dały Scaloniemu do myślenia. Zapowiadało się na to, że nawet jak odnajdzie tego narwańca, to przekonanie go do udania się wraz nim do Brackiej może nastręczyć pewnych trudności. Przynajmniej tradycyjnymi metodami. Rozwiązanie siłowe było ryzykowne i kłopotliwe, bo raz ze groziło uszkodzeniem klienta, dwa, że Vittorio zakładał, że Blady Marco nie zadał sobie tyle trudu, aby sprowadzić na turniej byle łamagę. Ne szczęście brutalna siła nie była jedynym sposobem, jaki miał do dyspozycji.

Przed wejściem do Rybki dogonił go Miki.
- Idź i rozpytaj o naszego gościa i niejakiego Kule. Czarnego, z którym ponoć się tu udał. Pytaj, ale grzecznie. Nie chce tu żadnej burdy czy awantury. Na razie. To było by w złym tonie, wszak nie jesteśmy u siebie. Dowiedz się czego możesz. Ze mną nie każdy będzie chciał gadać a i nie z każdym mi gadać wypada. Tylko bądź czujny i zwracaj na mnie uwagę, bo mogę ci potrzebować, jak się co wyjaśni. Będę przy barze. -
Przekazując Mikiemu czego od niego oczekuje, pościł go przodem do karczmy. Sam wszedł jakiś czas po nim, od razu kierując się do baru.

- Paco jest? –
Zapytał bez zbędnych wstępów barmana, przesuwając monetę po stole. Ten nic nie odpowiedział, tylko zgraną pieniądz i udał się z nim na zaplecze. Wrócił po chwili a zanim pojawiał się szukany przez Vittoria człowiek. Paco miał w Rybce podobny status co Vittorio czy Domenico w Brackiej. Mniej więcej, bo Scaloni nie wchodził w plątanie spowinowaceń i zależności między właścicielami.

- Maestro! Witaj! Twoje ostatnie dzieło było... po prostu brak mi słów! Nigdy nie miałem w ustach czegoś równie... ekscytującego! –
Vittorio uśmiechną się kącikiem ust i skinął mu głową w podzięce. W przeciwieństwie do niego, mógł być pewien, że prawdopodobnie Paco już nigdy nie będzie niczego podobnego smakował. Wszak nie co dzień jada się elfią pierś w rozmarynie.
- Wiesz, Domienico, twój brat... Cóż jego kuchnia jest doskonała, ale... –
Vittorio uciszył go gestem.
- Domenico jest doskonałym... rzemieślnikiem. Każdy docenia jego prace, bo przedniego rzemieślnika nie sposób nie docenić. Jednak by zachwycić się prawdziwą sztuką, trzeba mieć gust wysublimowany i wrażliwy na prawdziwą sztukę. Jak Ty przyjacielu. –
Paco aż się zaczerwienił na pucułowatej twarzy słysząc komplementy.
- Z czym przychodzisz Maestro? Czybyś planował kolejne dzieło? –
- Nie. Nawet artysta musi się czasami zająć doczesnym sprawami. To w sumie dobrze, bo z czegoś wszak trzeba czerpać inspiracje. Szukam kogoś. Człowieka ze wschodu, który przypłynął dziś statkiem. Ponoć jest u Ciebie z niejakim Kulą... Jego też poszukuje. –
- Kuli szukasz, powiadasz. A z jakiego powodu jeśli można spytać? –
- Zgubił coś i chce mu to oddać. –
- Zgubił? –
- Tak. Zupełnie przypadkowo znalazłem jego mieszek. Pełen monet. Chce mu go oddać oczywiście. Tobie zaś, jako pomocnemu w jego odnalezieniu należeć się będzie znaleźne... –
Vittorio uśmiechał się do gospodarza. Paco uśmiechnął się do gościa. Rozumieli się doskonale. Zamienili jeszcze parę słów, po czym Vittorio odszedł parę koków i przywołał gestem myszkującego po Rybce Mikiego.

- Masz. – dyskretnie wręczył kuzynowi pełną sakiewkę, wskazując głową stolik w głębi karczmy. - Nasi przyjaciele. Zostań tu gdzie stoisz. Jak dam ci znak, pokażesz czarnemu sakiewkę. Jeśli po nią przyjdzie, to mu ja dasz, bez słowa. Twoim zadaniem będzie później go dyskretnej śledzić. Nie wierze w przypadki a chce wiedzieć dla kogo robi. Jeśli nie złapie przynęty... to spróbujemy inaczej. –

Vittorio zostawił Mikiego przy barze a sam, z dzbanem grogu ruszył ku stolikowi zajmowanemu przez Kule i jego gościa. Podszedł i ustawiał dzban między mężczyznami i od razu zwrócił się do czarnego.
- Pan Kula, prawda? Mój przyjaciel ma coś, co należy do ciebie –
Vittorio uśmiechnął się i wskazał Kuli stojącego przy barze Mikiego. Ten pozwolił mu dostrzec schowaną pod płaszczem sakiewkę.
- Odbierz ją i zostaw nas samych z mym zamorskim przyjacielem, a odnajdę druga taką, którą też chyba zgubiłeś, prawda? –
 
malahaj jest offline