Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2010, 16:29   #19
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Podszedł w stronę niespecjalnie kryjącego się ze swoimi intencjami skorpiona, który odchylił się od tekturowej ścianki, dopiero gdy zdał sobie sprawę ze stojącego nieopodal jednorożca. Risu może i nie widział niczego złego w podsłuchiwaniu szczególnie gdy treść podsłuchiwanej rozmowy mogła być dla kogoś ważna, ale nie mógł się oprzeć by chociaż tak nie zrewanżować się skorpionowi za słabo przespaną noc. W pokoju obok rozbrzmiały pierwsze niewyraźne kobiece, by nie rzec dziewczęce, głosy.
- Shosuro-san! - powiedział zupełnie głośno i z nieukrywanym zadowoleniem. Głosy za ścianą umilkły – Okropnie rad jestem spotkać tu ciebie. Czy nie będziesz miał nic przeciwko rozmowie o czekającej nas konkurencji? Potwornie mnie te próby nurtują...
Zdziwiony skorpion odsunął się od niego o krok. Najpierw jeden, potem drugi.
Risu nie czekał dłużej na odpowiedź.
- Chodźmy więc gdzieś na powietrze, bo tu gorąco, ciasno i gdzie usiąść nie ma - rzekł objąwszy skorpiona ramieniem i pociągnąwszy go dość mocno za sobą w stronę wyjścia.
Shosuro zręcznie jednak wyśliznął się spod prawicy jednorożca i odsunąwszy się odrzekł tylko:
- Wybacz Takatari-san, ale wygląda na to, że mimo chęci wcale nie potrzebujesz wyjaśniania ci naszych cnót.
Dopiero wówczas grymas uprzejmego uśmiechu wykrzywił nieruchomą zwykle maskę mężczyzny. Shosuro lekko skinął głową i odszedł zostawiając jednorożca samego pod drzwiami do pokoju Kayami. Wewnątrz nadal było cicho i tylko Fortuny raczyły wiedzieć, czy kobiety spłoszyła ich rozmowa, czy też zwyczajnie o niczym nie mówiły. Risu nie miał dużego doświadczeń ze zwyczajami panującymi na dworach zachodniego Rokuganu, ale słyszał, że niejednokrotnie dalece odbiegają one od tych przyjętych w jego rodzinnym Tamimo. Odczekał aż bushi zniknie mu z widzenia i obrzuciwszy ciekawym wzrokiem drzwi do pokoju Kayami, zaśmiał się cicho nad całą tą sytuacją i również wyszedł.

***

- Widzisz już gamoniu, że wszystko w porządku?
To nie była kwestia zaufania, czy zrozumienia. Buruberu był po prostu uparty jak wół i za nic nie chciał dać się przekonać, że zamontowana przy żurawiu polewaczka do mycia koni jest całkowicie nieszkodliwa. Risu podejrzewał nawet, że bułany ogier doskonale już to zrozumiał po niemal półgodzinnych oględzinach, ale aby się nie ośmieszyć swoim brakiem obycia, szedł w zaparte. W końcu jeszcze chwilę temu przechodziła tędy kobyłka Otaku o burzącym krew w lędźwiach umięśnionym zadku więc najważniejsze było pozostać twardym i konsekwentnym.
Jednorożec odłożył bambusową rurkę i mruknął coś wpierw niezrozumiale pod nosem po czym dodał.
- Chcesz, czy nie, musimy jakoś wyglądać - stojące obok poidła wiadro zachlupotało groźnie gdy je podnosił. Buruberu zastrzygł uszami. Wyglądał tak nieokazale przy innych koniach, by nie rzec rumakach jak to tylko było możliwe. A najgorsze było to, że ciężko było coś na to poradzić. Ten koń po prostu nienawidził porządku i wszelkie wysiłki (rzadkie trzeba dodać) jednorożca, który po prawdzie podzielał zdanie wierzchowca, mające na celu doprowadzenie go do stanu pokazowego kończyły się tarzaniem w błocie i odchodach, a w najlepszym razie w kurzu i trawie - No dobra. Ostatnia szansa...
Buruberu na widok wiadra położył po sobie uszy i parsknął niespokojnie gdy jednorożec postąpił krok w jego kierunku. Risu najchętniej by tego nie robił, ale naprawdę wyglądali jak włóczędzy bez porządnego mycia. Powoli zanurzył szczotkę w wodzie tak by Buruberu mógł wszystko obserwować, po czym ociekającą od zimnej wody podniósł ją i pokazał koniowi.
- Zwykła szczotka. Pocierpisz chwilę i dam ci spokój, dobra?
Odstawił wiadro i w napięciu z mokrą szczotką w dłoni wykonał jeszcze jeden krok w stronę wierzchowca. Miał ochotę odetchnąć, bo koński kark i pysk były już na wyciągnięcie dłoni...
Przedwcześnie.
Buruberu machnął gwałtownie łbem uderzając Risu w klatkę piersiową. Ten zdążył tylko sapnąć tracąc dech w piersiach i wypuścić szczotkę, która lotem parabolicznym poszybowała na drugą stronę podwórza przed stajnią. Jednorożec zaś odepchnięty stanął niefortunnie krzywo i niezwykle boleśnie na prawej stopie i jęknąwszy zwalił się do stojącego za nim poidła. Nadwerężona konstrukcja zatrzeszczała nieprzyjemnie gdy pal, o który zahaczył przewracający się Risu, pękł uwalniając tym sposobem Buruberu. Koń przez chwilę nie ruszał się czekając na reakcję towarzysza, która na pewno będzie wściekła, pogalopował w stronę pastwisk, a gramolący się na nogi Risu chwilę później za nim. Kilkanaście par oczu niepewnie obserwowało jak przemoczony do suchej nitki bushi biegnąc nierówno krzyczał za uciekinierem
- A uciekaj ośli chwoście! Teraz tak się doigrałeś, że jak wrócimy do domu to cię chłopom do brony oddam! A jaja do tej roboty to sam ci utnę wałachu zawszony!!!

Pół godziny później obaj wrócili. Buruberu brudny i utytłany w ziemi i końskim łajnie, a Risu zły i przemoczony. Kolejne zaś pół godziny później bułany ogier stał spokojnie w swojej kwaterze na zbyt krótkim by mógł się położyć uwięzie. Stojący obok bushi, czyścił sumiennie kulbakę, której już dawno się to należało.
- Nie patrz tak na mnie. Uderzyłeś mnie, a noga nadal mnie boli. Spójrz - pokazał wymownie kostkę, która już tak naprawdę dawno przestała mu doskwierać - Poza tym czeka nas dziś trochę pracy i bez Ciebie sobie nie poradzę. Ale do tego musisz po prostu wyglądać.
Jednorożec niemal czuł na sobie pełne skruchy spojrzenie.
- No to nie o mnie przecież chodzi. Mi wszystko jedno. Ale nie mogą nas palcami wytykać... Jak nie rozumiesz, to mi chociaż zaufaj.
Odłożył wreszcie kulbakę i podszedł do konia głaszcząc go po karku.
- Przyjdę tu jeszcze później do ciebie - spojrzał niechętnie na krótki uwiąz, po czym westchnąwszy zdjął ogłowie ze łba wierzchowca. Odłożywszy je na bok spojrzał w te wielkie ciemne oczy i wskazawszy dwoma palcami swoje własne, zwrócił je na konia w geście, że go widzi. Koń machnął przekornie łbem, ale się nie odwrócił. Nawet podszedł. Jednorożec uśmiechnął się. Buruberu był mu niemal drugim bratem. Po prostu nie umiał się na niego złościć, a widok gburowatej, jego zdaniem, miny konia zawsze sprawiał, że jednorożcowi chciało się żyć.

Przygotowana przez Kayami ceremonia picia herbaty była świetnym pomysłem. Zapach parzonych liści rozniósł się po całej sali herbacianej nęcąc uczestników obietnicą rozluźnienia. Nie było więc niczego dziwnego, że nawet gdy już ceremonia się rozpoczęła, pojawiło się na niej zdecydowanie więcej osób, niż zostało zaproszonych. Dopiero jednak gdy żurawka wręczyła mu sporządzone przez siebie origami, zdziwił się jak ktoś kto nagle staje ponad nieświadomym tłumem. Nie miała dziś w spojrzeniu smutku jak pierwszego dnia, ani iskry pasji jak wczoraj. Wydała mu się dziś po prostu pogodna. I może właśnie ten fakt go najbardziej zaskoczył. Niepewnie przyjął podarek niespecjalnie wiedząc jak go wziąć w dłonie w taki sposób, by go nie uszkodzić i już teraz zastanawiając się co zrobić by w jukach się pogniótł. Osobliwy gest niezobowiązującej sympatii choć nawet na taką nie zasłużył. Bo z pewnością nie mogło chodzić jej o podziękowanie za wskazanie lepszego pala.
- To jest bardzo ładne origami Koso-san. Znaczy... dziękuję. A ceremonia... No jeśli tak parzysz herbatę nieprzygotowana to strasznie bym chciał zobaczyć jak wygląda ceremonia w pełni przez ciebie ukształtowana - odparł, po czym dodał ze śmiechem - Ale mów mi Risu. Krócej, szybciej, a i ja od razu wówczas wiem, że o mnie chodzi.
Chciał coś jeszcze dodać, ale gwar zrobił się już odrobinę za duży. Wszyscy rozprawiali o zawieszonym tuż obok kakemono, które zdecydowanie stanowiło nowość w herbacianej sali.
- Wiśnia - pokiwał głową zwróciwszy się znów do Kayami - Zawsze mnie dziwi, że u was na wschodzie uważa się, ją za ulotne piękno. Jak może być ulotne coś co rokrocznie od zawsze jest równie zmienne co wcześniej? Czasem wieje silniejszy wiatr. Czasem mróz boleśniej zetnie ogród. Ale to przecież zawsze jest wiśnia, która zawsze będzie zakwitać... prawda?
Nie zdążyła odpowiedzieć. Tonbo-san podszedł do nich i wręczył Kayami cha-gamę, z której unosił się lekki niezwykle aromatyczny obłoczek.
- Oczywiście, że nie "będzie zakwitać" - odparł - Tylko głupiec nie widzi, że ta wiśnia nie zakwita, a wiecznie kwitnie.
Risu spojrzał krzywo na Ważkę, a na wysokości kości policzkowej zadrgał mu mięsień. Przez chwilę tylko instynktownie czuł drwinę nie mogąc jeszcze jej w słowach mężczyzny wychwycić. Nigdy nie był dobry w polemikach, ale szczęśliwie miał chwilę, by wyczuć afront. Ważka tymczasem uśmiechając się to do nich, to do swojej świty, sam, jakby był gospodarzem, skosztował swojego naparu.
- Rzeczywiście Tonbo-san - rzekł po chwili - I tym większy podziw dla wiśni, że wiecznie kwitnie gdy wokół tyle chwastów zabiera słońce.
Szczęśliwie dla obu, ceremonia miała się ku końcowi.

***

- Ha! Pierwszy! A niech mnie! - Jednorożec, który właśnie wyjął kartonik z woreczka zdecydowanie wyróżniał się na tle stonowanych feniksów i żurawi, oraz lwów i krabów o kamiennych twarzach. Odbiegł od sędziów którzy rozdysponowywali kartoniki i dał upust emocjom wykonując nierówne acz całkiem stabilne salto w powietrzu. Dopiero gdy ktoś zaproponował żartem by od razu przyznać Risu komplet punktów za świetliki skoro jeszcze Fortuny sprzyjają dodatkowo jednorożcom, a wśród paru gratulujących znalazł się skorpion proponujący uczciwą wymianę kartoników, nastrój wśród wszystkich polepszył się. O dziwo najmocniej zaskoczyła go Kayami gratulacjami honorowego zwycięstwa. Przez chwilę nie wiedział, co dziewczyna ma na myśli, ale potem dodał z uśmiechem, że omal nie uwierzył, że jej słowa to wyzwanie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 09-09-2010 o 17:00.
Marrrt jest offline