Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2010, 16:47   #22
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Judasz odczepił jeden z kluczy. Sporych rozmiarów, mosiężny z ząbkami wykonanymi z białej kości. Koło u jego początku na którym można by go powiesić przypominało kilka splecionych, mosiężnych sznurów. Sami nie wiedzieli czemu ich wzrok powędrował na dłoń ich przewodnika i klucz. Lecz gdy ten zatoczył nim krąg przed sobą, powietrze zadrżało, a zapach ozonu jaki czuć niekiedy po burzy trafił do nich wszystkich. Lorraine Girard zauważyła nawet parę drobnych łuków elektryczności przeskakujących po kluczu. Judasz Wepchnął klucz w próżne na dachu, przekręcił. Brigid zasłyszała skrzypienie drzwi kiedy to Judasz chwycił niewidoczną klamkę i pociągnął ją jakby otwierał jakieś drzwi. Gestem dłoni zaprosił ich do przejścia. Wszyscy czuli, że chociaż wzrok na wskroś przechodził przez przestrzeń dachu i za jego krawędziom natrafiał na pulsującą ciemność, to jednak drzwi tam były. Donośne bicie dzwonu rozległo się echem, a cieniste stworzenia zanurkowały w mroki niżej. Dzwon bił jak to dzwon. Jednak w całej scenerii i otoczeniu wiele uderzeń brzmiało grobowo i smutnie. W sumie zabił sześc razy, a siódme uderzenie było urwane w połowie.

-Zapraszam, zapraszam. – zachęcił Pan Kluczy i Dróg. - Liczyłem, że Kristberg zrzuci mnie w końcu z tego dachu i będziecie mieli czas się przygotować. Tak... Zapraszam na bankiet!

***

Przechodząc przez niewidoczne i niematerialne drzwi ostatecznie przekroczyli drewniany próg wielkich wrót prowadzących na salę balową. Cała trójca musiała mieć naprawdę świetne wejście w postaci samoistnego otworzenia się drzwi i wyłonienia się ich postaci z obłapiającej ciemności. Byłoby lepiej gdyby nie potknięcie Lorraine które miało szansę przerodzić się w upadek. Wyhamowała na granatowej, kamiennej posadzce która lśniła niczym wykonana ze szkła. Judasz nie podpatrzyła nimi, a wrażenie wsysania powietrza za ich plecami upewniła, że przejście zostało zamknięte. Przed nimi roztaczała swe wdzięki wielka, okrągła sala zwieńczona wysokim sklepieniem przypominającym taflę ciemnej wody. Sufit falował i burzył się jak odwrócone do góry nogami, nieprzeniknione jezioro. Lśnił też srebrzystym blaskiem obijanym przez podłogę. Mimo wielkiego światła, ciemność stała się tutaj tylko widoczniejsza, pełzła jak wiele węży i macek pomiędzy gośćmi. Do sali prowadziły cztery, przeciwległe do siebie wrota. Po całej sali rozrzucono okrągłe stoliki w chaotycznym bezładzie. Przykryte długimi, szarymi obrusami na doktorach stawiano srebrne misy z żywnością. Gama naprawdę rożnych zapachów smakowiciej, zarówno tych znanych z domu jak i zupełnie obcych. W szczególności skusiły one Kristberga. Gwar zgromadzonych dworzan których sylwety były doskonale widoczne w srebrnym świetle to detale skrywała tajemnica. Gwar rozmów zdawał się cichy, acz donośny, obijając się echem po ścianach. Jednostajny. Spokojny, acz niepokojący. Po chwili zaczęły go przeszywać nuty muzyki. W samym środku znajdowała się orkiestra, w samym centrum ciemności która mimo srebrzystego światła z sufitu opatulą ją niemal całkowicie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Zi8vJ_lMxQI[/media]

Ledwo zrobili kilka kroków, dojrzeli przestrzenie między stołami do tańca, a także skaczącą jak szczebiotka Selene którą wypatrzyć nie sposób było ze względu na otaczaczajacy ją korowód sług.
Tak, sług właśnie których dane im było dostrzec całe roje. Biali, nadzy mężczyźni i kobiety o uniżonych, pełnych strachu spojrzeniach, oczach z których wyciekał smutek i trwoga prowokujące rozbiegane spojrzenie wszędzie, tylko nie na twarze dworzanin. Zaciśnięte w bólu usta, bose, pokrwawione stopy oraz trzymane w dłoniach żelazne, masywne i niepiękne tace na których chybotały się porcje złotego trunku z czarką cieczy którą należało nią zaprawiać. Uwijali się pomiędzy dworzanami, nie pozwalając sobie na odrobinę odpoczynku. Lorraine cofnęła się odrobinę, a prawie by nie wpadła na zbroję. Dopiero w tej chwili zauważyła, a po niej inni iż po obu stronach wszystkich wrót znajdują się takie same wielkie zbroje z orężem, jaką wcześniej widzieli w sali tronowej.
Muzyka coraz głośniej wdzierała się pomiędzy rozmowy dworzan, którzy przypominali ludzi ubranych dostojnie acz różnie. Mężczyźni w zwiewnych koszulach posiadali rapiery u pasa, natomiast blade damy przystrojono w bogate, szerokie suknie. Wszyscy mieli oczy nie tak czarne jak węgiel, nie tak jak niebo burzowe, nie tak czarne jak krucze pióra. Czarne jak otchłań, nicość i brak bytu który ział z oczu i niemal wzywał do siebie. Dostojni raczyli się jadłem, rozmową i tańcem podobnym dość do walca.
Momentalnie mroźniejsze powietrze zawiało trójce wędrowców w twarz kiedy z fali mroku czmychającego pod stopami Nyks kroczącej w głąb sali, wyłonił się dworzanin stając przed nimi. Młody, gładkolicy szlachcic posiadał bujne, kręcone włosy i pulchną twarz. Blade wargi dopełniały obrazu wraz z szarą koszulą, rurkowatymi spodniami i ostrogami na butach. Srebrzysty rapier dyndał mu u pasa. Posiadał również na ramieniu pagony z dwiema gwiazdami. Ukłonił się w pas, a prostując dojrzeli czerń i czeluść jego spojrzenia. Z uśmieszkiem, niezwykle szybko i barwnie poprzez taneczny krok wszedł w ich grupę stając przed Brigid.

-Zacna pani musi wywodzić się z odległych krain i miejsc. Prawdziwym zaszczytem byłby dla mnie taniec, a odmowa istnym dyshonorem i raną na mym sercu które to zrazu wyczuwa bratnią duszę. Porucznik Gavolot do usług, sługą na czas pobytu...

Jego słowa w głosie ciepłym, acz pustym niczym dudnienie szklanych naczyń zawisły w powietrzu.Lorraine przebiegły dreszcze po plecach i ciarki po udach, serce zabiło chwile głośniej. Tak, miała co do porucznika Gavolta same złe przeczucia. Wydawało się mu, że on pragnie tylko im coś zabrać, a potem iść dalej I bynajmniej nie chodziły to o cnotę. O coś... Tak wielkiego, że jest niemal wszystkim. Delikatne dreszcze ponownie pojawiły się na jej skórze kiedy ten odezwał się ponownie. Lecz tym razem zamiary zdawały się zarazem przyjazne jak i chytre.

-Mogę również sprowadzić zacnego kawalera dla drugiej panny – skłonił się w kierunku malarki. -Albo cnotliwą dworkę albo służebnicę panu rycerskiego stanu, jak się nie mylę?

Przymknął jedno oko w stronę drwala puszczając tym sposobem mu luźne oczko, a następnie z niemałą szybkością, ą zimne powietrze zaświszczało, uczynił jeden krok w stronę Brigid. Na kartce z bestiariusza już zaczął się pojawiać tekst.

”W..”

W tym czasie drwal mógł dostrzec Selene która z wielką gestykulacją i delikatnymi błyskami srebrzystego światła z kopuły dyskutowała z Nyks która to jej słowa przyjmowała ze spokojem i flegmą. Chyba się kłóciły. Wszyscy natomiast wyłowili z tłumu ciemności, służby oraz dworzan jeszcze jedną odznaczającą się postać w podobny sposób jak oni. Po prawej, w miejscu gdzie stoliki ustępowały miejsce parkietowi tańczył samotny artysta. Wysoki, bardzo chudy jak strach na wróble. Zarzucone na niego zwiewny, falujący z każdym ruchem i podskakujący płaszcz barwy zgniłej zieleni, a doprawiony zaschnięta krwią. Postać tańczyła, dokonując błyskawicznych piruetów, skoków i fikołków zupełnie nie pod styl muzyki wypełniającej salę. Z każdym ruchem jego szaty wzburzały się jak woda i powietrze, czyniąc fantazyjne kształty, a mimo to ani razu nie odkrywając nawet kawałeczka ciała. Dłonie w skórzanych rękawicach, a buty dudniły głucho niczym kolejny bęben w orkiestrze. Na moment, wraz z kolejnym saltem dostrzeli twarz skrywaną w kapturz, a przed światem zakrytą wielobarwną maską. Każdy ruch przynosił falę zapachu polany i lasu, mokrej ziemi oraz krwi. Każda figura taneczna niosła też mdły zapach zwierzęcego łona i narodzin. Z każda chwilą wpatrywania się w tancerza robiło im się coraz bardziej niedobrze. Kristberg dostrzegł, iż w fałdach szaty znajduje się złoty, pokrwawiony sierp.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 10-09-2010 o 18:54.
Johan Watherman jest offline