Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-09-2010, 12:37   #21
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Pierwsza zasada podróżowania brzmiała podobno: spróbować wszystkiego. Kristberg nie bardzo się z nią zgadzał, jednak nawet on dopatrywał się w tej szalonej idei pewnych plusów. Ale czy miało to coś wspólnego z tym faktem, że drwal bez żadnej obawy napił się dziwnego, nieznanego napoju? Raczej nie. Tutaj chodziło o tę idiotyczną cechę osobowości Islandczyka – ufność.
Oczywiście to, że złoty napój w pewien sposób zaszkodził Kristbergowi wcale nie oznaczało, iż ktokolwiek go zdradził. To raczej sam Leikrini ściągnął na siebie niebezpieczeństwo.
Napój nie był smaczny. W pierwszej chwili po jego wypiciu Kristberg nawet się nieco zdziwił. W końcu jak to możliwe, że na dworze podaje się takie obrzydlistwo. Mężczyzna szybko jednak doszedł do wniosku, że bogaci i dostojni często miewali inne upodobania i gusta, niż zwyczajni, szarzy ludzie.
Ręka Islandczyka ponownie skierowała się w stronę stołu, bez żadnego zaniepokojenia związanego z wypiciem nieznanej substancji, jednak wtedy coś się zaczęło.
Wraz z ostatnimi łykami napoju Kristberg zupełnie stracił kontakt ze światem, oślepiła go rażąca jasność, chociaż zachował trzeźwość umysłu.
To było bardzo dziwne doznanie. Mężczyzna przez chwilę pokusił się nawet na stwierdzenie, że to, co teraz odczuwa to objawienie, albo wizja zesłana przez Boga.
Ta myśl na chwilę pochłonęła go i sprawiła,że od razu wpadł w świątobliwy nastrój. Mężczyzna oczywiście nie widział w swoim zachowaniu niczego próżnego.
Oczom Leikriniego ukazał się nagi, piękny mężczyzna skąpany w białym świetle. Przez myśl przebiegło mu, że może to być anioł, jednak kiedy Islandczyk zauważył kajdany na jego rękach i rany na ciele szybko zmienił zdanie.
„Kim może być ten młodzieniec?” w głowie Kristberga kotłowały się pytania. Mężczyzna zupełnie nie wiedział dlaczego ogląda tę uwięzioną postać, ani kim ona była.
Po chwili drwal zauważył, że z ran uwięzionego wydobywa się dziwna substancja, jakby płynne złoto... Leikrini szybko przewertował Biblię w myślach, jednak nie skojarzył z niczym tego faktu. Był zmęczony, nie mógł myśleć normalnie, jednak nadal starał się sobie przypomnieć coś, co pozwoli mu zidentyfikować uwięzionego.
Płynne złoto, które wydobywało się z ran mężczyzny spływało do szklanych naczyń ustawionych pod jego ciałem. Może to była jakaś przenośnia? Leikrini wysilił umysł, aby skonfrontować tę wizję z jakimś szczegółem z dotychczasowej podróży u boku Judasza. To musiało być coś ważnego, może w mieście Omeyocan ktoś jest tak podle wykorzystywany?
- Ach, jakie to wszystko jest poplątane! - pomyślał drwal.
Kristberg chciał pomóc mężczyźnie, zapytać się go o coś, zadziałać, nawet bez dłuższego zastanowienia się, jednak wtedy wizja urwała się i niczym klatka na taśmie filmowej pojawiła się kolejna.
Zrobiło się ciemno, strasznie. Kristberg chciał odmówić modlitwę, lecz ciemność ogarnęła jego osobę, atakowała niczym dzikie zwierze. Drwal krzyczał ile sił w płucach, jednak nic to nie dawało. Mężczyzna nie mógł się skupić, ani ustawić żadnej barykady w postaci modlitwy, był bezsilny.
Kolejna wizja nadeszła szybko, jak błyskawica. Judasz, tak to musiał być on. Krew spływała mu z rany an czole – piętna zdrajcy, szybko wyjaśnił to Kristberg. Czerwona niczym płatki róży posoka spływała na postać Iskarioty, mieszając się z płynnym złotem.
Judasz to oprawca? Może nie.. Więc dlaczego nie stoi po tej samej stronie,co umęczony więzień? W błyszczącym napierśniku Iskarioty odbijały się sylwetki ludzi, w tym Nyks – bogini nocy.
Czy byli zadowoleni? Zadowoleni dlatego, że uwięzili jaśniejącego młodzieńca? Pani nocy zwyciężyła, ciemność zatryumfowała, a Judasz jej w tym pomógł. Przecież to właśnie o tym mówiła Thea, Judasz miał swój udział w dokonaniu zagłady światła w Omeyocan.
Iskariota chciał teraz naprawić swoje błędy? Co oznaczała rana na jego czole, czy to on był wykonawcą woli Nyks i uwięził tego młodzieńca?
Kristberg obudził się. Selene łypała na niego zdziwionymi oczami. Powiedziała coś,jednak drwalnie był jeszcze w stanie,który pozwoliłby mu na prowadzenie rozmowy. Zrozumiał jedynie tyle, że wypicie tego napoju było czymś bardzo bezmyślnym i może tutaj zakazanym.

Cała ta dziwaczna mieszanina bóstw, scenerii i fantazji przerastała Kristberga. Mężczyzna kojarzył wiele z nich, potrafił nawet określić stopień koligacji i czasami powiedzieć coś więcej o danym bóstwie, jednak co to mogło przynieść? Selene nie była przecież córką Nyks, a tamten uwięziony mężczyzna mógł być najwyżej Heliosem? Czyli bratem Selene, czyli tutaj synem Nyks? Nie, nie nie, trzeba było zmienić tok myślenia.
Skoro picie tego napoju było zakazane w Omeyocan to znaczy, że mogło przynieść rozwiązanie zagadki tego miasta. Ale w jaki sposób? Kristberg wiedział już, a raczej podejrzewał, że to Judasz stoi za tym, co stało się w Omeyocan, oraz, że również Nyks nie pozostała w tym przedsięwzięciu z czystymi rękoma.
Judasz zdradził, to nawet nie dziwiło...
Ale jak pomóc temu miastu? Uwolnić młodzieńca! To rozwiązanie było na tyle proste, że Kristberg od razu zawierzył mu całym sercem.
Ciekawym było jeszcze to,co oprawcy robili z płynnym złotem, jakim krwawił uwięziony. Czy to mogło być światło? W takim razie gdzie je skrywali?
O tym wszystkim powinien porozmawiać ze swoimi towarzyszkami. W tajemnicy przed Iskariotą.
Droga do pokoi upłynęła Kristbergowi na myśleniu. Drwal zastanawiał się nad tym, w jaki sposób będzie mógł porozmawiać z Brigid i Lorraine na osobności.
Kiedy wszyscy doszli już do swoich pokoi, a Selene opuściła ich powracając do swojego beztroskiego nastroju (swoją drogą to czy nie rozmowa na temat przeszłości miasta tak ją zasmuciła?), gdzieś w ciemności dało się słyszeć kroki i dźwięk kluczy. To był Judasz, ten,który teraz starał się naprawić swoje błędy, posługując się w tym celu trójką towarzyszy.
Kristberg z obrzydzeniem spojrzał na Iskariotę. Ta postać napawała go samymi podłymi uczuciami.
Judasz otworzył drzwi i zaprosił ich do środka. Niezwykłym sposobem znaleźli się teraz na dachu, ponad głowami mając ugwieżdżone niebo. Kristberg na chwilę przystanął zdumiony, jednak ani myśląc dawać Iskariocie tę satysfakcję szybko doszedł do siebie.
Ciemność w tym mieście była straszna. Przybierała żywe formy i poruszała się swobodnie. Islandczyk zacisnął ręce na trzonku topora, opierając go ostrzem o ziemię. Szybko wyszeptał modlitwę.
Z nieba spadły pierwsze krople deszczu, które szybko przeszły się w niezliczone ilości. Zimna woda zrosiła twarze obecnych, jednak o dziwo nie zastukała w zbroję Leikriniego.
Deszcz skończył się,a Judasz przemówił. Oznajmił im,że w najbliższym czasie mogą się nie zobaczyć i powinni udać skontaktować się z niejakim Adonaj Eleazarosem,który pomożeimodszukać Izraela.
Czyli, że uwięziony męzczyzna był Izraelem, Jakubem, tym, który pokonał anioła? Może...
Okazało się również, ze w mieście znajdowali się dawni "znajomi" Judasza. Pewnie współspiskowcy – pomyślał Kristberg...
 
Minty jest offline  
Stary 09-09-2010, 16:47   #22
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Judasz odczepił jeden z kluczy. Sporych rozmiarów, mosiężny z ząbkami wykonanymi z białej kości. Koło u jego początku na którym można by go powiesić przypominało kilka splecionych, mosiężnych sznurów. Sami nie wiedzieli czemu ich wzrok powędrował na dłoń ich przewodnika i klucz. Lecz gdy ten zatoczył nim krąg przed sobą, powietrze zadrżało, a zapach ozonu jaki czuć niekiedy po burzy trafił do nich wszystkich. Lorraine Girard zauważyła nawet parę drobnych łuków elektryczności przeskakujących po kluczu. Judasz Wepchnął klucz w próżne na dachu, przekręcił. Brigid zasłyszała skrzypienie drzwi kiedy to Judasz chwycił niewidoczną klamkę i pociągnął ją jakby otwierał jakieś drzwi. Gestem dłoni zaprosił ich do przejścia. Wszyscy czuli, że chociaż wzrok na wskroś przechodził przez przestrzeń dachu i za jego krawędziom natrafiał na pulsującą ciemność, to jednak drzwi tam były. Donośne bicie dzwonu rozległo się echem, a cieniste stworzenia zanurkowały w mroki niżej. Dzwon bił jak to dzwon. Jednak w całej scenerii i otoczeniu wiele uderzeń brzmiało grobowo i smutnie. W sumie zabił sześc razy, a siódme uderzenie było urwane w połowie.

-Zapraszam, zapraszam. – zachęcił Pan Kluczy i Dróg. - Liczyłem, że Kristberg zrzuci mnie w końcu z tego dachu i będziecie mieli czas się przygotować. Tak... Zapraszam na bankiet!

***

Przechodząc przez niewidoczne i niematerialne drzwi ostatecznie przekroczyli drewniany próg wielkich wrót prowadzących na salę balową. Cała trójca musiała mieć naprawdę świetne wejście w postaci samoistnego otworzenia się drzwi i wyłonienia się ich postaci z obłapiającej ciemności. Byłoby lepiej gdyby nie potknięcie Lorraine które miało szansę przerodzić się w upadek. Wyhamowała na granatowej, kamiennej posadzce która lśniła niczym wykonana ze szkła. Judasz nie podpatrzyła nimi, a wrażenie wsysania powietrza za ich plecami upewniła, że przejście zostało zamknięte. Przed nimi roztaczała swe wdzięki wielka, okrągła sala zwieńczona wysokim sklepieniem przypominającym taflę ciemnej wody. Sufit falował i burzył się jak odwrócone do góry nogami, nieprzeniknione jezioro. Lśnił też srebrzystym blaskiem obijanym przez podłogę. Mimo wielkiego światła, ciemność stała się tutaj tylko widoczniejsza, pełzła jak wiele węży i macek pomiędzy gośćmi. Do sali prowadziły cztery, przeciwległe do siebie wrota. Po całej sali rozrzucono okrągłe stoliki w chaotycznym bezładzie. Przykryte długimi, szarymi obrusami na doktorach stawiano srebrne misy z żywnością. Gama naprawdę rożnych zapachów smakowiciej, zarówno tych znanych z domu jak i zupełnie obcych. W szczególności skusiły one Kristberga. Gwar zgromadzonych dworzan których sylwety były doskonale widoczne w srebrnym świetle to detale skrywała tajemnica. Gwar rozmów zdawał się cichy, acz donośny, obijając się echem po ścianach. Jednostajny. Spokojny, acz niepokojący. Po chwili zaczęły go przeszywać nuty muzyki. W samym środku znajdowała się orkiestra, w samym centrum ciemności która mimo srebrzystego światła z sufitu opatulą ją niemal całkowicie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Zi8vJ_lMxQI[/media]

Ledwo zrobili kilka kroków, dojrzeli przestrzenie między stołami do tańca, a także skaczącą jak szczebiotka Selene którą wypatrzyć nie sposób było ze względu na otaczaczajacy ją korowód sług.
Tak, sług właśnie których dane im było dostrzec całe roje. Biali, nadzy mężczyźni i kobiety o uniżonych, pełnych strachu spojrzeniach, oczach z których wyciekał smutek i trwoga prowokujące rozbiegane spojrzenie wszędzie, tylko nie na twarze dworzanin. Zaciśnięte w bólu usta, bose, pokrwawione stopy oraz trzymane w dłoniach żelazne, masywne i niepiękne tace na których chybotały się porcje złotego trunku z czarką cieczy którą należało nią zaprawiać. Uwijali się pomiędzy dworzanami, nie pozwalając sobie na odrobinę odpoczynku. Lorraine cofnęła się odrobinę, a prawie by nie wpadła na zbroję. Dopiero w tej chwili zauważyła, a po niej inni iż po obu stronach wszystkich wrót znajdują się takie same wielkie zbroje z orężem, jaką wcześniej widzieli w sali tronowej.
Muzyka coraz głośniej wdzierała się pomiędzy rozmowy dworzan, którzy przypominali ludzi ubranych dostojnie acz różnie. Mężczyźni w zwiewnych koszulach posiadali rapiery u pasa, natomiast blade damy przystrojono w bogate, szerokie suknie. Wszyscy mieli oczy nie tak czarne jak węgiel, nie tak jak niebo burzowe, nie tak czarne jak krucze pióra. Czarne jak otchłań, nicość i brak bytu który ział z oczu i niemal wzywał do siebie. Dostojni raczyli się jadłem, rozmową i tańcem podobnym dość do walca.
Momentalnie mroźniejsze powietrze zawiało trójce wędrowców w twarz kiedy z fali mroku czmychającego pod stopami Nyks kroczącej w głąb sali, wyłonił się dworzanin stając przed nimi. Młody, gładkolicy szlachcic posiadał bujne, kręcone włosy i pulchną twarz. Blade wargi dopełniały obrazu wraz z szarą koszulą, rurkowatymi spodniami i ostrogami na butach. Srebrzysty rapier dyndał mu u pasa. Posiadał również na ramieniu pagony z dwiema gwiazdami. Ukłonił się w pas, a prostując dojrzeli czerń i czeluść jego spojrzenia. Z uśmieszkiem, niezwykle szybko i barwnie poprzez taneczny krok wszedł w ich grupę stając przed Brigid.

-Zacna pani musi wywodzić się z odległych krain i miejsc. Prawdziwym zaszczytem byłby dla mnie taniec, a odmowa istnym dyshonorem i raną na mym sercu które to zrazu wyczuwa bratnią duszę. Porucznik Gavolot do usług, sługą na czas pobytu...

Jego słowa w głosie ciepłym, acz pustym niczym dudnienie szklanych naczyń zawisły w powietrzu.Lorraine przebiegły dreszcze po plecach i ciarki po udach, serce zabiło chwile głośniej. Tak, miała co do porucznika Gavolta same złe przeczucia. Wydawało się mu, że on pragnie tylko im coś zabrać, a potem iść dalej I bynajmniej nie chodziły to o cnotę. O coś... Tak wielkiego, że jest niemal wszystkim. Delikatne dreszcze ponownie pojawiły się na jej skórze kiedy ten odezwał się ponownie. Lecz tym razem zamiary zdawały się zarazem przyjazne jak i chytre.

-Mogę również sprowadzić zacnego kawalera dla drugiej panny – skłonił się w kierunku malarki. -Albo cnotliwą dworkę albo służebnicę panu rycerskiego stanu, jak się nie mylę?

Przymknął jedno oko w stronę drwala puszczając tym sposobem mu luźne oczko, a następnie z niemałą szybkością, ą zimne powietrze zaświszczało, uczynił jeden krok w stronę Brigid. Na kartce z bestiariusza już zaczął się pojawiać tekst.

”W..”

W tym czasie drwal mógł dostrzec Selene która z wielką gestykulacją i delikatnymi błyskami srebrzystego światła z kopuły dyskutowała z Nyks która to jej słowa przyjmowała ze spokojem i flegmą. Chyba się kłóciły. Wszyscy natomiast wyłowili z tłumu ciemności, służby oraz dworzan jeszcze jedną odznaczającą się postać w podobny sposób jak oni. Po prawej, w miejscu gdzie stoliki ustępowały miejsce parkietowi tańczył samotny artysta. Wysoki, bardzo chudy jak strach na wróble. Zarzucone na niego zwiewny, falujący z każdym ruchem i podskakujący płaszcz barwy zgniłej zieleni, a doprawiony zaschnięta krwią. Postać tańczyła, dokonując błyskawicznych piruetów, skoków i fikołków zupełnie nie pod styl muzyki wypełniającej salę. Z każdym ruchem jego szaty wzburzały się jak woda i powietrze, czyniąc fantazyjne kształty, a mimo to ani razu nie odkrywając nawet kawałeczka ciała. Dłonie w skórzanych rękawicach, a buty dudniły głucho niczym kolejny bęben w orkiestrze. Na moment, wraz z kolejnym saltem dostrzeli twarz skrywaną w kapturz, a przed światem zakrytą wielobarwną maską. Każdy ruch przynosił falę zapachu polany i lasu, mokrej ziemi oraz krwi. Każda figura taneczna niosła też mdły zapach zwierzęcego łona i narodzin. Z każda chwilą wpatrywania się w tancerza robiło im się coraz bardziej niedobrze. Kristberg dostrzegł, iż w fałdach szaty znajduje się złoty, pokrwawiony sierp.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 10-09-2010 o 18:54.
Johan Watherman jest offline  
Stary 14-09-2010, 19:24   #23
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
oirytowana Brigid gwałtownym gestem naciągnęła kaptur na głowę, tak, że brunatna, gruba tkanina zakrywała jej pół poczerwieniałej twarzy. Judasz, dzwoniąc swoimi cholernymi kluczami do jej wolności i powrotu do domu, zignorował oczywiście ostatnie pytanie, co ubodło ją bardziej, niż chciałaby to pokazywać. Teraz wtłoczył ją w ten cholerny bankiet - a bankietów nie cierpiała nigdy, zawsze czuła się na nich jakimś przypadkowym dodatkiem, którego obecność pachniała niedopatrzeniem i zapowiedzią nieuchronnie nudnego wieczoru, puentowanego równie niechronnym rwaniem w plecach, bólem zmaltretowanych stóp i sporadycznymi towarzyskimi gafami, którymi po pięciu minutach nie przejmował się już nikt - oprócz Brigid, rzecz jasna. Były jednak i świetliste punkty: na takich spędach elitarnego bydełka zawsze serwowano niezgorsze trunki, można więc się było znieczulić, a w krańcowo masakrycznych towarzysko przypadkach nawet ulotnić się ze świśniętą ze stołu flaszką i urżnąć się gdzieś w samotności, w pełnym godności milczeniu.

Ochota na poprawianie humoru znieczulaczami rozwiała się jej jak sen jaki złoty po pierwszym rzucie oka na nagą, upodloną służbę tachającą żelazne tace. Służący mieli oczy, jakie widywało się na zdjęciach z obozów koncentracyjnych, wielkie i pełne strachu, i odczłowieczone tym strachem. Brigid zgrzytnęła zębami, w ustach zrobiło się jej gorzko od żółci.

- Chciałeś ponoć zbawiać świat - mruknęła do Kristberga. - Nie krępuj się, chłopie, nie zwlekaj ani chwili.
Do taktu mszy żałobnej zmierzał ku nim egzemplarz reprezentatywny miejscowej socjety. Odpowiedno odpasiony na cudzej krzywdzie, podgolony, utrefiony, wizualnie wersja anachroniczna boysbandowych bożyszcz nastolatek. W obcisłych rajtkach na kroczu odznaczało mu się generalnie wszystko, blade wargi były tak wydatne, że przypominały pierdolące się glizdy, Brigid była też pewna, że pan dwugwiazdkowy goli sobie klatkę piersiową.

- Jaka cukiernia, takie ciacho - zajadowiciła mniszka za plecami Lorraine i Kristberga, niespecjalnie głośno, ale na tyle nie przejmując się reakcjami otoczenia, że zaprawione żółcią podsumowanie mogło dolecieć do uszu amanta. Właśnie oddawała się rozważaniom, czy w tych okolicznościach przyrody brak skórzanego suspensorium na genitaliach i pejcza wysadzanego perłami i cyrkoniami w dłoni należy odhaczyć dworakowi jako skłonność do subtelności i tajemniczych niedopowiedzeń w stosunkach międzyludzkich, kiedy do świadomości przebił się jej fakt, że Porucznik Glizda coś mówi, już od dłuższego czasu, i nie wiedzieć czemu, w jej kierunku - a ona chyba straciła część wątku. Tak też Brigid zaliczyła pierwszą gafę, zanim bankiet zdążył się na dobre rozkręcić. A najgorsze było to, że na tych spędach wszyscy stawali się mimowolnie niewolnikami konwenansów, i skoro już ktoś rozwarł paszczę w twoim kierunku i dobył z siebie głos ludzki, szanse na niezauważoną rejteradę dramatycznie spadały. Trzeba toczyć... konwersacje.

"Uff, teraz trzeba to będzie jakoś dzielnie znieść", jęknęła w duchu, patrząc na pląsąjącego na parkiecie chudzielca. Rosła w niej pewność, że jednak się dzisiaj porzyga, i to rzęsiście.

- Pan wybaczy, zasłuchałam się w muzykę, mógłby pan powtórzyć, poruczniku... - zawiesiła znacząco głos, i tym razem słuchała z uwagą, jak powtarzanie kwiecistych kwestii zabija wielkie wejście. Gdy nagle otaczało ją męskie zainteresowanie, robiła się podejrzliwa, jak, nie przymierzając, wszyscy diabli. Jeden raz dała się podejść, skończyła z kacem moralnym i wydaniem niesprzedawalnej monografii w nakładzie 100 tysięcznym, które długi czas robiły za piekielnie drogie podkładki pod chybocące się meble. Zerknęła na trzymany we wnętrzu dłoni skrawek pergaminu, by prześledzić kolejne rodzące się litery.

- Cóż za niezwykłe imię - oznajmiła łaskawie, by osłodzić porucznikowi kopa na rozpęd, którym zamierzała go za chwilę poczęstować. W końcu - bankiet, konwersacje, konwenanse... Egzotyczne i pełne obietnic. Niestety, nie mogę uczynić zadość twej dwornej prośbie. Noszę żałobę, a w mym dalekim i obcym kraju w dniach żałoby nie tańczymy i nie uczestniczymy w swawolnych zabawach - powiodła wzrokiem po "swawolnych" tańcach na parkiecie i ciągnęła niezrażona. - Ufam zatem, iż sytuacja ta zdejmuje z waszeci dyshonor odmowy, a ból zranionego serca uczyni mniej dotkliwym.


Brigid uśmiechała się słodko i fałszywie, uśmiechem węża zwisającego z gałęzi drzewa poznania dobra i zła. Wszyscy na sali byli niewolnikami konwenansów i Porucznik Glizda, choćby się wił we wszystkie strony, nie mógł się z tego wyślizgać z twarzą. Niestety, Brigid za bardzo też się nie mogła wyślizgać, nie popełniając gafy grubego kalibru. Znała niestety typ Porucznika, bankietowego casanovy, którego trudniej się było pozbyć niż przyssanej pijawki. "Będzie nam siedział na karku cały wieczór". I jeszcze ta propozycja panienki dla Kristberga i towarzysza dla Lory, choć dworna i w zgodzie z obyczajami, w wykonaniu Gavolota nie wiedzieć czemu pachniała jej sutenerstwem.

- Niemniej - Brigid uniosła palec. - Będę zaszczycona i wdzięczna "i postaram się nie porzygać", jeśli Porucznik zechciałby towarzyszyć mi na dzisiejszym przyjęciu. Nudna ze mnie będzie towarzyszka, nieskora do tańców i swawoli, tedy zrozumiem i bez bólu serca przyjmę odmowę.

"Da się spławić albo będę go miała na karku tylko ja".

Porucznik nie wykazał na swym obliczu cienia emocji poirytowania. Jakby wszystkie emocje które uprzednio wyrażał zostały wyciosane ze sztuczności.

-Przepraszam najmocniej. Przewodnika również goście nie potrzebują obeznanego w kunsztach wędrówki i podróżny? Czasy mamy niespokojne i chociaż niczego nie ujmuję w kunszcie rycerskim... Mógłbym pokazać pałac, być może miasto...

Na pergaminie pokazały się kolejna litera.

„...a...”

"Wa... wabik na idiotki? waciak bo w dupę zimno? wahadło bo czas już na nas, wychodzimy? waleriana bo zaraz szlag mnie trafi? wałach bo jak zaraz mu...".

- Ależ, doprawdy, poruczniku...
- żachnęła się teatralnie, i gdyby miała w reku wa... chlarz, pewnie zatrzepotała by nim teraz nerwowo.

"Wampir, bo ktoś tu nie zadał wystarczającej ilości pytań, więc oczywiście musiało się zemścić".

Oczy Brigid zrobiły się na moment okrągłe i szkliste jak jajka, ale po chwili wybuchnęła serdecznym, perlistym śmiechem, i z rozmachem łupnęła Kristberga w plecy.

- W moim kraju takie słowa, podające w wątpliwość krzepę i zręczność zbrojnego męża, to prosta droga na ubitą ziemię. Pan podjudza naszego zacnego sir Kristberga, poruczniku Gavolot - pogroziła mu żartobliwie palcem. - Nieładne to, i niegrzeczne, ale tym razem tę niezręczność wybaczymy chętnie, za to dworne przywitanie i chęć pomocy. Nie chcemy przecież pustymi sfarami psuć tego pięknego spotkania, prawda? Sir Kristbergu, wybaczcie panu porucznikowi, nie ze złości to wszak uczynił - poleciła stanowczo Islandczykowi, który i tak więcej uwagi poświęcał zastawie stołowej niż domniemanym czy prawdziwym obrazom. - Za hojną propozycję dziękujemy ze szczerego serca, niemniej skorzystać z niej nie jesteśmy władni. Mamy już przewodnika znającego wiele dróg, i, rozumie pan, poruczniku - nie chcemy się przekonywać, czy zdarza mu się być zazdrosnym o swoją pozycję. Poza tym, ledwie dzisiaj królewska para zaszczyciła nas gościną - gdzież nam teraz ruszać, nie obrażając Ich Wysokości - zapytała retorycznie i uśmiechnęła się sucho, ujmując dłoń Lory. - Zostaniemy w pałacu, więc niewątpliwie nasze drogi jeszcze się skrzyżują - "oby nie w tym samym czasie". - To był zaszczyt poznać kawalera o tak nienagannych manierach i aparycji, poruczniku - odklepała z uczuciem zwyczajową formułkę i skłoniła lekko głowę.

Nowy znajomy odstąpił płynnie krok od nich aby mieć miejsce na lekki, szybki, acz nader teatralny ukłon pożgania. W czasie którym niżeli okamgnienie pochwycił dłoń Brigid kładąc ją na swej otwartej i tylko przytrzymując kciukiem. Natychmiastowo blade usta ucałowały rękę. Chwila wystarczyła, aby poczuła zimno w całym ramieniu, uczucie odrętwienia i dziwnej lekkości ogarniającej ramię. Odszedł natychmiastowo, wplatając się w tłum dworzan. Kiedy zaś odszedł, kobiecie zdawało się, że zapomniała o czymś miłym, ale też smutnym.. Jakby jej zabrano kawałek ja nie bacząc jaki on był.
Litery na pergaminie poczęły niknąć, słabnący tusz przez chwilę układał się w znak pytajnika.


Brigid stała z lekko otwartymi ustami, przyciskając rękę do piersi, próbując sobie przypomnieć to, co zapomniała. Znalazła tylko puste miejsce po czymś, co zostało ukradzione.

- Złodziej - syknęła za odchodzącym. Konwenanse trzeba będzie zastąpić tłuczeniem po głowie. Może dzięki temu udałoby jej się odzyskać to, co straciła, jeśli znajdzie kogokolwiek, kto będzie dzielił to wspomnienie? "Tutaj? Bez szans. Przepadło." - Uważajcie - szepnęła do towarzyszy. - Bydlak to pijawa prawdopodobnie. Jego imię oznacza diabła nawet. Nie dajcie się dotknąć. Wystarczyła mu chwila i coś mi zdążył wyssać. Pilnujcie się, do cholery. Koniec zabawy.

"A walnąć po łbie możemy ot tak, dla zasady."
 
Asenat jest offline  
Stary 02-10-2010, 17:24   #24
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Wśród tylu dźwięków, zapachów i dziwnych osobistości Lorraine czuła, że jest nie na swoim miejscu. W duchu miała teraz mniej niż dwanaście lat, a w koło było pełno ludzi, których kompletnie nie potrafiła objąć wyobraźnią. Szlachta na balu wyglądała niczym banda rozradowanych i plotkujących ciotek, które gotowe są się na nią rzucić w ramach udawanego zachwytu i zadawać pytania, na które nie znała odpowiedzi, molestować do upadłego, póki nie poczują, że spełniły swój obowiązek dręczenia. Dziesiątki nieznanych twarzy, zupełnie obojętnych i niezaangażowanych w sytuację, niczym goście przychodzący tylko z uprzejmości czy darmowego jedzenia. Wreszcie gospodarze, błyszczący w tłumie i ściągający uwagę wszystkich, którzy w czczej gadaninie chcieliby się wkupić w łaski, sprzedać swa godność i ciało, czego nikt nawet nie zauważa, tyle to dla władców znaczy!


Wielki tłum, rozgardiasz i do tego pozbawiony smaku życia. Odarte z ostatnich pozorów radości źrenice dworzan zdradzały wewnętrzną pustkę, w którą mogłaby się zatopić, gdyby nie odwróciła wzroku. Przywykła już do odczuwania pewnych fenomenów, gdy spoglądała na ludzi, na Kristberga, Brigid, nawet Judasza czy Theę! Spoglądając na dworzan nie czuła jednak nic, czy to pozytywnego czy negatywnego uniesienia, brak wszelkich motywów i emocji. Nie była pewna czy to tylko jej spostrzeżenia, ale skupiając do ostatnich granic wolę znajdowała jedynie pustą przestrzeń. Wstępujący wtedy strach zaciskał swe lodowate palce na jej sercu, nie pozwalając się rozluźnić, bo choć chwila nieuwagi mogłaby kosztować ją rozlanie swej własnej jaźni w te bezdenne chodzące naczynia. Stałaby się taka jak oni, bez życia, bez barw.

Niektóre osoby przejawiały jednak dziwne potrzeby, niemal namacalne, ale kompletnie niezrozumiałe dla młodego, niedoświadczonego umysłu intencje. Podstępność, zachłanność, zmieszane z dziwną chęcią dominacji i potrzebą szczęścia. Ledwo dosłyszalne rozmowy, były jak jadowity wąż owijający się dookoła ramienia i kuszący Ewę z Raju, łaskocząc ucho jadowitym językiem. Zwoje śliskiej łuski przesuwały się i wchodziły na szyję, próbując i z niej uczynić sobie sługę grzechu, mrocznego świata, tańczących w koło na ścianach cieni. Być może niczym krwiopijne robactwo, ci słudzy mroku spijali żywotność, ambicje i marzenia tych którymi się otaczali, wyjaławiając dusze, kradnąc rzeczywistość. Ciężko jej się oddychało i zbierało na mdłości, a w kąciku lewego oka pojawiła się łza żalu, dla tych nieszczęśników, albo dla samej siebie, przerażonej i zagubionej.

Pośród dworzan, sproszonych gości byli również zwykli ludzie, którzy obsługiwali bankiet. Jedyne czego pragnęli to wypełnić swoją pracę i jak najszybciej stąd uciec. Niczym niewolnicy starali się nie urazić panów żadnym gestem, zaniedbaniem. Więcej było w nich naturalności niż w całym dworze, ale nie było to nic dobrego, czysta chęć przetrwania, jakby weszli w stado drapieżnych bestii – zdałoby się czerpiących przyjemność z samego zabijania – i nie mogąc uciec lawirowali między nimi, podając przysmaki i trunki, odsuwając od siebie uwagę.

Absorbując dziwaczną atmosferę dziewczyna trzymała się mocno boku rycerza, zaciskając delikatne palce na jego pasie, nieświadoma tego czy Kristberg zauważył jej dodatkowy ciężar, czy może zbroja dobrze go izolowała od jej wątłej, szczególnie teraz, postury.

Szklistymi oczami spostrzegła zbliżającego się szlachcica, którego chęć zdobyczy, kradzieży i lubieżnej z tego przyjemności oblały ją niczym lodowaty strumień. Fala uderzyła ją prosto w głowę i spłynęła do palców stóp gęsią skórką i występującą mgiełką zimnego potu. Nie chciał ich jednak zabić, odrzeć z kosztowności, nawet nie był zainteresowany nimi, jako kobietami, czy mężczyzną – co byłoby szczególnie odrażające. Ta sensacja była niewyjaśniona, napawała lękiem z samego powodu swojej niewyjaśnionej natury.

Ściągnęła brwi i zacisnęła usta, by nie dać po sobie poznać targających nią emocji. Niemal ugięła się pod własnym ciężarem, gdy okazało się, że nie ona była celem ataku. "Biedna pani Brygid" musiała się zmierzyć z tą podstępną, dwulicową łasicą. Nie wiedziała jednak, co mogłaby zrobić, jak dopomóc mniszce. Miała więcej doświadczenia w takich sytuacjach, wszak była o wiele starsza i miała wspaniałą wiedzę. Ostatecznie przysłuchiwała się rozmowie, niemal mdlejąc na propozycję o jakimś towarzyszu przyprowadzonym przez to chodzące szkaradztwo. Nie przeliczyła się jednak oceniając tą odważną kobietę. Cieszyła się, że może jej towarzyszyć. Chociaż, gdy porucznik ucałował jej dłoń i odszedł Brygid zdawała się być nieco roztrzęsiona.

- Uważajcie - szepnęła do towarzyszy. - Bydlak to pijawa prawdopodobnie. Jego imię oznacza diabła nawet. Nie dajcie się dotknąć. Wystarczyła mu chwila i coś mi zdążył wyssać. Pilnujcie się, do cholery. Koniec zabawy.

Po ciele dziewczyny przeszedł spazm rozpaczy i strachu, „pijawka” musiała oznaczać coś niebywale złego. Sam robak byłby wystarczająco obrzydliwy, by napawać mdłościami. Nie rozumiała jednak związku. No i jak można wyssać „coś”?

- Przepraszam, ja coś czułam, ale nie wiedziałam o co chodzi. Mogłam pomóc...

Jej palce zacisnęły się mocniej na pasku, z wysiłku stały się niemal białe. Nie uszło to uwadze Brygid, a Lorraine przyłapana na chwili słabości szybko odczepiła się od Kristberga i spuściła ręce w dół, zaciskając niesforne palce w piąstki.

- On i chyba nie tylko on, próbuje coś z nas wydrzeć, może z wszystkich tutaj. Myślałam, ze to tylko podstępny złodziej, uwodziciel - a pani tak dobrze sobie radziła! I... wszystko mnie tu przeraża, on i wszyscy. Jeśli nie będę uważać, to ze mnie też zostanie taka pusta skorupa? – wzrok skierowała na jednego z chodzących niczym we śnie dworzan. – To co się stało z tymi ludźmi jest okropne. Jak inni mogą się tu bawić? Ja... muszę się przewietrzyć. Przepraszam.

Ostatnie słowo zabrzmiało niczym skomlenie psa, przeprosiny za wszystko: za swoją nieużyteczność, brak siły, za cierpienie tych wszystkich ludzi. Drobnymi krokami podbiegła do otwartego okna by, choć na chwilę nie patrzeć na ponury spektakl tego wieczoru, na ponurego druida w spazmatycznym tańcu i kpiącą, sarkastyczną szlachtę ukrywającą wewnętrzną pustkę księżniczkę Selene tańczącą pośród swojego upiornego korowodu – na którego samą myśl żółć podchodziła jej do gardła. Wszystko, co cenne, traciło w tym świecie swoją wartość. Jedyne, co pozostało to władza i dominacja nad tymi, których uczyniło się gorszymi od siebie.

Nieudana Rewolucja Francuska wieki temu i sama nie miałaby zbyt radosnego życia - rozważała. Kiedyś i w ich świecie ludzkie życie było nędzniejsze niż najpodlejszego żebraka we współczesnej Europie. Żadna wojna nie przynosiła pokoju na długo. Zmuszała jednak do zmian, zmuszała do walki i oceny rzeczywistości na nowo. Tylko wtedy najniżsi mogli dojść, choć na chwilę do głosu. Była przeciwna rozlewowi krwi, ale jeszcze bardziej przeciwna temu upodleniu, zniszczeniu godności i budowaniu na tym prywatnego królestwa.

Stojąc z założonymi rękami i wbijając wzrok w znienawidzoną ciemność zebrała się na szczęście w sobie i postanowiła nie pozostawiać swoich towarzyszy na pastwę losu. Chciała coś robić, wesprzeć plany Judasza, i nawet jeśli były one nieprzeniknione, lepsze to niż ta rzeczywistość.

Niczym zakrwawiony sztylet chwyciła czerwony pędzel babci. Pogładziła go z czułością kciukiem i odnalazła w sobie odrobinę odwagi i potrzebną siłę, by mimo wszystko iść dalej.
 
Kritzo jest offline  
Stary 05-10-2010, 22:45   #25
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie przepadał za Judaszem zdrajcą. Nie tylko ze względu na rolę jaką pełnił, ale też ze względu na rolę jaką im przeznaczył. Pionki w jego grze. Mieli robić co im kazał, odsłaniał przed nimi jedynie to, co chciał odsłonić. Ukrywał resztę.
Nazwał siebie powiernikiem tajemnic, ale czy tajemnica to nie kłamstwo. Czy nie powiedzenie prawdy, nie jest jej ukrywaniem? Czyż jego odpowiedzi nie były pełnym łgarstw wykrętami?
Całe te miasto było pełne łgarstw, kryjących się w ciemności...chowających się przed prawdą jak szczury, chowające się przed światłem jak szczury.
Nic dziwnego, że światło było tu nielegalne. Odsłoniło by prawdę o nich samych, o miałkości ich wszystkich.
Kristberg spoglądał z odrazą na bal, na ten danse macabre...


bo ten bal kojarzył mu się z tym upiornym widowiskiem.
- Chciałeś ponoć zbawiać świat. Nie krępuj się, chłopie, nie zwlekaj ani chwili.- usłyszawszy te słowa Islandczyk zgiął się odruchowo jakby oberwał biczem. Może nawet wolał, by Brigid go spoliczkowała zamiast je wypowiadać. Zbawiać świat? Jaki świat? Tych tutaj pustych skorup? Tych nieludzkich istot. Przecież oni nie żyli. Gdzie w tym miejscu są uczucia? Gdzie ta podstawowa oznaka, ludzkiego życia jaką są emocje?
Teraz rozumiał napis na toporze, a gdy podszedł Gavolot, miał wielką ochotę skrócić mu jego mękę.
„A skoro oni nie żyją to czy my żyjemy?”.- wątpliwości zasiane, powoli zaczęły kiełkować.
Obrzucił wrogim spojrzeniem osobę, którą Brigid tak ładnie spławiała. Mimowolnie się uśmiechnął do Gavolota, a szrama na jego twarzy dodała temu uśmiechowi złowieszczy charakter.

„Czy to ...Piekło? Czy to kara za nasze grzechy?”- pomyślał Kristberg. W sumie wszystko by się zgadzało. Są w Piekle, odbierają karę za swe grzechy.
Monk to zadeklarowana ateistka, więc zobaczyła na własne oczy jak wygląda świat bez Boga. Pusta skorupa okryta ciemnością i kłamstwem. Pan ukazał jej jak pusty jest świat bez niego.
Grzechem drwala była pycha. „I powiedz mi, jak mogę ocalić świat przed potępieniem?”
Słowa które wypowiedział, brzmiały w jego uszach niczym drwina. „Jak mogę...” Stawiał się w roli Boga. Bo czyż to nie Bóg może ocalić świat i człowieka? Czyż to nie Bóg świat odkupił? Jak więc on, zwykły grzesznik miałby ocalić świat?
Zawiódł, zgrzeszył i zaiste otrzymał swoją karę. Tak samo jak Judasz, zdrajca, wiecznie popełniający te same błędy w drodze do celu. Wszak i sam się przyznał, że obecna sytuacja jest po części jego winą. Popełnia błędy naprawiać swe wcześniejsze błędy. Oto jego kara...bezsilność.
Grzechem Lorraine było pożądanie tego, czego jej nie przeznaczono. Teraz to otrzymała i ...mogła się przekonać jak pusty i bez znaczenia jest ten dar.
To miejsce było piękne, ale i bez życia...puste, zimne...martwe. Piekło to nie wieczny ogień.
To coś znacznie gorszego. Czyżby więc właśnie w Piekle się znaleźli. Czyżby już martwi byli? A może to nie Piekło a Czyściec, a oni poddawani są próbie?
Kristberg nie wiedział co o tym myśleć. Z każdą chwilą pojawiały się kolejne myśli i wątpliwości. I rozpacz.

Zwalczyć nią musiał. Nie był tu sam. I jako mężczyzna powinien zadbać o bezpieczeństwo towarzyszek. Pomijając fakt, że Brigid nie była kobietą, która potrzebowała opieki.
Co innego Lorraine...artystka trzymała się jego pasa dłonią, jak zagubione dziecko.
Zauważył to, choć udawał, że nie... Nie chciał bowiem, by się tym krępowała.
Zauważył też więc, gdy puściła. Spojrzał na Brigid i ruszył do Lorraine. A gdy był blisko rzekł spokojnym głosem. –Nie powinniśmy się oddalać od siebie. W tym miejscu, jesteśmy sobie jedynym wsparciem.
Wzrok Kristberga przesunął się na „druida”, dodając.- Bądź blisko Brigid, a ja pójdę pogadać z nim. Może to jego mamy...to jego szukamy. Może to ten Adonaj.
Przesunął dłonią po stylisku topora upewniając się, że go ma przy sobie.- Wy dwie...trzymajcie się blisko razem. I w razie czego...-chciał powiedzieć: uciekajcie. Ale to słowo nie przeszło mu przez gardło.- Brigid będzie wiedziała co robić.
Po tych słowach drwal ruszył w kierunku druida. Kristberg przemierzał salę nie zdając sobie sprawy, że jego cień drgał lekko przedrzeźniając jego ruchy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 09-10-2010, 21:00   #26
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Pośród piekła samotności, balu kukiełek stali oni, trójka wędrowców. Muzyka grana przez spowitą w mrokach orkiestrę po środku sali, a było to ciągle te same Requiem Mozarta roztaczała nad całym bankietem smutną, niepokojąca atmosferę skrywanej tajemnicy. Pogładzenia przez Lorraine czerwonego pędza poskutkowało ulgą, ciepłem pod palcami oraz malutkim snopem iskier padającym na podłogę. Złote iskry wyskoczyły wpierw ponad jej głowę, a potem runęły w dół, a nim zgasły, jeden z wielu języków ciemności przypełzł w srebrnym świetle i pochłonął je. Przychodząc do tańczącej persony, mijali gałęzie mroku, stoły zastawione pachnącym jadłem. Dworzanie mijali ich spokojnie, niektórzy patrzyli się z obojętnym zaciekawieniem, parę dworek nawet zatrzymało się dość niekulturalnie patrząc się nań. Przestrzeń na której taszczyła persona, wypełniona była muzyką, jej harcami oraz kontrastującymi, powolnymi snuciami się gorą siedmiu par dworzan tańcowych tutejszą odmianę walca. Porucznik Gavolt przyglądał się z daleka, z uśmiechem sącząc ciemny płyn w szklanicy. Towarzyszył mu inny dworzanin, również z rapierem u pasa. O wiele wyższy, chudszy, o prostych, długich, brunatnych jak ściera włosach oraz delikatnym zaroście. Przystojny podobnie, miast pagonów na prawym ramieniu miał założony naramiennik z pięcioma gwiazdami. Oczy tak samo łakome, zachłanne i puste i tymi oczyma niemal obłapiał malarkę. Odrobinę starszy od ich nowego znajomego raczył go rozmową. Byli za daleko, aby dowiedzieć się o czymże to rozmawiają.
Tańcząca persona w szatach skoczyła misterną figurą artystyczną w grając stając przed Kristbergem. Towarzyszyło temu rozstąpienie pobliskiej ciemności która zbiegła się w kierunku Nyks i Selene chroniąc ich rozmowę na przeciwległym brzegu sali. Powiew powietrza zaprzęgnięty do ruchu pokrwawionymi szatami przyniósł woń pokrzyw i gnijącej świni. Przed drwalem stanął on, spowity w gęstych, zawarowanych szatach barwy zgniłej. Cała ciało przykryte zostało szatami, ciężkimi butami i rękawicami. Twarz zakrywała maska barwy wielorakiej. Zawirowanie barw wszelakich. Kształty i barwy zostały tak skomponowane, tworząc niesamowitą kompozycje kora sama siebie zjadała, kruszyły własną formę. Wielobarwna, a zarazem szkaradna, obrzydliwa niczym chlapnięta maź z tęczowej sokowirówki. Z dziur na Islandczyka spoglądało dwoje oczu, prawe pewne, ciemniejsze, szorstkie i nie mrugające, lewe rozbiegane, subtelne i emocjonalne. Lecz nawet oczy były... Brzydkie. Tak, drwal z całą pewnością mógł powiedzieć,ze ów jegomość napełniał go obrzydzeniem. Barwy maski chociaż wielobarwne w tych ciemnościach, to dzikie i paskudne, zapach chociaż tak bliski naturze, to obrzydliwy. I głos przypominający kakofonie dźwięków złożona z krzyków bólu, radości, płaczu rodzących się dzieci i wrzasków rozrywanych na strzęp zdobyczy drapieżców.

-Kolejny giermek Judasza? Jeszcze się mu nie znudziliście? – W głosie zawisła pogarda wraz z nutą ryku lwa -Ceridwen jestem. Dużo zmieniło się w naszym świecie?

-Eeee...-Kristberga zatkało na moment. Potarł włosy w zakłopotaniu, spojrzał w dół.- To...zależy. Jaki był nasz świat,gdy go opuszczałeś?

-Opuściliśmy go w wielu siedemnastym, nie wiem czy rachuba się zmieniła.

-Wyglądasz na...starszego.-wypalił głupio drwal. Druidzi kojarzyli mu się z Asterixem, Asterix z cesarstwem rzymskim. Szybko spytał, by ukryć gafę.- Kim byłeś w naszym świecie?

-Byliśmy miłością. Judasz zawsze wybiera pomocników wedle pewnego... – chwilę zastanowienia w głosie oznajmił trzepot skrzydeł ptactwa, drwalowi robiło się coraz bardziej niedobrze. -...pewnego klucza. My się kochaliśmy. Pozwól więc, że coś ci doradzę. Uciekaj, wracaj do domu. Judasz to zdrajca. Tak, wiem... – smród gnijącego mięsa uderzył w twarz drwala, zdawało się mu, że żołądek skręcił się mu w spiralę -wiem co chcecie robić, że chcecie rewolty. Dzięki mnie wiedzą władcy... Ale nie wierzą, jeszcze nie... Kiedy Judasz upadnie, pociągnie was. To zdrajca dla samej zdrady. Może chciałbyś wrócić? Przysługa za przysługę, przyjacielu... Imienia?

Minął ich służący oferujący złoty trunek. Ceridwen odmówił.

-Kristberg...-mruknął drwal, wzruszył ramionami mówiąc.- Wiele się zmieniło od twego czasu. Świat jest całkiem inny od tego, który pamiętałeś. Powiedz, po co ciebie Judasz sprowadził?

-Do tego samego, co ciebie, Kristbergu. To miasto jest takie dzięki nam. Teraz Judasz znowu zdradza... Chcesz usłyszeć moją propozycje?

-A jakie było wcześniej? I gdzie są twoi towarzysze?-spytał drwal rozglądając się dookoła.

-Świetliste... Byliśmy sami. To było nasze życzenie, którego do końca nie spełnił. Być po wieki razem. Skrzywdził nas. Słuchaj uważnie... Mogę ci pomóc i towarzyszą. Powiedz, co kazał wam robić Judasz, a ja wam pomogę. Na końcu chcę tylko jego samego, zasadzki.

Spojrzał na druida, czy miał mu zaufać? Nie ufał Judaszowi, ale...czy i jemu mógł ufać? Nie potrafił zdecydować. Nie był taki jak Brigid, ani tak wykształcony, ani tak elokwentny. Nie znał Ceridwena. Spytał więc.- Czy imię Izrael, coś ci mówi?

-Tak. Przywódca buntowników. Raz już go schwytano, ale uciekł. Do niego macie zmierzać?

-Jakich buntowników?-zdziwił się Kristberg, podrapał po karku. Westchnął może nieco teatralnie, acz smutno.-Judasz się strasznie enigmatycznie wyrażał. Nie wiem...co dla nas planuje.- drwal starał się usilnie nie mówić tego co wie, nie kłamiąc jednocześnie.- Wspomniał jednak to imię.

-Tych, którzy nie chcą władzy nieśmiertelnych. Dość przyjacielu, zgadasz się czy zostajesz naszym wrogiem?

-Ja... nie jestem tu sam. Muszę...- drwal spojrzał w kierunku kobiet.- Muszę to przemyśleć, omówić z towarzyszkami. Odpowiedź dam później.

-Spotkamy się po balu. Znajdę was.

Po tym drwal oddali się do dziewczyn. Ceridwen poprawił sierp u pasa i spokojnie odszedł zza wstęgę ciemności, a jego odejściu towarzyszył szelest ego szat niczym szelest listwowia oraz ulga zgromadzonych wokół. Muzyka ciągle płynęła, lecz w jakby inna... Muzycy grali, część dworzan tańczyła, inni raczyli się jadłem ze stołu, piła napój identyczny do tego, którym wędrowców poczęstowała Selene, która właśnie wyskoczyła z ciemności z echem tupnięcia swymi drobnymi stópkami o posadzkę. Całe srebrne światło w sali rozżarzyło się jaśniej, nawet lampa drwala w gniewie koszyczki. Brigid oraz Lorraine mogły dosadniej od drwala obserwować całą sytuacje, skamieniałą twarz Nyks srogo spoglądającą na córkę, jej suknia falowała jakby żwawiej, blada twarz poszarzała. Natomiast oczy, czarne punkty z rozlaną kroplą krwi na źrenicę stały się czarne. Zrobiło się chłodniej.
Kiedy drwal doszedł do kobiet, Selene z gestem złości odbiegła od matki, wybiegając z sali balowej, drzwi trzasnęły za nią z hukiem. Wszyscy znieruchomieli, wzmocnienie srebrnego światła oraz znikomy powrót normalnych, miast monochromatycznych barw poczęły powoli, delikatnie i subtelnie znikać. Klaskanie w dłonie Nyks oznaczało niemy powrót zabawy.

-Nic się nie stało. Orkiestro, proszę kolejny utwór. Bawimy się dalej!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=aZD9nt_wsY0[/media]

Trzeba przyznać, że jegomość z którym rozmawiał porucznik Gavolot już podczas sprzeczki bawił się wyśmienicie. Kiedy ciemność na powrót pęczniała w sali, rozlewając się swymi odnogami i płynąca siecią, ten znęcał się nad służką z pokrwawionymi stopami, piętami. Ta bladą jeszcze bardziej, twarz jej się ściągała, oddychała płytko. Blond włosy matowali, oczy przymykały się. Gavolot uśmiechał się, kiedy jego znajomy gładził dłońmi kobietę. Kiedy a puścił, ta powoli, jak maszyna, ze sztucznością ruchów uszyła przed siebie. Czerwony pędzel malarki zaskrzył się jej u pasa. W sam raz, aby mogła zareagować na lodowatą mackę ciemności oplatającą się jej wokół nogi. To samo mógł dostrzec drwal. Na odwrocie pergaminu Brigid Monk zaczęła pojawiać się uszczypliwa uwaga.

”Mieszczan ani buntowników na zamku nie znajdziesz. Albo?

Z chwilą, kiedy odwróciła wzrok od pergaminu, ona i inni ujrzeli sługę, nagiego, niewysokiego mężczyznę chudej budowy którego obfity zarost i krucze brwi naruszały monopol Islandczyka na brody. Niósł tacę ze złotym trunkiem i jegoi ciemnym doprawieniem. Lecz miast bladości, miał rumienie na twarzy... Nie szare, a czerwony. Zielonymi oczyma spoglądał niecierpliwie, żywo, jakby na coś czekał. Był jakby nie z tej bajki. Pędzel malarki po raz kolejny zaiskrzył.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 17-10-2010, 23:08   #27
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Otrzepała niesforny pędzel, na co ten w złości zaczął pluć jeszcze mocniej zostawiając na podłodze osmolone kropki. Schowała pędzel i skonfundowana, ale i zdziwiona tą osobą obudziła w sobie nutkę detektywistycznej ciekawości. Jakże on się uchował? Kto go nasłał? No i ten pędzel...- Nie wytrzymała więc!

- Podaj nam proszę tego magicznego trunku - wyskoczyła przed sługą – i powiedz nam... gdzie znajdziemy coś odpowiedniego dla nas, przybyszów z daleka?

Zdała sobie sprawę, że stoi na przeciw brodatego, całkiem nagiego mężczyzny. O ile reszta wyglądała bardziej jak ożywione ciała, nie mogła ignorować jego bujnej w tych warunkach żywotności. Na policzki wystąpił rumieniec, a oczy choć nie spoglądały w dół błądziły po bokach i suficie powodując dodatkową frustrację. Straciła nieco kontrolę.

Sługa spojrzał odrobinę speszony na malarkę. Nie spoglądał tak jak inni słudzy pochylając się jakby gotowi na cios i cierpienie. On spoglądał drapieżnie i dziko, nawet odrobinę bezczelnie. Bez słowa podsuną tacę, na której mieścił się identyczny złoty trunek w szklanicach jakim poczęstowała ich Selene, a pośrodku leżała czarna ciecz do doprawiania. Wszyscy tak czynili, zakrapiali złoto ciemnością. Chociaż... Drwalowi uprzednio nic się nie stało.

Nie odpowiedział, jakby przypominając sobie swoją rolę spuścił głowę na dól wchodząc w rolę biednego, bojaźliwego sługi. Nawet zrobił smutną minę, lecz rumieniec zdrowia oraz kpiąca drgający kącik ust do uśmiechu.

Zmieszała się trochę, bo liczyła na to, że jednak nie będzie się tak bardzo ich bał. Walcząc ze swoim lekkim zawstydzeniem i poczuciem dumy i siły, zebrała się w sobie i udając lekkie podenerwowanie wzięła złoty trunek z przyprawą.

- Jak wolisz nosić tace zamiast zamienić kilka słów z przybyszami z dalekich krain - Twój wybór. Miałam nadzieję, że jesteś inny niż reszta - zakreśliła ręką ze szklanką łuk obejmujący salę. Doprawiła napój i odwracając się na pięcie zaczęła odchodzić.

Zza jej głowy dobiegł ledwo dosłyszalny szept:
-Pani, nie czekajcie do końca przyjęcia... To niebezpieczne.
I również sam się odwrócił jakby zlękniony, że może usłyszeć go ktoś jeszcze.

Zatrzymała się na chwilę, zastanawiając się czy wolno jej się odwrócić. Porzuciła jednak tą myśl, widziała przecież kilka filmów i wiedziała, co wtedy się robi. Tyle, że to nie film! Tylko ponura niby-rzeczywistość, gdziekolwiek by nie byli. Zrobiła ostatnie kroki w stronę towarzyszy niedoli.

- Ponoć nie powinniśmy tu zostawać – szepnęła. – Ogólnie, nie wiem co tu robimy, chyba tylko nie denerwujemy księżniczki, która lubi pławić się w oparach śmierci. I coś może nam zagrażać!

Do jej nosa dotarł zapach zmiennobarwnego napoju. Oceniła go i wzdrygnęła się na myśl o otruciu. Wyleje go do pierwszego lepszego kwiatka, albo zostawi na jakimś meblu.
 
Kritzo jest offline  
Stary 19-10-2010, 18:00   #28
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wierzył...Nie...Kristberg wiedział, że Ceridwen nie skłamał odnośnie Judasza. Czy mówił też prawdę, co do powrotu. Czy mogli wrócić? Gdzie, by wrócili?
Druid „pachniał” rozkładem, przywodził na myśl umierający las. I mówił o sobie w liczbie mnogiej. Szaleństwo? Być może... Jednak szalony Ceridwen doskonale się wkomponowywał w to miejsce. Szaleniec w domu wariatów nie dziwi nikogo.

Oddalając się od tego nieszczęśnika drwal szedł szybkim miarowym krokiem. Nie mógł jednak ukryć nerwowego drżenia rąk i potu roszącego jego czoło. Bał się. Nie chciał skończyć, jak Ceridwen. Nie chciał być więźniem swego triumfu, zdradzonym tancerzem...pionkiem w planach Judasza zdrajcy.
Dali się bowiem uwieść Judaszowi, cała trójka. Nawet on, mimo że mu nie ufał. Mieli zbawiać ten świat? Po co? Przed czym? Przecież ten świat już raz zbawiono.
A może nie raz? A może to już kolejna rewolucja, kolejny eksperyment społeczny ?
Czym były rewolucje na ziemi, jeśli nie krwawym terrorem pod szlachetnymi hasłami ? Rewolucja Francuska, Rewolucja październikowa, Chińska wojna domowa, Chińska Rewolucja Kulturalna...
Drwal nie chciał robić za pochodnię kolejnej pożogi.

Kristberg był skołowany. Nie wiedział komu wierzyć. Nie wiedział jaka prawda kryje się w tym miejscu. Na pewno nie w słowach Judasza Zdrajcy. Ich poprzednicy wiedzieli o nich.
Więc cała trójka nie była tu bezpieczna.
Lorraine w tym czasie skończyła krótką rozmowę z jednym z członków obsługi. Jednak zafrapowany własnymi myślami drwal nie zauważył wyjątkowości tego człowieka, na tle reszty osób na balu.
- Ponoć nie powinniśmy tu zostawać. Ogólnie, nie wiem co tu robimy, chyba tylko nie denerwujemy księżniczki, która lubi pławić się w oparach śmierci. I coś może nam zagrażać! -gdy malarka wyjawiła swe obawy i spostrzeżenia Kristberg tylko pokiwał głową mówiąc.- Zagrażają nam sami władcy, zagraża Ceridwen.- potem uściślił wskazując swe rozmówcę i dodając.- On był przed nami. Jego to przysłał Judasz, by zmienił ten świat w to... co widzicie. On wie po co tu jesteśmy. On wie i chce byśmy wybrali jego stronę. Albo Judasza.
Drwal podrapał się po bujnej brodzie mrucząc.- Judasz zdradził jego na końcu. Tak jak chyba zdradzi nas.
„-Więc ty zdradzisz jego? Zdrajca zdrajcy? Czyżby rola baranka ofiarnego już ci przestała odpowiadać?”
- cichy syk tuż przy uchu, sprawił że odruchowo spojrzał za siebie. Nie zauważył jednak niczego nowego...Może poza groteskowym cieniem swej postaci. Cieniem z rogami.
Kristberg spojrzał na obie kobiety, zdziwione zapewne jego zachowaniem. One nie usłyszały. Nie mogły przecież usłyszeć tego, co było jedynie efektem przemęczenia drwala.

Jednak malarka czuła jakieś intencje złowrogie podstępne, czające się za plecami drwala niczym jadowity wąż. Jednak za Kristbergiem nikogo nie było.
Zaś na odwrocie kartki pergaminu zaczęły się pojawiać litery...nie pisane, lecz jakby wypalane kwasem. Mimo to pismo było delikatne, pajęcze niemal.


Więc ty zdradzisz jego? Zdrajca zdrajcy? Czyżby rola baranka ofiarnego już ci przestała odpowiadać?

-Ceridwen chce byśmy się opowiedzieli po jego stronie, lub nas zniszczy. Judasz karmi nas półprawdami. Więc powinniśmy poszukać prawdy o tym miejscu, w tym mieście, zanim cokolwiek uczynimy dla którejkolwiek ze stron. – uśmiechnął się nieco blado Kristberg, widząc ów tekst. Potarł dłonią pokryte zimnym potem czoło.- Zresztą...i tak nie czuję się tu dobrze.

Ruszyli trójką do drzwi blokujących wyjście z tej upiornej sali balowej. Drwal asekurował obie kobiety, spoglądając za siebie na upiornych biesiadników.
Drzwi stojące na ich drodze, były ciężkie wielkie i metalowe. Zupełnie jakby miały bronić możliwości wydostania się stąd...w rzeczywistości było na odwrót.
Kristberg był na tyle zdesperowany, żeby je uchylić...i wtedy ciemność kryjąca się za nimi, chciała go pochłonąć dosłownie. Drwal chwycił za swą górniczą lampę i oświetlił sobie drogę jej srebrnym blaskiem, by zmusić mrok od odwrotu.
Kristberg był zdeterminowany wydostać z tego miejsca... z tej pułapki, której twórcy nie dało się jasno zdefiniować. Nyks? Ceridwen? A może sam Judasz?
-Trzymajcie się blisko mnie, w blasku lampy.- rzekł do kobiet Drwal, unosząc wysoko lampę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 22-10-2010, 19:48   #29
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Chociaż już w sali balowej znajdowała się ciemność, ta za drzwiami przypominała mroczne wypełnienie treścią. Powstrzymywana przez lampę, a także srebrne światło w sali przeistoczyła się w ciemną taflę, falującą, której odnogi bokami jak strumienie wlewały się do sali, ale w całości nie mogła do niej wejść. Raz zbliżała się do nich, innym razem oddalała. W rozedrganej czerni zdawało się im, że widzą oniryczne obrazy. Lorraine Girard słyszała również szum wiatru i skrzypienie jakby na sznurze powieszono przedmiot i hulał on na wietrze trąc o drewno.
Jak człowiek na stryczku. Jak ludzie powieszani na alei. Niczym droga krzyży po powstaniu Spartakusa. Aleja samobójców, droga pokonanych przez siebie. Takie to skojarzenia przyszły malarce na myśl. Tafla ciemności zafalowała niegwałtowanie, plunęła nad ich głowami strugami ciemności które przyłączyły się do głównego nurtu mroków. Światło lampy drwala zadrżało kiedy ciemność wyruszyła przed nich jakby Chrząblic połknąć. Miast tego wypluła z wnętrza króla Ereb. Pierwsze wypadło szare, zorane oblicze lecz teraz puste oczodoły zdawały się wypełnione żywą pustką, tak drapieżną i gniewna, że służba i cześć dworzan wręcz znieruchomiała, a Kristbergowi zrobiło się niedobrze. Potem, cicho, zbroja wcale nie szeleściła, buty nie dudniły o posadzkę, potężne bero o nic nie zahaczyło, a więc cicho, przeraźliwe cicho, a groźnie Ereb wyszedł z tafli mroku, minął trójkę wędrowców. Tuż za nim jakoby cienie niemal wyleciało trzech dworzan sądząc po ich pędzie, wprost nieludzkim. Ubrani typowo tutaj, z stalowymi naramiennikami i rapierami u pasa. Jeden potrącił Brigid z taką siłą, iż ta wyładowała na piersi drwala.
Szumy przetoczyły się po sali wraz z umykającą służbą. Niedawno poznany sługa pobladł, a nietypowa mina zeszła mu ze twarzy. Tuż przez okrytą w ciemności orkiestrą pojawił się Ereb wraz z trzema oficerami. W oddali Nyks obserwowała małżonka. Ten podjął głosem cichym, jak grzechotanie kości. Jednocześnie hipnotyzującym, twardym, szorstkim i okrutnym, pod wpływem którego ogarnęła wszystkich z nich gęsia skórka.

-Do pałacu przeniknęli spiskowcy. Radzimy sobie z tym incydentem ale do czasu uporania się ze wszystkimi każdy kto nie czuje się na siłach dostaje do dyspozycji ochronę oficera lub legionisty.

Ciemność w sali balowej zgęstniała jeszcze bardziej, ale jednocześnie rozlazła się zasłaniając im wszystko prócz Hetmana Zjaw i jego żołdaków. Mroki w tej chwili przypominały czarny dym, smog osnuty salę, mgłę. Duszną, zimną, pod pewnym względem orzeźwiającą i świeżą.
Lecz chwili potrzeba było mniszce, drwalowi i malarce aby spostrzegli, że zbroja Ereb cała jest umazana krwią. Brunatną cieczą która przytrzymywała na płach pancerza kawałki ciała, kosteczki, wydarte paznokcie i niezidentyfikowane strzępy skóry czy tkaniny... Chyba woleliby, aby była to tkanina. Podobnie trzej oficerowie do których zmierzał luźnym, acz pełnym prestiżu i estymy krokiem porucznik Gavolot po drodze dźgając bronią z rozbawieniem jednego sługę w nogę. Tamci trzej rapiery mieli z krwi To, co Lorraine wzięła początkowo za szramę na gładkim, bladym na licu jednego z nich okazało się strugą krwi wymieszanej ze zmiażdżonym kośćcem. Własny, osobisty cień drwala... Czuł emocjonalną kpinę. Z niego i tej krainy.

”-Kogo pragnąłeś ocalić? Kto tutaj jest ofiarą miecza lub swej słabostki?”

[b]Brigid[b] oglądając się na ciemną taflę wrót dojrzała jej falujący kształt który znowu zdawał się formować w łakomą paszczę, paszcze na nich. Pozostała dwójka zauważyła przemykającego pomiędzy mgłami jegomościa który zyskał miano druida oraz poznanego sługi. Ten ostatni chyba doń się zbliżał, jakby pragnął czmychnąć. Dworzanie bawili się dalej, ciemność ponownie skupiała się w czarne rzeki miast morza opar.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 04-11-2010, 12:44   #30
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Trójka chyba najbardziej nietypowych gości tego przyjęcia, czy to ze względu na całkowitą odrębność, świetlistą emanację, czy inne cechy, które niczym stok skandynawskich klifów oddzielały ich od mrocznego, podstępnego dworu, opuściła wreszcie salę balową. Biorąc głęboki wdech i racząc się jasnym światłem magicznej latarni na chwilę odgrodzili się od kłębowiska mroku, tak fizycznego jak i wypełniającego ludzkie serca tego świata.

- Musimy szybko ustalić co robimy z Ceridwenem, chce byśmy po prostu zdradzili Judasza? Chce się zemścić, a my mamy mu pomóc i tu zostać?
– Lora skierowała pytania do Krisberga, który nadal nieco zafrasowany nie chciał zbytnio o tym mówić.

- Nie do końca. Powiedział, że wie jak nas stąd wydostać. Musimy tylko mu pomóc.

Brygid pogładziła policzek, w duchu kpiąc z naiwności druida, który chciał ich tak łatwo kupić.

- Ceridwen tu został, ale gdzie reszta?Lorraine myślała na głos. - Może już wcześniej próbował oszukać Judasza, przecież skończył na dworze królewskim. Nie mamy powodów by mu wierzyć, a Judasz przynajmniej faktycznie pokazał nam, co potrafi. I na jakiej podstawie Ceridwen miałby się nas pozbyć?

Cała trójka zastanawiała się nad realizacją groźby i jakby w odpowiedzi na pytanie cień wokół stężał. Mrok falował i kłębił się nachalnie przebijając się przez światło lampy tworząc nad ich głowami strumienie o najmocniejszej ciemności. Ściany świetlistego schronienia zafalowały i po chwili wyrzuciły z siebie języki ciemności. Zaraz za nimi poczęła się wyłaniać przerażająca w swym spokoju i niezmąconej ciszy postać króla Ereba. Za nim trzech podkomendnych, jak się okazało po świeżo dokonanym mordzie. Jeden stratował Brygid i Kristberg chwytając ją napiął się gotowy do walki o życie. Lorraine szeroko otwierając oczy i usta zupełnie zaskoczona nie wiedziała co robić. Ludzie już ginęli, a jeszcze nie zdążyli skontaktować się z ruchem oporu, nie zrobili jeszcze zupełnie nic!

Obserwowali króla z korytarza, a emocje powoli opadły. Trzeba było skończyć szybko narady.

- Może jednak przynajmniej dla własnego bezpieczeństwa pójdziemy na ugodę z Ceridwenem? Będziemy udawać współpracę, potem będzie nam łatwiej działać, jak nam zaufają – dziewczyna powoli kreowała wizję podstępnego spisku, choć jeszcze nie była w stanie sobie wyobrazić co tak na prawdę mieliby zrobić. Posępne spojrzenie Brygid rozwiało jednak wszelkie nadzieje.

- Naszymi decyzjami nie może rządzić strach. Co z tego, że powiedział, że zostanie naszym wrogiem? Wszyscy nam tu coś mówią i ciągną po dobroci lub przemocy we własną stronę. Jeżeli będziemy coś komuś obiecywać, ciężko będzie się z tego wywiązać. Nie znamy sytuacji, wykorzystają nas, a sami nic nie osiągniemy. Zrobię wszystko by wrócić do domu, a jak na razie tylko u Judasza widzieliśmy moce, które mogłyby nam obiecać powrót. Wszelkie próby działania na dwa fronty mogą się skończyć szybkim wydaniem, a na śmierć Judasza nie możemy sobie pozwolić, bo zostaniemy tu do końca życia. W podwójnych agentów można bawić się, gdy będziemy coś znaczyć i poznamy lepiej sytuację.

Kristberg ważył słowa kobiety mając jedynie wizje czyśćca i otchłani piekielnych. To co robią na pewno nie jest dobre. Jedyne co mogą zrobić to coś złego, w imię czego? Kto daje im prawo decydować? Judasz, mistrz kłamstwa, czy przepełnieni złem mieszkańcy tego świata? Jedyną możliwością zdawało się odsunąć decyzje na później. Jakaś bezpieczna przystań, o ile istnieje takie miejsce, była na pewno z dala od tego pałacu.

- Też sądzę, że nie powinniśmy robić nic tak podejrzanego. Ogólnie żadna opcja mi się nie podoba. Powinniśmy może przeczekać?
Kristberg mówił niby sam do siebie, jednak nie było to zauważalne - w tak grobowej atmosferze każdy mówił do ziemi.

- Chodźmy więc już, mieliśmy opuścić pałac. – Nieco zrezygnowana, jednak zadowolona z klarownej sytuacji. Opadło widmo zagrożenia z powodu niezdecydowania. Pocieszała się tym, że mają chociaż konkretne stanowisko.

- Ja jeszcze muszę porozmawiać z tym służącym, którego wcześniej zauważyłaś. Kręci się jak łasica uciekająca z kurnika, a wejście króla zrobiło na nim piorunujące wrażenie. Chcę się czegoś od niego dowiedzieć, a gdybyśmy nie blokowali przejścia już pewnie dawno by czmychnął.

- Może i nas ostrzegł, ale teraz to niebezpieczne. Król wydaje sądy od ręki.

- Chodźmy razem. Tak zawsze bezpieczniej.Drwal chwycił latarnię i zdążył zrobić tylko jeden krok w stronę Brygid.

- Nie. W tyle osób spowodujemy za duże zamieszanie i ściągniemy na niego uwagę. Załatwię to sama. Nie bójcie się o mnie, nie jestem małą dziewczynką.

Lora poczuła się dotknięta, choć wiedziała, że to nie był żaden przytyk w jej stronę. Brygid to silna i zdecydowana osoba i na pewno sobie poradzi.

- Musimy się gdzieś spotkać! U mnie w pokoju za dwie godziny. Chyba, że nas znajdziesz w mieście. Latarnia Kristberga jest dosyć widoczna. - Lorraine chciała kurczowo uchwycić rzeczywistość i podpiąć ją do jakichś przewidywalnych wzorów. Choć popierała Brygid, bała się i potrzebowała jakiejś nadziei, że nic się jej nie stanie.
 
Kritzo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172