Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2010, 23:00   #105
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nie było już raczej większych szans na zdobycie większej ilości informacji od tego co zostało powiedziane. Niezależnie od tego czy tutejsza piękność została porwana czy tez odeszła z własnej woli, wszystkie informacje kierowały wędrowców do niedalekiego Valls, a więc do miejsca do którego i tak zdążali w poszukiwaniu króla.
Sprawa Eleny przedłużyła pobyt spadkobierców w Dalay o ponad dwie godziny. Karczmarz zapewnił ich jednak, że do Valls konno powinni dotrzeć bez problemu jeszcze przed zachodem słońca. Trakt był prosty cały czas na południe, przez teren raczej płaski i słabo zalesiony. Podobno dopiero w niedalekiej odległości od miasta zaczynało się podgórze, a las gęstniał.

Gdy wyruszali niebo zasnute było chmurami, ale taka pogoda utrzymywała się cały czas od chwili wypłynięcia z Heliogabaru. Wkrótce jednak sytuacja zaczęła się zmieniać. Najpierw szare, gęste kłęby zawisły nisko nad ziemią, a po jakichś dwóch godzinach zaczęły sypać drobne płatki śniegu. Zrobiło się ciemno i ponuro, nie utrudniało to jednak ani koniom ani dosiadającym je jeźdźcom drogi. Niestety wkrótce opady stały się niezwykle intensywne, a dodatkowo zerwał się wiatr. Potem zaś, nagle śnieżyca uderzyła w nich z niespodziewaną siłą. Widoczność ograniczyła się do kilku kroków, a trakt zniknął pod grubą warstwą śniegu. Nawet tropiciel ze swym zmysłem orientacji w terenie nie miał szans właściwie określić dalszego kierunku wędrówki. Przenikliwe zimno przedarło się przez ubrania. Najwyraźniej temperatura spadła o dobrych kilkanaście stopni. Zima uderzyła na Damarę biorąc ją w swoje posiadanie, a nazwa Chłodne Ziemie, którą często określano ten rejon Faerunu znalazła swoje uzasadnienie.

Megara, dla której typowa dla zimy na północy zmienna pogoda nie była czymś nowym, wiedziała doskonale, że pozostawanie w tej sytuacji bez osłony przez dłuższy czas groziło śmiercią zarówno ludziom jak i zwierzętom. Nikt zaś nie miał pojęcia, kiedy burza może się skończyć.
Czarodziejka nie zastanawiała się długo. Zeszła z konia i wyjmując z podręcznej sakwy odpowiednie komponenty zaczęła snuć zaklęcie. Pod wpływem jej mocy ziemia poruszyła się i wypiętrzyła, powoli kształtując się w bezpieczne schronienie dla wszystkich. Po kilku minutach gdy jej dłonie prawie skostniały już z zimna, a ciało mocno osłabło z nadmiaru użytej mocy, przed spadkobiercami stanęła niewielka ziemna chatka z dwoma oknami i drzwiami oraz z kominem w dachu świadczącym o obecności kominka.
Weszli do środka, wprowadzając także konie, otrzepując się ze śniegu i rozglądają z ciekawością. Pomieszczenie nie było zbyt duże, a zwierzęta zajmowały w nim prawie połowę przestrzeni. Pod jedną ścianą ustawione były wąskie prycze, a na środku stół z krzesłami. Wewnątrz było sucho i nie szalał wiatr. Niestety zimno było dokładnie tak samo jak na zewnątrz.
Na niewielkim kominku nie płonął ogień, a zdobycie do niego opału na na zewnątrz gdzie szalała śnieżyca graniczyło z niemożliwością.
- Ta chata i wszystko w środku zniknie i tak gdy minie czas działania czaru i tak mamy własne posłania może więc spalmy wszystkie sprzęty, by nakarmić płomienie. – Zaproponowała magini, a inni doszli do wniosku, że to doskonały pomysł.
Wkrótce jasny płomień rozświetlił ciemne wnętrze.

Burza szalała przez kilka godzin, a kiedy w końcu ucichła było już ciemno i wyruszanie w dalsza drogę nie miało sensu. Megara szybko przeliczyła, że chata powinna dotrwać do świtu. Mogli więc w niej bezpiecznie przenocować.
Kto zdecydował się wyjść na zewnątrz by odetchnąć świeżym powietrzem lub załatwić jakieś istotne sprawy mógł podziwiać niesamowity śnieżny krajobraz. Chmury zniknęły całkowicie, a księżyc rozświetlał i ukazywał bajkowy, kryształowo śnieżny świat.



***

19 Nocal 1375r. Ziemie barona DeLaneya.

Kolejny świt znowu wstał ponury i niewiele pozostało z piękności nocy. Chatka zniknęła, a spadkobiercy wyruszyli w dalszą drogę. Po szlaku do miasta nie pozostał wprawdzie żaden ślad, ale Robert bez problemu określił kierunek w którym powinni podążać. Tym razem na szczęście nic już nie przeszkodziło im w dotarciu do celu. Po jakimś czasie na horyzoncie pojawiły się góry, a niezbyt gęsto rosnące dotąd drzewa, zgodnie z tym co zapowiedział karczmarz, zaczęły się zagęszczać. Wkrótce zobaczyli wyłaniające się zza drzew wieże Valls.
Położone u podnóża gór miasteczko nie było duże, ale zdecydowanie zaskakiwało urokiem otoczenia i pięknem architektury. Niezbyt wysoki mur z pewnością nie stanowił wielkiego zabezpieczenia przed napastnikami nic więc dziwnego, ze watahy hobgoblinów mogły stanowić dla niego spore zagrożenie. Większość wewnętrznych zabudowań stanowiły dwukondygnacyjne budynki kupców i rzemieślników, a nad wszystkim górowała położona nieco wyżej twierdza. Jak dowiedzieli się od czuwających przy bramie strażników, siedziba barona DeLaneya.


Od strażników także uzyskali wiadomość, że król Gareth przebywa w warowni, a najlepsza gospoda w mieście to zbudowana w jej cieniu, bo dokładnie przytulona do zamkowych murów „Tawerna pod Czarnym Kamieniem”. Tam właśnie skierowali swoje konie. Wejście do solidnego, dwupiętrowego budynku dokładnie tłumaczyło jego nazwę. Drewniane drzwi zamontowane były z łuk wykonany z kamienia, na którego środku osadzony był solidny zwornik w kolorze absolutnej czerni. Megara zatrzymała się na chwile przechodząc przez drzwi.
Od kilku dni próbowała zbadać strukturę czarnego naszyjnika porywaczy z Heliogabaru. Zdecydowanie nie był on magiczny, mimo zaklęć jakie na nim zastosowała nie odkryła niczego niezwykłego, a jednak jej wyczulona na materię natura podpowiadała jej, że drzemie w nim jakaś dziwna moc. Nigdy wcześniej nie spotkała się z takim tworzywem. Jednego bowiem była pewna: Nie był on naturalny. Dodatkowo jeszcze miała przeczucie, że w jakiś sposób jest on jej bliski. Teraz gdy miała do czynienia z większą całością to wrażenie stało się jeszcze silniejsze i zaczęło budzić uczucie niepokoju.

Wrażenie, które spotęgowało się jeszcze bardziej gdy tylko powrócił wysłany na zamek z listem do króla posłaniec. Według jego słów, przekazano mu informację, że król jest zbyt zmęczony by dziś przyjmować gości i wyznaczono im wizytę na dzień jutrzejszy w godzinach wieczornych.
Megara słyszała bijące niedawno południowe dzwony, a według informacji zdobytych w mieście ani dziś ani dnia poprzedniego władca Damarii nie ruszał się z zamku. Skąd więc to niezwykłe jego zmęczenie? Był podobno człowiekiem pełnym energii i nigdy nie stronił od poznawania ludzi chętnych by osiedlić się na jego ziemiach. Była to dla niego wręcz sprawa priorytetowa. Był wojownikiem, paladynem i kapłanem Ilmatera, a przecież oni nie poddawali się swoim słabościom...
Potem przypomniała sobie jaki dzień roku właśnie nastał: Kolejna noc będzie nocą Przesilenia. Jeśli niczego nie zrobią niewinne dziewczyny złożone zostaną w ofierze.

Te wszystkie myśli przebiegały przez głowę czarodziejki. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że cały czas zaciska dłoń czarnym krysztale. Nogi kierowały ją bezwiednie. Najpierw bez słowa wyminęła zaskoczonego karczmarza i ruszyła na zaplecze. Potem odnalazła schody w dół i sporą piwniczkę. Zbliżyła się do ściany, która jakby ją wołała. Gospodarz, który ruszył za czarodziejką z pochodnią nie wiedział, że dziewczyna nie potrzebuje światła. W podziemnych ciemnościach widziała zdecydowanie lepiej niż koty w świetle księżyca. Dotknęła dłonią czarnego łuku w ścianie. Na jego środku ziała dziura po zworniku.
- Rzeczywiście to stąd zabraliśmy kamień nad wejście. Był taki lśniący i gładki, że od razu przyszło mi do głowy, że to doskonały pomysł na nazwę i szyld - powiedział, choć nie zapytała o wyjaśnienie. Dla niej to od początku było oczywiste. Wiedziała jeszcze dwie rzeczy: To było przejście, portal który nigdy się nie uruchomi jeśli nie będzie w całości, zaś trzymany w dłoni kryształ był kluczem. Tylko ten, kto miał go przy sobie mógł przejść bezpiecznie na drugą stronę.
Tylko dokąd prowadził? Nie miała pojęcia, ale miała dziwną pewność że przejście tymi „drzwiami”jest konieczne... dla niej... dla Elandone... a może nawet dla całego królestwa...
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 09-09-2010 o 23:04.
Eleanor jest offline