Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2010, 00:35   #143
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tamir


Szklana pokrywa kokpitu odłączyła się całkiem łatwo, gdy Tamir pchnął ją Mocą, jednocześnie przygotowując się na uderzenie ogromnej ilości wody. Jego przewidywania sprawdziły się. Setki litrów lodowatej cieczy, w jednej chwili wdarły się do wnętrza myśliwca napierając na, bezbronnego wobec takiego ataku, Zabraka. Jedi z początku nie był w stanie niczego zrobić. Siła uderzenia przygniotła go do fotela uniemożliwiając podjęcie jakichkolwiek działań oraz chwilowo odbierając zdolność trzeźwego myślenia. Dopiero po jakimś czasie Tornowi udało się wreszcie oderwać od siedzenia, wydostać ze zniszczonej maszyny i pozwolić by ta na dno opadła już bez niego.

Młody rycerz spojrzał ku górze jednak nie dojrzał niczego, tylko ciemność. Jedynymi, widocznymi dla niego, światłami był szybko oddalający się myśliwiec. Tamir błyskawicznie podjął próbę wydostania się na powierzchnię. Powietrza było coraz mniej, a ciemność wcale się nie rozrzedzała. Chłopak rozpaczliwie odpychał się nogami i rękoma, niestety nie przynosiło to widocznych efektów. Przed nim wciąż nie było niczego poza nieprzebranymi ilościami wody. Mięśnie zaczęły boleć, jednak nie rezygnował. Nie dostrzegał niczego co mogłoby wskazywać na to, ze zbliża się do powierzchni, właściwie czuł się jakby stał w miejscu bezradnie przebierając rękoma. Powietrze skończyło się, ale Zabrak wciąż walczył. Wiedział, że mu się uda, musiało mu się udać. Wciąż jednak tkwił w wodzie. Siły zaczęły go opuszczać, ciemność wokół jakby bardziej sczerniała, ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa. Torn oddalał się...

I właśnie wtedy jego głowa przedarła się przez cienką, nienamacalną wręcz granicę, którą była tafla wody. Chłodne powietrze uderzyło w jego twarz, a życiodajny tlen znów wypełnił płuca. Jedi wciągnął mocno powietrze, aby zaraz je wypuścić w serii kaszlu. Przysiągłby, że podczas tego procesu wypluł również niemało wody. Dopiero po dłuższej chwili, gdy już nacieszył się możliwością oddychania, spojrzał ku górze. Czarne chmury znów pokryły całe niebo, ogromne błyskawice przedzierały się przez nie co chwila, a towarzyszące im gromy waliły o bębenki w uszach. Pomiędzy świetlnymi smugami można było dostrzec inne, mniejsze i zdecydowanie bardziej kolorowe. To bitwa o Kamino przybierała na sile. Tamir nie mógł jednak dostrzec niczego więcej. Rozejrzał się wokół, ale nie zauważył też miejsca, w które mógłby popłynąć. Niemożliwym było wypatrzenie platform miasta, o które z takim poświęceniem walczył.

Torn zauważył jednak co innego. Na powierzchni wciąż unosiła się spora część skrzydła, która dzięki swojemu płaskiemu kształtowi nie poszła jeszcze na dno. Jedi nie bez trudu podpłynął, po czym oparł się na niej. W ten sposób powinien doczekać pomocy, o ile takowa nadejdzie. Znów rozejrzał się po niebie. Nie dostrzegł niczego poza kolejnymi błyskami. Ani śladu Jareda, czyżby pomyślał, że Zabrak już nie żyje? Tamir nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. Nagle poczuł ogromny ból w prawym boku. Z grymasem na twarzy, podciągnął się na skrzydło, aby dojrzeć co jest jego przyczyną, a gdy cały tułów wynurzył się z wody, dojrzał ogromną rybę zaciskającą swoje szczęki w ciele młodego rycerza. W jednej chwili sięgnął po miecz, zapalił go, a następnie przebił napastnika na wylot. Ten rozwarł swoje szczęki i wpadł do wody. Jedi szybko wspiął się na część własnego myśliwca i skulony wpatrywał się w zburzoną powierzchnię oceanu. Chwilę potem ryby zaczęły wyskakiwać z wody, wprost na niego, siedzącego, rannego pilota... z mieczem świetlnym w ręku.



Jared


Myśliwiec pędził w stronę toczącej się bitwy i tylko silny wiatr, uderzający raz z jednej raz z drugiej strony, przeszkadzał w rozwinięciu pełnej prędkości. Jared dostrzegał już pojedyncze sylwetki walczących maszyn, śmigające po niebie i ostrzeliwujące się nawzajem. Już za moment wpadnie w tę całą zawieruchę, aby znowu siać postrach w szeregach droidów. Chwycił mocniej ster, rzucił jeszcze okiem na ekran komputera pokładowego, a następnie pociągnął za spust i jego statek zaatakował.

Pierwsza seria pozbawiła skrzydła jednego z Vulture'ów, który momentalnie spadł w dół ciągnąc za sobą smugę dymu. Następna uderzyła idealnie w innego droida, który eksplodował, rozsiewając wokół drobne części. Kilka kolejnych strzałów i kilka kolejnych myśliwców spadło do oceanu. Młodego rycerza ponownie pochłonął szał bitewny, a blaszaki wokół niego miały tego wkrótce pożałować.

Jedi znowu zaczęli przeważać, ale wówczas raz jeszcze z orbity nadleciały posiłki Separatystów. Silny ostrzał przeciwnika zmusił kolejnych członków zakonu do wycofania się, a osłabione siły obrońców musiały podjąć nierówną walkę z najeźdźcą. Tym razem zaatakowały nie tylko Sępy. Wśród ich szeregów z łatwością można było wypatrzeć myśliwce załogowe, w których Jared rozpoznał statki Mon Calamari. Czyżby dołączyli oni do Konfederacji? Jeden z nich siadł Coddowi na ogonie i mimo wielu skomplikowanych manewrów ze strony gonionego, wciąż tam pozostawał. Jeden z jego strzałów dosłownie o włos minął lewe skrzydło Delty.


Era & Shalulira & Nejl

Oddział rozpoczął odwrót pod ostrzałem droidek i innych blaszaków. Po drodze kilka kolejnych klonów padło na ziemię, rażonych ogniem przeciwnika. Przez drugie wyjście z holu zdołała się przedostać zaledwie dwunastka żołnierzy i trójka Jedi. Dalsza droga prowadziła windami w dół, grupa opuściła je na najniższym poziomie. Wylądowali w okrągłym pomieszczeniu, z ogromną kolumną pośrodku, w której umieszczono szyby wind. Prócz nich znajdowały się tam tylko jedne drzwi, które musiały prowadzić do kompleksu do klonowania.

Kilku szeregowców zajęło się niszczeniem mechanizmów windy, tak by te nie zostały wykorzystane przez droidy i jeszcze dodatkowo tamowały przejście. W ruch szły kolby karabinów, rękojeści blasterów i wszystko co było pod ręką. Udało się, ani jedna kabina nie została na czas przywołana przez blaszaki. To niewątpliwie dawało obrońcom trochę czasu. Teraz przeciwnik musiał spuścić się na dół na linach. Pozostawało podjąć decyzję czy bronić się tutaj czy może bliżej kompleksu.
 
Col Frost jest offline