Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2010, 00:54   #75
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Siedziba Wydziału Specjalnego, 8 września 19:30

Jess jeszcze nie było, ale za to chłopaki z laboratorium zostawiły na jego biurku pokaźny stosik raportów. Cohen na swoje stanowisko pracy przygnęnionym wzrokiem. Dowody, badania, formularze. Świat posegregowany w papierowe koperty, plastikowe woreczki, strony cyfr i literek. Czy to jest broń zdolna pokonać Diabła?

Żałosne.

A jednak...

Nie umiał zdać się jedynie na boską interwencję Archonta Geburaha, zakładając, że w ogóle uda się z nim skontaktować.

Skoro ludzki sąd nie miał władzy nad Astarotem i jego wesołą kompanią, Bezlitosny Sędzia zdawał się idealną instytucją odwoławczą, jednak...

Jednak to nie zwalniało Cohena z obowiązku wskazania palcem winnego i nie mógł sobie pozwolić na zgadywanie.

A żeby mieć pewność potrzebował dowodów.

Żałosnych badań, formularzy, kopert, woreczków, świata w cyferkach i literkach.

To jedyna broń jaką dysponował na tej wojnie... poza wątpliwym urokiem osobistym.

Przemógł apatię i sięgnął po stosik teczek..

Odciski i DNA Nasha Tarotha (widelec) - pobrano, brak trafień w żadnej bazie, brak trafień w zestawieniu z materiałem dowodowym.

Trudno.

Monitoring... dwie teczki sprawozdań, zero wyników. Prace w toku a ekipa zapewne miała już zdjęcie Cohena przyklejone na tarczy do rzutek.

Zamrażalki - przesłuchania w czterech zakładach w toku, na razie nie stwierdzono obecności podejrzanych

Badania Ashwooda i Brooka - DNA pobrane od obu dawców nie dość że było identyczne, to jeszcze nie zgadzało się z ich pierwotnym kodem genetycznym. Tak.. to było ciekawe. Dokumenty były wypełnione z fanatyczną, nawet jak na Walentov, skrupulatnością i opatrzone bardzo wyważonymi i ostrożnymi komentarzami. Lista konsultantów zahaczała o Waszyngton, Nevadę i parę krajów europejskich. Mimo, że było to niewielkie opracowanie składające się ze zbindowanych kartek A4, czuło się ich naukową i historyczną wartość od pierwszego spojrzenia.

Mimo, że końcowa hipoteza brzmiała: "prawdopodobnie błąd w odczytach", Cohen nie miał większych wątpliwości. Oto pierwszy, naukowo udowodniony przypadek metamorfozy kodu genetycznego. Portale dla śledczych już pewnie huczą od plotek, za tydzień to będzie temat numer jeden we wszystkich kryminologicznych periodykach. Najdalej za miesiąc wyjdzie pierwsza książka.

Wiarygodność całej gałęzi kryminalistyki trzęsła się w posadach.

Patrick po przeżyciach dzisiejszego dnia nie miał siły nawet wzruszyć nad tym ramionami. Chwycił się za kolejny raport:

notatnik Aliny Techkovantachy - materiał dowodowy oddano nienaruszony w gustownej żółtej kopercie, to co załączono do koperty, było pierwszą rzeczą naprawdę godną uwagi:

Odciski palców badanej pokrywają się z odciskami palców zebranymi z niedopałka w zaułku za Pojutrze. Odciski jednoznacznie zidentyfikowano jako należące do Aliny Techkovantachy. Niedopałek został porzucony w noc morderstwa, na 80% DOKŁADNIE w czasie podrzucania ciała Dotothy Groundbauer.

Mamy cię suko!

Od wypisywania nakazu aresztowania oderwał go telefon. Numer nieznany.

- Cohen

- Witam doktorze. Mówi.... Alvaro. Nie to nie jest żart. Patrick słuchaj uważnie...

Słuchał uważnie, ale nie wierzył w ani jedno słowo. To coś miało sporą wiedzę i być może faktycznie chciało udupić Astarotha, ale nie wzbudzało w nim ani krzty zaufania. Zwłaszcza po tym jak zaczęło się dopytywać o podejrzanych.


***


Siedziba Wydziału Specjalnego, 8 września 20:05 PM

– Weź kurtkę i jedziesz ze mną. Wysłałem tam pół pieprzonej armii i chcę być przy tym, jak zaczną działać.

Tak. Oto, po krótkiej niedyspozycji, powrócił Alfred Quaterrmayer, którego Cohen znał. Sprawny, nie cierpiący sprzeciwów skurwysyn. Patrick niezbyt rozumiał, na czym miałaby polegać jego rola w interwencji S.W.A.T., ale to nie był dobry moment na dyskusje. Opuścił komendę z nieprzyjemnie obcym ciężarem pełnej kabury pod płaszczem. Wsiedli do czarnej, nieoznakowanej fury porucznika i z wyciem syreny ruszyli na spotkanie Armageddonu. "Przyjąłem, Jess. Daj znać kiedy dotrzecie na posterunek" – zdążył jeszcze nacisnąć SEND zanim dowiedział się przez radio ile sensu miało wysyłanie tej wiadomości.

Na miejsce dotarli parę minut później. Quaterrmayer od razu wziął się za koordynowanie akcji. Cohen ogarnął okolicę wzrokiem.

To ewidentnie nie była jego działka. W akcjach takich jak ta zwykle zjawiał się po fakcie jako członek ekipy, której zadanie polega na obfotografowaniu i pozbieraniu ciał, a następnie przekopanie każdego centymetra kwadratowego w poszukiwaniu łusek, dziór po kulach odcisków palców, śladów DNA, śladów krwi, odcisków butów i setek innych szczegółów. Każdy wystrzał dostawał swój numer i miejsce na linii czasowej, identyfikowano każdą broń i każdego strzelca.
Po strzelaninie takiej jak ta, papierkowa robota trwała około miesiąca.

Ale to już problem Perpetto. Cohen – pomijając chwilowo uwikłanie w cholerną wojnę aniołów – był Specjalnym wezwanym do beznadziejnego przypadku i musiał się odnaleźć w sytuacji. Możliwie szybko.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Y78crvRirAI[/MEDIA]

Przede wszystkim ograniczyć straty w ludziach i nie dopuścić do eskalacji.

W polu rażenia snajpera stało kilka unieruchomionych radiowozów, przy najbliższym coś chyba się poruszyło. Żadnych szans, żeby się tam przedostać, jak długo ten psychopata czai się w oknie. Co jakiś czas słychać było strzały, jednak ciężko było określić kto i do kogo strzela.

Nagle zauważył Jessikę.

– Q., nie odwracaj się, widzę Kingston, chyba jest ranna, trzyma się za ramię, stara się do nas przebić, kanał burzowy na mojej jedenastej, południowa ściana, niech ją ktoś osłania – rzucił gdy Alfred, nadający do radiostacji jak katarynka, zrobił przerwę na wdech – Gdy już tu dotrze, proszę o pozwolenie podjęcia próby kontaktu z tymi psycholami w środku. Wtajemniczenie negocjatora w sprawę Tarociarza zajmie wieki.

- Dobry pomysł - Quatermayer sięgnął na tył swojego wozu i wręczył mu megafon, popychając jednocześnie w stronę zaułka - szoruj do Kingston i zajmijcie się tym razem.

- Czy... - zaczął Cohen sprawdzając czy megafon ma sprawne baterie.

- Przebijacie się do granicy słyszalności i dalej kod 32. Bierzemy na podsłuch wasze komórki. Obyś kurwa pamiętał słowa klucze. A teraz ruchy! No kuuuurwa, wreszcie - to ostatnie było już do krótkofalówki na widok nadjeżdżających czarnych furgonetek. Nie marnując więcej czasu Patrick wszedł między magazyny i pobiegł w stronę detektyw Kingoston.


***


Jess uniosła wzrok i wykonała szybki ruch ręką. Cohen zrozumiał dokładnie w ostatniej chwili. Gdy padł na ziemię, na wysokości, na której była jego głowa wybuchła fontanna betonowych odprysków. W przykucu przebył resztę drogi jaka dzieliła go od rowu.

- Co się dzieje? Dlaczego tu?? Gdzie reszta?? - była lekko spanikowana.

- Później Jess, spokojnie, właśnie staramy się zapanować nad sytuacją. Jesteś ranna?

- to tylko rozcięcie... Auu! - Cohen bezceremonialnie odchylił jej dłoń i przyjrzał się obrażeniom - Ostrożnie! Nie martw się, nie jestem martwa. Co jest w magazynie?

- Snajper, byćmoże Andy Ashwood i byćmoże Baldrick. - Cohen nie pytając o pozwolenie zaczął opatrywać rozcięcie na ramieniu Jess - Co się stało z podejrzanym? Co tu robisz?

- Kierowca radiowozu nie żyje, zastrzelił go snajper. Podejrzany jest w magazynie.

- Dlaczego tu przyjechaliście?

- Nie wiem, w jednej chwili jechaliśmy na posterunek, a potem drugi policjant próbował mnie zastrzelić, kierowca tu skręcił, jechał jak zahipnotyzowany. wiem jak to brzmi, nie wiem, nie potrafię tego wyjaśnić.

- Ja chyba potrafię, niestety nie mamy wiele czasu. - przerwał wiązanie prowizorycznego opatrunku, po czym wychylił się na ułamek sekundy z kryjówki by ocenić sytuację - Uważaj teraz. Spróbujemy się z nimi skontaktować i zrozumieć co tam się dzieje. SWAT właśnie podjeżdża, śmigłowiec z naszym snajperem będzie za parę minut. Może uda się uniknąć większej jatki. Gotowe, możesz ruszać tą ręką?

- Mogę... Facet, który podawał się za Tarociarza, on jest w magazynie. Raniłam go w nogę, a raczej to czym jest - powiedziała cichym głosem.

- Czym jest? - Patrick ruszył kanałem burzowym w stronę ostrzeliwanego magazynu, Jessica podążyła za nim.

- Nie, niczym. Musiało mi się przewidzieć.

- Odpowiedz na pytanie Jess. - Powiedział poważnie, zatrzymując się nagle i odwracając w jej stronę - Żadne z nas nie miało halucynacji od początku tego śledztwa.

- Wielki, pieprzony demon. Zamienił się w wielkiego pieprzonego demona i pobiegł w stronę magazynu! - Kingston zaczęły trząść się ręce, a Cohen momentalnie pożałował, że wymusił na niej tą odpowiedź. Nie miał specjalnego wyboru, nie mógł dopuścić by poszła tam z nim patrząc na zagrożenie i go nie widząc, bez świadomości w co się pakuje. Po sekundzie podjęła mówiąc tak cicho, że ledwie ją słyszał - w samochodzie powiedział że się zaczęło, że ktoś został odnaleziony. Wtedy przyjechaliśmy tutaj, a ja uciekłam.

- Dobra, słuchaj to co widziałaś, najprawdopodobniej jest prawdziwe, ale to w niczym nie zmienia naszej roli. Teraz tam podejdziemy i spróbujemy negocjować, jak będzie po wszystkim postaram ci się wszytko wyjaśnić najlepiej jak umiem.

Wypełzli z rowu i ruszyli truchtem z pochylonymi głowami za jakimiś barakami. Strzały wciąż się rozlegały, ale chwilowo gdzieś dalej. Na sekundę przystanęli za jednym z nich, który wyglądał na najsolidniejszy.

- Strzelałam do niego. - powiedziała Jess.

- I co? - spojrzał na nią pytającym wzrokiem, w którym zainteresowanie walczyło o lepsze z nadzieją.

- To nic nie dało. Trafiłam go, ale nawet tego nie zauważył. Cohen, pociski tu nic nie dadzą!

Cohen podążył za jej wzrokiem, westchnął i schował broń. Właściwie od początku tylko mu zawadzała, a z jego zdolnościami strzeleckimi nie zrobiłby z niej użytku, nawet gdyby ich przeciwnikami nie były demony a blaszane kaczki z odpustowej strzelnicy.

- Tym bardziej musimy spróbować nawiązać kontakt, prawdopodobnie mają tam Baldricka.

Cohen wyjrzał za osłonę, momentalnie prowokując trzy strzały, które odbiły się rykoszetem od mocnej powłoki kontenera. Jess pokręciła głową z rezygnacją. Nagle spojrzała na niego.

- Alvaro, był księdzem, wiem jak to brzmi, ale może będzie wiedział jak z tym czymś walczyć. Jest jeszcze Voore, zawiozłam mu notatki Cesarza, on widział już kiedyś te stwory, opowiadał o nich, ale mu nie wierzyłam.

Voore? W głowie Cohena pojawiła się setka pytań, na zadanie których nie było czasu.

- Co do Rafaela... nic nie słyszałaś?

- O czym? - Sądząc po tonie pytając już domyślała się odpowiedzi, ale pewnych przykrych formalności musiało stać się zadość.

- Alvaro nie żyje.- Nie wiedział już który raz dziś wymówił to zdanie.

- Jak to nie żyje? Jak? Kiedy? Co się stało? - patrzyła na niego z przerażeniem w wielkich, pięknych oczach. Zabrzmiały kolejne strząły. Bardzo blisko. Rozejrzał się za kolejną osłoną, ale wyglądało na to, że bliżej już nie podejdą.

- Dzisiaj po południu, miał rozległy... - Przerwał i zaczął jeszcze raz - najprawdopodobniej zabił go Nash Taroth. Nota bene, to jeden z tych demonów, o których wspomniałaś...

Jess nagle pochyliła się i zaczęła głęboko oddychać.

W pierwszej chwili Cohen był święcie przekonany, że dziewczyna oberwała.

Nie, fizycznie nic jej nie było.

Nie chciał jej mówić o Rafaelu, ale skoro sama zaczęła temat nie chciał kłamać. Demony, śmierć połowy grupy, wszystko na raz... zrzucił na nią w minutę, to z czym sam z najwyższym trudem się oswajał od wczoraj.

Stała skulona i łapała kolejne głębokie wdechy. Raz, drugi, trzeci.

Kiedy jednak się podniosła, na jej twarzy pojawił się dziwny spokój.

- Dobra, co robimy - spytała swoim zwyczajnym miłym dla ucha głosem.

Spojrzał na nią poważnie, a z jego twarzy dało się wyczytać podziw. Spojrzał w bok i ocenił odległość do magazynu.

- Spróbujemy z nimi rozmawiać. Jeśli się nie uda, wycofujemy sie. Po calej tej akcji przyzywamy archanioła, który zrobi porządek... ale o tym opowiem ci później. Gotowa?

Jess spojrzała nieco zdziwiona, ale w rezultancie kiwnęła głową.

- Gotowa, prowadź.

Wyglądała jakby coś w niej pękło, ale zarazem napełniło ją determinacją do działania.
Cohen spojrzał na nią raz jeszcze i odpalił megafon.

"Przyzywamy archanioła, który zrobi porządek."

Dobre sobie.

Dopiero, gdy wymówił to na głos dotarła do niego prostoduszna naiwność tego stwierdzenia.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 10-09-2010 o 21:29. Powód: kosmetyka
Gryf jest offline