Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2010, 15:42   #28
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Zwaliste chłopisko w przepisowo zapiętej pod samą szyję liberii i efektowna barmanka pozostali jedynymi w tej chwili towarzyszami mojej podróży, odkąd profesor Watkins pożegnał się i poszedł do swojego przedziału.
Moja obecność, zrazu krępująca z biegiem czasu przestała im doskwierać. Co prawda garson zerkał kontrolnie w oczekiwaniu na jakiś gest z mojej strony, jednak wraz z upływem czasu większość uwagi poświęcał kobiecie.
Siedziałem sam kreśląc bezwiednie widelcem esy czekolady na talerzyku zasłuchany w monotonny stukot kół o szyny i własne myśli. Popijałem kawę. Smakowałem ją. Długo pozwalałem przelewać się po podniebieniu. Smakowała jak nigdy przedtem, zresztą niczego innego się nie spodziewałem. Zaczęło się, wreszcie. Teraz wszystko jest pierwsze.
Kelner chyba z braku zajęcia zabrał się w końcu do polerowania sąsiednich stolików. W pewnym momencie zniknął z oczu, zaglądając chyba na korytarz sąsiadującego wagonu, a potem nie wiadomo kiedy wrócił powracając do poprzedniego zajęcia. Szmatka w dość nieprzyjemny sposób skrzypiała na gładkim blacie stołu obok...
- Zawsze to samo. - mruczał, chyba do siebie, ale jednak słyszalnie dla pasażera - Zmieniają przedziały, łażą. Niektórzy to zawsze mają trudności z odnalezieniem własnego miejsca...
Nie miałem ochoty go zaczepiać. Chciałem być sam. Jak zawsze... Cholera, chyba przywykłem do samotności. Nieopatrznie polubiłem stan, którego nigdy do końca nie rozumiałem. Niedługa w końcu rozmowa z profesorem Watkinsem wyczerpała mnie.
Dobry garcon wie, kiedy gość chce zostać sam ze swoimi myślami. Ten był najwyraźniej dobry. Skończył wycieranie i na nowo zajął się cichą rozmową ze śliczną, ale wyglądającą na znudzoną kobietę za barem. Chyba rozmawiali o mnie. O czymś w końcu musieli rozmawiać. Biedny facet - pomyślałem - Ta ślicznotka kompletnie nie jest nim zainteresowana. A on zdaje się myśleć zupełnie na odwrót.
Zastanawiało mnie jak to jest? O czym myśleli. Byli jedną nogą na granicy, tak blisko wolności. Czy zastanawiali się nad możliwością rzucenia wszystkiego, tego obmierzłego miasta i ruszenia przed siebie. Czy gdyby stanęła przed nimi taka możliwość, czy by z niej skorzystali? Czy w ogóle przychodziła któremuś z nich do głowy taka myśl?

Tymczasem elegancki, młody mężczyzna z połyskującą metalicznie laseczką w ręku zajął miejsce dwa stoliki dalej. Gdy zdjął długi cylinder i powiesił go na wysokim wieszaku, zwróciłem uwagę na wąsik tego człowieka. Tak, ostatnio wielu młodych takie właśnie nosiło. Skinął mi lekko głową, gdy nasze spojrzenia się spotkały, a potem gestem przywołał kelnera. Odkłoniłem się, ale niezbyt wylewnie. Garcon uśmiechnął się na pożegnanie do kobiety i zaraz zjawił się przy stoliku tamtego. Mężczyzna zdaje się zamówił kawę i wlepił wzrok w okno.

Kolejny raz zagłębiłem się w myślach. Zastanawiające było to, o czy mówił profesor Wotkins. Szczególnie jedno zdanie dotyczące jakoby przymusu związanego z wyruszeniem w podróż.
- Ci, co chcieli by pozostać, zostaliby na stacji.
- Niektórzy z podróżnych mogli nie mieć innego wyjścia - To dziwne stwierdzenie nie dawało mi spokoju. O czym on mówił? Co sugerował?

Do wagonu restauracyjnego wszedł kolejny mężczyzna, w płaszczu i niewielkim cylindrze. Zdjął wierzchnie nakrycie, jak również cylinder i powolnym krokiem podszedł do wolnego stolika, rzucając przelotne spojrzenie na mnie i tego drugiego. Zawachał się na chwilę, ale zaraz zajął więc miejsce przy stoliku i czekał na kogoś z obsługi.
Kelner zjawił się dość szybko, wracając od sąsiedniego stolika, gdzie właśnie postawił wielką filiżankę z kawą. Wspaniały, ciężki aromat roznosił się całym wagonie. Garcon poruszył bezwiednie zbyt ciasnym kołnierzykiem i wyprostował się:
- Dzień dobry. Pan szanowny życzy?
- Kawę proszę. Tylko naprawdę mocną...- pomimo stukotu pociągu siedzieliśmy dostatecznie blisko bym nie musiał wysilać się aby usłyszeć rozmowę przy sąsiednim stoliku.
- Oczywiście. - ukłoniło się chłopisko - zaraz podam. Mamy tu taką specjalną mieszankę...Nie choruje pan czasem na serce...?
- Nie... Chyba. Czemu pan pyta? - w głosie tego mężczyzny słychać było wahanie.
Kelner milczał chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Chciał pan mocną...- powiedział w końcu powoli. - Jak to mówią: uważaj na swoje życzenia, mogą się spełnić. Czy jakoś tak. To jak z tą kawą?
- Wie pan co, rozmyśliłem się... Trochę boli mnie głowa. a kawa nie jest chyba na to najlepsza - wysilił się na uśmiech, jednocześnie wstając. - Wrócę do przedziału. Dziękuję bardzo za usługę.
Zabrał płaszcz i kapelusz i wyszedł ku tyłowi pociągu.
- Jak pan uważa. - wyraźnie zakłopotany garson rzucił jeszcze za wychodzącym - W przedziale na ścianie jest apteczka. Proszę skorzystać. Na ból głowy znaczy.
Odprowadziłem go wzrokiem. Nie ja sam. Ten gentelman ze stolika obok zdawał się równie zaskoczony posłyszaną rozmową i dość dziwacznym zachowaniem tamtego człowieka. Nasze spojrzenia znów skrzyżowały się na moment. Uciekłem wzrokiem. Nie miałem ochoty wdawać się w żadne nowe znajomości. Nie na tym etapie podróży. Od stacji N dzieliło mnie zaledwie kilkanaście godzin jazdy.
Poświęciłem sie znów oberwacji widoków za oknem. Od jakiegoś czasu już ruiny zaczęły ustępować miejsce pustce, rozciągającej się aż po horyzont szarej masie ziemi. Już tylko raz na jakiś czas w tym bezkresie, na którym panował gnany wiatrem pył, trafiał się jakiś nieregularny kształt mogący przyciągnąć oko. Widok tej otwartej, jednostajnej przestrzeni niepokoił. Postanowiłem wrócić do przedziału. Tutaj, czemu zresztą nie można się było dziwić, kręciło się zbyt wiele osób.
 
Bogdan jest offline