Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2010, 16:37   #144
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Wizg blasterowych wiązek ich jasne błyski gdy stykały się z ostrzem miecza chwilowo wypełniały cały świat Ery D’an. Chaos roznosił się w Mocy, przemoc zawsze odbijała sie w niej wyraźnym echem, od czasu rozpoczęcia wojny nawet intensywniejszym. Czas jednak robił swoje, Jedi powoli przywykała do tego chaosu wyłapując coraz więcej szczegółów sytuacji. I nie była pewna czy jej się to podoba. Bo im lepiej pojmowała z czym się mierzą tym gorzej to wyglądało.
Wycofywali się z towarzyszami na tyle szybko na ile się dało. Jedi osłaniali klony bezbronne pod naporem boltów. Każdy ruch i krok miał znaczenie, mógł być tą cienką granica pomiędzy życiem a śmiercią.
Błysk, odbicie, życie.
Kolejny lekki krok w bok oczy śledzące monotonny ruch działek droideków z uwagą, której Era nauczyła się już jako dziecko w zimnym skupieniu śledzące unoszący się w powietrzu zdalniak.
Błysk, odbicie, życie.
Cichy taniec światła, srebrne ostrze zataczało wkoło kręgi otulając swoją panią czymś na kształt błyskającego płaszcza.
Błysk, odbicie, życie.
Stal w dłoni stawała się coraz cieplejsza, coraz bardziej stapiała sie z trzymającym miecz ciałem.
Błysk, odbicie, życie.
Pogrążona w cichym tańcu ze śmiercią dziewczyna odbierała świat tysiąc razy wyraźniej, każdy ruch odczuwał intensywniej, światło było jaśniejsze, kolory ostre oddech prawdziwy ponieważ...
...błysk... błysk...
...decydował o czyimś życiu. Czułą dwa klony za sobą widziała dwie wiązki laserowe. Jedna wypluło działko droideka druga z karabinu podążającego za jego plecami B2. Dwie wiązki, dwa życia. Prawo czy lewo? Nie miała nawet nanosekund na zastanowienie, wybicie z rytmu było śmiercią dla obu. Więc po prostu pociągnęła ruch, który już wykonywała prowadząc buczące ostrze w prawo.
Odbicie.
Druga wiązka minęła ucho Ery przebijając hełm klona za jej lewym ramieniem. Ciało mężczyzny targnął nagły skurcz spinając wszystkie mięśnie po raz ostatni potem stopy straciły oparcie i siła ciężkości klona na podłogę. Umarł zanim dotknął ziemi. Czułą jak rozpływa się w Mocy, życie zgasło jak nagły, urwany krzyk.
To wciąż bolało, ale już nie tak bardzo jak na początku. Teraz cierpienie ugasiła w zimnej koncentracji. Do przodu ocalić co się da czego się nie da nie oddać lekko.
W tym nieludzkim zimnie jak i intensywności każdego kolejnego ruchu było coś nieludzko upajającego i przerażającego zarazem.
Koordynacja każdego kroku z ruchem klonów tym razem okazała się trudniejsza, czemu w końcu większość jej aktywności na polu walki ostatnimi czasy na tym polegała. Może dlatego, że to nie były „jej” klony. Z nimi była już zgrana, przynajmniej Helio zaczynał już wiedzieć czego się po niej spodziewać i nic nie poprawiało jej humoru jak złorzeczący Słoneczko. Ale dziś jej chłopcy byli daleko tocząc jakąś inną walkę być może dla któregoś z nich ostatnią. Nagle zatęskniła za swoim Regimentem, z nimi byłoby jej łatwiej, może nawet przyjemnie.
Wypadli za róg i ostrzał zelżał. Klony znały drogę wiec D’an pozwoliła im prowadzić biegnąc z tyłu. Sama w życiu by nie trafiła. Snując się po kilkunastu identycznych korytarzach ciągle nabawiła się wrażenia, że jest w jakimś surrealistycznym śnie w których chodzi po labiryncie prowadzona przez wiele lustrzanych odbić jednej i tej samej istoty.
Myślała już, że nigdy nie dotrą do windy gdy przed biegnącym korowodem pojawiły się drzwi.
- Do środka, już – swoim starym zwyczajem ładowała wpierw swoich żołnierzy nim wsiadła sama.
Droga w dół była długa. D’an przebyła ją oparta o zimną ścianę windy z zamkniętymi oczami czuła jak powoli uspokaja się jej oddech i gwałtownie bijące serce. Powoli dopuszczał do głowy pierwsze myśli. A te jak zawsze były o stratach. Straciła ponad połowę swojego małego oddziału. Czy zawsze będzie miała tak tragiczne statystyki jako dowódca? Zwłaszcza, że wcale sie o to dowództwo nie prosiła.
Republika. Zmarszczyła brwi zdziwiona bo przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć nazwy tej przebrzydłej kapitalistycznej organizacji która kazała im tutaj zdychać. Czyżby miała aż tak słabą pamięć by nie przypomnieć sobie dla czego nawdychała się emanującej w Mocy przemocy lądując w samym środku małej masakry.
Ale czy naprawdę dlatego tutaj była? Za to walczyła?
W jednolitym szumie przesuwających się nad głową lin i licznych oddechów odpoczywających po walce towarzyszy Era D’an po raz pierwszy od dnia wyruszenia na front zadała sobie pytanie dlaczego walczy.
Dla Republiki? Nie to było dobre dla polityków, do wrzeszczenia z mównicy. Teraz w tej jednej chwili pomiędzy wystrzałem a odbiciem wiązki Republika stanowiła coś odległego i zbyt abstrakcyjnego.
Bo Rada kazała? Trochę tak, ale przecież nie jest jakimś durnym cielakiem co lezie gdzie go za sznur ciągną.
A wiec Ero D’an na wszystkie czarne dziury szlaku na Kessel czemu wlazłaś do tej jamy Sarlaaca?
Delikatne szarpniecie i uporczywy dzwonek windy przerwały rozmyślania dziewczyny. Dotarli na miejsce i musiała się skoncentrować na nowym problemie jakim była dalsza strategia obrony. Chociaż zdaniem Ery słowo strategia było tutaj użyte stanowczo na wyrost.
Na szczęście chłopcy głupi nie byli i sami wzięli się za demolowanie windy i to z entuzjazmem o który nie podejrzewała tych zawsze skrojonych pod regulamin żołnierzy.
Tymczasem dziewczyna wolno zbliżyła się do jedynych drzwi. Z duszą na ramieniu uchyliła je patrząc na zawieszony w ocenie korytarz o przezroczystych ścianach. Widok zaparł jej na chwilę dech w piersi. Wszędzie była woda ciemna jak noc i głęboka jak niebo.
Niestety poza wartościami wizualnymi korytarz nie dawał za wiele możliwości do obrony. Jeśli mieli się tu zasadzić potrzebowali nowych umocnień, póki co nie było ich z czego za bardzo zrobić.
Odwróciła się do Nejla i Shaluliry.
- Trzeba znowu zorganizować stanowiska obronne. Jedno z nas mogłoby mieczem pociąć kabiny skoro już i tak są średnio przydatne i coś sklecić przy drzwiach. Możnaby też pójść do laboratorium. Może uda sie znaleźć jakieś chemikalia które się dobrze pala albo robią bum... – miała trochę do czynienia z laboratoriami w życiu i wiedziała, że wszędzie sie trochę czegoś takie znajdzie, chociażby środki do sterylizacji. – ...mogłoby się nam przydać. Musimy się tylko uwinąć. Poza tym może po drugiej stronie jest więcej sprzętu do barykadowania się. Co wy na to?
Ta taktyka kupiła im trochę czasu na górze, może zadziała na dole, zwłaszcza, ze droideka nie tak łatwo przetransportować nie działającym szybem windy.
 
Lirymoor jest offline