Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2010, 16:57   #145
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Shaak Ti stała przed monitorem pokazującym różne lokacje miasta. Towarzyszył jej Lama Su, premier Kamino, który był swego rodzaju przewodnikiem dla mistrzyni. Do Jedi, która dowodziła obroną lądową, napływały coraz to gorsze komunikaty:

- Platforma załadunkowa C-22, zajęta przez wroga.

- Sektor bezpieczeństwa 6, stracony.

- Centralna zbrojownia, zdobyta przez wroga.

Wieści zasmuciły członkinię rady. Wiedziała, że szóstego sektoru bronił Voolvif Monn. Mogła tylko liczyć na to, że przeżył. Być może droidy wzięły go do niewoli. Nadzieja to wszystko co im zostało. "Mistrzu Rancisis" pomyślała "śpiesz się." Na ekranie pojawiło się pomieszczenie z trzema zbiornikami, w których znajdowała się trójka klonów.

- Żołnierze ARC - wytłumaczył Lama Su. Shaak Ti nie musiała o nic pytać. Premier, jakby czytając w jej myślach, zawsze rozpoznawał momenty, w których na monitorze pojawiało się coś niezrozumiałego dla Jedi. A może po prostu doskonale orientował się co może być obce dla przybyszów. - Zaawansowany typ żołnierza. Zostali wytrenowani osobiście przez Jango Fetta, na najbardziej niebezpieczne misje.

- A jednak trzymacie ich w pojemnikach? Czy są niebezpieczni?

- Posiadają część osobowości Jango, oraz jego niezależność. To czyni ich nieprzewidywalnymi. Jeżeli zostaną uwolnieni będą walczyć w obronie Kamino, ale po bitwie...

- Jestem przekonana, że Jedi będą w stanie utrzymać ich w ryzach.

- Dobrze więc. Mam tylko nadzieję, że nie jest na to za późno.

- Pokaż mi dzieci.

Na ekranie pojawiło się pomieszczenie, w którym garstka klonów broniła się przed znacznie liczniejszym przeciwnikiem. Gdy obserwator przyjrzał się bliżej, mógł zauważyć, że za żołnierzami w białych pancerzach znajduje się kilkoro dzieci-klonów, przyszłych żołnierzy Republiki. O ile przeżyją ten dzień. Droidy otoczyły bowiem grupkę broniących się na samym środku pustej sali. Klony stały się praktycznie celami na strzelnicy. Nie mogły nawet się poruszyć, gdyż wówczas oberwało by któreś z dzieci, a ich ochrona była priorytetem. Dlatego też dzielni żołnierze padali jeden po drugim w zastraszającym tempie.

Gdy padli wszyscy, a droidy przygotowywały się do eksterminacji najmłodszych, nagle zdarzyło się coś niespodziewanego. Oto z góry, z kanałów wentylacyjnych wyłoniła się trójka żołnierzy w dziwnych uniformach, ostrzeliwujących blaszaków, niezwykle skutecznie. Wpadli dokładnie pomiędzy młodzików, a ich niedoszłych zamachowców, jednocześnie siejąc dookoła chaos i zniszczenie. Dosłownie chwilę zajęło im oczyszczenie całego pomieszczenia.


- Ocaliliście nas - wypalił któryś z dzieciaków.

- Sami mogliście się ocalić. Nie jesteście bezbronni - odpowiedział mu jeden z ARC. - Do tego właśnie byliście szkoleni. Chwyćcie najbliższą broń i przygotujcie się na... - jeden potężny strzał zmiótł dwójkę żołnierzy. - Nadchodzą!

Przez główne wejście, do środka weszły dwie droideki. Chyba tylko dzięki przychylności losu nie miały włączonych osłon, a może zwyczajnie były pewne swego, gdyż:

- Droideki! Nie mamy wystarczającej siły ognia, by zdjąć je obie - stwierdził ostatni ocalały ARC, skryty wraz z dziećmi za jakimś kawałkiem żelastwa, jednocześnie będąc przyszpilonym przez ogień wroga.

- Może będę mogła pomóc - odezwał się jakiś głos. - Trzymajcie się nisko - dodała Shaak. Niebieska klinga dźwięcznie zatańczyła w powietrzu. Puszki nie opierały się długo. Obie przebite na wylot mieczem świetlnym, padły u stóp Jedi. - To jeszcze nie koniec. Musimy zabrać dzieci w jakieś bezpieczne miejsce.

- Lama Su - głos zabrał ARC. - Gdzie jest główny klon?

- Nie żyje. A placówka klonowania jest zagrożona - rozmowę przerwała kolejna fala blaszaków.

- Więcej droidów bojowych! - krzyknęła mistrzyni Ti.

- Zabierz dzieci na niższe poziomy - rozkazał wręcz klon, jednocześnie rzucając małą, metalową i pikającą kostkę, w stronę przejścia. - Powinniśmy uciekać - ostrzegł, a po chwili pokojem wstrząsnęła eksplozja, skutkiem której drzwi zostały zniszczone, a przejście zasypane. Udało się, dzieci były bezpieczne. Nie był to jednak jeszcze koniec.


Era & Shalulira & Nejl

Nejl ruszył z dwójką klonów w kierunku laboratoriów, a tymczasem Lira, Era i pozostali żołnierze zabrali się za tworzenie nowej barykady. Nie mieli żadnego materiału, dlatego wykorzystali do tego celu kabiny wind, które po lekkiej modyfikacji za pomocą miecza świetlnego, świetnie się do tego nadawały. Może ich ścianki nie były zbyt grube, ale zawsze stanowiły jakąś osłonę przed blasterami przeciwnika. Najgorsze było to, że nikt właściwie nie wiedział ile mają czasu. Pierwsze blaszaki mogły tu wpaść w każdej chwili i zastać ich w trakcie budowy umocnień. Dlatego wszyscy śpieszyli się jak tylko mogli, chociaż wiedzieli, że pośpiech nie służy jakości ich pracy.

Po jakimś czasie z krótkiego rekonesansu po laboratoriach wrócił Ricon. Miał bardzo złe wieści. Nie dość, że nie znalazł niczego przydatnego, to dodatkowo odkrył coś, co z pewnością nie pomoże nielicznym obrońcom:

- W laboratorium zgromadzono cywilów i klony-dzieci.

- Co takiego?! - D'an była w szoku. - Przecież mieli zostać ewakuowani na transportowce.

- Najwidoczniej nie zostali - stwierdził ponuro rycerz.

Piętnastka defensorów miała zatem dodatkowe zadanie. Nie bronili tylko laboratoriów, które po długim czasie i wielkim nakładzie środków oraz sił można było odbudować. Teraz bronili też niewinnych istnień w postaci cywilów i dzieci, które w przyszłości miały stać się trzonem armii republikańskiej. Tymczasem droidy nie nadchodziły.
 
Col Frost jest offline