Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2010, 16:57   #146
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Budując prowizoryczną barykadę ramię w ramie z Shalulirą i grupką klonów Era czuła się jak szef kuchni odgrzewający zimny kotlet z zamiarem podania go jako danie dnia.
Fortel przerabiali już tyle razy, że do tego czasu droidy pewnie już się go spodziewały. Tyle, że dziewczynie nie przychodziło do głowy nic innego. A skoro jej towarzysze zdawali się nie mieć w zanadrzu żadnych asów skazani byli na kolejną barykadę.
Jedi ruszyła przed siebie pewnym krokiem wykraczając do unieruchomionej kabiny windy. Klony rozmontowały już drzwi i stojąc w wejściu na korytarz kombinowały jak z tych lichych środków jakimi dysponowali utworzyć barykadę z prawdziwego zdarzenia. Póki co niestety nie bardzo mieli z czego w ogóle budować.
Srebrne ostrze zabuczało miarowo gdy dziewczyna zabrała się za dostarczanie im budulca. Zaczęła od sufitu przesuwając ostrzem po spojeniach. Blacha zatrzeszczała i zaczęła się wyginać tuż nad głową młodej Jedi. Stojące obok klony podniosły wzrok przyglądając się jej uważnie. Nie widziała ich twarzy skrytych za anonimowymi hełmami, ale czuła zaskoczenie i niepokój jakim promieniowali w Mocy. Ich zdaniem definitywnie robiła coś nie tak, nie miała jednak czasu spytać. Słyszała jak sufit nad jej głową zatrzeszczała cicho nim ostatnie zbyt obciążone spojenie puściło zwalając kilkadziesiąt kilo metalu niemal wprost na głowę D'an.
- Sir! – Jeden z osłupiałych klonów wyrwał się z osłupienia w jakim ja obserwowali. Z refleksem godnym podziwu wpadł do kabiny rzucając zaskoczoną dziewczynę na podłogę i osłaniając własnym ciałem.
Era nie zdążyła nawet otworzyć ust a już leżała przygniatana do kratownicy z łokciem swego obrońcy uciskającym jej szyję. Ze swojej pozycji widziała ciemny wizjer jak oko bestii w którym może się kryć wszystko i nic.
Jej obrońca podkulił głowę spodziewając się uderzenia rozległ się łomot i...
...kawał blachy spadł metr od drzwi windy sunąc wolno po podłodze znacząc swoją drogą raniącym uszy zgrzytem i rysami.
Blacha była cięższa niż się spodziewała. Sądziła, ze zdoła ją utrzymać za pomocą Mocy, jednak gdy przyszło co do czego zaskoczona D'an znalazła w sobie siły jedynie by ja odepchnąć od siebie i swojego „wybawcy”.
Klon dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że wciąż żyję. Nieznacznie podniósł głowę patrząc za siebie na zwalony sufit potem spojrzał prosto w twarz pani komandor. Czuła promieniujące od niego osłupienie. Jeszcze chwilę temu pożegnał się z życiem chcąc ocalić swojego dowódcę, ale to dowódca ocalił ich oboje. Era uśmiechnęła się zawadiacko unosząc brew.
- Nie żebym nie była dozgonnie wdzięczna za chęć ocalenia mi życia, ale nie za wygodnie wam szeregowy? – spytała z przekąsem. Nie czuła się szczególnie dobrze wgniatana w podłogę windy przez dwa razy cięższego do siebie mężczyznę w pancerzu i pod bronią. Miała też na końcu języka uwagę o jego karabinie wbijającym się jej w udo, ale ja przełknęła. Nie chciała ośmieszać chłopaka który bądź co bądź zachował się bohatersko.
Klon wybełkotał coś niezrozumiałego co kończyło się na sir i szybko wstał z podłogi wyciągając rękę do Ery. Skorzystała z pomocy by się podnieść. O dziwo czuła się bardziej sponiewierana niż po całej dotychczasowej walce, może dlatego, ze wcześniej adrenalina blokowała świadomość odnoszonych ran.
- Jak ci na imię, szeregowy? – spytała otrzepując posiniaczony tyłek.
- TD-3427, sir!
Wykrzyczał ten zbitek liter z prawdziwą dumą, że aż coś się w niej skurczyło. Wciąż nie mogła przywyknąć do traktowania tych numerów ewidencyjnych jak prawdziwe imiona.
- Cóż prawdziwy z ciebie śmiałek TD, a teraz lepiej wracajmy do pracy, mamy mało czasu.
Dalsza część rozbiórki obyła się bez gwałtownych wypadków. D'an pocięła kabiny i razem z klonami i Shalulirą ustawiła je w prowizoryczną barykadę. Gdy wrócił Nejl stała właśnie oceniając trwałość konstrukcji.
Teren dawał im niespodziewaną przewagę. Korytarz wyglądał na dość kruchy i stanowił jedyne dojście do laboratoriów na którym zależało blaszakom. Musiały więc ograniczyć użycie cięższej broni bo jeśli zawala tunel na obrońców nigdy nie dostaną tego po co przybyły. To dawało Erze i reszcie choć cień nadziei na przetrzymanie obrony do czasu przybycia odsieczy.
Jednak słowa Ricona zburzyły zupełnie wątłe podwaliny pewności swego planu jakie kiełkowały w głowie Jedi.
- W laboratorium zgromadzono cywilów i klony-dzieci.
W jednej chwili cała krew odpłynęła z twarzy Ery.
- Co takiego? Przecież mieli zostać ewakuowani na transportowce. – wymamrotała z szeroko otwartymi oczami.
- Najwidoczniej nie zostali – skwitował Nejl.
Uciekła z twarzy dziewczyny krew wstąpiła na jej policzki w gniewnym grymasie, przez zaciśnięte zęby wysyczała wiązankę soczystych przekleństw z różnych stron galaktyki.
- Przypilnujcie barykady, muszę sobie tam z kimś porozmawiać. – prychnęła. - Na sadło tysiącletniego hutta, o takich rzeczach się ludzi uprzedza zawczasu!
Wyruszając na tą misję widziała na co się pisze, inni Jedi też. Dorosłe klony choć nie do końca wyszkolone były już żołnierzami i umiały sobie radzić. Gdyby teraz zginęli byłaby to owszem tragedia, ale nie taka jak rzeź cywili. Stawka w rozgrywce nagle wzrosła a dziewczyna zaczęła odczuwać rosnącą presję.
- Śmiałek weź kilku kolegów i chodźcie ze mną. Reszta rozwalić każdego blaszaka który wychynie z szybu windy – rzuciła mijając dyskutujące o czymś klony.
TD natychmiast zasalutował i ruszył za nią.
„Śmiałek”, podobało się jej to przezwisko, miało w sobie więcej mocy niż zlepek numerów. Gorliwy chłopak przypominał jej trochę Krayta.
Tylko się znowu nie przywiązuj bo zaraz ktoś mu łeb odstrzeli i znowu będziesz ryczała. Upomniała się w myśli, ale trudno było być obojętnym wobec tych którzy narażali życie stojąc z tobą ramię w ramię naprzeciw zastępów wroga.
Gdy tylko opuścili wybudowany na dnie korytarz Jedi rozejrzała się pobieżnie.
- Zbierzcie co się da chłopcy i zróbcie tu drugą barykadę, z tamtej prędzej czy później ans wykurzą i dobrze by było mieć wtedy coś w zanadrzu – poleciła.
- Tak jest! – zasalutował „Śmiałek” po czym razem z kolegami rozbiegli się szukając mebli.
Era odetchnęła ciężko po czym ruszyła na spotkanie z uchodźcami, może któryś z nich jest naukowcem i zna choć trochę te pomieszczenia. Musiała dobrze zaplanować obronę a pomysły kończyły się jej w zastraszającym tempie.
 
Lirymoor jest offline