To był trudny wybór. Rzucić się do ucieczki przed tym czymś, co orało grzbietem fale płynąc śladem łodzi czy też może zwolnić i walczyć. Walczyć czy uciec?
Przede wszystkim jednak co zrobić, by żyć?
Ronir wybrał ucieczkę. Paladyn przed samym sobą w myślach zaklinał się, że tylko taki wybór jest słuszny, że by żyć muszą sięgnąć brzegu bo to coś, co sunęło zbliżając się pod ciemną tonią w kierunku ich łodzi, która w kontraście z tą bestią która już raz wychynęła z czeluści wydawała się być łupinką, jeśli ich dopadnie, to ich wyłuska ze zbroi, z pancerzy, skórzni i drewnianych klepek łodzi. I zeżre. Na surowo. Bez cienia zmiłowania. Musieli mu umknąć. Musieli…
Kolczasty grzebień rozorał wodę a na powierzchni poza grzbietem płynącej pod wodą bestii pokazał się i ogon wężowym ruchem pchający bestię naprzód. Ogon i grzbiet dłuższe trzykrotnie od łodzi! Ronir szarpał linę ze wszystkich sił modląc się by Pan ich ocalił. Nydian z napiętą kuszą modlił się o to samo. Do innego Pana. - Strzelajcie, kurwa! - krzyknął Ronir do towarzyszy. Miał nadzieję, że trafią... albo że uda im się uciec. Choć wnet skontatował, że samo trafienie w takie monstrum może nic nie dać. „Może zwolni?” pomyślał zdzierając sobie skórę z dłoni gwałtownymi pociągnięciami liny, która napięta była do granic możliwości.”Musi wytrzymać! Musi, bo jak pęknie…!” nawet w najczarniejszych myślach wolał nie wyobrażać sobie tego co się wówczas stanie. Szarpał linę jak oszalały a jego kompani z łukiem i kuszą gotowymi do strzału obserwowali rosnące wybrzuszenie na tafli wody…
I naraz bestia rozorała wodę gwałtownym szarpnięciem wyrzucając cielsko do przodu. Ujrzeli jej ogromne szczęki, którymi była by w stanie zmiażdżyć ich łódź, kły wielkie jak sztylety i szponiaste łapy z błonami, których pazury były ostre i …
Strzelili bez chwili wahania, biorąc poprawkę na kołyszącą się łódź, skok i malejącą odległość. Pięć kroków, cztery, trzy…
Bestia ryknęła straszliwie, po czym z rozpryskiem wpadła w wodę w chwili, kiedy strzała i bełt wgryzły się w miękkie ciało jej pyska. Fontanna wody buchnęła na wszystkie strony mocząc strzelców, którzy nie czekając powtórnie wystrzelili. Łódź oddalała się od miotającej się w wodzie bestii. Czym prędzej, byle do brzegu.
Dźwięk ryjącej dnem o żwir łodzi był dla nich niczym najsłodsza serenada. Wyskoczyli z łodzi jak oparzeni wciąż słysząc ryki rannej bestii, która nadal miotała się w wodzie. Oni jednak w trzech susach znaleźli się na brzegu. Mokrzy, przerażeni i wyczerpani.
Ale żywi…
. |