Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2010, 00:29   #76
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Alvaro sam do końca nie wiedział czego się spodziewał po rozmowie z Cohenem. Kontaktu z kimś z jego poprzedniego życia? Pomocy? Wiary? Pewnie i jednego i drugiego, wszystkiego po trochu…. Nie powinien się jednak spodziewać niczego. Nie żył i tak został sklasyfikowany we wspomnieniach swoich znajomych…. Tak już zostanie i musi to sobie uświadomić. Wbić to w ten swój zakuty łeb. Niepotrzebnie dzwonił. Jednak tak bardzo chciał rozwiązać sprawę Tarociarza i dokopać samemu upadłemu aniołowi. Jakże to absurdalnie wszystko brzmiało. On pyłek na wietrze, kulawa mrówka w wielkim mrowisku zwanym wszechświatem… dobre sobie.

Czas Boże abyś powrócił bo Twoje dzieci za bardzo sobie igrają. Zabawy i gry jakie sobie wymyślili za bardzo ich przerosły a bawią się tymi których stworzyłeś na swoje podobieństwo. Czas by tata wrócił do domu

Detektyw… Były detektyw miał nadzieję, że dojdzie do spotkania z Cohenem mimo wszystko. Jak uda się im zakonczyć sprawę Tarociarza to zniknie doktorowi z oczu, by jego pragmatyczny umsył nie musiał walczyć tłumaczeniami tego co widzi.
Rafael oddał komórkę Jackobowi a ten ją rozwalił o podłoże furgonetki tłumacząc, że Alvaro podpisał właśnie na Cohena wyrok śmierci bo ten zaraz zacznie węszyć i dowie się, że stał się tym czym się stał.

- Spokojnie Jackobie. Nie będzie trzeba nikogo zabijać ani kasować, jeżeli się nie mylę co do tego gościa to on ma więcej honoru w sobie niż my razem wzięci. Będę jednak miał na uwadze twoje słowa.

Alvaro zmarzł. Cholernie mocno. Trudno jednak było się dziwić siedział nagi w furgonetce a pora dnia i roku tez nie nalezała do tych najcieplejszych. Na skorze pojawiła się „gęsia skórka” a zęby zaczynały dzwonić o siebie. Tak wrzesień tego roku nie należał do najcieplejszych. Filmowy i książkowy mit o nie czujacych różnicy temperatur wampirach również okazał się być jedynie mitem.
Jackob kopcił papierosa za papierosem. Ten to dopiero był uzależniony. Rafael zaczynał podejrzewać, ze chłopak szybciej by umarł, tak naprawde umarł gdyby nie dostał kolejnego zastrzyku nikotyny niż krwi bez której to ponoć nie mogliśmy żyć.

Słodki Boże, jeszcze nie mogłem w to uwierzyć

Przez niewielką dziurę w zaklejonym tylnym oknie furgonu Alvaro wpatrywał się w mijane domy Nowego Jorku, w mijane twarze przechodniów. Zwykłych, nieświadomych niczego ludzi. Jakże im było łatwiej. Na co mu było szukać prawdy i wierzyć w coś co powinno pozostac jedynei fikcją literacką. Anioły prowadziły swoja walkę, swoja politykę a tacy jak ci tam za oknem, oraz tacy jak teraz Alvaro byli w niej pionkami. Zbijalnymi pionkami. Ruch na szachownicy był jednak dość spory. Rejon na niej oznaczony symbolem „Nowy Jork” stawał się cetralnym punktem. Choć na razie, choć na chwilę.

- Jackob – dało się słyszeć głośny głos z uchylonego okna z kabiny kierowcy – Musisz tego posłuchać.

Alvaro tez się zaciekawił. Nasłuch na przekazywane sobie przez policję komunikaty. Nie były to wezwania do jakiś rabunków, rodzinnych kłótni. Nowy Jork wstrzymał oddech i nie wiadomo było kiedy go na nowo wypuści i zaczerpnie kolejny. Nadymał sie i był gotowy do wybuchu. Strzelanina w więzieniu, łącznie z trupami wśród niebieskich. Ten kod padał dość często. Póżniej komunikat podany przez znany Rafaelowi głos. Jego pierwszy koordynator ze sprawy Tarociarza - Baldrick. Wiózł kogoś na RED HOOK. Tym kimś musiał być zapewne jakiś podejrzany w sprawie która prowadził. Red Hook. To tam znaleziono kolejne ciało. To tam zgodnie z raportem Mac Davella na jego i Granda oczach popełnił samobójstwo Cesarz. Jackob się wyraźnie ożywił. Kolejne słowo które nezbyt pasowało do tego kim był. "Ozywił się", dobre sobie.

- Pod siedzeniem znajdziesz noże i pistolet maszynowy. Coś mi się wydaje, że los dał nam szansę ukatrupienia jednego z tych pieprzonych przebudzeńców.

Rafael skinął głową. Nie chciał zabijać. Nie wiedział do końca kim stali się pomazańcy Astarotha. Może istaniała jakaś szansa na to by wszystko obrócić. By ich ocalić. Wszak byli tylko narzędziem w rękach kogoś o wiele potężniejszego od nich.

- Daniel Jackob zakrzyknal do kierowcy – podaj mi radio

Z otworu okiennego wyciągnal po chwili głosnik cb. Było słychac jedynie jego słowa. Widocznie przełaczono na nowo głośnik na kabine kierowcy a Alvaro siedział na jego drugim końcu. Szczekajace żeby również skutecznie zagłuszały głos z radia.

- Załatw te ciuchy

-….

- Gówno mnie to obchodzi masz na to 15 minut.

-

- Tak przystań….. Tak – dodał po chwili – ta naprzeciwko red hook. Zasuwaj już.. Acha łódź. Nie zapominaj o łodzi

-….

- A co mnie to. Masz jeszcze – spojrzał na zegarek – 14 minut

Oddał aparat i z usmiechem na twarzy odwrócił się do Rafaela. Zapalił kolejnego papierosa.

- Dobra – zwrócił się Alvaro przez szczekajace zęby do JackobaTeraz powiedz mi coś więcej o Dzieciach Nocy…. O nas – ciezko mu to przechodziło przez gardło.

- A co tu gadać – wzruszył ramionami - jesteśmy zwykłymi ludźmi tylko że martwymi – pogłębił uśmiech

- Niech CieRafael objał się rękoma i tarł ramiona by zrobiło mu się choć troche cieplej.

- No dobra. Troche się roznimy. Złopiemy krew. Jako taki przerywnik do innych napojów i przekasek. Pizza naprawde nie jest zła. No i trochę jesteśmy szybsi i silniejsi od momentu naszego nieżycia. Na latanie jednak nie licz. Żadne z nas supermany – mówił jakby opowiadał bajeczke z komiksu – Masz dziadków? – zadał nagle dziwne pytanie

- Miałem

- No widzisz a ty będziesz zył dłuzej. O wiele dłuzej niż oni. Krew to życie chłopie

- A te…- Rafael dotknał zebów

- Hahahaha Naprawdę jestes totalnie zjebany. Lubie Cie człeku. Kły? Tylko te jakie masz po mleczakach o ile je w ogóle masz – nie przestawał się smiac - znam taką osobę która ich nie ma

Rafael poczekał z kolejnym pytaniem aż Jackob przestał się śmiać. Jemu nie było do śmiechu.

- Rozumie, że zginąc możemy i teraz? Będąc już takim żywym trupem?

- Kula w łeb jak w horrorach Romero – na szczęście powstrzymał się od naśladownctwa zombich z filmow tego reżysera. Zakończył jedynie przykłdajac palca do skroni naśladując strzał z pistoletu – jednak leczysz się szybciej – wyjrzał przez okno furgonetki - Masz jeszcze jakieś pytania bo już dojezdzamy.

Rafael pokiwął jedynie negująco głową. Musiał przetrawić to co już usłyszał

- Zatem zabieraj gnaty – wskazał pod ławkę na leżącą tam broń – i szykuj się



Kilka uderzen serca normalnego człowieka, później byliśmy już na miejscu. Nagi, kulący się z zimna Alvaro wylazł z furgonetki jako ostatni. Na przystani czekała jeszcze jedna postać do ktorej Jackob podszedł i zagadał. Ta po chwili podeszła u rzuciła pod nogi Rafaela marynarski wór.

- Masz. Ubieraj się

Nie trzeba było powtarzać dwa razy. Rafael odłozył szybko bron zabrana wczesniej z furgonetki i zaczął się ubierać. Szybko.Dopiero teraz doszły do niego odgłosy jakie miały swoje źródło z drugiej strony zatoki. Na dworze było już ciemno, ale nie tam. Swiatła reflekotrów z helikopterów i wozów policyjnych rozjaśniały magazyn położony w Red Hook. Słychac było strzały. Mała wojna.
Niechętnie ale jednak Alvaro sięgnał po bron kiedy już się ubrał. Sweter zaczął grzać jego ciało. Ruszył za pozostałymi w kierunku łodzi jaka była zacumowana w pobliżu

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3wXwll4sXSQ&list=QL[/MEDIA]

Wsiedli do niej i popłynęłi w kierunku magazynu jaśniejącego jak wieża Babel nad ciemną zatoką. Pełna konspiracja kiedy świat wokół szalał
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 12-09-2010 o 21:07.
Sam_u_raju jest offline