Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2010, 12:41   #27
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Cios zadany uzbrojonemu w dwie siekierki mężczyźnie nie okazał się zabójczy. Co gorsza wyzwolił w nim pokłady furii, jakich chyba sam ranny się nie spodziewał. Rycząc z bólu i wściekłości, chlapiąc krwią z rozrąbanej ręki na lewo i prawo, rzucił się na Josta. Mimo starań doker nie uniknął ciosów. Pierwszy, zadany trzonkiem w głowę nieco go ogłuszył. Drugi przeorał mu łopatkę. Poczuł, że krew obfitym strumieniem cieknie mu po plecach i wsiąka w portki i koszulę. Znów zaatakował szerokim, płaskim cięciem, ale brodacz uchylił się i uskoczył, niemal wywracając się, gdy zaczępił nogą o poruszające się w przedśmiertelnych drgawkach ciało Josefa. W momencie, w którym znalazł się poza zasięgiem ostrza dzierżonego przez Josta kordelasa, odwrócił się i uciekł. W jego ślady poszli jego kompani. Ci którzy nie leżeli w alejce w kałużach krwi.

Było po walce. Jost oparł się o ścianę, od której niemal natychmiast odskoczył, sycząc z bólu. Kilka chwil później towarzysze założyli mu na plecy prowizoryczny opatrunek. Gdy wszyscy doszli do siebie, można było ruszać w drogę, do magazynu trzydziestego piątego.

Ktoś już tam na nich czekał. Drzwi uchyliły się i jakiś osobnik gestem zaprosił ich do podążania za sobą. Nie wyglądał na łowcę czarownic. Po specyficznym chodzie, Jost ocenił, że musiał być marynarzem. Podążali za mężczyzną pomiędzy rzędami równo ustawionych beczek i skrzyń. Z pewnością prowadzi nas do Osrica - pomyślał Jost. Tak jednak się nie stało. Mężczyzna przedstawił się jako jeden z przyjaciół Osrica Falkenheima i opowiedział o smutnym losie, jaki spotkał łowcę czarownic. Zmasakrowany przez tłum czczący Karla, dogorywał w narkotycznym transie, w przybytku o nazwie Złoty Lotos.

- Los nie do pozazdroszczenia, co? - Jost zagadnął kompanów, gdy wyszli z magazynu, kierując swoje kroki do Złotego Lotosu. Jost miał pewne pojęcie o tym lokalu i wiedział mniej więcej gdzie ów się znajduje, jednak aby tam dotrzeć potrzebował dodatkowych informacji. - Wychodzi na to, że chłopak jest naznaczony, ale nie jako nowe wcielenie Sigmara Młotodzierżcy, ale nosi znamię chaosu. I ci wszyscy ludzie, łącznie z kapłanem helmutem mu zawierzyli i ruszyli do Altdorfu. Nic dobrego z tego nie będzie. Trzeba szybko van Haagena poinformować, że jego córka jest pod wpływem uroku. Może też ten biedaczyna, Falkenheim, wiedział będzie jak się ustrzec czaru. Jego chłoptaś nie oczarował.

Do Zotego Lotosu dotarli po dugim spacerze krętymi uliczkami i zaułkami, w których oczywiście udało się im zgubić drogę. Jednak w końcu stanęli przed wejściem do narkotykowego raju. Posiadając żeton umożliwiający wstęp, zostali bez problemów wpuszczeni do środka. Natychmiast uderzył ich oszałamiający wszystkie zmysły aromat. Odurzeni narkotykami klienci, leżeli lub siedzieli na miękkich sofach. Cicha orientalna muzyka dobiegała nie wiadomo skąd. Dym unoszący się z egzotycznie wyglądających fajek wodnych i kadzielnic, szczelnie wypełniał pomieszczenie. Nie trzeba było wcale zamawiać osobnej porcji narkotyku dla siebie, wystarczyło głęboko oddychać. Jost już po chwili czuł, że robi mu się lżej i rana na plecach przestaje boleć. Zaśmiał się głośno, ale nikt na to nie zwrócił uwagi.

Mężczyzna pełniący obowiązki barmana w przybytku, musiał inhalować się nieustannie, gdyż wyjaśnienie mu celu wizyty i skłonienie do pomocy, zabrało dobre dziesięć minut. W końcu zaśmiewając się do rozpuku, w czym Jost mu wtórował, mężczyzna wskazał drogę do pokoju, w którym znajdował się Osric.

Gdy doker go zobaczył, przestał się śmiać. Staruch jaki leżał na łóżku, wzbudzał tylko współczucie. Zaniedbany i zniszczony wrak człowieka, który z trudem oddychał i wodził nieprzytomnym wzrokiem po obecnych w pomieszczeniu ludziach. Gdy w końcu dotarło do niego, że ludzie którzy stoją przy łóżku nie są majakami, zaczął kląć i pluć naokoło. Uspokoił się dopiero po kilku minutach cierpliwego tłumaczenia. Jost patrząc na niego zaczął płakać. Łzy, jedna po drugiej ciekły mu po twarzy. Przestał dopiero gdy łowca zaczął opowiadać o chłopaku. Trzeba się było skupić!

Kultyści, bagna i dziecko. Ot i cała opowieść. Osric uratował chłopaka i oddał do przytułku, nie wiedząc, że z bagien wynosi mutanta, obdarzonego szczególną mocą. A teraz było za późno. Chłopak urósł w siłę, zebrał tłum i ruszył na... podbój Imperium? Osric starał się przeciwdziałać i skończył tutaj. Zmaltretowany przez tłum. Był jedną z niewielu osób, podobnie jak Maida, przeorysza w przytułku, które potrafiły się oprzeć czarowi. Na koniec Osric wręczył im złoto i zobowiązał do pomocy.
- Oczywiście, że tak zrobimy - odurzony narkotycznym dymem Jost zapalił się do pomysłu. - Śmierć Chaosowi! Na pohybel! Na bagna!
 
xeper jest offline