Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2010, 14:44   #28
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Wtedy nie było krwi. Coś, co leżało na podłodze komnaty nie brudziło kamiennej posadzki szkarłatem. Zwymiotowała pod ścianą, choć w części uwalniając się od tamtego obrazu. Zrobiła to, czego ją uczył. Żołądek buntował się na samą myśl o tym. W głowie rozbrzmiewał jego kpiący śmiech. Nie uwolni się od tego tak łatwo. Wytresował ją, dlatego żyła. Z żalem spojrzała na ociekającą posoką szablę. Koniec beztroski. „Jesteś?” Cisza. Za zasłoną drwiny nie było niczego. Ręką sięgnęła do szyi usiłując uwolnić się od nieistniejącej smyczy. Pustka. „Nie zostawiaj mnie.” Z całej siły oparła się o ścianę. Świat poza murem nie był lepszy. Odwróciła się w panice, w bezgłośnym krzyku otwierając usta i zastygła ze zdziwieniem chłonąc widok za sobą. Pamięć wracała powoli. Nie było zapuszczonego ogrodu. Przecież uciekła.

Obeszła martwe ciało uważając, by nie pobrudzić butów. Napastnicy uciekli, zostawiając ich samych. Dziewczyna zignorowała postękującego krasnoluda, a potem Josta, na którego plecach wykwitła krwawa pręga. Inni mu pomogą. Ona nie potrafiła się przemóc. Nie teraz, gdy zagrzebane wspomnienia siłą pchały się na wierzch. Podeszła do Karego, jak zwykle w miękkich chrapach szukając wsparcia. Na szczęście jemu nic się nie stało. Podenerwowany zapachem śmierci stąpał jedynie z nogi na nogę, szturchając ją wielkim pyskiem.

Dopiero potem wróciła w myślach do słów zabitego. Nie martwiło jej zbytnio, że byli poszukiwani, choć oczywiście stawało się to kolejną przeszkodą. Z Marienburgiem i tak nie wiązała wielkich nadziei. Inaczej ci, którzy tutaj mieszkali. Nie potrafiła im współczuć, bo i też nie rozumiała do końca ich sytuację. Wyobrażała sobie jednak, że strata mieszkania może być bolesna. Nawet jeśli w jej oczach było ono tylko małą norą. Nie wiedząc jak się zachować postanowiła zwyczajnie czekać na pierwszą reakcję. Los zdawał się mocniej wiązać ich ze sobą, a koniec całej sprawy nie wydawał się wcale bliski. Dziewczynie całkiem się to podobało.

Nigdy nie słyszała o takim miejscu jak Złoty Lotos. Szyld widziany od zewnątrz, nawet dla nie potrafiącej czytać Dziewczyny, w połączeniu z ostrym, nieprzyjemnych zapachem budził nieprzyjemne skojarzenia i odstręczał od zaglądania do środka. Gdyby nie obecność innych i potrzeba, która ich tutaj przywiodła nigdy pewnie nie zdecydowałaby się wejść. I słusznie. Wewnątrz, w oparach dymu i zapachu spotęgowanych ponad granicę zniesienia czaiły się narkotyczne koszmary.

Zasłoniła ręką usta, rękawem koszuli starając się odgrodzić, choć trochę, od atakującego zewsząd dymu. Bezskutecznie. Nie pomagały próby wstrzymywania oddechu, a kaszel po tym był jeszcze gorszy. Kręcili się chwilę, a potem całą wieczność.

Schody. Gładkie, kręte schody prowadzące na górę. I głos. Złudny, obrzydliwie gładki, nie znoszący sprzeciwu. O tym ostatnim dawno już nie myślała. Ulotny zapach prowadził ją na równi ze schodami. Do niego.

„Mów do mnie. Mów, błagam, twój głos...żebym już nigdy innego nie słyszała.” Szkliste oczy, pusty wzrok. I szepty ukryte w gęstym dymie, w cieniu wielkich świec. Na obrzeżach jaźni wyryte słowa, których nigdy nie zrozumiała. Nie chciała widzieć. Zawsze patrzyła tak, by nie widzieć.

Nie miejcie litości, mówił łowca. „Nie mam”. Nie czuła jej nawet patrząc na jego zniszczone ciało. Na zmęczony umysł szukający ucieczki. Wolność była za murem. Ona to wiedziała. Trzeba było tylko przejść nad martwym. Zadrżała z zimna. Jak wtedy, gdy chłodne powietrze smagało jej nagą skórę. Za dużo dymu. Smród wypełniał ją całą. Nienawidziła tego uczucia, gdy miękkie ciało zostawało gdzieś obok. Jęknęła i odgłos ten rozszedł się tylko w jej myślach. Poza pierwszym razem nigdy nie wydawała dźwięków.

Zachwiała się i barkiem grzmotnęła o ścianę. „Zabierz mnie stąd.” Dygotała tak, że stanie pomimo oparcia stawało się coraz trudniejsze. Sylwetki towarzyszy już dawno znikły z jej pamięci. Głos, który nie mógł być prawdziwy dzwonił jej w głowie. Niewyraźne kształty przebijały się przez dym, cienie o fantazyjnych kształtach. Nieznane i straszne. Znalazł ją. Znowu. Poza czasem. Świece jarzyły się nienaturalnym światłem odbierając jej resztki woli. Coś dziwnego działo się z jej ciałem bezgłośnie spływającym na ziemię. A potem jej głosem nucił ktoś cicho trzymając koszmary na krawędzi.
Cienkie nici urwały się i przestały nią szarpać. Wrócą, wiedziała, że wrócą.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline