Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2010, 14:49   #106
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie dowiedzieli się w wiosce nic więcej, nikt się też tego zbytnio nie spodziewał. Meg ucieszyła się, gdy wreszcie pozostawili za sobą ostatnie budynki. Merta... za bardzo przypominała jej ją samą. To co mogłoby się stać, gdyby nie znalazła swojego miejsca. Osiadła w miejscu, gdzie nie mogła osiągnąć zupełnie nic, zniszczona życiem i zapijaczona, dysponująca ułamkiem potęgi, do której mogłaby dojść. To wywoływało zimniejsze dreszcze niż pogoda, psująca się z każdą chwilą. Okolica bardzo zaczęła przypominać to, co pamiętała z Ravenrock. Mróz, zamiecie, śnieg zalegający na całych stokach coraz większych gór. Niedługo cieszono się ciepłem lata, chociaż podejrzewała, że zima i tak tego roku spóźniła się tutaj troszeczkę. A teraz próbowała nadrobić.
Szybko zdała sobie sprawę, że nie mogli już dalej podróżować. Nawet najlepiej zapoznany z siłami natury człowiek nie mógł przebić się przez taką zamieć! Wezwała więc swoją moc, wypowiadając słowa inkanty i dziękując w myślach Leomundowi. Kimkolwiek był za życia, na pewno musiał wiele podróżować. To dzięki jego zaklęciu z ziemi wyłoniła się chata, mająca w tym przypadku wiele wspólnego z ziemiankami. Dawała schronienie, a niska i mocna konstrukcja mogła wytrzymać znacznie więcej niż to, co działo się obecnie na zewnątrz. Może i spanie z końmi nie było czymś przyjemnym, ale nie miała już siły na inne zaklęcia.

Gdy zapłonął ogień, zrobiła to, co robił jej mentor w takich chwilach. Wyziębione ciała musiały najpierw się ogrzać, zanim pogrążą się we śnie. Uśmiechnęła się zamyślona, cichym, głębokim głosem wracając do własnego dzieciństwa.
- Mój nauczyciel niewielką miał moc, zawsze marudził, że taka mała dziewica przewyższa go już na samym początku. Przez swoje długie życie zgromadził jednak ogromną wiedzę, a wiedząc doskonale w jaką stronę podąża mój talent, mógł mi ją odpowiednio przedstawić. Nauczył mnie czytać czary, a potem rozumieć je. Z każdą zawiłością, tak bym teraz nie musiała obecnie siedzieć zanurzona głęboko w grube tomiska. A gdy skończyłam dziesięć lat, zaczął zabierać mnie w góry. Wtedy tylko kilka rzeczy wywoływało mój uśmiech, a widok zaśnieżonych szczytów, z dala od czarnych murów twierdzy... to było coś pięknego. Tam też uczył mnie koncentracji, czerpania energii ze źródeł - zaśmiała się cicho. - Nigdy mu nie powiedziałam, że umiałam to od samego początku i to lepiej niż on sam. Zawsze to lepiej było mieć towarzystwo. Góry były nieprzewidywalne, ale tam też miałam największą moc. Dlatego wyjmował księgę i wskazywał na coraz silniejsze czary. Pierwszy raz użyłam tego czaru właśnie w taki sposób, gdy pogoda zmieniła się prawie natychmiast. Musiałam próbować trzy razy, a kamienny dom i tak wyglądał jakby budował go bardzo pijany troll.
Uśmiechała się do siebie, wpatrzona w parującą wodę w blaszanym kubku, który obejmowała dłońmi.
- Niestety mój mentor umarł niedługo potem. Dalej uczyłam się sama... dowiadując się na przykład, że do tych zaklęć wcale nie potrzebuję księgi. One przemawiają do mnie same. Tak jak do Marii jej muzyka.

***

Miejsce, do którego dotarli, mogło nie być tak monumentalne jak Heliogabar, ale czarodziejka była pewna, że czułaby się tutaj tak samo dobrze jak tam. Oczywiście, gdyby nie było całej tej sytuacji z porwaniami, która obecnie spędzała prawie sen z jej powiek. W kamieniu było coś, czego nie potrafiła dotknąć swoimi zmysłami, coś co zatrzymywało się na ich pograniczu. Uporczywe odczucie pogłębiało się, nie dając nawet chwili wytchnienia. A przecież miasteczko było wyjątkowo urokliwe, otulone białą pierzyną i z twierdzą majaczącą wśród gór.
Jeden dzień czekania na króla w normalnych okolicznościach byłby bardzo krótkim czasem, ale wyjaśnienie i to, jaka noc nadchodziła, wywoływało u Meg ciarki na plecach. Może właśnie to przewrażliwienie skierowało jej uwagę na czarny kamień u wejścia do gospody. Dotknęła go mocą, bezwiednie i nie do końca panując nad swoimi odruchami. A potem nogi niosły ją same, kierując bezbłędnie do miejsca, gdzie znajdowała się reszta tego, czego kamień był całością.

Przesunęła dłonią po łuku, wyczuwając wgłębienia, prawie bez użycia wzroku czytając wyryte tam napisy. Smoczy język, magia portali. To drugie było dla Megary prawie zupełnie obce, ale podążała za instynktem. Uśmiechnęła się do karczmarza, mając nadzieję, że nie widzi, że to wymuszony uśmiech.
- Potrzebujemy tego czarnego kamienia... To portal, a on musi być pełny. Zwrócimy, gdy tylko wrócimy... A jeśli ulegnie uszkodzeniu obiecuję, że stworzę identyczny.
Podała mu maleńką, kamienną różę o kolorze smoły. Wolała nie zużywać teraz swojej mocy, nie wiadomo co zastaną za portalem. A jeśli intuicja nie kłamała, do walki z maginią powietrza będzie potrzebowała wszelkich zapasów.
- Wulf, pomożesz mi?
Wrócili na górę. Meg użyła odrobiny mocy, by poluzować kamień, który chwilę potem spoczął w dłoniach kapłana. Umieszczenie zwornika przebiegło bez problemów. Bez zdziwienia przyjęła fakt, że nic się nie stało. Zbliżyła się i wyciszyła, przesuwając po kamieniach opuszkami palców. Naciskała każdy z nich, a wraz z mocą rozświetlały się delikatnym, złocistym blaskiem, ukazując wszystkim zawiłe napisy. Wraz z ostatnim rozbłysł także portal. Czarodziejka cofnęła się i odetchnęła.
- Tylko osoba z kamieniem może przejść. Mamy cztery, a nie potrafię określić, co jest za portalem ani czy będzie można przez niego wrócić. Wiem, że ja go przekroczę. To... to ma coś wspólnego z tym wszystkim, jestem tego pewna! Tak czy inaczej, musimy się przygotować.
Wierzyła, że nie będzie musiała udawać się tam sama.
 
Lady jest offline