Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2010, 22:23   #96
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Następnego ranka - ku wyraźnemu niezadowoleniu kapłana i równie wyraźnej uldze Britty - Helfdan pożegnał się i ruszył przez chaszcze w stronę Uran. A przynajmniej w stronę, gdzie powinno było leżeć miasto, gdyż po trakcie nie było ani śladu. Szybko jednak znalazł ścieżkę we właściwym kierunku wydeptaną kopytami czterech koni, dzięki czemu oszczędził Klaczy łysych placków na bokach, a sobie łatania potarganej odzieży. Natomiast reszta podróżników skierowała się do Podkosów.



Mijające dni były smętne i dżdżyste. Z niemałym trudem przekroczyliście wezbraną rzeczkę, a o galopie w podmokłym terenie można było zapomnieć. Monotonnej podróży nie mąciło ani spotkanie z drapieżnikami, ani nawet z driadami. Obciążone zdobyczami luzaki smętnie wlokły się na końcu. Kapiący za kołnierze deszcz i rytmiczne cmokanie błota wciągającego końskie kopyta na zmianę to irytowały to usypiały. Paladyn ponuro rozglądał się wokół burcząc w myślach ile dobrej ziemi się marnuje. Chcąc nie chcąc trochę na gospodarce się znał, bo szlachta królestwa w większości z roli się utrzymywała, toteż dziwił się Tulipowi, że pozwolił by hektary ziemi odłogiem leżały, nie wykorzystywane nawet pod wypas bydła czy hodowlę koni.

Dopiero ostatniego dnia podróży przejaśniło się, ku dzikiej radości Kulla, który miał dość mokrych piór i suchego prowiantu. Podobnie zresztą jak i wy. Na szczęście koło południa w oddali zamajaczyły dachy Podkosów, dając nadzieję na ciepły ogień w kominku, porządną strawę i suche ubrania. Wieśniacy nie powitali was z entuzjazmem, lecz nie można było się chyba spodziewać po nich innej reakcji. Rozlokowaliście się szybko w karczmie, zjedliście ciepły obiad i rozeszliście się po wsi. Tylko Britta została w budynku, najwyraźniej nie chcąc natknąć się na swojego niedoszłego amanta.


***

Oderwany od młocki wójt - rzecz jasna - nie był zachwycony wizytą Raydgasta. Przyjął gościa śliwowicą, nieudolnie starając się zamaskować strach i rozdrażnienie.
- Czemu jaśnie pan kłopocze się znowu wizytą w naszych skromnych progach? - zapytał, nerwowo pocierając ręce, po czym dodał, ze szczerą ulgą w głosie. - Cieszę się, panie, żeście bezpiecznie z Fortecy wrócili. Choć jak te młodziki sobie dały radę, to co wyście nie mieli - podlizał się na koniec.
- Ja też się cieszę. Jak widzicie klątwa nas nie pożarła. Widać nie ona taka straszna. - odparł paladyn z uśmiechem, splatając dłonie za sobą i spoglądając na chłopinę.
- Ano tak, ano tak... Jak kto mocny w mieczu i bogów ma za sobą to nic nie straszne - przytaknął z przekonaniem Gregor.
- Kto praw i uczciwy, ten zawsze ma bogów za sobą.- odparł paladyn, dodając po chwili.- A kto kłamie, ten zawsze się doigra. A skoro już przy kłamstwie jesteśmy, to wasze sołtysie, wyszło na wierzch.
- A co żeście znowu jaśnie panie wymyślili?
- obruszył się sołtys. - Kiedy żem was niby okłamał, co?
- Nie zgrywajcie głupszego niż jesteście. Wiem o liście który żeście spalili. I wiem co w nim napisane było.- odparł spokojnym acz zimnym tonem Raydgast.- Naprawdę, żeście sądzili, że sprawa nie wyjdzie w końcu na wierzch?
- O żadne listy żeście się nie pytali, to mnie o kłamstwo nie oskarżajcie - burknął Gregor. - O drowy żeście tylko pytali o Fortecę, to żem wam powiedział co wiedział i żem nie skłamał, Gallian mi świadkiem - uderzył się w pierś aż huknęło.
-Ale żeście nic nie wspomnieli o liście, gdy was o dziwne przypadki i podejrzane osoby wypytywałem. Normalnym u was palenie cudzych listów, o łamaniu tajemnicy korespondencji nie wspominając? - odparł paladyn nie przejmując się gniewem chłopa. - Mieliście wystarczająco wścibstwa, by list czytać, to wiecie co zawierał...i że takich informacji zatajać nie powinniście. Myślicie że jak będziecie odwracać uwagi od zła, to samo zniknie? Bzdura! Odwracać uwagę od zła, to prosić się o sztylet w plecy.
- Że jak? - chłopina zgubił się przy pierwszym trudniejszym słowie, a widząc, że paladyn ponownie wpada w swoją retorykę potrzeby walki ze złem opadł ciężko na krzesło i postanowił przeczekać. W końcu nie będzie panisku tłumaczył, że im bliżej ziemi tym wszystko nie czarno-białe, a szaro-szare się zdaje. - Słuchajcie, jaśnie panie - rzekł powoli, jakby tłumacząc idiocie. - Jedyne listy co żeśmy spalili to te, co kupiec zamordowany wiózł. Zgodnie z prawem - położył nacisk na ostatnie słowa - żeśmy uradzili, że dobytek kupca na rzecz wsi przejdzie, jeśli się po niego nikt do trzech miesięcy nie zgłosi. A że pergaminy jakieś wiózł, to żeśmy otworzyli myśląc, że tam jakie adresy albo nazwiska będą. Tyle że ani adresatów tam nie było, ani od kogo, ani pieczęci żadnej, nic. A że mokre cholerstwo było i już śmierdzieć zaczynało, to poszło w ogień, co by się nam żadne robactwo nie zalęgło w składach.
- Listy zamokły? - prychnął poirytowany paladyn, wzruszył ramionami. - Lepiej żebyście byli bardziej przekonujący przed urzędnikami królewskimi. Bo jakoś nie znam kupca, który by pozwolił na takie zaniedbanie. - Potrząsnął głową. - Cóż... Ja muszę złożyć raport Zakonowi i opiszę całą sytuację. Włącznie z tym spaleniem listów, które zawierały ważne informacje. Nie wiem, do kogo to trafi i kogo tu ściągnie. Oprawcy królewscy do miłych osób nie należą. Chyba że...

- Może wasi kupcy złote tuby mają, ale widać nie każdy taki fortunny. Róbcie co uważacie -
Gregor zacisnął usta w wąską kreskę. - Przecie wy doskonale wiecie co się kiedy i jak wydarzyło. I nie uwierzycie w nic póki waszej wersji nie potwierdzę, to sobie języka co strzępić nie mam. Na sir Lususa psioczyliście a samiście nie lepsi - tamten mieczem a wy torturami straszycie, jak się nie zrobi co chcecie. Zresztą... - wzruszył ramionami z rezygnacją osoby, która jest już pewna swej zguby - ...i tak pan nasz jak się dowie, żeście na wieś donieśli, to wcześniej się tu zjawi i oprawcy nawet i z Otchłani zeznań nie wyciągną, obojętnie - prawdziwych czy nie.
- Kłamać mi nie wolno. A zatajenie prawdy też kłamstwem bywa.-
odparł paladyn i spojrzał na chłopa dodając.- Nie interesuje mi szkodzenie waszej wsi, jeno prawda. A tej mi odmawiacie, za wykrętami się kryjąc. I czemu? Bo się swojego pana boicie. I to bez powodu.
Nie zamierzam podawać skąd się wywiedziałem, wystarczy że poinformuję czego się dowiedziałem. A co do Tulipa, to sam zamierzam zrobić co w mej mocy, by go usunąć z Królestwa, bo wielce podejrzana to persona i szuja pierwszej wody.

- "Bo się pana boimy"!? - wójt pociągnął tęgi łyk śliwowicy, po czym zaniósł się ochrypłym śmiechem. - A kogo niby mamy się bać jak nie jego? Sądów waszych, paladynów, rady w stolicy?! Gdzie oni byli jak nas bandyci napadali? Gdzie byli jak najemni Tulipa nam młódź wycinali i dziewki gwałcili? Gdzie byli, jak za obronę przed nimi pan nas wybatożyć kazał i podatki zwiększył? - Gregor zacisnął usta i z goryczą rzekł - Może sprawiedliwość pięknie z górskiej twierdzy wygląda, ale tu, przy samej ziemi pan chłopu bogiem i jeno jego obawiać się musimy. Wiele wody upłynie nim wasze raporty gdziekolwiek dotrą i daję ci słowo, łaskawy panie, że nim się ta sprawa zakończy to ja dawno gnić w ziemi będę, przez jego ludzi utłuczon.
Pociągnął jeszcze jeden łyk i westchnął - Nie wiem czego ode mnie usłyszeć chcecie, ale w listach nic o drowach nie było. Trzy były jednakie, nie oznaczone niczym, bez adresów ni podpisów. "Łaskawy przyjacielu" czy jakoś tak się zaczynały, a pisane jakby kto pijany bazgrał, bez ładu i składu. I tyla.
- A wiesz czemu sądy nie działają sołtysie? Bo jak trzeba zeznawać, to jakoś nikt z chłopów nagle nie ma odwagi. A sądy nie mogą działać na podstawie plotek. Tylko zeznań i dowodów.O tak, łatwo narzekać na króla, łatwo wymagać od paladynów by poratowali...tyle, że jak ma Zakon poratować, skoro brak wam odwagi, by skargę do Zakonu posłać? Łatwo narzekać, łatwo wymagać, trudniej samemu coś zrobić. - paladyn wyłożył pergamin i inkaust, siadł i rzekł patrząc wprost w oczy chłopa.- Ale macie szczęście, macie okazję udowodnić mi, że się mylę. Dyktujcie wszystko co zrobił złego w okolicy Tulip. Wszystkie jego złe uczynki. List będzie anonimowy i postaram się by wam przy tej okazji krzywda nie spotkała. Ale jeśli mam Tulipa usunąć, to nie zrobię tego bez waszej pomocy.
- Ano...ni... znaczy się, że nas nie podpiszecie, że my to my? - Gregor przez dłuższą chwilę w rozterce wpatrywał się w paladyna, zdziwiony jego naglą przemianą. Wreszcie rzekł - Ale napiszcie, że we wszystkich jego wsiach tak jest, co? Bo to i prawda, ci bliżej dworu ponoć nawet gorzej mają - upewnił się, po czym niepewnie zaczął wymieniać przewiny Tulipa; od tych najzwyklejszych jak grabieżcze podatki i nieuczciwi poborcy, co ułamek rynkowej ceny płacili, po zakaz upraw poza wyznaczonym terenem, brak ochrony przed zbójcami, zakaz noszenia broni, a wreszcie mordy i gwałty, jakich dopuszczali się we wsi jego najemnicy i okrutną karę, gdy Podkosianie ośmielili się bronić swych rodzin.

Raydgast
spisał dokładnie słowa sołtysa, unikając nazw i odwołując się do ogólników, kończąc cały donos słowami..."ze względu na dobro osób zeznających szczegóły zostały zostały utajnione." Spojrzał z zadowoleniem na tekst mówiąc.- No i nie można było tak od razu? Zakon nie uchroni was od krzywdy, jeśli nie będzie wiedział żeście krzywdzeni.
Wzruszył ramionami dodając. - A gdyby się ludzie od Tulipa pytali, to...mówiłem wam tylko, żeśmy klątwę z zamku co prawda, przegnali. Ale...nadal lepiej trzymać się od niego z dala. Zwłaszcza od tego, co jest...pod nim. O czym właśnie cię informuję, więc kłamstwo to nie będzie.

Wójt uśmiechnął sie blado. Jak na jego chłopski rozum list bez podpisu nikogo nie uchroni, ale to nie jego rzecz była. Bąknął tylko - I tak sir Lusus poborcę naszego złapał, to się rzecz pewnie już wydała... Jak chcecie to wam jeszcze rzeczy zamordowanego kupca pokazać mogę, ale tam nic ciekawego nie było. I te listy na prawdę zamokły... ale też dziwaczne były i żeśmy się bali, że ten co Hadalusa zamordował to wróci pomordować nas też, jak się dowie, że jakoweś były - wyznał na koniec - No bo jak te młode nie zabiły kupca to kto? Przecie nikt z naszych, a rzeczy zabitego u nich leżały!
Donos paladyn schował za pazuchę, co by go nie zgubić i rzekł.- No to pokażcie też , a co do zabójców.To nie wierzę, że to ktoś z was. Owych młodych też nie podejrzewam. A prawdziwy zabójca już pewnikiem daleko stąd. I raczej nie wróci.
- Sir Lusus twierdził, że to drowy zrobiły i że się przyznały, ale mnie się jakoś nie widzi...
- odparł śmielej Gerard prowadząc paladyna do stodoły, gdzie stały wozy zmarłego kupca. Ich zawartość nie była dla Raydgasta interesująca - ot, zwykłe przedmioty na handel i to przeciętnej jakości: skóry, futra, jakieś błyskotki z miedzi i cyny, trochę narzędzi; szwarc, mydło i powidło. Zastanowiła go tylko niezwykła ilość gotowizny znajdująca się w mieszku Hadalusa. Nie znał się na handlu, nie zdawało mi się jednak by na takich towarach można było aż tyle zarobić. I czemu złodzieje nie zabrali złota albo choć listów? Nie wiedział i pewnie już się nie dowie. Pożegnał się więc z wójtem - któremu z tego powodu wyraźnie ulżyło - i ruszył do karczmy uzupełnić raport oraz przygotować się do drogi.


***

Przemoknięty Helfdan dotarł do Uran mniej więcej w tym samym czasie co reszta drużyny do Podkosów. Od razu zadekował się w Pstrągu, oporządził Klacz, a potem samego siebie. Ze smakiem spałaszował pół pieczonego prosiaka, górę ziemniaków ze skwarkami, michę kiszonej kapusty, popił garncem piwa, poklepał po tyłku służebną dziewkę i w końcu poczuł się jak w domu. Co jak co, ale odpoczynek po tej osobliwej wyprawie mu się należał. Służka była niczego sobie i bardziej niż chętna, jednak klientów przybywało, a tropiciel nie miał zamiaru czekać do późnej nocy na skorzystanie z uroków cywilizacji.




Rozejrzał się więc za jakąś inną dziewką, co by mu wieczór umiliła; błysnął złotem i szybko znalazł towarzystwo - nie jednej, lecz nawet dwóch nadobnych niewiast wątpliwej reputacji lecz niewątpliwych wdzięków. A że to właśnie wdzięki obchodziły tropiciela najbardziej... zanim opuścił łożnicę było już południe dnia następnego.

Dojście do kamienicy, w której rezydowała Meyaia zajęło mu trochę czasu, w końcu jednak trafił. Drzwi otworzył mu znajomy ryży kurdupel.
- Co, maść się skończyła czy kuśka innym paskudztwem oblazła? - wyszczerzył się, wpuszczając tropiciela do środka i kierując na piętro. Wróżka siedziała przed lustrem odziana w żółtą szatę, czesząc swoje długie, kręcone włosy. Helfdan musiał przyznać, że w porównaniu z przygodnymi dziewkami ta była na prawdę niezwykła. Zapewne w porównaniu z niektórymi szlachciankami również.

- Długo będziesz tak stał? - Meyaia spojrzała na niego w lustrze, z lisim uśmiechem wskazując na zaścielone łoże. - Tam siadaj - odepchnęła go, gdy próbował pociągnąć ją na łoże. - Najpierw interesy. Wywiedziałam się co nieco o twojej błyskotce, choć łatwe to nie było. Nie ma wielu ludzi interesujących się dawnymi sprawami. Elfów ci w Uran jak na lekarstwo, a te co tu mieszkają to nic gadać nie chciały. Dobrze, że na Jarmark zjechało się tyle ludzi... Ale do rzeczy. 70 sztuk złota - wyciągnęła drobną dłoń w stronę tropiciela. Dopiero gdy monety zmieniły właściciela zaczęła mówić. - Ten księżyc to symbol starego elfiego rodu; rodu który ponoć wyginął całkiem w walkach z Urgulem dwieście lat temu. Choć słyszałam, że wiele dzieci odesłano z Pyłów na początku wojny, więc może część przeżyła. Inna plotka mówi, że ktoś zabijał potomków elfów z Levelionu - czyli z Pyłów - jeszcze długo po wojnie. Może nawet i do teraz. Pewnie żeby nie miały szansy odzyskać i użyć mocy swojego dziedzictwa. Dlatego ich miasta w Wilczym Lesie są tak dobrze obwarowane.
W każdym razie ród od księżycowego herbu był rodem potężnych magów i zaklinaczy... i pewnie wojowników też, patrząc na ciebie
- przesunęła mu dłonią po mięśniach mężczyzny. - Ponoć to dla mocy takich właśnie rodzin Urgul podbił Pyły, dla ich wiedzy i magicznych przedmiotów. Nie mam pojęcia czy akurat ich potomkowie żyją gdzieś w Królestwie, a co do twojego dziedzictwa to cóż... pewnie leży i śniedzieje gdzieś w ruinach na wschodzie. Ponoć po zwycięstwie nad Nekromantą nie złupiono Pyłów, tak mocno wszystko było przesiąknięte jego złą mocą. Nawet teraz nigdy nie słyszałam by ktokolwiek stamtąd powrócił i jeszcze coś przyniósł - a z pewnością głośno by się tym chwalił. Ale chyba tobie tylko w to graj, co? - uśmiechnęła się krzywo. - Brak konkurencji do skarbów i tytułów... A tytuł pewnie ci się należy, zwłaszcza że po ojcu elfem jesteś. Choć ja się tam na elfich prawach nie wyznaję.
To co, zajmiemy się teraz czymś bardziej przyjemnym? To już dostaniesz za darmo -
rzekła, popychając go do pozycji leżącej i przyciągając jego twarz do swojej...

***

Raydgast, Laure, Britta i Iulus dotarli do Uran w kilka dni po tropicielu. Paladyn od razu poprowadził ich do gospody, w której zgodnie z umową miał czekać Thunderdragon... i zbaraniał, gdy zamiast dowódcy zastał posłańca w barwach tormitów, który na dodatek miał mocno w czubie. Przeliczywszy szybko Paladyn stwierdził, że spóźnił się na spotkanie o całe 7 dni. Szczęście w nieszczęściu Thunderdragon nie zostawił ustnych dyrektyw a listy, toteż Raydgast mógł być przynajmniej pewny wierności przekazu.

Pierwszy pergamin nie przyniósł żadnych odpowiedzi co do dalszego postępowania, jednak wzbudził niepokój paladyna. Stało w nim, że Raydgast Silvercrossbow działa z ramienia zakonu i wszelka dostępna pomoc ma mu być udzielona od zaraz. Oznaczało to, że pozostały z trzech listów zawiera nowe rozkazy, bynajmniej nie nakazujące wrócić Raydgastowi do domu a wręcz przeciwnie. Ze złością złamał kolejną pieczęć i przebiegł wzrokiem po tekście, napisanym w zaskakująco familiarnym tonie.


Cytat:
Drogi towarzyszu broni i Przyjacielu.

Tuszę, żem Cię zastał w dobrym zdrowiu. Wiem, że dalsza część listu nie wprawi cię w zadowolenie, jednak misję tą tylko zaufanym ludziom powierzyć mogę. Dlatego wybieram ciebie mimo, że wiem, żeś ten temat z wielkim pobłażaniem traktował. Do rzeczy więc.

Pierwsze i mniejszej wagi, to sprawa bardki owej, co ją helmici szukali. Za nią i najmłodszym Crowfieldem drużynę posłałem, jednak z niczym wrócili, w dodatku na mantikorę się natknąwszy. Potwora niczym dziwnym by nie była gdyby nie fakt, że Gardar Tulip zakupił ją do swej kolekcji, a wedle słów jego sługi to właśnie szóstka młodych podróżników na wolność ją wypuściła, a dodatkowo ze złota i listów polecających okradła. Zanim moi ludzie rozprawili się ze zbiegłą poczwarą, ślad po tamtych zaginął wśród wielu innych, bo trakty teraz podróżników pełne.

Druga rzecz to jej mentor, Stick. Jak już mówiłem ludzi swoich po Królestwie mam i po twym wyjeździe listy dostałem niepomyślne wielce. Bard samopas na wschód się udał, ku elfim miastom niby... ale i Pyłów to kierunek. Pewnie rzec byś chciał, że skoro w tutejszych bibliotekach nie znalazł nic ciekawego to w domostwach elfów natchnienia szukać chce - tyle, że luzaki dwa ze sobą wiózł, ciężko objuczone prowiantem, obrokiem, narzędziami górniczymi i nie tylko. By do Północnego Lasu się dostać takich zapasów nie trzeba! A wszystkie bagaże potężną magią śmierdziały. Co gorsza jednak autora mego listu znaleziono zarżniętego w okrutny sposób, a nie był on pierwszym lepszym chłystkiem, co by się w uliczce zaciukać dał. Od kilku innych wieści nie mam już od dłuższego czasu, toteż obawiam się, że skończyli podobnie, a ciała ich dawno robaki toczą.

Zapewne półelfia bardka pomknęła ku swemu mentorowi, gdyż z północnego traktu łatwo na Pyły odbić; może nawet resztę młodzików zwiodła, by w niecnych planach im pomogli? Kto wie. Ponoć do Elethieny jechali; mam nadzieję, że nie planują targnąć się na jej życie - życie jedynej osoby, która jest w stanie pokonać Urgula. Mimo, że to mało prawdopodobna opcja, wysłałem jednak na północ gryfiego posłańca, by Rudą Panią ostrzegł. Niemniej to, czy ruszyli do Pyłów czy do domu czarodziejki pozostaje dla mnie tajemnicą.

Próbowałem przekonać mistrzów, by ekspedycyję na wschód wysłali, jednak wszyscy orkami się wymawiają mimo, że najemników więcej niż w zeszłych latach już mamy, a to dopiero początek jesieni. Wprost z Urgula się śmieją, za nic nauczkę z dawnych wojen mając. Mam wrażenie, że ktoś łeb sprawie próbuje ukręcić - może miałeś rację, że coś złego w Zakonie się dzieje?
Modliłem się długo do Torma, by poratował mnie swą łaską i mądrością, i - podobnie jak przełożony owego Manoriana, którego poleciłem twej pieczy - pewność mam, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. Nakazuję ci więc zebrać ludzi, wyruszyć na wschód, do Pyłów i dopaść tego skurczysyna, co się po Królestwie panoszy jak po własnym podwórku. Jeśli ci złota brak, w załączeniu masz weksle do mego prywatnego zapasu, którym dowolnie rozporządzać możesz. Raporty obecne oddaj posłańcowi; ma on rozkaz w trymiga wracać do Twierdzy gdy tylko odbierze je od Ciebie.

Co do kapłana z południa - jeśli godzien zaufania się okazał, udziel mu wszelkich potrzebnych informacji i zaopatrz w list polecający, który znajduje się w kolejnym zwoju. Znajdziesz tam także list gończy za Stickiem, który "za wiele przestępstw bluźnierczych przeciw bogom i ludziom z całego Faerunu" ma być schwytany i przed sąd doprowadzony. Tuszę, że nie mierzi cię taki wybieg; gdyby kto pytał o powód podróży to ów obity mą pieczęcią mieć będziesz.

Wiem, że wolałbyś teraz wrócić do żony i dzieci; pamiętaj jednak, że jeśli Urgul zmartwychwstanie ani oni, ani nikt inny nie będzie bezpieczny, a ty zamiast w domu siedzieć i ich chronić, za rozkazem na wojnę pójdziesz, z byle najemnikami i starym teściem na pastwę losu ich zostawiając. Urywając łeb temu Stickowi, wężowi w ludzkiej skórze bardziej rodzinie się przydasz niźli wydeptując ścieżki pod żony komnatą, gdy ta w połogu będzie.

Niech Torm ma cię w swej opiece, a wiara prowadzi do zwycięstwa
Tornwald Thunderdragon
 
Sayane jest offline