Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2010, 18:12   #77
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Baldrick instynktownie czuł, że miejscem w którym miał się znaleźć było właśnie to, gdzie dokonano morderstwa, innej możliwości nie było. Red Hook było coraz bliżej, nie ubłagalnie zbliżał się moment spotkania z tajemniczym człowiekiem, z jednej strony detektyw był podniecony perspektywą znalezienia jakiegoś wyjaśnienia dla wszystkich zdarzeń, które ostatnio miały miejsce. Z drugiej jednak nie mógł pozbyć się pewnej dozy strachu, podświadomej siły, która niby głos sumienia podpowiadała by się opamiętał i zawrócił póki jeszcze ma na to czas. Zjawić się na komisariacie i przekazać uratowanego więźnia mundurowym, potem wrócić po prostu do domu, do spokojnego życia. Idea zjechania na Red Hook była zaprzeczeniem wszystkich jego przekonań, szkiełka i oka, zamiast podążać za faktami kierował się słowami człowieka, który przemówił do niego przez radio. Ryzykował przy tym bardzo wiele, nie tylko policyjną karierę, ale również życie swoje i Ashwooda, a jednak wciąż trzymał się ustalonego kursu.

Andy na tylnym siedzeniu przypominał o swojej obecności, krzyczał, wył, niczym malutkie dziecko, które coś wyrwało ze spokojnego snu. Płonący jasnoniebieskim światłem, poraniony chłopak mało jednak przypominał niewinne niemowlę, a i uspokojenie go nie przyszłoby z taką łatwością. Jedyną rzeczą jaką w tej chwili mógł uczynić detektyw było dociśnięcie pedału gazu, ledwo się wyrobił ostro wchodząc w zakręt tuż po tym jak zapaliło się czerwone światło. Kilka aut chórem zareagowało hamując z piskiem i wściekle trąbiąc na Baldricka. Odetchnął z ulgą, gdy chwilę później usłyszał gdzieś nad sobą odgłos helikoptera, powoli zbierało się więc dla niego wsparcie, co prawda nigdzie nie widział jeszcze radiowozów, ale osłona z powietrza mogła być dalece bardziej pomocna. Kilka minut później usłyszał pierwsze policyjne syreny, czując się coraz pewniej wjechał na drogę prowadzącą do magazynów.

Jazda po wybojach przy tej prędkości nie była niczym przyjemnym, lecz przynajmniej Andy wreszcie się zamknął, Baldrick zerknął na tylne siedzenie, aresztant najwyraźniej nieco się już zmęczył i leżał cicho, nawet jego poświata zdążyła już zniknąć. Wielki wertep na który wjechał przypomniał mu, że powinien skupić się na prowadzeniu auta. Odsunął okno kiedy samochód zaczął się wypełniać duszącym smrodem palonego mięsa, ciało Andyego ostro dymiło co nie mogło napawać optymizmem.

Baldrick w ostatniej chwili ostro zatrzymał wóz wspomagając się ręcznym hamulcem, jeszcze kilka centymetrów i uderzyli by w hałdę żwiru skutecznie zakamuflowaną przez wysoką trawę. Detektyw nie zdążył się odwrócić, lecz w lusterku zobaczył jak tylne drzwi radiowozu z hukiem wypadają z zawiasów i upadają kilka metrów dalej, sekundę później wyskoczył również Andy, nie krwawił, ale za to jego ciało wciąż dymiło. Wypalone na jego mięśniach znaki układały się w dziwne spirale. Ashwood musiał jednak przeliczyć swoje siły, gdyż opadł na kolana i znów zaczął wyć, szperacz z helikoptera szybko go zlokalizował i po chwili w chłopaka uderzyło mocne światło. Klęczał pośrodku tego miejsca niczym wielka gwiazda Szekspirowskiego dzieła na deskach Globe Theatre.

Lada moment powinny się zjawić radiowozy i S.W.A.T., detektyw na wszelki wypadek znów sięgnął po swój pistolet i przeładował go, następnie rozejrzał się na ile pozwalało mu miejsce w aucie. Wtedy ujrzał jakąś postać stojącą przed zniszczonym hangarem, miała długie włosy i odziana była w płaszcz, nic więcej nie udało mu się jednak zanotować, gdyż w tej okolicy było wyjątkowo ciemno. Już miał jeszcze bardziej wytężać swój wzrok, kiedy usłyszał huk wystrzału i nagle światło szperacza zgasło.

- Snajper! - wyszeptał nerwowo.

Pilot helikoptera poderwał maszynę do góry nie ryzykując obstrzału, a Andy postanowił wykorzystać okazję i wstał na równe nogi, postać w płaszczu pomachała mu ręką i chłopak powoli ruszył w jej stronę. Wtedy też przy wjeździe pojawiła się sylwetka radiowozu, Baldrick wiedział już, że kierowca popełnił właśnie straszny błąd, widocznie ekipa z helikoptera nie uprzedziła go o zagrożeniu i po chwili rozległ się strzał. Snajper musiał trafić idealnie, gdyż auto nagle gwałtownie skręciło w bok. Co prawda nieco dalej dostrzegał już błysk świateł, mundurowi się zbierali, ale zgodnie z wszystkimi procedurami musieli zablokować przejazd i poczekać na wyspecjalizowane do takich działań oddziały. Kod 323 - funkcjonariusz w niebezpieczeństwie, to powinno przyśpieszyć nieco działania, tyle w kwestii wsparcia. Pozytywnym aspektem było to, że snajper całkowicie zapomniał o nim i Ashwoodzie, strzelał teraz po autach niczym oszalały, musiał mieć słaby celownik, gdyż w ogóle mu to nie wychodziło.

Baldrick starał się ogarnąć teren na którym się znajdował, od radiowozów dzieliło go jakieś 300 metrów, a od Andyego około 5 lub 6, do tego dochodził jeszcze ten ostrzelany wóz z którego właśnie wytoczyła się jakaś postać - przynajmniej 150 metrów. Detektyw sięgnął szybko po radio.

- Snajper na dachu, zabezpieczyć ulicę! - Następnie spojrzał na wlokącego się Andyego i włączył zamontowany na radiowozie głośnik. - Ashwood stój bo strzelam!

BANG! - niemal natychmiast odpowiedział mu strzał, który uderzył w głośnik kompletnie go niszcząc. Snajper musiał zająć jakąś wysoką pozycję gdzieś z boku. Radio znów na moment zaskrzypiało, po czym w radiowozie rozległ się mocny, dominujący głos o czystym brzemieniu. Jego poprzedni rozmówca znów postanowił się odezwać.

- Odwiozłeś go do domu i jestem ci wdzięczny, lecz nie wtrącaj się i nie rób nic, czego byś potem nie żałował -
ton mężczyzny był wyjątkowo spokojny, lecz nie ulegało wątpliwości, iż człowiek ten był groźny.

Ashwood oczywiście nie zareagował, wciąż posłusznie zmierzał w kierunku postaci w płaszczu, Baldrick pewniej chwycił broń i wtedy usłyszał jakiś niepokojący dźwięk, obrócił głowę i zauważył jak od strony ostrzelanego radiowozu coś pędem się do niego zbliża. Ogromna ciemna bestia wyróżniała się na tle magazynów, z pochyloną niczym byk głową rozpędzała się w zastraszającym tempie gotując się do mocarnego natarcia. Snajper otworzył ogień celując prosto w to odrażające stworzenie rodem z najdalszym zakątków piekła. Po kilku strzałach Baldrick zanotował w pamięci dość sporo informacji, broń dużego kalibru, półautomatyczna, maksymalnie pół sekundowe odstępy. Kreatura poruszała się w tak szalonym pędzie, iż kule nie mogły do dosięgnąć. Nagle jednak bestia oberwała w końcu i z efektownym przewrotem wylądowała na ziemi jakieś 50 metrów od detektywa... i znów poderwała się i ruszyła dalej.

- Ashwood! Stój bo strzelam! - Baldrick zignorował zagrożenie i wycelował w nogę Andyego.

- Nie jest w stanie cię usłyszeć. On słyszy już tylko ZEW - oznajmił od niechcenia głos w radio.

Terrence zareagował, przymierzył dokładnie i w następnej sekundzie rozległ się strzał, kula trafiła Ashwooda gdzieś w udo, otwarła się paskudna rana i na nodze pojawił się strumień krwi, chłopak jednak zdawał się tego nie zauważać, był w innym świecie, jakby przed chwilą zażył zbyt dużą dawkę narkotyków. Przerażający strzał i kula przemknęła tuż obok ucha Baldricka robiąc wielką dziurę w dachu i rozrywając tapicerkę sąsiedniego siedzenia. Serce zabiło Terrencowi jeszcze szybciej, zagrożenie było ogromne i nie wiele brakowało by właśnie wykrwawiał się na śmierć.

Bestia w tym czasie skoczyła w kierunku Ashwooda korzystając z okazji, iż ktoś zajął na moment snajpera - ktoś czyli Baldrick, potężnymi susami błyskawicznie zmniejszyła odległość i po chwili chłopak prawie znalazł się w jej zasięgu. Drogę zablokował jej mężczyzna w płaszczu, teraz detektyw mógł już dokładnie dojrzeć jego twarz, znał ją doskonale z wielu zdjęć, które przeglądał - profesor psychologi i przywódca Młodych Duchów - Nash Tharoth we własnej osobie. Kreatura niczym rażona niewidocznym dla oka pociskiem upadła kilka metrów dalej, zaczęła zwijać się z bólu i bryzgać krwawą pianą. Leżała teraz spokojnie w niewielkiej odległości od radiowozu detektywa, kilka razy z trudem splunęła krwią po czym zaczęła się przepoczwarzać i powoli przemieniać w człowieka. Terrence z trudem odwrócił wzrok od tego zjawiska i przeniósł go na Andyego.

- Tharoth odsuń się od chłopaka! - krzyknął stanowczo mierząc do niego z pistoletu, po tym popisie Nasha czuł, iż Glock tym razem na nie wiele mu się zda.

Mężczyzna spokojnie spojrzał w jego stronę, było coś przytłaczającego w jego spojrzeniu, jednak Baldrick zdołał je wytrzymać. Uniósł w górę ręce jakby przygotowywał się do błogosławieństwa albo jakby miał zamiar się poddać, ciężko było to rozszyfrować. Stał na przeciwko Terrenca, między nim a chłopakiem.

- Co to znaczy? Co znaczy to wszystko Tharoth?!

- To nie miała być wasza sprawa - rzekł cicho, lecz Baldrick usłyszał go bardzo wyraźnie - Nigdy nie mieliście się o tym dowiedzieć. Stawać temu na drodze.

- Porozmawiajmy Tharoth! Zacznij od odwołania snajpera.

- Pozwól mu odejść, synu Adama -
odparł ignorując uwagę detektywa.

Sytuacja wokół wyraźnie się uspokoiła, snajper przestał strzelać, ale i policjanci nie mieli zamiaru pchać się w środek tego konfliktu. Baldrick czuł, że jest pozostawiony samemu sobie i nie może dać ciała.

- Do czego zmierzasz?

- Chcę was uratować.

- Nas? Przed czym?
- spytał Terrence marszcząc brwi, pistolet wymierzony był dokładnie w pierś mężczyzny.

- Przed innymi - odrzekł i zaczął się powoli odwracać, wciąż jednak stał między detektywem a chłopakiem, który znów zaczął wlec się w stronę hangaru.

- Tharoth nie rób głupstw!

- Będzie ich więcej, detektywie, łowców, takich jak ten, którego właśnie zabiłem. Pójdą tropem Ashwooda i dotrą do ciebie. Będzie lepiej, jeśli pozwolisz mu odejść tam gdzie jego miejsce. Zabili Marlona i zabiją ciebie. Dla nich nie znaczycie nic.


- A co znaczymy dla ciebie? Czemu to robisz? - Baldrick zwalczył w sobie chęć dopytania się o los Vilaina, przypomniał sobie słowa Gideona Browna, Nash był sprawnym mówcą i za pewne takim również kłamcą.

- Mam w tym swój cel, synu Adama. To oczywiste.

- Nicole Rock też w to wmieszałeś? Zabiłeś Davsona?
- bardziej stwierdził niż spytał.

- Nie znam tych nazwisk - odparł beznamiętnie, Ashwood coraz szybciej zbliżał się do hangaru.

- Ashwood stój! Nie pozostawiasz mi wyboru, a nie chcę strzelać! - krzyknął ostro Terrence.

- Musiałbyś najpierw zastrzelić mnie, detektywie, A to wcale może nie być takie proste.

- Brooka już dostałeś Tharoth, nie mogę pozwolić na kolejną osobę!


- Obawiam się, że nie ma pan za wiele do powiedzenia, detektywie. Chociaż szanuje pana upór i to, ze przywiózł go pan tutaj.

To chyba najbardziej zdenerwowało detektywa, nie miał nic do powiedzenia? Bezczelność. Terrence liczył się zawsze i wszędzie, tutaj również. Zraniona duma bolała bardziej niż rany. Auto było poobijane, lecz wciąż sprawne i odpalone, silnik warknął dziko, lecz nie stawiał oporu, Baldrick wycofał je i ustawił na przeciwko Tharotha.

- Ostatni raz mówię, odsuń się od Ashwooda!

Nash miał szeroko na boki rozłożone ręce niczym do ukrzyżowania zasłaniając swoją sylwetką cofającego się chłopaka, sam również powoli zmierzał w tym samym kierunku. Baldrick oświetlił ich światłami z radiowozu i wtedy zobaczył potężny zarys błoniastych skrzydeł w rzucanym przez Tharotha cieniu. Zmierzali prosto do miejsca w którym dokonano zbrodni, nigdy tu nie był, lecz czuł, iż jedynie tam mogą iść. Narastał w nim gniew, niewiele mógł zrobić, w pojedynku z tym mężczyzną nie miał szans, zresztą zanim by do niego dopadł kule snajpera zdążyłyby go kilka razy ukąsić. Miał więc go puścić? Tak po prostu? A może zdecydować się na akcję w stylu Granda? Rzucił się do walki nie zważając na ryzyko, dodać gazu i zablokować autem drogę do hangaru? Nie, za bardzo lubił życie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Y2jxjv0HkwM[/MEDIA]

Jego ręka podświadomie powędrowała do kieszeni, jakby pozbawiony nadziei detektyw właśnie tam szukał pomocy, natknął się na mały przedmiot zawinięty w policyjną folię, wyciągnął go. Karta, którą sprawdzał dla niego Stabler, przed oczami znów stanął mu Marlon oraz tajemnicza piękność z baru. Ta sama kobieta próbowała zabić Ashwooda jeszcze kilkanaście minut temu, wtedy ryzykował dla niego życie, teraz miał wypełnić jej rozkaz? Czy było jakieś inne rozwiązanie?

Sięgnął do drugiej kieszeni, wymacał zapalniczkę i wyciągnął ją, przez dłuższy moment wpatrywał się w oba przedmioty niczym zahipnotyzowany aż w końcu ostatni raz zerknął za odchodzącymi postaciami, gdyby nie światła radiowozu pewnie już zdążyliby zlać się w ciemności i umknąć jego wzrokowi.

- Nie wierzę, że to robię. - odpalił zapalniczkę, pojawił się mały płomień, Terrence powoli przyłożył do niego kartę, ogień błyskawicznie na nią przeskoczył i zatańczył na niej wrednie - Nie mam za wiele do powiedzenia?
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 12-09-2010 o 19:02. Powód: problem z muzyką
Bebop jest offline