Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2010, 19:35   #49
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Polowanie potrafi być bardzo ekscytującym sportem, między innymi dlatego, że role myśliwych i ofiar często nie są przypisane na stałe i mocno płynne. Gdy poluje się na zeulga w jego leżu, ten podział zaciera się całkowicie, czego niefortunni myśliwi stali się udziałem. Rozwścieczona bestia szybko uporała się z pierwszymi ofiarami, nie wyglądało jednak na to aby nieco żylasty Havelok zaspokoił jej apetyt. Na takim Salimię może i lepiej by się pożywiła. Tyle, że on żył. Jeszcze.

Cilian strzelił, ale w zalegających ciemnościach i hałasie rozpryskiwanej i bełtanej wody, nie sposób było stwierdzić czy w cokolwiek trafił. Z reszty nawet jeśli tak, to na zeulgu nie zrobiło to większego wrażenia. Mahon uznał, że ma dość i tak jak wczesnej Salim i Ilmar postanowił wrócić skąd przyszedł. Cała trójka miała jednak świadomość, że ich działania, to i tak próżny gest. Byli ślepi w ciemności, niektórzy ogłuszeni i praktycznie bezbronni przeciw rozszalałej bestii. Może trzeba było to lepiej zaplanować? Może faktycznie tu trzeba ze trzech wsi z widłami? Pytania, które dla niech pozostaną raczej bez odpowiedzi, bo trzeba by cudu aby ich teraz uratować.

- Takie jest słowo boże! A ja je przekazuję! Taka jest wola Niezwyciężonego! -

Otóż i wspomniany cud. Czasami nie trzeba bóstwa żeby go sprawić. Choć to już zależy od punktu widzenia. Rozjuszony kapłan zaatakował z furią równie wielką co zeulg, dając pozostałym szanse na ucieczkę.

Takiej walki ta jaskinia nigdy nie widziała. Samotny wojownik atakujący żądną mordu i zemsty bestie. Ciosy padały raz za razem. Przy wielkości potwora nie sposób było nie trafić, nawet po ciemku. Tyle, że broń Słowa Bożego nie była odpowiednia na przeciwnika, którego los postawiał mu na drodze. Chyba żeby trafić w jakieś wrażliwie miejsce potwora...
Zeulg nie miał tego problemu. Początkowo poświęcał Słowu Bożemu tylko cześć uwagi i macek, powstałymi próbując dosięgnąć resztę morderców swego opiekuna. I tak było ich aż nadto. Cios, który spadł na tarcze zeloty, niemal wbił go w skałę i strzaskał mu rękę. Tarcza wypadła z martwiejącej dłoni. Kolejny podciął mu nogi a giętka macka owinęła się wokół kolana. Puściła, gdy spadła na nią stalowa głownia buzdyganu. Teraz zeulg skupił się już tylko na kapłanie. Macki spadły na niego ze wszystkich stron, głucho uderzając o blachy pancerza, wyciskając powietrze z płuc, łamiąc kości i miażdżąc mięśnie. Mimo to Słowo Boże walczył. Taka była wola Niezwyciężonego.

Każdy ruch stawał się koleiną bitwą. Każdy oddech, kolejną okupioną bólem i smakiem krwi w ustach walką. Każdy cios, zadawał jakby miałby być jego ostatnim. W istocie tak właśnie było. Ostatnie uderzenie. Resztą sił, martwiejącą ręką. Buzdygan wypadł z dłoni i z pluskiem zniknął gdzieś pod wodą. Ryk potwora. Ciemność.

Uciekali. Niepomni o los towarzysza, świadomi, że swoją odwagą (szaleństwem?) kupił im życie. Dotarli do tunelu a później za załom i do mniejszej jaskini, tej do które pierwszy dotarł Mahone. Tu musieli odpocząć i się zatrzymać. Salim nie palił się do nurkowania po omacku, Cilian i Ilmar póki co, też nie. Odgłosy walki docierały do nich już mocno przytłumione, ale ryk bestii rozpoznali od razu. Zaraz potem woda zaczęła mocno wzbierać, od strony jaskini i dały się słyszeć odgłosy zbliżającego się potwora. Czas kupiony przez paladyna, właśnie się skończył.

Przypadli do ścian, świadomi, że nurkowanie już nie ma sensu. W wąskim tunelu, zeulg zmiażdżyłby ich, prędzej niż potopił. Daleki krewny krakena wpadł do jaskini jak szalony, uderzał mackami ma oślep, rycząc przy tym wściekle, tłukł ściany i sklepienie jaskini, bez żadnego sensu czy logiki. Wił się i kotłował na środku pomieszczenia, zupełnie jakby nie mógł się zdecydować co robić. Ryknął raz jeszcze rozdzierająco i zniknął po wodą. Po chwil zorientowali się że przedziera się przez zalany tunel ku rzece.

Cisza. Cisza i ciemność. Tyle zostało po zeulgu. I ciało, jakimś cudem unoszące się nad wodą. Cilian zadziałał instynktownie. Utrzymał potwornie zmasakrowaną głowę nad taflą wody. Już miał odrzucić trupa, gdy z jego gardła wydobył się charkot i wypłynęła woda pomiesza z krwią.

- Żyje. On żyje. –

Szepnął Cilian sam do siebie, nie wierząc, że ten ochłap mięsa, niemal przypadkowa zbitka ciała i powykręcanych stalowych płyt pancerza, którą utrzymywał nad woda, jeszcze kurczowo trzyma się życia. Zbroja uratowała paladyna, ale sprawiała też, że przetransportowanie go przez zalany tunel było niewykonalne. Była też potwornie strzaskana i zniekształcona, więc jej zdejmowanie, tutaj w ciemnościach... Szybciej było go dobić.

Słowo Boże pukał do królestwa Niezwyciężonego, ale ten jeszcze nie zdecydował, czy już go do siebie wezwać. Teraz jego los spoczywał w rękach trójki współtowarzyszy. Za dużo czasu na działanie nie mieli, bo woda wokół Ciliana robiła się coraz bardziej lepka od krwi.

Nafariusa proszę na razie o nie prostowanie. Słowo Boże jest ciężko ranny i jego los zależy od reszty.
 
malahaj jest offline