Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2010, 20:38   #22
Gantolandon
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Lorenzo Scaloni

Stella, jak zawsze, powitała go czule.
- Gdzie żeś się szlajał? - warknęła.
- Szukałem lekarstwa.
- Akurat. Znowu byłeś u jakiejś dziwki.
Lorenzo skrzywił się. Tą samą rozmowę toczył mniej więcej od pięciu lat i nie miał najmniejszej ochoty teraz jej kontynuować. Czasu zresztą też nie?
- Gdzie Teo?
- Poszedł popatrzeć na cyrkowców. Gdzie masz to lekarstwo?
Były strażnik postawił butelkę na stole.
- Nie chciałabyś odpocząć sobie za miastem przez jakiś czas? - postarał się zdobyć na jak najbardziej niewinny ton.
Stella parsknęła.
- Ciebie chyba zupełnie posrało.
- Nie, ja mówię poważnie. U rodziców, na wsi. Gdziekolwiek, ale nie w mieście.
- Wystarczająco mi narobiłeś wstydu tymi swoimi ladacznicami, ale to...
- Nie, do cholery! - warknął Lorenzo - Posłuchasz mnie wreszcie?
- A może to znowu cudza żona?
- Nie! Zamknij się chociaż na moment!
Tym razem posłuchała.
- No? Śmiało. Nie mogę się doczekać, co wymyślisz tym razem.
- W mieście się szykuje niezła ruchawka. Gadałem z Vencarlo, a on zazwyczaj wie, co mówi.
- Znaczy, że co? Czemu to by miało ciebie dotyczyć?

Lorenzo otworzył usta. Jeśli chodziło o kobiety, z którymi był lub mógł być, jego żona wykazywała się przenikliwością godną weterana w straży. Bezbłędnie potrafiła na przykład wychwycić zapach perfum. Przesłuchania też szły jej znakomicie. Niestety, nie wykazywała się taką przenikliwością w kwestiach, w których powinna.

- Poza tym... kuzyni wiszą nieco pieniędzy Blademu Marco.
- ŻE CO?!

Teraz chyba zdobył jej zainteresowanie.

**

Tym razem żona nie miała nic przeciwko jego nieco późnemu wyjściu z domu. Wręcz przeciwnie... Można było powiedzieć, że ma jej pełne błogosławieństwo. Obiecała mu, że jeśli w jakikolwiek sposób uchybi szanownemu gościowi, nie czekając na Bladego Marco obetnie mu wszystkie wystające kawałki ciała. Poczynając od kutasa.

Miło było widzieć, że tak go wspierała.

Dotarł w końcu do drzwi karczmy i znieruchomiał. Były wywalone z zawiasów. To zdecydowanie nie był dobry znak.

Ostrożnie sięgnął po sztylet. Żałował, że nie wziął ze sobą jakiejś większej broni, ale czegoś takiego zazwyczaj się nie nosi na wizytę u kuzynów. Kto by się spodziewał?

Bardzo ostrożnie zajrzał do środka i aż jęknął. Po czym niemal poślizgnął się na czymś, co podejrzanie przypominało kawałek jelita. Cuchnęło obrzydliwie.

- Ja pierdolę - skomentował - Luca? Miki? Co się tu do kurwy nędzy stało?

Rozejrzał się z niedowierzaniem. Oglądał już w życiu takie rzezie, oczywiście. Ale dlaczego tutaj i teraz? Marco nie miał przecież powodu, żeby nasyłać na nich swoich ludzi już teraz. Więc kto?

Tak czy inaczej, były pilniejsze sprawy do załatwienia. Zaraz ktoś wezwie strażników, jeżeli już nie wezwał. Ktoś będzie musiał z nimi pogadać i upewnić się, że nie dojdą do mylnego przeświadczenia, że trzeba by wokół tej sprawy powęszyć. Odrobina pieniędzy powinna załatwić sprawę.

Ostatnie, czego im jeszcze trzeba było w tej chwili, to gwardziści na karku.
 
Gantolandon jest offline