Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2010, 22:05   #78
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Terrence Baldirck


Ogień zapalniczki objął kartę, a ta zapaliła się jasnym, gwałtownym płomieniem.

Poczułeś, jakbyś sam włożył rękę w ogień i nagle znikło wnętrze samochodu, podziurawione kulami snajpera. Zniknął podjazd przed zdewastowanym magazynem na Red Hook. Zniknęły hałdy piachu porośnięte zielskiem, spękane nabrzeże i panorama odległych świateł Nowego Yorku.

Początkowo była ciemność.

A potem zorientowałeś się, że wisisz uczepiony za jedną nogę, opleciony liną podczepioną do betonowego sufitu. Ręce wisiały ci swobodnie w dół. Koniuszkami palców prawie dotykałeś szorstkiego cementu. Z niepokojem zobaczyłeś charakterystyczne, rdzawe plamy zakrzepniętej krwi i niewielka studzienkę odprowadzającą płyny pod podłogę. Pomieszczenie, w którym się znalazłeś wypełniał zapach wilgoci i metaliczny odór krwi. Gdzieś niedaleko słychać było muzykę puszczaną zapewne z gramofonu – jakiś wojskowy marsz.

- O proszę – usłyszałeś w końcu jakiś głos i zobaczyłeś stworzenie, które pojawiło się w wejściu. Dziwacznie ubrana – jak w strój sado–macho z sex–shopu. – Mamy gościa.

Jaj głos niepokoił. Poruszał dziwne struny w twoim sercu.

- Świeże mięsko – zaśmiała się inna, podobnie ubrana kobieta. Jej twarz skryta była za skórzaną maską, za to podziwiać mogłeś dwie dorodne, obnażone piersi i długi skalpel, który trzymała w smukłych, bladych dłoniach. – Przybyło poczuć ostateczną rozkosz.

Półnaga kobieta w masce podeszła rozkołysanym krokiem w twoją stronę oblizując językiem ostrze lancetu. Zobaczyłeś, że skaleczyła się przy tym w język i teraz z podnieceniem spija własną krew z końcówki narzędzia.

Podeszła do ciebie, a ty mogłeś jedynie rozpaczliwie wierzgać wolną nogą i wirować.

- Odetnij go – rozkazał sykliwy głos osoby, która najwyraźniej pojawiła się po „panienkach” lecz której teraz nie mogłeś zobaczyć, bo właścicielka skalpela zasłaniała ci widok.

To, że nie sprzeczała się z właścicielem głosu świadczyło, że była mu bezgranicznie posłuszna. To, ze jednym szybkim cięciem skalpela przecięła dość gruba linę świadczyło zarówno o jej sile, jak i o ostrości skalpela.

- Przepraszam – powiedział z uśmiechem mężczyzna. – Te suki zawsze są spragnione zabawy. Ciągle im mało. I za to je uwielbiam – zaśmiał się obłąkańczo.

Spojrzałeś na niego. Wysoki, szczupły, wygląd zniewieściałego pederasty w tęczowym szlafroczku pod którym najwyraźniej jest goły. Można by było się z niego śmiać, gdyby nie oczy – inteligentne, czujne i cyniczne. Ten człowiek był niebezpieczny i szalony. Nie miałeś wątpliwości.

- A więc w końcu się pan zjawił, detektywie Baldrick. Z tym, że obawiam się, nieco za późno przyjął pan zaproszenie na moją randkę. Cóż. Lepiej jednak później niż wcale.

Uśmiechnął się, a jego tęczowy szlafrok przez chwilę stał się całkiem różowy i na dodatek przezroczysty. Jedynym plusem było to, że mogłeś stwierdzić,. iż facet nie jest uzbrojony.

- Wina? Kokainy? Dziwki? Gacha? – zaproponował, tonem zarezerwowanym dla najlepszych przyjaciół.

Spojrzałeś na niego groźnie odzyskując w końcu zdrowy rozsądek. Chciałeś coś powiedzieć, ale uprzedził cię.

- Jestem markiz Hesus de Sade – uśmiechnął się czule. – Dowódca siódmego legionu piekielnego jego wysokości Gemeliela i osobisty nadzorca miasta, które wy nazywacie Nowym Yorkiem. W hierarchii piekielnej noszę tytuł Złotego Razydy, to coś w rodzaju nadgenerała. To tyle w kwestii pytania, kim jestem, teraz odpowiedź na pytanie, po co pana tutaj sprowadziłem?

Milczałeś, bo ten facecik w szlafroku wyraźnie miał zamiar gadać za was dwóch.

- Sprowadziłem pana tutaj, by omówić pewien układ handlowy. Nazwijmy go umownie paktem, z braku lepszej definicji. Jest pan zainteresowany wysłuchaniem mojej propozycji, czy odesłać pana z powrotem?

Wypowiadając ostatnie pytanie Hesus de Sade oblizał bezwolnie końcówką języka blade wargi. Nie wiesz czemu, lecz gest ten spowodował, że poczułeś dreszcze przebiegające ci wzdłuż kręgosłupa.



Patrick Cohen i Jessica Kingston



Durny pomysł! – przemykało wam po głowach, kiedy szliście z wolna w stronę ciemnej, ponurej bryły opuszczonych, zdewastowanych magazynów na Red Hook.

Dość szybko znaleźliście się na wysokości ostrzelanego radiowozu, z którego wyskoczyła Jess. Jego światła nadal migotały na czerwono i niebiesko, nadając okolicy swoistego kolorytu.

Jakieś dwieście metrów przed wami, przy drugim pojeździe stojącym z włączonymi światłami w pobliżu magazynu coś się działo. Znów dało się słyszeć odgłosy strzałów. Odruchowo przypadliście za osłonę wiedząc, że za waszymi plecami, przy policyjnej blokadzie ulicy ludzie ze SWATU zajmują pozycję strzeleckie. Palce na spustach, oczy wpatrzone w ciemną bryłę magazynów wypatrują rozbłysku z lufy. Szukają okazji do likwidacji celu.
Strzały jednak cichną i to dobry moment, by rozpocząć negocjacje. Jednak jak je zacząć, co powiedzieć. Co tak naprawdę dzieje się w tych ruinach.

Nagły rozbłysk światła przed wami – jakby ktoś wrzucił zapaloną flarę do środka budynku. Migotanie ognia w samochodzie, jakby ktoś właśnie podpalił jakąś kartkę papieru czy coś podobnego.

I nagle wokół was zaczyna dziać się coś dziwnego. Cienie zdają się rosnąć, światła gasną i po dwóch gwałtownych uderzeniach serca orientujecie się, że Red Hook wokół was znikło.

Zastąpiła je dobrze znana panorama zniszczonych ruin gdzieś w oddali. Wy stoicie na pustym, wylanym skruszałym betonem placu. Tuż przy was majaczy potężna konstrukcja przerdzewiałego, portowego dźwigu. Monstrualny kolos rdzy i stali rozrywający ciemne, zadymione niebo.

Beton wokół was paruje, jakby był rozgrzany, a ktoś polał go wodą.

Nim zdążyliście się jednak zdziwić czy przestraszyć to postindustrialne otoczenie i panorama miasta zgliszcz została zastąpiona zwyczajnym widokiem panoramy Nowego Yorku i łyskającymi światłami radiowozu, za którym próbujecie ukryć swoje tyłki.

Nagle bolesny wrzask dochodzący z ruin powoduje, że wasze nadszarpnięte nerwy znów narażone są na próbę.

Cohen – ty wziąłeś megafon i zacząłeś nawoływać ludzi ukrywających się w zniszczonym magazynie do powstrzymania eskalacji konfliktu. Twój głos wzmocniony przez urządzenie brzmiał dziwnie mechanicznie, lecz nie pozostał bez odpowiedzi.

- Doktor Cohen – usłyszałeś znajomy głos Nasha Tharotha. – Wiedziałem, że pan nie odpuści. Zapraszam bliżej wraz z panną Kingston. Chętnie zakończę ten niepotrzebny incydent.

Wrzask z magazynu rósł w siłę. Jedne płuca nie mogły wydać z siebie tych odgłosów. Wrzask składał się przynajmniej z kilku głosów – chór cierpiących katusze piekielnych potępieńców wtórujących piekielnemu władcy.

- Myślę, że powinien się pan pośpieszyć, bowiem pana kolega najwyraźniej zdecydował się odwołać do mocy, o której nie ma zielonego pojęcia i za chwilę zrobi się tutaj naprawdę nieprzyjemnie. Dla niego, lub dla nas.

Wycie ucichło równie gwałtownie, jak się zaczęło. Teraz jednak światło dobywające się z ruin stało się zdecydowanie jaśniejsze, wręcz jaskrawe. Snopy blasku wylewały się z dziur w suficie i przez wybite okna. Wyglądało to tak, jakby w opuszczonym magazynie na Red Hook trwał pokaz z cyklu światło – dźwięk.

- Zapraszam do środka – zawołał was Nash Tharoth.

Usłyszeliście warkot helikoptera i zobaczyliście śmigłowiec zbliżający się od strony niedalekiej bazy wojskowej. To zapewne SWAT przygotowywał się do ataku z powietrza. Za chwilę zrobi się tutaj gorąco.

W tym momencie przypadł koło was Quattermayer.

- Idę z wami – wydyszał ciężko.

W kilka uderzeń serca później helikopter, który znalazł się już blisko hangaru, eksplodował zasypując wszystko wokół szczątkami i płonącym paliwem.



- Kurwa – skomentował wypadek Quattermayer spoglądając rozszerzonymi oczami na płonące resztki opadające w dół.

Strzał snajpera trafił go prosto w gardło. Krew z rozwalonej szyi trysnęła wam na twarze. Quattermayer padł krztusząc się własną krwią na ziemię.

- Powiedziałem, jedynie panna Kingston i pan Cohen. Żadnych Sług moich braci! - usłyszeliście głos Nasha Tharotha



Rafael Jose Alvaro


Łódź pruła toń kanału napędzana cichym silnikiem. Siedzieliście w niej we trzech. Ty, Daniel i Jacoob. Twarze wampirów były napięte. Wpatrywali się w przybliżający się brzeg z czujnością wybierających się na łowy drapieżników.

Widziałeś dziwaczną luminescencję nad budynkiem. Słyszałeś wrzaski bólu i niewyraźne okrzyki dobywające się z policyjnego megafonu. Niedaleko pojawił się ciężki kształt helikoptera SWAT. Maszyna leciała blisko was w każdej chwili mogliście zostać odkryci.

Jacoob i Daniel położyli się płasko na dnie łodzi, więc zrobiłeś to samo. Śmigłowiec przeleciał nieopodal, podmuch ze śmigła wzburzył spokojną do tej pory wodę i mała łódź ponton owa bujała się na niej, jak korek. Jednak wasz mały „oddział” nie został wykryty.

W chwilę później helikopter znalazł się nad ruinami i w jednej sekundzie eksplodował w huku ognia! Płonące paliwo i metalowe fragmenty poleciały wszędzie wokół. Kila niezidentyfikowanych fragmentów uderzyło w wodę blisko was z głośnym sykiem i pluskiem.

- Kurwa – warknął Jacoob i podniósł się chwytając za ster.

Łódź ruszyła naprzód.

- Tam jest coś więcej, niż sam przebudzony. Jak dopłyniemy, dupy nisko i bez wyskoków. Robić to co każę, a może uda nam się wyjść cało.

Łódź była tuż, tuż. Pokryty metalem ponton uderzył o nabrzeże. Jacoob wyskoczył na brzeg pierwszy z gracją dzikiego kota. Za nim podążył Daniel. Obaj przypadli za hałdą gruzu, przeładowali broń i ruszyli pochyleni w stronę zniszczonego hangaru.

W tym momencie dostrzegłeś rozbłysk światła – smugę wystrzału z lufy – na konstrukcji starego dźwigu stojącego stosunkowo niedaleko. Snajper!

Jacoob też go zobaczył. Spojrzał na ciebie i zrozumiałeś, że masz się nim zająć. I to szybko, nim was namierzy. Najlepiej cicho by nie zaalarmować tych, którzy czają się w rozświetlonym magazynie.


P.S.

Tradycyjne - czas na kolejny post 17 września 2010r do godz. 20.00
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 12-09-2010 o 22:23.
Armiel jest offline