Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2010, 01:06   #19
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Spotkanie załogi mesie. Cóż za radość. Idąc tam Soren spodziewał się dowiedzieć czegokolwiek ciekawego. Zawiódł się. Spotkanie ograniczyło się w zasadzie tylko do wydania dobrze zawoalowanych rozkazów. Pilot przez cały czas siedział z półprzymnięktymi oczami i tylko po słowach "Spróbujemy tam dowiedzieć się czegoś o zaginięciach marynarzy, Czarnym Beliahu i przeszłości Sorena." pozwolił sobie na cichy, burkliwy komentarz: "Od dawna tylko o tym marzyłem."


Tawerna "Bryza" (muzyka)
Po spotkaniu jeszcze raz udał się do "Bryzy". Tawernę wypełniał dym, ludzie, zapach żłopanego piwa i stuk kufli, grzechot kości o kubki i stoły, oraz przekrzykiwania marynarzy spierających się o wynik rozdania gdy rżnęli w karty. Soren rozejrzał się po lokalu i nie zauważył śladów zasadzki, bywalcy zajęci byli swoimi sprawami i nie zwrócili na niego uwagi. Podszedł do baru. Tym razem gości obsługiwał tylko gruby, brodaty mężczyzna w brudnym fartuchu - idealny przykład stereotypowego karczmarza.
- Co podać?
- Morskiego diabła. Jestem Ernst Vogg, ponoć masz coś dla mnie. - Karczmarz łypnął na niego okiem, i podał kufel wypełniony oleistą mazią o zapachu tranu i pieprzu.
- Ponoć tak, ale mówią też, że jesteś gotów zapłacić za nią ptaka.
- Czegóż to ludzie nie gadają jak popiją - mruknął Soren z uśmiechem. Ale wszystko miało swoją cenę. Zapłacił za piwo i dorzucił feniksa. W zamian dostał zawinięty w papier pakunek wielkości dzbanka. Odszedł ze swoją zdobyczą w ciemny kąt sali, odwinął papier.
- Co to do licha? - Pod papierem najwyraźniej była gliniana figurka feniksa, dość popularny toten cesarstwa, jaki stawiano w obejściu by strzegł przed nieproszonymi gośćmi. Potrząsnął pakunkiem, nic nie grzechotało. Choć pakunek zdawał się być dość ciężki jak na zwykłą glinę. Nie miał żadnych magicznych symboli, poza dość niedbałą fakturą piór. Jedyne co zauważył, to że głowa została przyłączona na końcu do korpusu. Więcej nie znalazł.
Nie chcąc dłużej pokazywać się z tym, być może trefnym przedmiotem publicznie zawinął go z powrotem w papier, dopił trunek i wyszedł. Na Rybkę wracał okrężną drogą, co pewien czas upewniając się, że nie jest śledzony. Chyba zaczynał nabierać paranoi na tej planecie. W końcu wrócił bezpiecznie i zamknął się w swojej kajucie.

Odwinął znalezisko i na początek przyjrzał się papierowi, w który było zapakowane. Niestety nic go nie wyróżniało, czyli musiało chodzić o tę figurkę. Przyjrzał jej się jeszcze raz, bez skutku. Podobnie nie przyniosło efektu badanie eteroskopem. Głowił się jeszcze przez chwilę, po czym doszedł do tego samego wniosku, do którego zwykle dochodził. "Proste rozwiązania są najlepsze." Nie czekając dłużej pobiegł na moment do maszynowni, zabrał z niej piłę i brutalnie pozbawił feniksa głowy. Ze środka wysypały się gałganki i wypadła mała karteczka. Nie wyglądało na to, żeby w środku miało być jeszcze coś cennego, więc piłę odniósł na swoje miejsce i zajął się studiowaniem znaleziska. Lubił takie małe liściki, choć kojarzyły mu się z czymś zgoła innym niż polowanie na pirata.

"Opuszczona platforma w połowie między el Mook a Masrą przyciąga przemytników, widziano nieznane statki w tamtych rejonach. Może to handlarze. Wspólnik Doussue oferuje ludzi do każdej roboty za każdą cenę, może ma również to czego szukasz. Jednak jest on powiązany z Zhengiem, więc nie powołuj się na mnie. Spotkasz go w kasynie Karnawału."

Soren się uśmiechnął. Nie było dobrze, bo zamiast prowadzić dalej poszukiwania musiał płynąć z Aspazją. Ale po pierwsze miał już jakąś wskazówkę, a po drugie wyglądało na to, że szefowa na własne życzenie płynie na dokładnie tę samą platformę, którą chciał odwiedzić jej pilot. Czyż można chcieć czegoś więcej?

Okazało się, że można. Na widok ich nowej łajby Soren tylko ciężko westchnął.
- Czy ktoś spakował wiosła? - rzucił w kierunku towarzyszy niedoli.
Nie było jednak co marudzić. Wpakował się do wnętrze batyskafu i wziął do roboty.


Cztery dni później, Soren siedział po almalicku na mostku batyskafu. Opary, którymi od niemalże początku wyprawy próbował ich zagazować wielebny Nicodemus już mu przestały przeszkadzać. Na sobie miał idealnie zadbany mundur floty cesarskiej. Na ramionach połyskiwały epolety chorążego. Strój był w znacznie lepszym stanie niż cokolwiek innego, co Soren posiadał i wyglądał na ostateczną broń w rozmiękczaniu niewieścich serc. Nie na darmo mawiało się, że "za mundurem panny sznurem". Tym razem jednak miał inne rzeczy na głowie niż rozmiękczanie czegokolwiek, a okazja do założenia odświętnego ubioru najwidoczniej była jakaś inna niż natłok samotnych kobiet w okolicy.

- Chyba nie muszę pytać, co uczynimy dalej? - zapytał Nicodemus. - Gdzie przycumujemy?
- Ośmielę się zauważyć, Wielebny, że ważniejsze niż "gdzie" jest "kiedy". Pod osłoną nocy będzie łatwiej i bezpieczniej zrobić zwiad. Ze strategicznego punktu widzenia: najpierw wchodzimy na kuter od tej strony, której nie widać z platformy. Jest mniejszy i łatwiej z niego uciekać w razie czego.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline