Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2010, 11:11   #29
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Interesujący przypadek … chaotyczność, być może fragmentaryczność pamięci. Z całą pewnością ostatnio nie miał łatwego życia. Jego zachowanie, zupełnie odmienne od wczorajszego, kiedy podawał się za doktora Bowmana. Za to podróż wpływa na niego bardzo pozytywnie. Z każdą milą podróży zwiększa się spokój oraz pewność Bluma. Pewność, że wszystko toczy się swoim rytmem … dzieje się tak jak się ma dziać.

Zaraz, zaraz, gdzie ja jestem … to chyba nie ten wagon … wagon S i przedział numer 5 a może odwrotnie wagon 5 i przedział S. Bilet z oznaczeniem chyba zostawiłem w płaszczu. Nieważne, na pewno …
- Czy mogę w czymś pomóc? – Mężczyzna z wąsikiem odziany w mundur pracownika pociągu zwraca się do mnie gdy chodzę i zaglądam do każdego z przedziałów.
- Nie, tak, nie wiem … nie pamiętam, w którym przedziale jest moje miejsce a niestety bilet pozostawiłem w płaszczu - mówię niepewnym zdezorientowanym głosem.
- A, pan Watkins … wagon S, przedział numer 5.
- Dziękuję panu.
- Jeśli miałby pan jakieś problemy, to można mnie znaleźć w pierwszym wagonie za lokomotywą.
- Tak, tak, oczywiście ... będę pamiętał.

Rzeczywiście, teraz przypominam sobie to wejście do przedziału, z charakterystycznym drobnym otarciem farby na tej listwie. Zaglądała do niego właśnie jakaś pani, co do której powiedzieć że jest przy kości byłoby wysoce grzecznym wybiegiem, ale zaraz cofnęła się i ruszyła ze swoimi pakunkami dalej w głąb korytarza. Stoję tuż za nią i zanim drzwi zdążyły się zamknąć i spoglądam do środka. Podczas mojej ostatniej obecności w przedziale pojawił się ktoś jeszcze. Patrzę na poznanego wczoraj w Le Chat Noir Vincenta.

- Witam Pana, widzę, że będziemy wspólnie podróżować. – dopiero teraz zauważam spoczywającą w jego rekach książkę … nietakt, człowiek czyta a ja mu przeszkadzam. No nic … trudno, dobrze, że mam miejsce przy oknie, przynajmniej podróż nie będzie się tak dłużyć.

Wita się ze szczerym uśmiechem. Dobrze, że się uśmiecha. To tkwiące w nim poczucie straty … ból, melancholia skutkujące zupełnym wycofaniem. Prawie zupełna utrata wiary. Wyniszczona dusza przesiąknięta bólem. Pyta o podróż, nadzieje wiąże z wyjazdem, oczekuje zmiany.

- Tak, jakiś czas temu miałem przyjemność podróżować tym pociągiem – odpowiadam - ale widzę, że od tamtej pory sporo się zmieniło. Podobnie jak i tym razem jechaliśmy na lądowisko, tylko, że wtedy nasza delegacja udawała się do innego miasta niż … Samaris. – Może ta podróż nie będzie wcale nudna – przemyka mi przez myśl.

- … Mieliśmy szczęście, że dane nam było mieszkać w Xysthos … Samaris ...

„Nam” … ale kogo ma na myśli? . Powiedział Samaris ... Ciekawość? Chciałby wiedzieć co go tam spotka … a może to on chce kogoś tam spotkać.

- Co do Samaris moja wiedza jest żadna. – Jak by to powiedzieć … - Domyślam się … tylko jak fizycznie wygląda wejście, czy też wjazd a raczej może wpłynięcie do miasta. Niewiadomą są dla mnie mieszkańcy, ich kultura, zwyczaje, system władzy etc.
- …To jak ponowne narodziny. – stwierdził Rastchell.

Nie myliłem się, Rozdział Xhystos został zamknięty … chodzi o zmianę.

Niedługo potem drzwi przedziału rozchylają się. Staje w nich obładowany bagażami, dyszący lekko mężczyzna. Ogarnia wzrokiem pomieszczenie, po czym uśmiecha się do nas.
- Witam panów ponownie. Wygląda na to, że podróżujemy razem... Jeżeli panowie pozwolą, upchnę gdzieś te bagaże – patrzę jak rozkłada walizki, kładzie, następnie zdejmuje, ponownie ustawia.

Powitania. Cała ta otoczka grzeczności, której gentelmani nie mogą przemilczeć.
- Witam, witam … Panie … - jak brzmi jego nazwisko - proszę mi wybaczyć ale nie mam pamięci do nazwisk – odpowiadam lekko zmieszany ... trzeba zatrzeć to wrażenie. - Jeśli chodzi o kawę to podają tu wyśmienitą, niedawno wróciłem z restauracyjnego i było tam zupełnie pusto. Nie powinien więc mieć Pan problemów ze znalezieniem miejsca.
- I jak pociągowa kuchnia? – dobrze, że Pan Rastchell podchwycił temat.
- Wyśmienita – odpowiadam z usmiechem. – Polecam zupę cebulową, jest naprawdę pyszna i co najważniejsze gorąca. Mięsa też podają świetnie doprawione. A deser … palce lizać. Garcon poleca piramidki w czekoladzie z imperium króla czekoladek, ale ja zamówiłem puchar lodów.


Dźwięk towarzyszący otwieraniu drzwi przedziału. A zaraz potem ukazuje się w nich wąsaty mężczyzna w mundurze pracownika pociągu z przyrządem do dziurkowania biletów.
- Witam serdecznie szanownych panów...- przerywa nam toczącą się rozmowę - Jestem kierownikiem pociągu. Uprzejmie proszę o przygotowanie bilecików.

Sięgam do kieszeni płaszcza. Nie ma. To niemożliwe. Wstaję, zdejmuję płaszcz z wieszaka. Przeszukuje kieszenie … musi tu być. Jest … wyczuwam prostokątny kształt w drugiej kieszeni. Podaje kierownikowi pociągu.

Trzask kasownika i stukot kół. Scena jak zamknięcie etapu. Jak punkt kontrolny, na którym sprawdzają czy aby ktoś nie próbuje przedostać się na własną rękę.

- Bardzo dziękuję, panowie. – wyuczony uśmiech i salut do daszka - Życzę spokojnej podróży. Mamy już prawie godzinę od wyjazdu...- patrzy na wielki zegarek na posrebrzanym łańcuszku - Jeśli nic nas nie zatrzyma, o poranku powinniśmy być na Stacji N.

Wyciągam z kieszonki przymocowany złotym łańcuszkiem do guzika kamizelki zegarek, sprawdzam czas. Prawie godzinę … hmm jestem pewny, że jedziemy już dwie bez jednego kwadransa.

- Jednak przeszła mi ochota na kawę, poczułem się trochę gorzej. Myślę, że posiedzę tu z wami i trochę poczytam – dochodzą do mnie słowa Pana Voighta.

Czy on w ogóle wychodził? Nie, zdawało mi się. Siedział tu cały czas.
 
Irmfryd jest offline