Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2010, 11:58   #98
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Lokalne bóstwo, spozierające z góry na zgromadzonych przy ognisku i dzielących się łupami, zapewne zbudowane było widokiem - miast wyzwisk których oczekiwało, ku swemu zdumieniu dostrzegało że podróżnicy lepiej lub gorzej ale dogadali się bez brania się za łby (choć bez kłótni się nie obyło). Aesdil jedynie widząc spojrzenie Britty wzruszył bezradnie a przepraszająco ramionami - odruchowo podzielił klejnoty tak by i jej jeden przypadł, uznając że jej udział w powodzenie wyprawy wcale nie jest mniej znaczący, skoro jednak spotkało się to ze sprzeciwem... Tyle jednak wyszło dobrego z całej sytuacji że bacznie nadstawiając ucha dowiedział się jak ceny za poszczególne przedmioty się kształtują - zwłaszcza za zbroje, bo z tymi siłą rzeczy niemalże nie miał wcześniej do czynienia. Na luzaka wybrał najbardziej łagodne zwierzę jakie ostało się po mrocznych jego krewniakach - nie przypuszczając by kiedykolwiek szarże z lancą w dłoni miał prowadzić, swą znajomość z siodłem i tego co pod nim ograniczał do niezbędnego minimum - a złośliwy charakter Indraugnira wcale nie zachęcał go do zmiany nastawienia...

* * *

Laure nie od razu zrozumiał ze słowa Manoriana o potomstwie Lolth są skierowane do niego, zaraz jednak skupił na nich uwagę. Wysłuchał kapłana w milczeniu, pokiwał głową na znak że docenia jego wysiłek. Trochę mu też złość minęła na perorę, którą Manorian go wcześniej uczęstował.
- Dziękuję Iulusie, dobrze dowiedzieć się czegoś nowego.


* * *

Opowieść o Vhaeraunie i implikacje wynikające z obecności jego wyznawców tak go wciągnęły że nawet z rana, gdy wybudził się ze zwyczajnych mu koszmarów, obracał je w głowie. Po raz kolejny zdał sobie sprawę z braków w swej wiedzy. Skrzywienie ust nie dotyczyło tylko bólu całego ciała.
- Ano właśnie...
- mruknął spoglądając na torbę kryjącą jajo w piernatach. Wynik wczorajszego badania po prostu go zatkał, dopiero po chwili zaczął się zastanawiać czy brak jakiejkolwiek emanacji magicznej ma czy też nie ma uzasadnienia. I nie potrafił się zdecydować. Zamiast tego więc zajął się tym w jaki sposób problem rozwiązać. Magów z Uran z miejsca skreślił, traktując ich jako ostateczność. Znalezisko na pewno wzbudziłoby niezdrową sensację i rozgłos, może i wystarczające by zaalarmować "prawowitych właścicieli" jaja. Co więc mu pozostało? Elethiena Froren? Zapewne najwięcej mogłaby powiedzieć o jaju a i przydałoby się z nią porozmawiać, bowiem sprawa wskrzeszenia Urgula ewidentnie była powiązana z osobą jego pogromczyni, ale ... nie wiedział jak do niej trafić. No i odległość. Głowił się niewąsko. Nagle olśniło go - wuj Sorg! "Mój wuj zajmuje się artefaktami i historią" - przypomniał sobie nieśmiałe słowa dziewczyny. Uśmiechnął się na wspomnienie tej chwili, zaraz jednak spoważniał. Jął szybko roztrząsać problem. "Mieszkał w karczmie, więc przyjezdny. Ale kupcem nie jest, trudno przypuszczać by przyjeżdżał z daleka. Nie wiem gdzie mieszka, nawet jak się nazywa. Ale karczmarz bez wątpienia będzie pamiętał, chyba elfa który ze dwa pokoje wynajął w czasie Jarmarku powinien mieć w pamięci, zresztą imię jego córki znam. Co jeśli mieszka nie po drodze? Trudno, tak czy siak będę musiał dowiedzieć się czegoś o jaju, jeśli zdarzy się spotkać go po drodze to świetnie, jeśli jednak nie - i tak będę musiał znaleźć jakiegoś znawcę..."
To ostatnie zaś znowu przypomniało mu o problemie. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął łuskę z ciała stwora znalezionego w lochach. "Kim ... czym na demony było to stworzenie? Warto by się dowiedzieć, chociażby po to by ... wiedzieć". Westchnął. Wiele jeszcze musiał się nauczyć. Miał czas, elfowie żyją długo. Ale za bardzo paliła go niecierpliwość. "Bastor. To magiczne stworzenie" - pomyślał i przypomniał sobie raport Lususa
- "W celi obok zamknięta była bestia zwana przez drowy Bastorem. Przywołana przez szalonego maga, wymknęła się spod jego kontroli i pożarła go." - spojrzał w kierunku Fortecy. Laure ma wady, ale niezdecydowanie do nich nie należy. Wstał wcześniej od większości grupy bowiem elfie dziedzictwo objawia się tym że snu potrzebuje zdecydowanie mniej od ludzi. Szybko więc zebrał potrzebną broń i rzeczy i pokuśtykał na zewnątrz, krzywiąc się zrazu przy każdym kroku, potem jednak przełamując słabość i ból. I tak musiał się zatrzymać by przygotować swe zaklęcia - wczoraj ponownie pozbył się całego dostępnego arsenału - i niemal krzyknął z ulgą gdy odtworzył ich zapas. Od razu podsycił też Płomień, tak skuteczny w walce z ohydnym łowcą w ruinach twierdzy. Zmoczył szarfę wodą i zawiązał ją tak by gotowa była do zasłonięcia twarzy. Ruszył ku ruinom, z mieczem i pochodnią w dłoniach...

Dość powiedzieć że po godzinie Laure wynurzył się z Fortecy, rozpaczliwie łapiąc w płuca świeże powietrze, w zakrwawionych rękawicach trzymając worek z grzechoczącymi w środku na podobieństwo kostek domina przedmiotami... By pozbyć się okropnego smrodu i plam potraktował siebie i ubranie zaklęciem i dopiero wtedy powrócił do świątyni i zaczynających się budzić towarzyszy.


* * *

Po przejrzeniu i podziale łupów okazało się że spora część zdobyczy uległa uszkodzeniu w walce czy też od rdzy i zaniedbania. By ułatwić sobie sprawę - bowiem dysponował przydatnym zaklęciem, którego użycie zdecydowanie Złocisty pomyszkował również w zbrojowni w wieży by wydobyć co mniej uszkodzone przez rdzę fragmenty zbroi i zastąpić przecięte i zmiażdżone fragmenty. Widok rozbitych w walce elementów przypomniał mu o starciu z drowami - i ich przeklętej, w zad kopanej odporności na zaklęcia! To z kolei sprawiło że dał sobie mentalnie po łbie - wraz z Tiborem Therale pracował swego czasu nad nowym zaklęciem, podstawowym by nie rzec prymitywnym, prostym jak drut, za to, jak podejrzewał - skutecznym. A jak na razie głównie z takich korzysta z całkiem niezłym skutkiem... Obiecał sobie solennie że powróci do niego i czym prędzej je dopracuje...

* * *

Z rana jeszcze przypomniał sobie o znalezionych w lochach mapach. Ostrożnie, pilnując się by pod dachem to robić, rozwinął je i raz jeszcze dokładnie obejrzał.
Niestety tu dała się we znaki nieznajomość geografii Królestwa - mapy nie dość, że były zniszczone, to jeszcze fragmentaryczne, nie sposób było więc stwierdzić jaki obszar obejmują. Zapytana o to Britta wzruszyła tylko ramionami. Jak na jej gust wskazywały północną część kraju, a zważywszy na szczegółowość należały pewnie do niziołków lub krasnoludów. Choć wcale nie była tego pewna, a porównanie z ogólną mapą nic nie dało.
Starannie je zapakował, tak samo jak listy nadające magowi Madragowi prawo do osiedlenia się w Fortecy - nie wiedział na ile papierzyska mogą mu się (czy komukolwiek innemu) przydać, jednak ... niemal nic nie ważą, więc zabrał je i tak. Chwilę poświęcił na rozmyślanie zarówno o autorach map jak i adresacie listów - przybyli tu, zapewne pełni nadziei na lepszy los, a tylko śmierć ich spotkała, i to bolesna... Jeśli jakiegokolwiek powodu miałby szukać by w dobrym nastroju wracać do Uran to choćby świadomość tego że przeżył wyprawę do niebezpiecznej Fortecy powinna podnosić go na duchu...

* * *

Wieczory upływały Laure nadzwyczaj pracowicie. Co prawda użycie samego zaklęcia naprawy nie zajmowało wiele czasu, jednak za każdym razem dłuższą chwilę oglądał każdy przedmiot, upewniając się że wie w czym tkwi problem. Usunięcie rdzy z metalu i uzupełnienie ubytków nie było trudnym zadaniem, za to ciosy które przebiły kolczugę czy łuskową zbroję i zniszczyły ich spójność już tak. Może więc dobrze się stało że podróż do Uran zająć miała więcej niż trzy dni, bowiem przynajmniej był w stanie naprawić dobro które zabrali na sprzedaż. Przy okazji, usuwając beznadziejnie uszkodzoną łuskę, Laure pozwolił myślom błądzić wokół problemu napotkanego w podziemiach Fortecy. Niewygoda związana z użyciem lampy czy latarni sprawiła że powrócił do prostego zaklęcia iluminacji, krótkotrwałego co prawda i nieszkodliwego ... ale zaraz! "Może nie do końca nieszkodliwego?!" - pomyślał gdy przypomniał sobie o podatności nieumarłych na światło w którego zaprzeczeniu najchętniej się ukrywali. "Prawdziwe srebro - gdyby ukształtować je w ten sposób, tu przymocować druty które trzymałyby źródło światła..." - Laure palcem wyrył w ziemi obły kształt i prędko dorysowywał szczegóły, jednocześnie usiłując przypomnieć sobie co wie o właściwościach tego szczególnego metalu - "i w razie konieczności użyć silniejszego czaru..." Resztę wieczoru spędził kopiując na pergamin nowy pomysł i zapalając się do jego wypróbowania - ileż rzeczy tak zręczne dłonie jak jego mogą przygotować!


* * *


Ból po przygnieceniu i ranach dłuższy czas czas dokuczał Aesdilowi, niemal na równi ze zmęczeniem i znużeniem drogą. Jechał jednak w znakomitym nastroju, i również dzięki temu doszedł w końcu do ładu ze Złotoczerwonym. - "No już, no już, wiem że nie możesz się doczekać aż piórka Ci wyschną, Dziubasku!" - powtarzał jastrzębiowi zachowującemu się czasami na podobieństwo rosomaka z bolącym zębem, i z westchnieniem zatrzymywał się by Sztuczką osuszyć zmokłego niczym kura chowańca. Gdy nie padało natychmiast odłączał się od reszty pochodu by pohasać z Kullem wzdłuż szlaku. Ileż obaj mieli zabawy, gdy psotny jastrząb porywał czapkę czy inny przedmiot z głowy lub dłoni przyjaciela, ileż radości gdy kolejna sztuczka im się udała!

Laure nie zabawą jedynie się kontentował, podsycał też przygotowanymi zaklęciami
Płomień, wobec napotkanego w Królestwie problemu z czarami traktując go jako najlepszą alternatywę - z dobrym skutkiem przecież używaną. Odetchnął też z ulgą gdy w końcu Magiczny ogień zdawał się gorzeć w jego piersi niczym w dobrze rozpalonym piecu... Ciągle jednak nie mógł się doczekać przystanku w Podkosach by czym prędzej wybrać się do Uran - i tęsknie spoglądał na przedmioty w swoim posiadaniu, wypatrując okazji do wywiedzenia się wreszcie czym są zdobycze z namiotu łowcy smoków i z ciał drowów! Obracał w palcach klejnot, nie mogąc się doczekać chwili gdy go spienięży...

* * *

Pobyt w Podkosach był miłosiernie krótki. Jak przypuszczał, sam Feth nie dogodziłby Fardanowi. Cóż, może kilka słów prawdy dotrze w końcu do włościanina, choć Laure na to nie liczył. Chłopski upór starszego dorównywał zawziętości Helfdana i Złocisty coraz bardziej był przekonany że wie skąd bierze się denerwująca maniera półelfa. Nic to. Uzyskał to po co przybył, niesmak jednak pozostał, dorównujący temu co czuł po chłodnym przyjęciu w Uran przez pobratymców. Gdy wyszedł wraz z Iulusem odwrócił się ku kapłanowi i wskazał chatę Fardana - a potem całą wioskę.
- Słuchałem swego czasu twojej rozmowy z paladynem. Tej w której zalety prawa i porządku roztrząsaliście. Nie wtrącałem się wtedy, bowiem nie wiedziałem czy to Królestwo - w którym jako żywo króla nie uświadczysz, i chyba na urągowisko tak zostało nazwane - nie jest aby faktycznie takim wspaniałym miejscem, gdzie prawo i porządek panuje niezachwianie. Jeśli jednak takie upodlenie ludzi i tu spotyka, i nie w tej jednej tylko wiosce jak się okazuje, to wolę szukać innego sposobu, takiego który woli i ducha w ludziach nie łamie!


Długo nie zabawili, jedynie po to by żywność uzupełnić i - o bogowie, jaka radość! - wino zakupić, nawet i miejscowego sikacza. Dość już miał czystej wody, zwierzęciem nie był...


* * *

Z wielką też ulgą powitał wreszcie widok dachów Uran. Podkosy Podkosami, Przeklęta Forteca Przeklętą Fortecą, co miał zrobić to zrobił w tamtych stronach, ale mógł się wreszcie przygotować do pogoni za Sorg. Serce mu się wyrywało do sklepów, warsztatów, karczem i miłego towarzystwa.
Jakim więc sposobem pojechał w ślad za paladynem do karczmy? Nie wiedział.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline