Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2010, 21:29   #30
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
To bolało! Sama nie wiedziała jak udało się jej wstać, ale zrobiła to tylko p oto, by znów oberwać. Gdyby nie była kobietą, pewnie zabiłby ją od razu. Ciekawe spostrzeżenie. Gwałt od śmierci lepszy, chyba, że po nim i tak planowana jest ta druga z paskudnych rzeczy. Soe już na poważnie myślała nad ucieczką, gdy nagle to tamci uciekli. Uff. Dobrze, że nie mieli zbyt wysokiej motywacji do walki. Zgięła się w pół, z trudem łapiąc oddech i trzymając się za obity brzuch. Nie dziwiła się, że Dziewczyna zwróciła wszystko, co miała w sobie. Krew, flaki, ból i krzyki, które wciąż dźwięczały w głowie. Okropieństwo! Nienawidziła zabijania. Co nie znaczy, że spotkała się z nim po raz pierwszy. Dziecko wychowane na ulicy widzi wiele z tego, czego nigdy nie chciałoby w życiu zobaczyć.
Pozbierała się więc, stając na nogi i podnosząc swoje nędzne sztylety, które nieszczególnie się przydały. Nauczka na przyszłość: uciec, schować się i poczekać aż lepsi zrobią co do nich należy. Taki Cohen to się nawet pysznił przynależeniem do wojska. Niech więc odwala brudną robotę.
Przetrzepała kieszenie bandziorów, chowając kilkanaście brudnych miedziaków. Nie mieli nic innego, co choćby można było sprzedać. Nędza niewarta bólu.

Jeszcze trzy dni temu nigdy w życiu nie weszłaby do czarnego jak noc magazynu, w którym czekało na nich kilku drabów z pałami. Nieistotny był fakt, że chyba nie chcieli ich być. Istotny był fakt, że to było wbrew wszystkiemu, czego się nauczyła! Bywała już w takiej ilości nie należących do niej miejsc, najczęściej bez wiedzy właściciela, ale nigdy jeszcze nie dała się z własnej woli wciągnąć w taką pułapkę bez wyjścia. Jeszcze marynarz poprowadził ich wgłąb, jakby tego wszystkiego było mało. Trzymała się blisko baryłkowatego krasnoluda, pamiętając, że ktoś kiedyś wspominał, że one chyba nieźle radzą sobie w ciemnościach. Z toporem tez radziły sobie dobrze, więc były naturalnym sprzymierzeńcem Soe.
Zestresowana słuchała opowieści jednym uchem, tylko na słowa "Złoty Lotos" podnosząc ciekawsko głowę. Dawno tam nie była, takie przyjemności niestety sporo kosztowały. Ale z drewnianym krążkiem od tego człowieka... Ha! Szkoda, że nie będą mogli zostać tam zbyt długo.
Ale i tak odetchnęła z ulgą, gdy wyszli z magazynu.

Z nie do końca wiadomych powodów sprawdziła opatrunek Josta, który wcześniej nieumiejętnie dość pomagała założyć. Mężczyzna miał najbardziej przechlapane z nich wszystkich. Soe tylko odrzuciła kaptur, który mógł się pojawić w rysopisie. Resztę wyglądu skrzętnie ukrywała odwiedzając melinę dokera i teraz tego nie żałowała. Poklepała go po zdrowym barku.
- Nie martw się. Znam sporo miejsc, teraz ja cię przenocuję. A gdybyśmy przypadkiem to wszystko wyjaśnili, to może całe to wielkie panisko stanie po naszej stronie i nas oczyszczą z zarzutów? To miasto jest za duże, by kogoś znaleźli za taką głupotę! Myślałeś by przyczernić włosy i trochę je ściąć? Widzisz, twój portret na pewno będzie dokładny.
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do Josta. A potem się zaśmiała, raźno prowadząc całą grupę.
- W Złotym Lotosie wszystkim na pewno polepszą się humory!

Nie myliła się. Niestety był zadymiony jak diabli, dlatego owinęła usta i nos materiałem, chroniąc się chociaż trochę przed tymi niepożądanymi efektami. Rozglądała się ciekawsko, wykorzystując moment, w którym reszta towarzystwa przekonywała sprzedawcę do wyjawienia miejsca pobytu łowcy. Uwielbiała to miejsce, z wielu powodów. Podeszła do dwóch najbardziej ubawionych mężczyzn, bezczelnie siadając jednemu na kolana i całując go prosto w usta, odchylając na chwilę materiał z twarzy. Krótki, urwany pocałunek, po którym prawie się rozkaszlała. Obrzydlistwo! Ale tamci już prawie przechodzili do działania, zupełnie nie zwracając uwagi na jej ręce, które raz dwa opróżniły kieszenie tamtego. Monet nie miał, ale zwinęła woreczek z towarem. Będzie na później. Ze śmiechem oderwała się od zaborczych dłoni, czując jeszcze klepnięcie w tyłek. Teraz był dobry czas, by schować się za krasnoludem. Uśmiechała się niewinnie.

Łowca czarownic wyglądał okropnie. Wrak człowieka, stary, zniszczony i naćpany do granic. Nie było ich stać na jakiegoś cyrulika? Konowała chociaż? Pewnie, lotos był przyjemny, ale też uzależniający. Znała kilku, którzy skończyli w ciemnym zaułku, ze sztyletem w brzuchu, właśnie przez to. Tym tutaj nieszczególnie musiała się przejmować, dlatego tylko wysłuchała co miał do powiedzenia i z ochotą przyjęła zapomogę. Musiał być na prawdę zjarany, że oddawał obcym resztę swoich pieniędzy. Dla nich lepiej. Już miała coś powiedzieć, gdy ta dzikuska z malunkami na twarzy postanowiła zemdleć. Soe westchnęła i trochę się zataczając od otaczających ich zewsząd oparów, odsunęła Nastię i przyłożyła Dziewczynie z otwartej dłoni. Wyraźny dźwięk uderzenia rozległ się w pomieszczeniu. Potem chlapnęła ją jeszcze wodą.
- Nie mdlej, nie pora na takie sceny.
Pomogła jej wstać i ruszyła do wyjścia.
- Starczy, bo już dziś nigdzie nie dojdziemy. Może odwiedzimy naszego dobroczyńce? Może mu to starczy? Chociaż nie, nie starczy. Ale mówić nie musimy, wrócimy. A nikt inny mojej zapłaty mi nie zgarnie!
 
Lady jest offline