Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2010, 16:07   #34
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Kiedy nastał w końcu kres wielkiego obżarstwa, wszystkich (lub prawie wszystkich) ogarnął błogi sen. Młodzi wojownicy spali tego wieczora dość spokojnie, nie mogąc narzekać na nocne koszmary. Chociaż z drugiej strony, o bajecznych, wykreowanych przez umysł sytuacjach z których żal się wybudzać także nie było mowy. Wszyscy wstali wypoczęci, a otwierając oczy mogli uświadczyć pierwszych promieni właśnie wychylającego się zza stromych wzniesień słońca. Chociaż godzina była już dość późna, to specyfika terenów górzystych na których znajdował się Klasztor zapewniała tego typu widowisko. Nic tylko podziwiać.

Łysogłowy Lemo pojawił się niedługo potem, wraz z dwójką anonimowych mnichów, którzy wnieśli do sporych rozmiarów pomieszczenia kolejne tace z jedzeniem. Nawet jeśli tym razem potraw było zdecydowanie mniej (zmniejszyła się również ich różnorodność), i tak zapewniały przyszłym walczącym syte i pożywne śniadanie. Rzecz jasna tym, którzy mogli czerpać energię z tego typu frykasów. Chłopak o błękitnych włosach musiał się niestety zadowolić swoimi własnymi możliwościami regeneracyjnymi, a promienie złotej kuli zawieszonej na niebie dawały ku temu niepowtarzalną okazję.

Kiedy uczestnicy napełnili już swoje żołądki (tym razem w rozsądniejszych ilościach), łysol poczekał aż wszyscy opuszczą izbę. Goście z innych pokoi już na nich czekali, a ich liczba nie uległa zmniejszeniu nawet o jedną osobę. Najwidoczniej nikt nie miał zamiaru odpaść z przeżarcia. Przedstawiciel klasztoru którego imię kojarzyło się z cytrusem poprowadził zebranych do wyjścia, a następnie na niewielki placyk tuż przed główną areną.

Przez noc w miejscu gdzie do tej pory stała jedynie budka rejestracyjna oraz kilka namiotów umieszczono drewniane trybuny. Najwidoczniej mieszkańcy oddalonego od cywilizacji przybytku aspirowali do tytułu profesjonalnych cieśli. Improwizowane struktury nie były również puste, o nie. Po brzegi wypełniali je obserwatorzy którzy przybyli z różnych stron świata i choć ilościowo daleko było im do standardowej liczby bywalców większych atrakcji tego typu (jak na przykład ta światowa), liczyli sobą dobre kilka setek. Kilka ściśniętych jak sardynki, skandujących, wymachujących balonami, rzucających popcornem setek.

Przed uczestnikami stało wielkie, umieszczone na podwyższeniu pudło, o rozmiarach metr na metr. Szare, niepozorne, wykonane z tektury, zaopatrzone w pojedynczy otwór wystarczająco duży aby wetknąć weń rękę. Co za ironia, że to właśnie owy przedmiot i umieszczone w nim kulki z numerami miały być bezpośrednio odpowiedzialne za to, jak potoczą się dalsze losy turnieju. Młody mnich który jeszcze wczoraj był odpowiedzialny za zapisy, teraz wywoływał osoby z listy aby wzięły udział w losowaniu. Każdy musiał wetknąć rękę do środka i wybrać jeden z kulistych obiektów. Nadszedł moment prawdy, a po chwili… po chwili wszystko stało się jasne.

Wszyscy wylosowali swoich przeciwników, co w kilku przypadkach doprowadziło do rzucania sobie nawzajem dość nieprzychylnych spojrzeń, oraz subtelnie wokalizowanych przytyków (choć oczywiście nie wśród naszych bohaterów). Lista par została zawieszona przez srebrnowłosego młodzieńca na wielkim, drewnianym słupie i skrupulatnie przybita. Apatyczny, czarny kapturek miał sam zająć się sędziowaniem wszystkich walk. Być może znacznie młodszy od niego Blaise nie posiadał wystarczająco wysokiego kredytu zaufania aby zająć się tak poważną kwestią. Pozostało jedynie wkroczyć na kolistą arenę i nie dać się zeżreć tremie wywołanej przez wrzaski setek gapiów.

- Proszę o uwagę! Za chwilę rozpocznie się pierwsza walka Turnieju Czarnego Lotosu! Zeno! Cris! Zapraszam was na matę! Dalej!
Rzucił Adept Gendou, z łatwością przekrzykując tłum i wykonując zapraszający gest dłonią. Chociaż nie okazywał tego otwarcie, zdawał się emanować subtelnym podekscytowaniem, zapewne ponieważ turniej w końcu ruszył pełną parą. Jasnowłosy młodzian o apatycznym spojrzeniu, który dotychczas podziwiał zabrudzenia swoich tenisówek podniósł się na równe nogi i ruszył w kierunku areny. Miał na sobie luźno leżący czarny garnitur i na wpół rozpiętą, białą koszulę. Chociaż strój ten zdecydowanie nie krępował ruchów, był raczej nietypowy jeśli chodziło o powszechne zastosowanie na macie.
 
Highlander jest offline