Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-09-2010, 16:59   #31
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Walka między Daisuke a jego przeciwnikiem zapowiadała się na dość jednostronną. Może dlatego, że wybrany dla niego oponent nie wyglądał zbyt imponująco. Wysoki, chudy okularnik, który sprawiał wrażenie mającego więcej wspólnego z biurkiem i procesorem tekstu niż z ringiem. Co tu właściwie robił, pozostawało zagadką. Nawet kapturnik zdawał się nie mieć większych złudzeń odnośnie wyniku. Wraz z rozpoczęciem konfrontacji, przyjaciel Akiry wyprowadził serię ciosów, która trafiła szybko i mocno. Pinglarz został powalony na ziemię w pierwszych dziesięciu sekundach, nie zdążywszy nawet wyprowadzić jakiejkolwiek kontry. Miast tego turlał się w lewo i prawo po ziemi, obficie kasłając krwią, jakby był miniaturową fontanną.
- Amatorzy nie powinni wychodzić na ring, jeśli nie mają nic do zaprezentowania.
Skomentował Daisuke z wyższością w głosie, chwilę po tym jak została ogłoszona jego wygrana. Pomoc medyczna szybko zajęła się chudym pechowcem.

Kiedy odgłosy podniecenia i niedowierzania zdołały już całkowicie ucichnąć, Pierwszy Adept Gendou zajął miejsce pomiędzy dwoma improwizowanymi ringami i unosząc dłonie przemówił do (znacznie uszczuplonego od ostatniego razu) tłumu gapiów.
- Proszę o uwagę! Niniejszym uznaję eliminacje do Turnieju Czarnego Lotosu za zakończone! Gratuluję zwycięzcom i szczerze współczuję pokonanym. Zwycięzców proszę ze mną… przegranych żegnam z ciężkim sercem. To wszystko.
Blaise uśmiechnął się półgębkiem. Trudno mu było powstrzymać ten odruch, ponieważ Pierwszy Adept zachowywał się trochę jak jakiś kiepski aktor, który próbuje naśladować prawdziwe emocje.

Po całym tym przesiewie potencjalnych zawodników zostało jedynie dwudziestu dwóch, w tym nasi bohaterowie. Można było dopatrzyć się zwyczajnych szaraków, jak i osób o bardzo… ekscentrycznym podejściu do życia. Gendou i Blaise podprowadzili owe kłębowisko pod główną bramę, gdzie powitał ich inny mnich. Zapewne też dość ważna osobistość. Wysoki, umięśniony i łysy, z gołą klatką piersiową, jeśli nie liczyć przepaski z dziwnymi, mistycznymi symbolami. Mieszkańcy klasztoru przytaknęli sobie, nie puszczając pary z ust. Widocznie komunikacja werbalna nie była im potrzebna do szczęścia. Srebrnowłosy młodzian i kapturnik poszli w swoją stronę. Łysol od razu zabrał głos.
- Witam, nazywam się Lemo. Za chwilę zostaniecie podzieleni na cztery grupy, z których każda spędzi noc w jednej z dostępnych u nas izb. Hm. Zastanówmy się…
Chociaż proces przydziału był zależny całkowicie od jego widzimisię, nikt jakoś szczególnie nie oponował. Cris, Akira, Ragget, Usagi i Loto – wszyscy wylądowali w jednym pokoju.


Izba w której się znaleźli się herosi była ogromna, a jej zaopatrzenie ukazywało, że klasztor został doskonale przygotowany jeśli chodziło o akomodację potencjalnych gości. Elektryczność nie była obca mnichom, o czym świadczyły trzy pary strategicznie rozmieszczonych na suficie świetlówek. W centrum pomieszczenia znajdował się długaśny dębowy stół, z najróżniejszymi potrawami z całego świata. Jedzenie zostało wniesione tylko kilka chwil wcześniej, wciąż unosiła się z niego para. W kilkunastu dzbankach znajdowała się woda mineralna, oraz schłodzone soki owocowe, a sądząc po specyficznym odcieniu jednego z dostarczonych naczyń, także coś innego. Innymi słowy – na wojowników czekała wyżerka, której nie powstydziłaby się zwycięska armia.


Lemo odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę całej grupy.
- Radzę wam, dobrze wypocznijcie. Turniej właściwy rozpocznie się jutro o godzinie dziesiątej rano, a z informacji których zaczerpnąłem wynika, że pierwsza tura będzie rozłożona na dziesięć do dwunastu walk. Tyle wiem na chwilę obecną i myślę, że nikt w naszym klasztorze nie wie znacznie więcej. Gdybyście czegoś potrzebowali, na przykład więcej jedzenia lub napitku, nie wahajcie się mnie poprosić. Drugie drzwi po lewej, w dół korytarza – to moja izba. A teraz… dobrej nocy życzę.
Łysol zdawał się całkiem spokojny, rzeczowy, niezaprzeczalnie jego słowa niosły ze sobą sens. Zgiął się w pół w i powoli zamknął za sobą dwuskrzydłowe drzwi, zostawiając zwycięzców eliminacji sam na sam z przygotowanymi dla nich atrakcjami.
 
Highlander jest offline  
Stary 13-09-2010, 20:07   #32
 
Suryiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Najmłodsza z chwilowo powstałej ‘drużyny’ nie czekała długo, gdy tylko Lemo wyszedł z Sali zrzuciła z pleców bluzę i nie ukrywając nawet szaleńczego zadowolenia w oczach, zasiadła przy stole. Zapachom przeróżnych potraw nie sposób było się oprzeć, tym bardziej jeżeli nie miała przy sobie zrzędliwych rodziców, którzy nieustannie powtarzali jej „łokcie przy sobie!” i „Nie przeżuwaj z otwartą buzią!”, efektem czego mała Ragget napakowała sobie na talerz po trocha wszystkiego i zaczęła pałaszowanie nawet zanim jeszcze Usagi zdążyła zasiąść do stołu. A to było nie lada osiągniecie.

- Wow! Mają nawet ośmiorniczki! A to jest potrawa z wybrzeża! – widać nie wiele trzeba było, by jej dogodzić, a jej dobry nastrój zdawał się wprost od małej promieniować- Mmm... jeft nafrafde fyszne, fufie fam!

Cris rozejrzał się po sali, był to dla niego prawdziwy synonim luksus. Przez ostatni rok spał w górach na twardych kamieniach i jadł jedynie to co upolował lub znalazł. Powoli podszedł do stołu i odsunął krzesło patrząc na góry pożywienia, niezbyt wiedział jak się do tego zabrać, u mistrza jedzenie było dobre, acz proste i nie w takich ilościach. Wojownik podsunął do siebie talerz i nałożył trochę ryżu, sajgonek i trochę pieczonego mięsa. Jadł powoli, hamując łapczywość, był to swego rodzaju trening silnej woli, a mistrz zawsze powtarzał, że należy trenować gdy tylko się da. Gdy już przełknął kilka kęsów i wypił trochę soku rzucił krótkie hasło w przestrzeń. - Rzeczywiście wyśmienite dania. Rozejrzał się zaciekawiony po pomieszczeniu przeżuwając sajgonkę. Kolejny kawałek wylądował w żołądku olbrzymiego brodacza, a sok po chwili dołączył do niego. Wojownik chcąc nawiązać rozmowę zapytał zwracając się do wszystkich tu obecnych. - Co właściwie sprowadza was na ten turniej?

- „Dusza człowieka jest odzwierciedleniem jego osobowości, a tylko prawdziwa dusza może odkryć swoje pochodzenie” Czy jakoś tak. – odparł Loto Crisowi siadając przy stole.

Lista pożywienia była duża, ale więcej energii dostałby wsadzając sobie baterię w akumulator niźli wyciągając ją z obecnych tu cukrów.
No ale czego można było się spodziewać? Oparł się ręką o stół i przyglądał innym, miał okazję aby porozmawiać, jakoś mało go interesowało że kolacja to taki specyficzny moment podczas którego w zakonach siedzą cicho i starają się jeść bezdźwięcznie.

- Inaczej mówiąc – wyjął z kieszeni śrubokręt i zaczął odkręcać swoje słuchawki – poszukuję powodu powstania słów „bóg” i „dusza” w słowniku, ale sam nie jestem do końca osobą żywą, toteż poruszam się w świadkach sztuk walki gdzie znajdują się osoby o najlepiej rozwiniętych umysłach dyscyplinarnych, oraz – zdjął słuchawki i powiesił je na szyi. Nie będzie w końcu z nimi przechodził w stan wstrzymania – oraz tych ludziach, którzy byli najbliżej śmierci. Dzisiaj twoja oponentka ledwo przeżyła, a i tak za sprawą niewiarygodną. Z chęcią z nią o tym zresztą porozmawiam.
Loto zaczął się nieco bardziej przypatrywać Crisowi.
- Właściwie, jaki jest twój cel? Jesteś w ogóle człowiekiem?

Podczas gdy po tamtej stronie stołu odbywały się filozoficzne dyskusje, dwie małe damy nie miały czasu na dyplomatyczne pogaduszki o pogodzie, tej na dworze, i tej ducha. Tam, w krainie spraw kobiecych, rozgrywała się najzwyczajniejsza w świecie wojna, powodowana tym, że żadna z nich nawet jeśli umiała, to nie miała ochoty się dzielić-w końcu, ten jeden, jedyny, unikalny kawałek żywności był niezastąpiony! A oczywiście i Ragget, i Usagi skierowały swoją uwagę ku niemu w tym samym czasie i oczywiście, nie miały zamiaru sobie ustąpić. Efektem była wojna totalna, która powoli z pojedynku na pałeczki przechodziła w wolną amerykankę, ze szczypaniem, drapaniem, ciągnięciem za włosy i zapewne niedługo-nawet i gryzieniem. Nikt nie staje pomiędzy kobietą a jej jedzeniem! A w szczególności, nie inna białogłowa.
Gdy ów konflikt przypominający scenkę bardziej z udziałem wściekłych zwierzątek niż cywilizowanych ludzi trwał w najlepsze, do uszek Usagi dotarły słowa Loto. Było w nich dużo trudnych pojęć i terminów, ale, na szczęście! Królikówna została wychowana tak a nie inaczej, co naturalnie zakładało, że od pewnego momencie w jej życiu, nasłuchała się mądrych słów bardzo dużo. Oczywistym więc było, że znaczenie części z nich wryje jej się w pamięć niczym wściekłe wiertło dentystyczne. Wykład robokota dekoncentrował ją coraz bardziej. Co oczywiście przenosiło się na niepowodzenia w wojnie stołowej.
-Dyscyplinarne? Rzuciła zła - Chyba zdyscyplinowane! Tak, Papa na pewno by Cie poprawi...arrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrgh, RAGGET!

- Fo fłafnie. - skwitowała głośno Ragget, popijając soku. Sama nie miała bladego pojęcia co powiedział wcześniej Loto, ale jego podejście względem zarówno jej jak i Usagi zdążyło zdenerwować ją już dostatecznie. Choć w chwili obecnej jeszcze jej uwaga skutecznie skupiana była na jedzeniu, nie na androidzie. - Fo co? Gadałaś, nie mogłam pozwolić by te kandyzowane ananasy się no...marnowały!

Cris podrapał się po brodzie przeżuwając skupiony ostatni kawałek mięsa, druga ręka nakładała na talerz nowe porcje. Gdy przełknął i poił wszystko sokiem odpowiedział Androidowi.
- Mój cel też wiąże się z poszukiwaniem. Mój mistrz który wszystkiego mnie nauczył powiedział mi kiedyś, że każdy musi w swym życiu odnaleźć właściwą drogę. Ja na razie podążam ścieżką sztuk walki szukając tej odnogi która pozwoli mi odnaleźć siebie. Czy jestem człowiekiem, myślę, że tak. Mistrz zawsze powtarzał, że ludzie są różni niektórzy mają krzywe nosy a inni ogony, mój przyjaciel Kai tez posiadał ogon, więc myślę ,że spokojnie mogę nazwać się człowiekiem. - brodacz uśmiechnął się i łyknął kolejny kielich soku, kierując wzrok na dwie kłócące się dziewczynki. - A nasze młode wojowniczki co za wicher przywiał w te strony?

Ragget, która właśnie przełknęła, zdawać by się mogło ostatni kęs mięsa (przynajmniej na chwilę obecną) popatrzyła na Crisa, unosząc jedną brew ku górze.
- Nie kumam, obie przeszłyśmy przez eliminacje, widzieliście jak walczymy, a mimo to nadal traktujecie nas jak...jak...
-...fajtłapowate złodziejki ananasów?
dokończyła myśl, krzywiąca się królikówna.
- Tja, świetne, naprawdę bomba. - odpowiedziała jedynie druga, dziabiąc słodkie krewetki pałeczką.- Spodziewałam się czegoś lepszego, dzięki.

W odpowiedzi dostała tylko zadziornie wywalony na wierzch język.
-Co mnie tutaj przywiało? Mmm...co mnie tu...a tak! Nagroda, nagroda pieniężna~i możliwość walki bez alarmowania panów w niebieskim.
- Hmpf, a ja po prostu przeczytałam gdzieś o tym turnieju. Rodzice nigdy nie pozwalali mi chodzić na żadne treningi, ale... Hm, nigdy nie byłam na podobnym turnieju, jest całkiem zabawnie. Chyba - burknęła Ragget i ku zdziwieniu większości, sięgnęła jeszcze po porcję bakalii. Aż dziw, że jeszcze nie pękła.

Usagi, która wciąż nie potrafiła przeboleć skradzionego ananasu, uśmiechnęła się niewinnie i postanowiła dokonać nikczemnej zemsty, o jakiej czytała w gazetach i oglądała w filmach.
-W takim tempie, to Ragget przybierze na wadze~.
Nigdy nie miała koleżanki, której mogłaby to powiedzieć. Ale, o jejku, to było...satysfakcjonujące~!
- Hm? Ale ja codziennie mam taką kolację... - odpowiedziała jedynie zdziwiona czarnulka.
-Jasne, pewnie straciłaś rachubę w połowie! O jejku...! Już Ci wycieka boczkami! Tsk, tsk tsk, jutro pewnie będziemy Cię wtaczać na mate. Królicza panna pokręciła złośliwie głową z udawaną troską. -Ale nie martw się! Grałaś kiedyś w kręgle?

Spokojnie dziewczyny. Po prostu więcej zdziwienia wywołuje we mnie leniwy czołg i przepotężny olbrzym niż ktoś o zdolnościach typowego wojownika, wykonać pół młynka, pchnąć w kolano, i tym podobne akcje widziałem już u zwykłych doświadczonych wojowników. – Loto zdawał się zignorować deklaracje jakoby nikt tutaj z przedstawicieli płci żeńskiej nie miał doświadczenia w turniejowej walce. – I nic jej nie wyjdzie, musiałaby jeść więcej niż pozwalałby jej na to żołądek aby zmienić system metaboliczny.

Cris przetarł brodę i odchrząknął cicho posyłając nurtujące go pytanie w stronę dziewczynek.- A czy nie uważacie, że jesteście trochę za młode, rozumiem że... - brukiew rzucona przez Usagi pojawiła się znienacka, na szczęście brodacz w porę wykonał unik głową. - Rozumiem że nie...- Cris wrócił do jedzenia, nigdy nie był najlepszy w długich rozmowach i kontaktach międzyludzkich.
 
Suryiel jest offline  
Stary 14-09-2010, 15:01   #33
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Poklepałem blondyna po ramieniu kiedy ten schodził z ringu. Dobrze się poddał. Ta walka byłaby bezsensowna. Cieszyłem się, że zrozumiał to. Naprawdę. Zazwyczaj ludzie po prostu atakują na oślep bez pomyślunku. To się zawsze źle kończy. Tym razem na szczęście nie było takiej konieczności. Daisuke... nie miałem prawa komentować tego co zrobił. To jest w końcu turniej sztuk walki a jego przeciwnik widział wcześniejsze pojedynki. Mógł więc choć trochę się domyślać co go może spotkać. Mimo to widok gościa, który tarza się po ziemi z bólu i kaszle krwią całkowicie zespół mi nastrój. Nie miałem prawa się czepiać Daisuke bo gdyby chciał pewnie mógłby mu tym jednym ciosem zrobić o wiele większy ból, ale i tak... nie czułem się dobrze musząc być tego świadkiem. Jak podzielono nas na grupy chyba dobrze, że nie trafiłem do jednej razem z mym przyjacielem. Mógłbym mu powiedzieć coś głupiego czego potem bym pewnie żałował. Jak zawsze. Kiedy prowadzili nas do naszych kwater wysłałem Natsumi krótkiego sms'a o tym, że przeszedłem eliminacje. Na odpowiedź nie musiałem czekać długo.
"Gratuluje! Będę jutro na trybunach by Cię wesprzeć duchowo. Masz im pokazać, że nie chodzę z byle słabeuszem :*"
Poczułem dziwny dreszcz na plecach. Nie wiem czemu, ale mój umysł chyba podświadomie odebrał tę wiadomość jako groźbę. Ukryty podtekst, który mogą zrozumieć tylko Ci, którzy naprawdę znają tą dziewczynę. Na nieszczęście królik i tamta druga mała załapały się na turniej. Nie widziałem ich walk i mogłem tylko się modlić by umiały się chociaż obronić. Mam nadzieję, że żadna z walk nie będzie wymagała interwencji mającej na celu ratowania którejś z nich. Oczywiście wszyscy się klepią naokoło z własnej nieprzymuszonej woli a to mnie muszą dręczyć jakieś dziwne wyrzuty.
-Co właściwie sprowadza was na ten turniej? - to pytanie zadane przez... jak mu było... Crissa przerwało moje nietypowe procesy myślowe.
-Daisuke... ten chłopak który walczył na drugim ringu podczas mojej walki to mój przyjaciel. Marudził mi pół dnia po tym jak ten cały Gendou przylazł do naszej szkoły by nas zaprosić na turniej. Ja nie byłem zainteresowany, ale Daisuke... tak czy inaczej jestem tutaj bo mnie poprosił. Turniej jako taki nie za bardzo mnie interesuje - powiedziałem zgodnie z prawdą bo nie lubiłem kłamać. Choć bardziej by pasowało określenie - nie umiałem. Kiedy próbowałem łgać można to było od razu wyczytać na mej twarzy. Aromatyczna woń potraw zwróciła w końcu moją uwagę.
-Czy to jest... mięso? - podszedłem bliżej stołu i czułem, że zaraz chyba uronię łzę ze szczęścia.-Dają nam mięso... za darmo? - musiałem wyglądać jak jakiś szczeniak który po raz pierwszy zobaczył kobiece piersi albo w coś w ten deseń, ale nie dbałem o to. Wuj miał problemy z utrzymaniem mnie i siebie więc musiałem dorabiać na boku gdzie tylko się dało. Mięso witało u nas w domu na stole tak rzadko, że prawie zapomniałem jak pachnie. Nałożyłem tyle ile się dało i zacząłem jeść zatracając kontakt z rzeczywistością. Kiedy już nie mogłem wcisnąć w siebie ani jednego kęsa więcej. Powoli pod wpływem własnego ciężaru przewróciłem się na plecy. Ładny sufit tu mieli.
-Jestem pełny... - cóż musiałem być po tym jak przez moją buzię przeszło się prawie całe mięso ze stołu, którego inni do tej pory nie zdążyli zjeść. Kiedy tak sobie leżałem poczułem dziwną błogość... takie charakterystyczne uczucie szepczące do mnie "teraz mogę umrzeć z czystym sumieniem". Umrzeć może jeszcze nie konienicze, ale spać to zaraz pójdę na pewno.
 
Famir jest offline  
Stary 14-09-2010, 16:07   #34
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Kiedy nastał w końcu kres wielkiego obżarstwa, wszystkich (lub prawie wszystkich) ogarnął błogi sen. Młodzi wojownicy spali tego wieczora dość spokojnie, nie mogąc narzekać na nocne koszmary. Chociaż z drugiej strony, o bajecznych, wykreowanych przez umysł sytuacjach z których żal się wybudzać także nie było mowy. Wszyscy wstali wypoczęci, a otwierając oczy mogli uświadczyć pierwszych promieni właśnie wychylającego się zza stromych wzniesień słońca. Chociaż godzina była już dość późna, to specyfika terenów górzystych na których znajdował się Klasztor zapewniała tego typu widowisko. Nic tylko podziwiać.

Łysogłowy Lemo pojawił się niedługo potem, wraz z dwójką anonimowych mnichów, którzy wnieśli do sporych rozmiarów pomieszczenia kolejne tace z jedzeniem. Nawet jeśli tym razem potraw było zdecydowanie mniej (zmniejszyła się również ich różnorodność), i tak zapewniały przyszłym walczącym syte i pożywne śniadanie. Rzecz jasna tym, którzy mogli czerpać energię z tego typu frykasów. Chłopak o błękitnych włosach musiał się niestety zadowolić swoimi własnymi możliwościami regeneracyjnymi, a promienie złotej kuli zawieszonej na niebie dawały ku temu niepowtarzalną okazję.

Kiedy uczestnicy napełnili już swoje żołądki (tym razem w rozsądniejszych ilościach), łysol poczekał aż wszyscy opuszczą izbę. Goście z innych pokoi już na nich czekali, a ich liczba nie uległa zmniejszeniu nawet o jedną osobę. Najwidoczniej nikt nie miał zamiaru odpaść z przeżarcia. Przedstawiciel klasztoru którego imię kojarzyło się z cytrusem poprowadził zebranych do wyjścia, a następnie na niewielki placyk tuż przed główną areną.

Przez noc w miejscu gdzie do tej pory stała jedynie budka rejestracyjna oraz kilka namiotów umieszczono drewniane trybuny. Najwidoczniej mieszkańcy oddalonego od cywilizacji przybytku aspirowali do tytułu profesjonalnych cieśli. Improwizowane struktury nie były również puste, o nie. Po brzegi wypełniali je obserwatorzy którzy przybyli z różnych stron świata i choć ilościowo daleko było im do standardowej liczby bywalców większych atrakcji tego typu (jak na przykład ta światowa), liczyli sobą dobre kilka setek. Kilka ściśniętych jak sardynki, skandujących, wymachujących balonami, rzucających popcornem setek.

Przed uczestnikami stało wielkie, umieszczone na podwyższeniu pudło, o rozmiarach metr na metr. Szare, niepozorne, wykonane z tektury, zaopatrzone w pojedynczy otwór wystarczająco duży aby wetknąć weń rękę. Co za ironia, że to właśnie owy przedmiot i umieszczone w nim kulki z numerami miały być bezpośrednio odpowiedzialne za to, jak potoczą się dalsze losy turnieju. Młody mnich który jeszcze wczoraj był odpowiedzialny za zapisy, teraz wywoływał osoby z listy aby wzięły udział w losowaniu. Każdy musiał wetknąć rękę do środka i wybrać jeden z kulistych obiektów. Nadszedł moment prawdy, a po chwili… po chwili wszystko stało się jasne.

Wszyscy wylosowali swoich przeciwników, co w kilku przypadkach doprowadziło do rzucania sobie nawzajem dość nieprzychylnych spojrzeń, oraz subtelnie wokalizowanych przytyków (choć oczywiście nie wśród naszych bohaterów). Lista par została zawieszona przez srebrnowłosego młodzieńca na wielkim, drewnianym słupie i skrupulatnie przybita. Apatyczny, czarny kapturek miał sam zająć się sędziowaniem wszystkich walk. Być może znacznie młodszy od niego Blaise nie posiadał wystarczająco wysokiego kredytu zaufania aby zająć się tak poważną kwestią. Pozostało jedynie wkroczyć na kolistą arenę i nie dać się zeżreć tremie wywołanej przez wrzaski setek gapiów.

- Proszę o uwagę! Za chwilę rozpocznie się pierwsza walka Turnieju Czarnego Lotosu! Zeno! Cris! Zapraszam was na matę! Dalej!
Rzucił Adept Gendou, z łatwością przekrzykując tłum i wykonując zapraszający gest dłonią. Chociaż nie okazywał tego otwarcie, zdawał się emanować subtelnym podekscytowaniem, zapewne ponieważ turniej w końcu ruszył pełną parą. Jasnowłosy młodzian o apatycznym spojrzeniu, który dotychczas podziwiał zabrudzenia swoich tenisówek podniósł się na równe nogi i ruszył w kierunku areny. Miał na sobie luźno leżący czarny garnitur i na wpół rozpiętą, białą koszulę. Chociaż strój ten zdecydowanie nie krępował ruchów, był raczej nietypowy jeśli chodziło o powszechne zastosowanie na macie.
 
Highlander jest offline  
Stary 15-09-2010, 12:18   #35
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Zmrużone oczy, powolne ospałe ruchy, były to znaki rozpoznawcze że Loto obecnie znajduje się w stanie przeznaczonym do odzyskiwania energii.
W ten sposób miał pewność że w trakcie walki może pójść na całość.
Samo losowanie nie zdziwiłoby go specjalnie gdyby nie to że…nie wiedział jaki ma numerek.
Trudno się mówi, może zapiszą nazwiskami na tablicy.
No właśnie tablica, była pierwszym co przyciągnęło jego wzrok, od razu się do niej udał, dziesięć par, chciał sobie dokładnie obejrzeć ich rozpiskę.
Gdy tylko będzie miał swoje miejsce poogląda sobie walki na arenie, przed swoją kolejką może też zdąży coś tam poprawić…jak chociażby ładowność w obwodzie Ki.
 
Fiath jest offline  
Stary 15-09-2010, 15:11   #36
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Po dokładnym przeanalizowaniu listy i zakończeniu żmudnego procesu rozszyfrowywania zagmatwanego pisma srebrnowłosego młodzieńca, osoby zainteresowane zawieszonym kawałkiem papieru odkryły, że lista przedstawia się następująco:

- - - LISTA WALK TURNIEJOWYCH - - -

1. Zeno v Cris
2. Loto v Tiara
3. Ein-Hee-Toph v Amaz
4. Kria v Drenn
5. Karen Elizabeth II v Reed
6. Usagi v Ten-Ten
7. Akira v Luna
8. Sain v Shadow
9. Ragget v Daisuke
10. Bernie v Esach

No i świetnie. Oczywiście istniał jeszcze problem w postaci przypisania odpowiednich twarzy do imion. Było to nieco irytującą przeszkodą ponieważ nikt z oczekujących na wejście na matę nie miał przy sobie plakietki z napisem „Hej, nazywam się XYZ”, zaś sądząc po nastrojach malujących się na rozmaitych twarzach, wypytywanie o imię, nazwisko i stopień służbowy mogło się okazać zagrywką samobójczą, której konsekwencje zostaną naliczone za pomocą wybitych zębów. Dotyczyło to zarówno pań o ponętnych figurach, jak i umięśnionych panów, całe towarzystwo zdawało się niezwykle pobudzone i zniecierpliwione (i tak stosunkowo krótkim) oczekiwaniem.
 
Highlander jest offline  
Stary 15-09-2010, 21:35   #37
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Cris drgnął gdy usłyszał swoje imię. Nie spodziewał się, że zacznie walkę jako pierwszy, ale cóż widać tak chciał los. Tym razem, tak jak i przed pierwszą walką przed wejściem na arenę pozbył się koszuli. W samych spodniach wkroczył na marmurowe płyty. Spojrzał na swego przeciwnika i skłonił się w jego stronę, na gest pozdrowienia. W głowie brodacza wirowało wiele myśli, pytania,taktyki, przemyślenia. Jednak gdy jego stopy dotknęły areny umysł momentalnie się oczyścił, pozostała już tylko czysta kalkulacja i analiza. W czasie walki nie można było zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi myślami. Cris wiedział jakie błędy popełnił wczoraj i nie miał zamiaru ich powtarzać, tak samo jak nie miał zamiaru odpaść w tym etapie. Wybrał sobie stronę naprzeciw urwiska, wolał stać do niego twarzą niż plecami, wolał mieć pewnym grunt w miejscu gdzie jego stopa mogła by trafić. Przyjął inną gardę niż poprzedniego dnia, lekko się pochylił, ugiął kolana a rękoma zasłaniał większą część swego ciała, była to postawa czysto defensywna, przypominająca trochę postawę bokserską.

Jego oponent również ściągnął górną warstwę odzieży. Rzucił marynarkę na bok, zostając praktycznie w samej białej koszuli. Zdmuchnął niesforny kosmyk włosów przesłaniający mu wizję, po czym przyjął postawę charakteryzującą się lekko przykurczonymi kolanami, oraz lewą dłonią wysuniętą mocno do przodu. Gendou zajął miejsce na samej krawędzi areny, tam gdzie klasztorny chodnik spotykał się z delikatnie uwypuklonym obramowaniem placu walki.
- Pierwszą rundę Turnieju Czarnego Lotosu niniejszym uważam za rozpoczętą.
Rzucił w przestrzeń, z rękoma skrzyżowanymi za plecami. Na potwierdzenie owych słów rozległ się nieznacznie otępiający zmysły odgłos gongu. Stojący po przeciwnej stronie maty jasnowłosy nie odwzajemnił ukłonu Crisa, nie silił się również na próby komunikacji. Zapewne dzięki zagraniu Akiry z poprzedniego dnia, większość ludzi miała zamiar trzymać gęby na kłódkę i nie wdawać się w zbędną polemikę. Zeno wykonał zapraszający rywala gest dłonią, dość znany w popkulturze.

Mistrz zawsze powtarzał Crisowi, że przeciwnika da się poznać w kilku pierwszy sekundach, jeszcze przed skrzyżowaniem ze sobą rąk w walce. Mówiły o tym gesty, zachowania i postawa walczącego. W oczach Cristophera młodzian był dość zarozumiały, co pokazywał zapraszający dłonią gest, pewny siebie, oraz prawdopodobnie uważał się za lepszego od brodacza, co tłumaczyło by nie odwzajemnienie ukłonu. Stary mistrz jednak zawsze powtarzał by wykorzystać charakter rywala na swoją korzyść, a jak każdy wiedział pewne siebie osoby nie lubiły gdy odrzucano ich “zaproszenia”. Dla tego też Cris tylko przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, uśmiechnął się zza swojej gardy do rywala, i nie miał zamiaru bezmyślnie szarżować. Nie tym razem...

Chłopak zmarszczył brwi i przygryzł wargę, okazując swoją złość. Widać nie lubiał gdy kazano mu czekać. Kulista złota poświata rozgorzała na jego dłoni i zanim Cris zdołał poprawnie zareagować na taki obrót wydarzeń opuściła ją, kierując się prosto na niego. Próbował unikać, ale emanacja energetyczna i tak trafiła go na wysokości nogi i rozerwała lewą nogawkę spodni. Skrawki materiału zostały porwane przez wiatr, osmalona tkanka piekła i irytowała niemiłosiernie.... choć obrażenia zdawały się nie być wyjątkowo poważne.

Tego Cris nie przewidział, ale teraz już wiedział ze odległość grała na jego niekorzyść, jednak atak był konieczny do wygrania tego starcia. Puścił się więc biegiem, jednak nie biegł w linni prostej, to by było totalnym idiotyzmem. Przeskakiwał z lewa na prawą, by trasa jego biegu wytworzyła krzywą, utrudniająca wystrzeliwaniu owych pocisków w stronę brodacza. Jego plan ataku nie był jednak ordynarną szarżą, przekonał się już w eliminacjach że ta nie należy do skutecznych. Kolejna emanacja energetyczna opuściła dłonie “biznesmena”, jednak dzięki temu, że Cris kluczył niemiłosiernie, kula ki ominęła go całkowicie, wywołując niewielką erupcję tuż za jego plecami.

Cris zadowolony z tego, że jego plan przyniósł oczekiwane efekty biegł dalej, był już na tyle blisko by doskoczyć do przeciwnika i zaatakować. Odbił się od ziemi lekko w prawą stronę tak by przy kolejnym skoku zaatakować pod lekkim kątem. Ponadto postanowił zaskoczyć blondyna zmianą szybkości. Gdy tylko wykonał ten krótki odskok w bok, a jego stopa dotknęła marmurowych płyt, wykorzystując Ki odbił się z z niezwykła mocą w stronę przeciwnika. To że jego odepchnięcie od ziemi wywołało na niej pęknięcie mogło jedynie bardziej przerazić blondyna, w którego stronę niczym torpeda pędził teraz Cris z kolanem wystawionym do przodu, gotowym do ataku.

Jasnowłosy odchylił się na bok dosłownie w ostatniej chwili, kolano świsnęło obok niego z niebagatelną szybkością i siłą. Ręka przesłonięta białym materiałem wystrzeliła do przodu jak jadowity wąż i zanim brodacz zorientował się co właściwie ma miejsce, tkwiła na jego prawym ramieniu. Buchnęło złote światło, a on po raz kolejny poczuł to przemożne pieczenie. Powietrze wypełnił zapach uwędzonej tkanki, który pewnie byłby czymś smakowitym, gdyby wśród obserwujących znajdował się jakiś kanibal. Tak jednak, wywołał tylko wszechobecne zniesmaczenie. Blondyn mruknął z zadowoleniem. Wyzwolona moc nieznacznie odrzuciła Crisa do tyłu, jednak (na szczęście) zatrzymał się w bezpiecznej odległości od śmiercionośnego urwiska.

-Ughhh...- jęknął tylko cicho brodacz, na szczęście atak tylko strasznie wyglądał, a ból nie był aż tak dotkliwy by uniemożliwić walkę. Cris postanowił ruszyć do szybkiego kontrataku stosując lekko zmodyfikowaną sztuczkę z markowaniem ciosu. Tak jak w walce z kobietą ukrył jedną dłoń za drugą, prawą wystrzeliwując w stronę twarzy chłopaka lewą zaś próbując dotrzeć do jego brzucha, gdy ten będzie skupiony na prawej. Jednak atak ten różnił się dwoma czynnikami od tego użytego przeciw dziewczynie. Po pierwsze Cris nie miał zamiaru podrywać prawej reki do góry, zmuszał więc oponenta do blokowania dwóch ciosów, a nie tylko tego markowanego. Ponadto przekierował trochę swej energii ki w dłonie tworząc wokoło nich delikatną białą otoczkę. Widok kolejnego energetycznego ataku przywołał w widowni wspomnienie swądu palonego ciała, zaś pewnej charakterystycznej osobie niewiaście wymknęło się mrukliwe
-Założę się, że smakuje jak kurczak.

Atak nie był zbyt udany, ponieważ został wyprowadzony bardzo powoli. Ale co z tego, jeśli obrona praktycznie zasnęła? Zeno nie był przygotowany na taki rozwój wydarzeń i oba ciosy dosięgnęły go w pełni. Mimo ogromnej siły jaką dysponował Cris, oraz faktu, że jego przeciwnik został oderwany od ziemi i wystrzelony do tyłu, po czym przetoczył się po marmurowym podłożu dobre kilka metrów... blondyn wstał jakby nigdy nic. Otarł stróżkę krwi, która pociekła mu z ust, następnie uśmiechnął się i splunął z pogardą.
- To wszystko? Czy może chciałeś się po prostu wysilić na trochę pieszczoty? Heh.
Chłopak zacisnął pięści a całą jego osobę pokryła na wpół widzialna membrana. Tak jakby... się ładował? Uzupełniał zapasy wcześniej straconego Ki?

Cris nie odpowiedział ale blondyn chyba uznał, że ciosy brodacza nie należą do takich które byłby wstanie go skrzywdzić. Małpiszon sprawił, że biała otoczka zniknęła z jego dłoni, a potem skoczył do dalszego ataku, wywołując kolejne pęknięcia na marmurowej arenie. Jego pięść pędziła w stronę szczęki Zeno, zaś kolano w miejsce które mężczyźni cenią wysoko. Bądź co bądź, Crisa lekko zdenerwowała uszczypliwa uwaga o sile jego ciosu...
 
Ajas jest offline  
Stary 17-09-2010, 00:47   #38
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
To co stało się potem było naprawdę niesamowite. Czarnowłosy wyprowadził swój atak z niebywałą siłą i zaciętością. Każdy z obserwujących wstrzymał oddech, bo wydawało się, że nie ma możliwości aby cios chybił. Był właściwie perfekcyjny pod każdym względem, zarówno nadanego mu momentum, jak i ustawienia wszystkich kończyn. Poświata pulsującego ki zgasła jednak równie szybko jak się pojawiła, a jej właściciel... zanurkował gwałtownie do przodu, przejeżdzając po marmurowej powierzchni i mijając nogi Crisa zaledwie o milimetry. Całość manewru defensywnego miała równie wiele wspólnego z wyszkoleniem, jak z niebywałym wręcz szczęściem. Będąc za plecami brodacza, kolejny pocisk został podstępnie wyzwolony. Osobnik z gołą klatą nie był jednak w ciemię bity i zareagował równie zwinnie co oponent. Padł do przodu, wyładowanie minęło jego plecy i zdołało jedynie osmalić jeden z długich loków.

Cris od razu odwrócił się w stronę blondyna i wyprostował się utrzymując gardę rękoma. Jednak brodacz nie miał zamiaru poprzestawać w swych atakach, danie czasu blondynowi było jedynie przepowiednią kolejnych kul energii. Cris doskoczył do niego dwoma susami, tym razem próbując ataku ze szkoły Jujitsu. Wystrzelił swe wielkie dłonie w stronę piersi jasnowłosego, chcąc złapać go za koszule i przerzucić przez swój bark, tak by plecy blondyna boleśnie spotkały się z marmurową areną.

Udało się! Śnieżnobiały materiał został capnięty bez żadnych problemów, a zanim chłopak zdążył zareagować w należyty sposób (na przykład odparowując czyjąś bródkę), dostarczona siła i grawitacja już robiły swoje, posyłając go na mało romantyczne (jednak zdecydowanie niezwykle namiętne) spotkanie z podłożem. Aż zadudniło i chyba pękła jakaś kość. Biznesmen nie zamierzał jednak dawać za wygraną. Złote nici wystrzeliły z pomiędzy jego palców, mknąc wprost na spotkanie głowy przeciwnika. Byl to zupełnie inny atak enerfetyczny od tych ujawnionych do tej pory. Długowłosy zareagował całkowicie instynktownie, odskakując do tyłu. Chyba jedynie dlatego udało mu się uniknąć przymusowego piercingu na powierzchni całej facjaty.

Cris niemal poczuł jak promienie ocierają mu się o twarz, na szczęście refleks zrobił swoje. Brodacz nie miał zamiaru tracić zaistniałej szansy, biała otoczka ponownie zalśniła wokoło jego dłoni a on, wkładając w cios cała swą niszczycielską siłę, wycelował w brzuch leżącego blondyna i posłał swoją dłoń na spotkanie z nim. Miał nadzieje, że to zakończy walkę. Nie przeliczył się. Jasnowłosy najwyraźniej zamierzał odturlać się na bok, jednak był na to za wolny. Pięść dotarła na miejsce przeznaczenia i pokruszyła sobą jedno z niżej położonych żeber. Zeno rzygnął krwią, a osoby kibicujące mogły przysiąc, że jeden z marmurowych kafli pod jego plecami popękał. Chłopak próbował jeszcze się podnieść, ale zdało się to na nic i... stracił przytomność. Gendou wysilił się jedynie na markotne westchnienie i pstryknął palcem na swoich pomocników. Nosze od razu poszły w ruch. Już po raz kolejny i zapewne nie ostatni.
- Pierwszą walkę Turnieju Czarnego Lotosu uznaję za zakończoną! Zwycięzca - Cris! Zaś teraz wybaczcie mi na moment... muszę połatać przegranego.
Nie mówiąc już nic więcej, ruszył za sanitariuszami.

Cris odetchnął i skłonił głowę w stronę pokonanego wojownika. Chociaż ten oczywiście nie mógł tego uświadczyć. Brodaty położył dłoń na poparzonym ramieniu i zszedł z maty pośród gwizdów i wiwatów dla zwycięzcy. Póki co miał trochę czasu na odpoczynek. Wziął koszulę w dłonie i podszedł do jednego z wszech obecnych mniszków.
- Czy jest możliwość by i moimi ranami ktoś się zajął? Nie chciałbym aby przeszkadzały mi w następnej walce.
Spojrzenie wojownika padło na rozpisane walki, a następnie jego oczy wyłowiły Loto.
- Daj z siebie wszystko!- krzyknął do androida i uniósł potężny kciuk w górę.
 
Highlander jest offline  
Stary 17-09-2010, 23:27   #39
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Loto powoli wszedł na arenę. Nie śpieszył się, aby móc lepiej się zastanowić nad tym, jaką pozycję wybrać. Z czasem stwierdził jednak, że nie ma to znaczenia, i udał się do połowy bliżej urwiska. Powoli obrócił się zamiatając nogą po ziemi, podniósł ją zgiąwszy w kolanie przybliżył do brzucha i postawił na ziemi, tuż naprzeciw wejścia do areny, zgiął nogi w kolanach i pochylił się w przód, miał nadzieję, że uda mu się zwyciężyć tą walkę.
Otworzył wtem swoje oczy, zebranej energii było dość.

Dziewczyna która wkroczyła na arenę po nim była... nietypowa, żeby otwarcie nie powiedzieć dziwna. Jej cera pozostawała blada jak kreda, szyja została otulona purpurową arafatką, której kolor współgrał z fioletowymi oczyma. Proste, czarne włosy spływały daleko za plecy. Miała na sobie sweter w smutnym, szarym kolorze, oraz jasnoniebieskie jeansy. Z prawej strony zwisała nieco ciemniejsza smycz, zapewne pochodząca od telefonu komórkowego. Dziewoja uśmiechała się, zachowując całkowity spokój. Jej ręce tkwiły w kieszeniach.


Gendou zjawił się zaraz potem, uważne oczy byly w stanie zauważyć, że jeden z jego rękawów był lekko zabarwiony krwią, a wcale nie tak uważne uszy mogły usłyszeć ciąg trudnych do właściwego rozszyfrowania przekleństw.
-...Tak. Sytuacja kryzysowa została zażegnana. Wszystko jest w porządku. Niniejszym rozpoczynam więc drugą walkę Turnieju Czarnego Lotosu. Gotowi, start!
Dał sygnał dłonią. Po raz kolejny rozległ się gong.

Uśmiechnął się lekko do albinoski w geście powitania. Zaraz po tym pochylił się nieco bardziej w przód, ręce położył na ziemi i…czekał. Mimo bycia w pozycji niczym do biegu nie miał zamiaru zacząć walki, miało to raczej służyć do ewentualnego uniku. Chwilowo po prostu i tak nie było wiadomo, co ma się stać.

Panna o oczach koloru purpury przytaknęła. Ciężko powiedzieć czy z uznaniem, czy z jakąś dziwną formą pogardy. Nie wyjmując dłoni z kieszeni zaczęła powoli iść w stronę Loto. Zupełnie jakby przemierzała spacerkiem ulicę.

Spojrzał na kobietę i ciężko westchnął
- No dobra. – Rzekł obracając się na pięcie przedniej nogi i wyrzucając przed siebie błyskawicę w ki, aby szybko powrócić do poprzedniej pozycji.
Nie mógł nic poradzić że panienka tak bardzo chciała aby zaczął walkę. Nie powinien odmawiać, skoro jest facetem…przynajmniej w teorii.
Jednak to co zrobił wciąż nie było demonstracją niczego więcej niż faktu, że nie ma zamiaru wchodzić w bezsensowną walkę bezpośrednią. Nie przeciw tym dłonią.

Wtedy też dziewczyna zademonstrowała coś, czego nie pokazał jeszcze nikt z obecnych na turnieju uczestników. Jedna z jej rąk opuściła przytulną kieszeń, uniosła się na wysokość nadlatującej emanacji i... odbiła ją na bok zewnętrzną częścią dłoni. Wyładowanie przeorało sobą dwie płyty podłogi, pozostawiając wyszczerbienia. Czarnowłosa natomiast, znalazła się niemal bezpośrednio przy androidzie.

Loto niezwłocznie odbił się w bok chcąc znaleźć się na ukos między plecami a dłonią panienki o „fioletowych oczach”. Jednakże, nie chciał po prostu walczyć z tymi dłońmi, nie wiedział, do czego są w pełni zdolne. Lewą dłonią chwycił ją za ramię kierując w dół ładunek, gwarantując skórcz mięśni, aby prawą objąć ją za szyję, i z pomocą kolana przymocowanego do pleców szybkim uderzeniem, skrócić czas walki.

Nagle, sytuacja przybrała cechy typowe dla komedii. Choć android faktycznie zasklepił palce na ręce dziewczyny, jego palce okazały się być jak z waty. Dziewoja targnęła się chaotycznie na bok, niemal tracąc równowagę i wywołując eksplozę śmiechu wśród publiki. Nie mniej jednak, wyzwoliła się zanim przyszło do wyzwolenia ładunku. Wyprowadziła kopniak poprzeczny w stronę Loto, ale wcześniejsza konieczność ucieczki sprawiła, że cios chybił o centymetry a chłopiec w białych słuchawkach nie musiał nawet silić się na poważne manewry. Zrobił jedynie krok do tyłu.

Gwizdnął z podziwem. Loto znowu się pochylił i wybił w…górę.
Maił zamiar przeprowadzić teraz tą samą akcję co na starcie tej historii, salto w powietrzu i noga lecąca na twarz – w wypadku blokady lub odsunięcia się, młynek, tak więc obrót na ziemi podcinający nogi. W każdej wersji drugim ruchem był doskok z kolanem lecącym w brzuch. Przeciwnik po tym zwykle kończył na ziemi, i można go było z spokojnie dobić…no chyba że magiczne rączki skoczą w stronę Loto. Tak długo jak masa dziewczyny nie wskazywała na ponad przeciętną, nie obawiał się on jednak, że ta postanowi złapać go za spadającą kończynę i pozwolić aby oboje się wywrócili.

Wszystko potoczyło się szybko, niemal jak spadająca błyskawica. Dziewczyna faktycznie nie zamierzała przyjmować ciosu, zdecydowała się na wycofanie. Kiedy jednak Loto miał już wprodzacić w życie drugą część planu, długowłosa podjęła własną kontrę. Ręce opuściły jej kieszenie, zatrzymując się przed twarzą z palcami rozsuniętymi na pełną szerokość. Z ust wydobył się krzyk, chociaż brzmiał bardziej jak komenda.
- Flara Słoneczna!
Faktycznie, jak na komendę buchnęła fala świetlistego fioletu naśladującego oczy, który zalał sobą całe pole walki i zmusił patrzących do odwrócenia wzroku. Loto nie miał tyle szczęścia. Jego sensory i systemy optyczne dostały całkowitego szału, niewłaściwie intepretując pobierany obraz. Widział... ciemność i majaczące pośród niej, niewyraźne sylwetki. Chociaż te mogły być tylko wytworem jego mechanicznej wyobraźni.

W pierwszym momencie Loto chciał wyskoczyć w tył, jednak nie wiedział jak daleko od przepaści się znajdował…albo raczej, w którym kierunku powinien jej szukać.
Stwierdził ostatecznie że zdecyduje się na kontrę, wyprostował rękę za siebie i czekał, aż postać której sylwetka była teraz raczej swoistą nicością.
Przygotował się, aby odskoczyć i cisnąć błyskawicę z drastycznie bliskiej odległości w cel, który w końcu musi zaatakować.

Nic nie widział. A zamiłowanie muzyczne utrudniało mu nieco pozostałe możliwości percepcji przestrzennej. Usłyszał jednak jakiś niewyraźny dźwięk dochodzący z prawej strony areny.

Było w nim pełno niepewności, na wzrok zdawał się wcale nie polepszać. Oby nie trzeba było wydawać kasy na nowe oczy… Skoczył w stronę dźwięku, jednak nie zwyczajnie, jak do tej pory, ale z wykorzystaniem boosta. Odbicie się od podłoża z jego pomocą było dla niego sposobem na zdobycie maksymalnej prędkości, lewą ręką zamachnął się za siebie i cisnął spod ukosa w miejsce gdzie powinna być szyja, był to cel najbardziej idealny, nie wiedział dokładnie gdzie ona jest, więc najwyżej trafi w tułów, zaraz po tym wykona ten sam młynek co planował poprzednio. W najgorszym wypadku wytańczy brekedanca na podłodze i skończy pokonany przez przeciwnika którego lokacji nie zna.

Odgłos uderzenia, ale bynajmniej nie tego które sam wyprowadził. Coś wyprowadziło kop pod jego żebra, metalowy stop z którego były odlane aż zadźwięczał. Resztę zrobiła grawitacja, odrywając go od parkietu i zapewniając bilet lotniczy. Tak, czuł, że leciał. Bynajmniej nie z użyciem Ki. Mknął w dół, na spotkanie skał. Prawdopodobnie został wystrzelony ciosem poza skalne urwisko. Wszyscy inni którzy mogli widzieć co się dzieje, byli diablo zdziwieni dostrzegając jak kilka chwil wcześniej Tiara sięgnęła do kieszeni, wyjmując z niej parę niewielkich, kauczukowych kulek, które posłużyły jej do zmylenia oślepionego wroga. Sędziujący Gendou opuścił głowę w widocznym zasępieniu. Bardzo mocno się nad czymś zastanawiał, zapewne chodziło o przepisy i regulacje. Nic jednak nie skomentował, niczego nie przerwał. Zamiast tego wystrzelił jak strzała przez matę, mijając dziewczynę. Skoczył z nadludzką zwinnością w stronę urwiska.

Wiedział o tym.
Od początku myślał o czymś w rodzaju kauczuku, jednak postąpił lekkomyślnie wyprowadzając twierdzenie, że skoro nawet flara była czymś w stylu efektu energetycznego, przeciwnik nie powinien posiadać innych przedmiotów. Błąd logiki, prosta pomyłka.
Ale to uczucie już gdzieś w sobie miał, spadanie…niemal identyczne wspomnienie zapisane gdzieś w nim…zresztą to było nie ważne.
Zaczął się obracać, zamachnąć się ręką…wciąż ma Ki, jeżeli uderzy o ziemię włócznią z ki…jeżeli zrobi to dość blisko ziemi odbije się, może uratuje część wnętrza…miał słabą obudowę, jednak wciąż nie chciał stracić wiary, że śmierć jest zbędna, to on miał kształtować siebie samego, oraz swoje życie…
…tylko dlaczego…?z
Może powinien chrzanić to wszystko i żyć tylko tak, aby było przyjemnie, zamiast interesować się innymi…?
Albo odwrotnie, praktycznie nie posiada niezbędnych potrzeb, może żyć tylko dla innego człowieka…?
Nie.
Ktoś inny już tak żył. Nie on.
 
Famir jest offline  
Stary 19-09-2010, 13:18   #40
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Zanim jednak samobójcze przepowiednie androida miały szansę się urzeczywistnić, zimna dłoń pochwyciła go za nadgarstek i podciągnęła ku górze, grając na nosie pani grawitacji. Gendou wyłonił się zza skalnej bariery, trzymając androida. Ten był cały i zdrowy, jeśli nie liczyć chwilowego oślepienia i śladów po otrzymanym kopniaku. Ciężko powiedzieć dlaczego, ale cała ta sytuacja przypominała sobą nieco te maszyny do wyciągania pluszaków, które można było czasami znaleźć w salonach gier. Akcja ratunkowa zyskała więcej oklasków niż wygrana walki ze strony dziewczyny. A skoro już o tym mowa:
- Druga walka Turnieju Czarnego Lotosu została zakończona. Zwyciężczyni – Tiara.
Kapturnik wygłosił swoją standardową śpiewkę w towarzystwie gwizdów i ostentacyjnych wyrazów uznania. Dziewczyna butnie dygnęła w parodii ukłonu, najwyraźniej mając w głębokim poważaniu to, co myśli o niej zgromadzona widownia.


Gdzie dwie poprzednie zdawały się dość zrównoważone, następna konfrontacja przybrała charakter całkowicie jednostronny. Odpowiedzialny za taki stan rzeczy okazał się pierwszy z walczących, o dziwacznym i mieniu i jeszcze dziwniejszym kolorze włosów (bo zielonym). Ozdobiony licznymi złotymi świecidełkami mężczyzna o ciemnej karnacji i markotnej twarzy dosłownie wgniótł swoją opozycję w ziemię wraz z odgłosem gongu. Scena wyglądała dziwnie i niepokojąco - wysoki chudzielec uniósł znacznie niższego i grubszego od siebie delikwenta, capnąwszy go za krtań. Tłuścioch krztusił się i bulgotał, ale jego próby wyrwania spełzały na niczym. Wszystko to stanowiło jakąś wypaczoną próbę nauki pokory, bo jeszcze chwilę temu mężczyzna z nadwagą był bardzo pewny swego. Jego ego mogło przenosić góry. Swoiste wybawienie (utrata przytomności) przywitało go jednak dopiero wtedy, gdy szczupły wojownik walnął jego potylicą o parkiet. Nie jeden, a kilka razy.
- Trzecia walka Turnieju Czarnego Lotosu zakończona. Zwycięzca - Ein-Hee-Toph!
Zielonowłosy opuścił parkiet z delikatnym uśmiechem wyższości na ustach.


Następne były dwie pary mieszane. Pierwsza z nich – Kria i Drenn. Już po sposobie wkroczenia na arenę można było oszacować, że Kria ziała determinacją. Miała na sobie obcisły kostium będący mieszaniną szarości i czerni. Posiadała pół-długie, płomienne włosy, a jej czy dość dobitnie sugerowały, że nie zamierza się hamować podczas walki. Drenn był imponującym młodym mężczyzną z mocną opalenizną. Jego czarne kudły sięgały do pasa i zostały luźno związane. Klatkę piersiową i ramiona zdobiły liczne, plemienne tatuaże, zaś z uszu dyndały niewielkie kolczyki w kształcie trupich czaszek. Z takiej odległości ciężko było oszacować czy pochodziły od jakichś niefortunnych żyjątek, czy po prostu zostały w ten sposób wykonane. Gong. Zaczęło się. Pierwsza zaatakowała kobieta i od razu stało się jasne, że jej styl bazował na chaotyczności i mobilności. Mężczyzna był bardziej pasywny. Blokował, unikał, grał na czas. Starał się lepiej poznać możliwości swojej przeciwniczki. Dwójka walczących przywodziła na myśl żywioły wody i ognia. Ona była nieprzewidywalna, on z kolei dostosowywał się do każdej sytuacji. Dopiero kiedy kobieta odbiła się od ziemi wyprowadzając kopniak w jego głowę, Drenn podjął się kontry. Muskularna sylwetka młodego kombatanta wygięła się w łuk, pozwalając mu na finezyjny unik. Może nieco zbyt finezyjny jak na jego umięśnienie, przywodzące na myśl wór pełen ziemniaków ciało. Jednak powyższy manewr był jedynie wstępem do prawdziwego widowiska. Dłoń pewnie zacisnęła się na kostce mijającej go niewiasty. Długowłosy nie wahał się ani przez chwilę. Jak zrobiony z gumy, Drenn odbił się w drugą stronę ze swoim żywym ładunkiem i przygrzmocił kobietą mocarnie o ziemię w sposób podobny do tego jakim grzmoci się młotkiem w łebki gwoździ. Próbowała wstać, ale zbyt mocno kręciło jej się w głowie.
- Jeszcze… nie. Jeszcze…
- Gotowanie i rodzenie dzieci! To wszystko do czego się nadajecie! Powinnyście siedzieć w domu i zmieniać dzieciakom pieluchy! Hahaha!

Jej głowa krwawiła dość mocno. Drenn skrzyżował ręce na piersi, po czym kopnął Krię od niechcenia pod żebra i zaśmiał się donośnie. Wystarczyły dwa ciosy żeby wygrać ową walkę. O ile ten drugi można było w ogóle zakwalifikować jako właściwy cios. Najwidoczniej siła Drenn’a posiadała wiele wspólnego z tą eksponowaną przez Crisa. Chociaż ich charaktery zdawały się całkowicie przeciwstawne. Może właśnie to był jego błąd, bo oto chuda ręka niewiasty zamachnęła się na odlew, a za nią postąpiła utkana z karmazynowego ki kosa, która przecięła tkanki, kości, mięśnie i zapewne kilka organów wewnętrznych. Drenn otworzył szerzej oczy, a jego usta napełniły się krwią. Zrobił chwiejny krok do tyłu, po czym przewalił się na plecy jak długi. Ogromnych rozmiarów rana ziała z jego klatki piersiowej. Co bardziej spostrzegawcze osoby mogły, korzystając z tego spektaklu, nauczyć się sporo o biologii.
- Ugh. Czwarta walka Turnieju Czarnego Lotosu zakończona! Zwyciężczyni – Kria! Sprzęt medyczny poproszę. Tym razem bez niego się nie obejdzie.
Gendou zakasał rękawy i zabrał się do roboty.
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172