Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2010, 20:24   #20
AbduLLachWML
 
Reputacja: 1 AbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodzeAbduLLachWML jest na bardzo dobrej drodze
Nie wiedział jak długo walczyli z nieumarłymi. Sekundy zdawały się być minutami, a minuty wydłużały się w nieskończoność. Strzelił po raz kolejny. Spadające ciało wroga odsłoniło mu widok uciekających w popłochu resztek oddziału truposzy. Mimo, że znajdowali się już w sporej odległości od pola bitwy, nadal nie mieli spokoju. Jeden z golemów wciąż dawał im się we znaki, prowadząc stały ostrzał artyleryjski. W końcu zniknęli za linią budynków.

Lagann ochłonął i stanął wyprostowany po środku pobojowiska. Kurz wzbity w powietrze bojową zawieruchą powoli opadał dokoła. Zapach spalonego prochu mieszał się w jego nozdrzach z zapachem gnijących ciał. Lufa karabinu tak się rozgrzała, że czuł jej gorąc nawet przez swoje skórzane rękawice. Po twarzy spływały mu strużki potu, dostając się do oczu i piekąc. Oblizał wargi i poczuł metaliczny posmak opiłków ołowiu doprawiony słonym smakiem potu. Zwrócił swój wzrok ku Managarmowi. Jego wierny golem zastygł w pozycji w której zabił ostatniego wroga. Jego srebrno-czarny pancerz był cały umazany kawałkami ciał nieumarłych i czymś co pewnie kiedyś było krwią, a teraz bardziej przypominało brunatno-czerwony śluz. Potężna głowica kiścienia spoczywała na zwłokach jednego z przeciwników, które impet uderzenia wbił na dobre kilka centymetrów w miękką glebę. Lagann skupił po raz kolejny dzisiejszego dnia swą siłę woli i wykonał kilka szybkich gestów dłońmi, składając je w serię znaków. Managarm drgnął, po czym wypuszczając kłęby pary z bojlera wyprostował się i cofnął o kilka kroków w tył. Lagann maksymalnie skupiony, wypuścił w końcu z głośnym westchnięciem powietrze, po czym golem znów zastygł. Nieprzespana noc, a teraz jeszcze ta walka, to wszystko dawało właśnie o sobie znać. W końcowej fazie walki Lagann stracił połączenie z golemem, był zbyt zajęty walką i nie mógł się porządnie skupić. Teraz nawet synchronizacja z nim przychodziła mu z trudem. „Stanowczo powinienem chwilę odpocząć i coś zjeść, bo daleko w ten sposób nie zajadę” - pomyślał rozglądając się dookoła. Oprócz niego i Managarma na placu boju znajdowało się jeszcze czterech magów i ich golemy bojowe. Ivana już poznał, a teraz przekonał się, że oprócz ładnego gadania potrafi też nieźle walczyć. Reszta też radziła sobie niezgorzej. „Jeśli zbierają w jednym miejscu piątkę magów, siłę zdolną niszczyć całe wrogie pułki, to znaczy, że tym razem to coś naprawdę poważnego.” - pomyślał patrząc na poczynania swych kompanów. W końcu otrzepał swoją zbroję skórzaną, zdjął rękawice i zatknął je za pas spodni, przystawił palce do ust i zagwizdał głośno. Po chwili za budynków kłusem wychynęły jego konie. Gdy zbliżyły się do niego zatrzymał je gestem ręki. Schował w juki kule i proch, przywiesił do nich karabin, zdjął z pleców miecz i także zamocował go przy siodle. Postanowił, że karabin wyczyści później. Przywiązał konie do koniowiązu i jako, że wszyscy magowie udali się do karczmy, podążył za nimi. Najpierw poprosił karczmarza o bale z wodą do pokoju, aby się obmyć po walce, a potem uciął sobie krótką drzemkę.

Po zbudzeniu się zszedł na dół i podszedł do stolika, przy którym reszta magów konsumowała właśnie posiłek. - Waszmościowie pozwolą, że się dosiądę! – rzucił i nie czekając na odpowiedź usiadł przy stole – Jam Lagann Gurrensson, herbu Wilczy Łeb, Białym również zwany, tak jako i wy waszmościowie mag królewski. Cóż tam ciekawego karczmarz tu daje? Mam nadzieję, że strawę smaczną, bom głodny jak wilczur. – dodał wyszczerzając zęby w uśmiechu.

Po chwili raczył się posiłkiem podanym przez oberżystę, zapijając go piwem. Tak jak posiłek był całkiem zacny, tak piwo niestety najpodlejszego gatunku. Gdy wszyscy już zjedli posiłek, zapoznał się z całą resztą kompani. Trójka kompanów która, jak się okazało, była tu już od wczoraj i miała przyjemność osobiście widzieć się z pułkownikiem Aregionem, wytłumaczyła im pokrótce rozkazy jakie otrzymali. – Wiedział żem, że sprawa grubsza być musi, alem nie przypuszczał, że w samą paszczę diabła rzucić nas postanowią. – mruknął pod nosem gdy usłyszał o planach zabicia Dymitra. – No cóż, przeprawa czeka nas więc nie licha, jeśli Dymitr tak potężny jest jako plotki głoszą. – dodał już głośniej. W tym momencie do karczmy wszedł oficer w lokalnym stroju, podszedł do stolika magów, rzucił parę zdań po czym podał Ivanowi list. Ten przeczytał jego zawartość po czym zreferował ją reszcie kompani. Z ust maga przedstawiającego się jako Saverock Van Drake padło bardzo dobre pytanie. Lagann chrząknął i wtrącił się do rozmowy: - Prawdą jest, że jeśli zamek jest oblężony, a prochów brakować zaczyna, to pomoc kompaniji naszej by się im przydała. Musimy jednakże waszmościowie zwrócić uwagę, iż nasze rozkazy jak i cel podróży zgoła odmienne są. Fort Haratar, do którego zmierzać nam kazał pułkownik Aregion, leży na południowym wschodzie, zaś oblężony zamek Opertar na zachodzie. Bacząc na prośbę pułkownika o pośpiech, nie wiem czy czas mamy aby z odsieczą zamkowi jechać. –to mówiąc popatrzył po twarzach zebranych, po czym dodał: -Tak czy inaczej decyzję co dalej począć zostawiam w waszmościów rękach i jeśli pozwolicie oddalę się teraz, aby do trasy się przygotować. Pancerz bojowy myślę przywdziać, gdyż nie ważne jaką decyzję podejmiemy i tak zapewne walczyć nam przyjdzie. –

Wstał od stołu, skłonił się i odszedł w stronę drzwi od karczmy. Wyszedł przez nie, by po chwili wrócić niosąc pakunki i kierując się w stronę swojego pokoju. W pokoju wyczyścił karabin, by później w trakcie walki problemów z nim nie mieć. Później spakował się, zapakował niepotrzebne rzeczy na konia, a na samym końcu przed wyjściem przywdział swój pancerz. Zszedł na dół ukazując się swoim kompanom. Na sobie miał przystosowany głównie do walki z konia, lekki pancerz płytowy, składający się z kirysu karacenowego, obojczyka, wielofolgowych naramienników oraz z karwaszy. Pancerz był czarny, gdyż został poczerniony w celu zapobiegania korozji. Pod ramieniem trzymał szyszak z nakarczkiem i zasłoną. Do tego założoną miał ciemnozielona pelerynę z kapturem, obszyta złotą koronką, zawierająca na plecach jego herb rodzinny – Wilczy Łeb. Blazon herbu tego tak oto brzmi: „Tarcza dwudzielna w pas, w polu pierwszym srebrnym, brązowe pół wilka, w polu drugim zaś czarnym trzy kamienie srebrne w roztrój. W klejnocie trzy pióra strusie. Labry czarne, srebrem podbite.”, a wygląda on następująco:
Zwrócił się do kompanów: - No mościpanowie, jam do drogi gotów. Jaką decyzję podjęliście? –
 

Ostatnio edytowane przez AbduLLachWML : 14-09-2010 o 20:31.
AbduLLachWML jest offline