Nie wiedział jak długo walczyli z nieumarłymi. Sekundy zdawały się być minutami, a minuty wydłużały się w nieskończoność. Strzelił po raz kolejny. Spadające ciało wroga odsłoniło mu widok uciekających w popłochu resztek oddziału truposzy. Mimo, że znajdowali się już w sporej odległości od pola bitwy, nadal nie mieli spokoju. Jeden z golemów wciąż dawał im się we znaki, prowadząc stały ostrzał artyleryjski. W końcu zniknęli za linią budynków.
Lagann ochłonął i stanął wyprostowany po środku pobojowiska. Kurz wzbity w powietrze bojową zawieruchą powoli opadał dokoła. Zapach spalonego prochu mieszał się w jego nozdrzach z zapachem gnijących ciał. Lufa karabinu tak się rozgrzała, że czuł jej gorąc nawet przez swoje skórzane rękawice. Po twarzy spływały mu strużki potu, dostając się do oczu i piekąc. Oblizał wargi i poczuł metaliczny posmak opiłków ołowiu doprawiony słonym smakiem potu. Zwrócił swój wzrok ku Managarmowi. Jego wierny golem zastygł w pozycji w której zabił ostatniego wroga. Jego srebrno-czarny pancerz był cały umazany kawałkami ciał nieumarłych i czymś co pewnie kiedyś było krwią, a teraz bardziej przypominało brunatno-czerwony śluz. Potężna głowica kiścienia spoczywała na zwłokach jednego z przeciwników, które impet uderzenia wbił na dobre kilka centymetrów w miękką glebę.
Lagann skupił po raz kolejny dzisiejszego dnia swą siłę woli i wykonał kilka szybkich gestów dłońmi, składając je w serię znaków. Managarm drgnął, po czym wypuszczając kłęby pary z bojlera wyprostował się i cofnął o kilka kroków w tył.
Lagann maksymalnie skupiony, wypuścił w końcu z głośnym westchnięciem powietrze, po czym golem znów zastygł. Nieprzespana noc, a teraz jeszcze ta walka, to wszystko dawało właśnie o sobie znać. W końcowej fazie walki
Lagann stracił połączenie z golemem, był zbyt zajęty walką i nie mógł się porządnie skupić. Teraz nawet synchronizacja z nim przychodziła mu z trudem.
„Stanowczo powinienem chwilę odpocząć i coś zjeść, bo daleko w ten sposób nie zajadę” - pomyślał rozglądając się dookoła. Oprócz niego i Managarma na placu boju znajdowało się jeszcze czterech magów i ich golemy bojowe.
Ivana już poznał, a teraz przekonał się, że oprócz ładnego gadania potrafi też nieźle walczyć. Reszta też radziła sobie niezgorzej.
„Jeśli zbierają w jednym miejscu piątkę magów, siłę zdolną niszczyć całe wrogie pułki, to znaczy, że tym razem to coś naprawdę poważnego.” - pomyślał patrząc na poczynania swych kompanów. W końcu otrzepał swoją zbroję skórzaną, zdjął rękawice i zatknął je za pas spodni, przystawił palce do ust i zagwizdał głośno. Po chwili za budynków kłusem wychynęły jego konie. Gdy zbliżyły się do niego zatrzymał je gestem ręki. Schował w juki kule i proch, przywiesił do nich karabin, zdjął z pleców miecz i także zamocował go przy siodle. Postanowił, że karabin wyczyści później. Przywiązał konie do koniowiązu i jako, że wszyscy magowie udali się do karczmy, podążył za nimi. Najpierw poprosił karczmarza o bale z wodą do pokoju, aby się obmyć po walce, a potem uciął sobie krótką drzemkę.
Po zbudzeniu się zszedł na dół i podszedł do stolika, przy którym reszta magów konsumowała właśnie posiłek.
- Waszmościowie pozwolą, że się dosiądę! – rzucił i nie czekając na odpowiedź usiadł przy stole
– Jam Lagann Gurrensson, herbu Wilczy Łeb, Białym również zwany, tak jako i wy waszmościowie mag królewski. Cóż tam ciekawego karczmarz tu daje? Mam nadzieję, że strawę smaczną, bom głodny jak wilczur. – dodał wyszczerzając zęby w uśmiechu.
Po chwili raczył się posiłkiem podanym przez oberżystę, zapijając go piwem. Tak jak posiłek był całkiem zacny, tak piwo niestety najpodlejszego gatunku. Gdy wszyscy już zjedli posiłek, zapoznał się z całą resztą kompani. Trójka kompanów która, jak się okazało, była tu już od wczoraj i miała przyjemność osobiście widzieć się z pułkownikiem Aregionem, wytłumaczyła im pokrótce rozkazy jakie otrzymali.
– Wiedział żem, że sprawa grubsza być musi, alem nie przypuszczał, że w samą paszczę diabła rzucić nas postanowią. – mruknął pod nosem gdy usłyszał o planach zabicia Dymitra.
– No cóż, przeprawa czeka nas więc nie licha, jeśli Dymitr tak potężny jest jako plotki głoszą. – dodał już głośniej. W tym momencie do karczmy wszedł oficer w lokalnym stroju, podszedł do stolika magów, rzucił parę zdań po czym podał
Ivanowi list. Ten przeczytał jego zawartość po czym zreferował ją reszcie kompani. Z ust maga przedstawiającego się jako
Saverock Van Drake padło bardzo dobre pytanie.
Lagann chrząknął i wtrącił się do rozmowy:
- Prawdą jest, że jeśli zamek jest oblężony, a prochów brakować zaczyna, to pomoc kompaniji naszej by się im przydała. Musimy jednakże waszmościowie zwrócić uwagę, iż nasze rozkazy jak i cel podróży zgoła odmienne są. Fort Haratar, do którego zmierzać nam kazał pułkownik Aregion, leży na południowym wschodzie, zaś oblężony zamek Opertar na zachodzie. Bacząc na prośbę pułkownika o pośpiech, nie wiem czy czas mamy aby z odsieczą zamkowi jechać. –to mówiąc popatrzył po twarzach zebranych, po czym dodał:
-Tak czy inaczej decyzję co dalej począć zostawiam w waszmościów rękach i jeśli pozwolicie oddalę się teraz, aby do trasy się przygotować. Pancerz bojowy myślę przywdziać, gdyż nie ważne jaką decyzję podejmiemy i tak zapewne walczyć nam przyjdzie. –
Wstał od stołu, skłonił się i odszedł w stronę drzwi od karczmy. Wyszedł przez nie, by po chwili wrócić niosąc pakunki i kierując się w stronę swojego pokoju. W pokoju wyczyścił karabin, by później w trakcie walki problemów z nim nie mieć. Później spakował się, zapakował niepotrzebne rzeczy na konia, a na samym końcu przed wyjściem przywdział swój pancerz. Zszedł na dół ukazując się swoim kompanom. Na sobie miał przystosowany głównie do walki z konia, lekki pancerz płytowy, składający się z kirysu karacenowego, obojczyka, wielofolgowych naramienników oraz z karwaszy. Pancerz był czarny, gdyż został poczerniony w celu zapobiegania korozji. Pod ramieniem trzymał szyszak z nakarczkiem i zasłoną. Do tego założoną miał ciemnozielona pelerynę z kapturem, obszyta złotą koronką, zawierająca na plecach jego herb rodzinny – Wilczy Łeb. Blazon herbu tego tak oto brzmi: „Tarcza dwudzielna w pas, w polu pierwszym srebrnym, brązowe pół wilka, w polu drugim zaś czarnym trzy kamienie srebrne w roztrój. W klejnocie trzy pióra strusie. Labry czarne, srebrem podbite.”, a wygląda on następująco:
Zwrócił się do kompanów:
- No mościpanowie, jam do drogi gotów. Jaką decyzję podjęliście? –