Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2010, 21:28   #17
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Przy współudziale Efci i Kelly'ego

Igan wyszedł z domu lady Yllaatris wczesnym rankiem. Nie można było powiedzieć, że jest wyspany, jednak... To był ten szczególny rodzaj zmęczenia, który... tak naprawdę nie był zmęczeniem. Wrócił szybko do karczmy "Pod Krogulcem", cały czas stanowiąca jego bazę, i ubrał nową koszulę. Kilka chwil poświęcił na przetarcie karwaszy i katany. Było jeszcze trochę czasu, ale postanowił zjeść śniadanie w karczmie Jana. Kilka osób tam mieszkało, więc można było liczyć na jakieś sensowniejsze, niż poprzednie, zapoznanie; przy posiłku. Chłopak ponownie znalazł się na ulicy, zimne powietrze owiało twarz...


*****


TO...

Było zaskoczenie. Niewątpliwie to było zaskoczenie. Cała gadka, całe zdarzenie było jedną wielka ustawką. Takie zagrywki nie były Iganowi obce, często wykorzystywało się tak zwane "prawo" czy "system" dla osiągnięcia własnych celów lub Na dodatek najwidoczniej robioną na szybko, bo wszystko się kupy nie trzymało za dobrze... Igan rozważył kilka możliwych w tym przypadku scenariuszy, najsensowniejszy wydał się ten zakładający jakieś wyjaśnienia, przynajmniej Jan wydawał się rozsądnym człowiekiem; nie mówiąc już o tym, że wiedział w co chłopak jest zaplątany. No dobrze, porozmawiajmy i może się jakoś to uda odkręcić... "Bo do cholery jasnej po kiego wała miałbym go zabijać... i zostawiać świadka??! Zwłaszcza zostawiać świadka" - pomyślał - "Bądźmy poważni."


- Sensownie brzmiących? - Igan starał się nie roześmiać w twarz wszystkim łącznie z Janem grającym nagle dobrego ojczulka. To wszystko zaczynało przypominać... szeroko zakrojony spisek. Jednego wyeliminowano, drugiego właśnie usiłowano. Ucieczka była bardzo złym rozwiązaniem - byłaby odczytana jako przyznanie się do winy, a na to póki co nie mógł sobie pozwolić. Również nie mógł sobie pozwolić na aresztowanie. - Panowie, najpierw posłuchajcie siebie, a potem mówcie o sensowności... Jak to było? Ah, już wiem. Ten pan - wskazał ręką na człeczynę - doskonale grający przerażonego krawca widział mnie tutaj wczoraj wieczorem. Kto jeszcze mnie widział? Karczma zapewne pustą nie była. I co dalej? Jakiś anonim zawiadamia Radcę Wisdborna o tym, że dokonano tutaj morderstwa. Ciekawe skąd ten anonim to wie, skoro zwłoki odkryto dopiero rankiem? Równie ciekawe jest dlaczego zawiadamia radcę, a nie straż miejską, co byłoby i szybsze i bardziej poprawne... A, i oczywiście - dziękuję, że uważacie mnie za takiego idiotę, który w spokoju powraca rano na miejsce zbrodni, zamiast opuszczać miasto... Przecież to wszystko się kupy nie trzyma. Nawet jak na wrobienie mnie w jakieś bagno trochę to naciągane, ale widocznie komuś się spieszyło i poskładał historyjkę byle jak... Jeżeli faktycznie mnie tu widziano to zapewne znajdą się inni świadkowie i nie będzie problemu z ustaleniem w co byłem ubrany i o której godzinie podobno tutaj byłem... A potem porozmawiamy ze świadkami, którzy widzieli mnie w zupełnie innym miejscu. A sprawę skąd radca Wisdbrom wiedział o trupie w pokoju szybciej niż właściciel karczmy pozostawiam już wam do rozwiązania.
- Dość, śmieciu - gwardzista podniósł rękę, jakby mając zamiar uderzyć, ale się powstrzymał. - Nie twoja głowa, skąd mądrzejsi oraz lepiej postawieni maja swoje wieści. nas to także nie interesuje. Skoro kazali wziąć, to bierzemy. nic nam do tego. Tylko ze względu na szacunek dla Jana nie dostałeś po mordzie, ani nie zostałeś związany. Jan miał pewne wątpliwości, dlatego myślelim ściągnąć tu kogo, jakiego urzędnika, coby przesłuchał cie oraz innych, gdzieś w wolnym pokoju. Ale pyskuj tak dalej, to zaraz bierzemy cie na odwach.
- Panie Eryku, panowie - odezwał się Jan. - Spokojnie. Wziąć go zawsze zdążycie, jeśli jest winny. Wierzcie, także czekam na jakieś rozsądne wyjaśnienie.
- Może miał wspólnika oraz ten wspólnik go wsypał - stwierdził jakiś gwardzista. - Bywa. Zaś bandziory często wracają tam, gdzie zabili. Możeś myślał, że nikt cie nie widział, taki zas powrót usunąłby podejrzenia. Spotkałem kiedyś takiego sprytka. Zaś pewnie karczma była pełna, ale kto pamięta innych?
- Ja bym nie pomniał, gdyby nie całe mordy, które ten człowiek zrobił - wtrącił się ów świadek.
- Cichaj człeku. Spytamy jeszcze ciebie.

“...całe mordy, które ten człowiek zrobił” - słowa rzekomego świadka praktycznie postawiły Igana w stan najwyższej gotowości - do wszystkiego. Kto u licha wiedział, że ma na rękach czyjąś krew? Ba, kto w Silverymoon o tym wiedział skoro przybył do miasta trzy miesiące temu i zachowywał się jak wzorowy obywatel... Jedynymi, których zakatrupił w tym mieście byli bhaalici wczorajszego wieczoru. Czyżby i ten poczciwina był z nimi? To miałoby sens...
- Mordy? Wspólnicy? Dawanie w mordę? - Igan rozważał coraz mocniej opcje ucieczki, ale póki co postanowił grać swoją rolę - Chyba mnie z kimś mylicie. Naprawdę staram się być uprzejmy w tym co mówię, ale nazwanie mnie jeszcze raz mordercą, zwłaszcza przez jakiegoś ciecia skończy się mało przyjemnie. Jeżeli macie jakiekolwiek dowody poza poszlakami to mnie aresztujcie, jeżeli tylko to moje słowa przeciwko słowom innego człowieka to słucham - kiedy niby popełniłem jakieś morderstwo? Moi świadkowie się nie liczą? Ciekawy rodzaj sprawiedliwości tutaj macie...





Rześka i radosna, zadowolona z siebie Yllaatris otworzyła drzwi do kraczmy Jana. Była wcześniej. Liczyła, że uda się jej załatwić te dwie sprawy prywatne. A potem mogli omówić ich wspólny “interes”.
I jakież było jej zdziwienie gdy ujrzała straż miejską w karczmie „Północne serce”. Coś się musiało stać.
Kapłanka potoczyła wzrokiem po zbiegowisku. Jan rozmawiała właśnie z jakimś przedstawicielem stróżów prawa. A dalej stał otoczony czterema innymi strażnikami Igan. Coś tu bardzo pokrzyżowało jej plany.
W tej samej chwili jeden ze stróżów prawa odwrócił się.
- Co tutaj pani, robi? Proszę wyjść.
- Ona, ona jest stąd. - Jan wtrącił się.
- Jak stąd? - Tym razem to dowódca zabrał głos.
- Eryku, bardziej stąd. Rozumiesz?? - Jan odparł. Widocznie miał z dowódcą jakiś układ, lub znali się nieco lepiej.
- Szlag. - rzucił Eryk - Dobra. Ale lepiej, żeby wyszła. Lepiej.
- Ja tylko do swojego pokoju. - Yllaatris spojrzała na Jana.
- To proszę iść. - Dowódca patrolu się odezwał.
- Ale za jakieś 10 może 20 minut muszę wyjść znowu. Jestem umówiona z szambelanem Carterem. Nie mogę się spóźnić. - Yllaatris wyrzuciła z siebie pierwsze co jej do głowy przyszło.
- Proszę pani, dlaczego mi to pani mówi. Jan za panią ręczy. Nic mi do tego, z kim się pani spotyka, jeżeli nie ze mną. - A następnie Eryk przeniósł swój wzrok na karczmarza. - Janie, przygotuj, proszę, jakiś pokój, ty zaś, Mały - Zwrócił się do największego draba spośród strażników. - Idź przyprowadzić jakiegoś urzędasa śledczego.
Za wysokie progi... - Dodała w myślach kapłanka, a na głos
- Ale ten pan - Tu wskazała na Igana. - miał udać ze mną.
- Ten pan, szanowna pani , jest oskarżony o zabójstwo. Zapomnę, co teraz pani powiedziała ze względu na Jana, ale radze albo wyjaśnić te słowa, albo ich więcej nie powtarzać.
- Jak to o morderstwo?? - Tym razem zdziwienie Yllaatris nie było udawane.
- Pani - Igan ukłonił się lekko, z prawie dworską manierą - Wydaje się, że mamy tutaj drobne nieporozumienie. Tutejsi stróże prawa musieli mnie z kimś pomylić. Zostałem właśnie oskarżony przez tego człowieka i jakiegoś anomima o morderstwo... Obawiam się, że wyjaśnienie tej sprawy zajmie chwilę... - “Cholera” - pomyślał Igan - “teraz opcja ucieczki stała się jeszcze mniej sensowna”.
- Pomylić? to się zobaczy, przyjdzie ktoś. Jak będzie trzeba, weźmie się maga wykrywającego kłamstwa. Tymczasem trzeba poczekać. Jeśli nie jesteś, chłopcze, winny, nie masz się czego obawiać. Doba czy dwie kozy jeszcze nikomu nie zaszkodziły, ale jeśli jesteś, wiesz, lepiej spróbuj ucieczki. Wtedy możemy dobyć broni, żeby cię zadźgać. Będzie lepiej dla ciebie - trudno powiedzieć, czy to była dobra rada, czy dokładnie odwrotnie.
- Doba lub dwie?? - Yllaatris wydała z siebie pomruk świadczący o irytacji. - Szambelan nie ma doby lub dwóch. Ja też tyle czasu nie mam. - Tu wzięła głębszy oddech, aby się trochę uspokoić. - Zacznijmy więc wyjaśnianie moich słów. - Popatrzyła na owego “świadek”. - Bo ten pan pracuje dla mnie.
"Oj droga to będzie inwestycja, droga." - Yllaatris kalkulowała różne opcje.

Igan nie miał doby, a tym bardziej dwóch. Najwidoczniej wszyscy - łącznie z wydawałoby się inteligentnym Janem - wydali już wyrok w sprawie. Zwłaszcza postawa Jana była zastanawiająca co najmniej z dwu względów - po pierwsze doskonale wiedział, że zarówno Igan, jak i zamordowany wpakowani byli w działalność związaną ze “sprawami wagi państwowej”, po drugie - w końcu to na jego podwórku... Jednak tutaj może po prostu zależało mu na jak najszybszym zamknięciu sprawy i odsunięciu podejrzeń byle dalej od utytułowanej karczmy. Cóż, trzeba to będzie załatwić inaczej. Lepiej czy gorzej okaże się za chwilę. Wyczekał na odpowiedni moment i kiedy kapłanka Sune kończyła swoją kwestię o pracy. Skoczył w kierunku świadka znajdując obszar pomiędzy strażnikami. Dwa potężne skoki spowodowały że wylądował tuż koło siedzącego mężczyzny. Sztylet wcisnął się w pulchną szyję delikatnie nacinając skórę:
- Ktokolwiek się ruszy. Zabiję! Jasne?!? - stanął za świadkiem i spojrzał na obecnych w sali. - NIe mam dnia...
Yllaatris z wybałuszonymi ze zdziwienia oczami zastygła w pół ruchu. I tylko otwarte usta świadczyły, że coś chciała jeszcze dodać.
- No to mamy problem i to duży. - Dodała w myślach. - I całe podchody szlag trafił. I genialny pomysł też.
- Nie mamy - smutno stwierdził Jan.
- Nie mamy - potwierdzil Eryk. - Teraz nie ma co wyjaśniać. Spróbuj go zabić, pójdziesz na stryczek. Teraz za napaść wykręcisz się może kopalnią. Radze zostawić to.
- Stul pysk! Teraz gramy według moich reguł. Jak chcesz coś dodać to zaraz ci pozwolę. - Igan miał dosyć gier na dzisiaj. - Masz pod ręką maga wykrywającego kłamstwa?
- Nie mam, ale zaraz przyjdzie. Ale to nie ważne. Napaść na tego człowieka wystarczy, żeby cie posadzić. To nawet dobrze. Lubię Jana. Teraz zaś także on nie będzie miał nic przeciwko temu.
- Dawno poznałem zacnego Honorego szewca. To biedny, ale dobry człowiek - Jan starał się zapanować nad nerwami, ale widać było jego wściekły wzrok. Honory przestraszony niemiłosiernie zwijał się w ręku Igana wypacając tony strachu.
- Do żadnej napaści by nie doszło jakbyś porządnie wykonywał swoją robotę. - odparował Igan całkowicie spokojnie.
- O to chodzi, że wykonywali!! - Yllaatris też była wściekła.
- Ciekawe. Mam inne zdanie. Z góry założyli, że jestem winny czegoś czego nie zrobiłem, a nie dam się zadzgać w kozie Radcy Wisdbromowi, który po kryjomu czci Bhaala. - Blef, mógł być prawdą, w tej chwili dawał odskocznię i - nawet jeżeli był tylko blefem - rzucał nowe światło na całą sprawę.
- Lepiej go puść, to może da radę jeszcze coś zrobić. - Kapłanka stała jednak spokojnie w miejscu.
- Tak, lepiej go puść - powiedział Jan. - Narobiłeś sobie kłopotu. Czci Bhaala? Możliwe, ale na razie mamy młodego idiote, który próbuje zadźgać człowieka za to, że go po prostu widział.
- Igan!! Puść w tej chwili tego człowieka i oddaj się w ręce stróżów prawa. - Yllaatris powoli traciła cierpliwość.
- Widział? Ciekawe, musiałbym umieć się teleportować, albo mieć swoją magiczną kopię. Mówiłem nie ruszać się!!! - chłopak cały czas kontrolował pomieszczenie - Tracę cierpliwość, albo moje przesłuchanie, odbędzie się tu i teraz, albo...
- A ty myślisz, że co oni chcieli tu zrobić?? - Kapłanka zamknęła oczy i jeszcze raz spróbowała się uspokoić.

Żołdacy najwyraźniej nie zamierzali skończyć sprawy pokojowo. Gdy pierwszy z nich się ruszył z zamiarem zaatakowania Igan odskoczył do tyłu:
- Uważaj, będziesz następna. - Krzyknął jeszcze wskakując na stół.
- Ty tępy, bezmózgi,... - Lista wyzwisk była długa.
- Rzeka!!! - krzyknął jeszcze.
Kilka metrów do najbliższego okna i skok w okienną ramę. Fragmenty drewna i szkła wyleciały razem z chłopakiem na ulicę. Cóż - dawno nie opuszczał karczmy w ten sposób. Szybki bieg do najbliższego zaułka, dalej, i w kolejny... aby w końcu jakby nigdy nic wyjść przy jakimś niewielkim placu targowym...




“Cholera jasna” - pomyślał - “znów całkiem poza prawem. Mam nadzieję, że trepy wyciągną jakieś wnioski z tego, że pulchny świadek ocalił swoje gardło. Jeżeli nie, to niech ich...”

Teraz pozostawało jedno pytanie i od odpowiedzi na nie zależało bardzo wiele. Jednak odpowiedź na nie musiała chwilę poczekać. Po pierwsze należało rozwiązać kilka poważniejszych problemów. Za marne pieniądze kupił u jakiegoś handlarza starzyzną płaszcz podróżny. Jeden z tych co wyglądają na “znacznie znoszone” i jakiś starą torbę podróżną. W zaułku przebrał się i mógł ostatecznie uchodzić za świeżo przybyłego do miasta. Silverymoon było wielkie i to pozwalało zniknąć - przynajmniej na jakiś czas. Jednak póki co podążył w kierunku domu kapłanki Sune. Niezależnie od wszystkiego trzeba było uregulować rachunki. Zresztą, może nie tylko rachunki. Od wyjścia z karczmy Jana mogły minąć dwa kwadranse, góra trzy, a już heroldowie informowali mieszkańców o jego ucieczce. Widać wszystko było przygotowane wcześniej, bo żadna straż miejska nie działała aż tak szybko. “Mogli coś jeszcze dopisać. Poszukiwany za zamordowanie połowy karczmy byłoby lepsze...” - pomyślał wściekły wchodząc do najbliższego sklepu. Kupił jakieś pieczywo i wychodząc zarzucił na głowę kaptur. Przez chwilę zastanawiał się nad całą sytuacją i była ona chora. teraz może jeszcze kogoś oskarżą o znajomość z nim - najlepiej Jana. Ktoś jednak w tym mieście szył bardzo grubymi nićmi... Cóż - Jan został dopisany do listy “ożenić kosę w dogodnej chwili”. Ciekawe czy on też był zamieszany w całą sprawę czy tylko grał przygłupa? Nieważne. Czas na takie rozważania przyjdzie później. Teraz trzeba było szybko dotrzeć do domu Yllaatris.
 
Aschaar jest offline