Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2010, 21:57   #18
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Proszę panią. Przykro mi, ale jest pani zatrzymana do wyjaśnienia. - Dowódca patrolu zwrócił się do kapłanki. - Nie mamy nic przeciwko pani, ale niestety, parę pytań pewnie pani zadadzą chcieliśmy wszystko załatwić tutaj, na prośbę Jana, ale teraz, przykro mi. Zatrzymuje panią, kiedy zaś wrócą moi ludzie, odprowadzona pani zostanie na posterunek. Po przesłuchaniu ważniejsi ode mnie zadecydują co rozrobić panią oraz pani wyjaśnieniami Ależ oczywiście, ja się nigdzie nie ruszam. - Uśmiechnęła się sztucznie.
- Janie, przekaż proszę pozostałym, co się stało. Szczególnie Aerie, Jehierii i Orlammowi. A gdyby ktoś dziś o mnie pytał, to przeproś w mym imieniu za nieobecność i wyjaśnij, że się skontaktuję najszybciej jak się da.
- A ja tu nie mogę złożyć wyjaśnień?? - Ponownie spojrzała na dowódcę straży
- Dobra tyle mogę zrobić. Domyślasz się, jak Jaheira będzie zachwycona - skinął Jan.
- Ja go własnymi rękoma uduszę jak dorwę. Idiota jeden. - Uśmiechnęła się do Jana
- Nie, kapłanko - Akurat wszedł urzędnik z Małym oraz ktoś wyglądający na maga w pucułowatej czapce oraz trzymający laskę.
- Wybaczy pan, ale bandzior, który zadźgał biednego Rhistela uciekł. Mamy tutaj jednak Świadka, czy zechce pan go przesłuchać oraz potwierdzić jego słowa?
- Oczywiście - Uznał urzędnik, zaś czarodziej dokonał niezbędnych czynności.
- Cóż, właściwie - po chwili stwierdził urzędnik - rzeczony rzemieślnik rzek prawdę.
- Jeszcze jedno, mamy kwestie tej kapłanki. - dorzucił Eryk.
- Któż to jest? - zdziwił się przybyły.
- Bliska znajoma tego bandyty Igana, która go zatrudniała.
- Lady Yllaatris, kapłanka Sune - Przedstawiał się Ylaatris
- Cóż, przesłuchanie - ocenił urzędnik.
-Właśnie - obydwaj ignorowali Yllatris, dopóki wreszcie urzędnik nie stwierdził. - Pani imię zapisze się na posterunku, kiedy zostanie pani zamknięta oraz potwierdzi przy przesłuchaniu, kiedy się ono odbędzie, jak ktoś będzie miał czas.
- Ja wiem, że czas to pieniądz. - Yllaatris tym razem popatrzyła na urzędnika - Każdemu z nas zależy, by tracić go jak najmniej.

- Taaaaaak? - urzędnik wydał nieokreślony dźwięk, najbardziej przypominający gdakniecie kury. - Dobrze, możemy porozmawiać tutaj. Jeżeli ma pani istotne informacje, które nie mogą zwlekać, to rzeczywiście mogę dokonać przesłuchania. Wstępnego - podkreślił. - Potrzeba kontynuacji zostanie ustalona po przesłuchaniu wstępnym. Panie Janie, proszę pokój.
- Mam gotowy - skrzywił się karczmarz.



Już po chwili Yllatris oraz urzędnik siedzieli w jednym z pokoi. Drzwi były zamknięte, choć nie na klucz. Był to standardowy pokój, ot, dwa łóżka, stół oraz dwa krzesła z jabłoniowego drewna. Przez przydymiona nieco szybę wpadało trochę światła do środka.

Kapłanka usiadła na jednym z łóżek. Rozpięła swój płaszcz, tak aby było jej wygodniej. W końcu dobrze dopasowana i obcisła część wierzchnia garderoby utrudniała nieco przyjęcie wygodnej pozycji. Poprawiła włosy.
- Duszno tu. - Dodała lekko zamyślona zdejmując całkowicie okrycie. - Jestem gotowa. - Uśmiechnęła się przekrzywiając lekko głowę.

- No, jeżeli pani tak uważa, nie będę przeszkadzał - sam zrzucił pelerynę.- Rzeczywiście, troszkę tu duszno. Taaaaak - przeciągnął się - to co pani chciała powiedzieć, co przekazać władzom?

- To straszna zbrodnia, morderstwo. - Zatroskanie w jej głosi i na twarzy było nad wyraz autentyczne. - A moim obowiązkiem, jako prawej obywatelki, jest dołożyć wszelakich starań żeby jak najszybciej ująć i ukarać winnego. - Przygryzła dolną wargę, co dało jej wygląd świeżego, żeby nie rzec niewinnego kwiatuszka.

- No proszę, obywatelskie podejście - urzędnik rozłożył się wygodniej na krześle. - wie pani, nie jesteśmy potworami. Po prostu mamy taką pracę. sama pani rozumie, jest pani zamieszana w morderstwo. Rhistel był członkiem prawej rodziny miasta Silverymoon. Nie możemy panią ot tak puścić bez niczego. To byłoby niezwykle niepraworządne. Hm, czy pani coś mówiła?

- Ależ ja to rozumiem. - Yllaatris przyjęła jeszcze wygodniejszą pozycję na łóżku, ale w dalszym ciągu na nim siedziała. - Nie mogę w to uwierzyć, ze ten młody człowiek nie żyje. Zaledwie dwa dni wcześniej rozmawialiśmy, tu u Jana.

- No właśnie? Co ma pani do powiedzenia w związku z tym wszystko, co się wydarzylo tutaj? Proszę usiąść wygodnie, jeżeli zaś pani ma ochotę, to się położyć. Nie ma problemu. Taka piękna oraz mądra kobieta jak pani, na pewno mogłaby pomóc nam? Oczywiście jeżeli taki przypadek by nastąpił, to dalsze przesłuchanie nie byłoby konieczne. Co pani na to? Jakieś propozycje ... Rzeczywiscie, jest tu naprawdę gorąco - zrzucił wierzchni kubrak pozostając w samej koszuli.

- Zacznijmy może początku. - Spojrzała w kierunku drzwi. - Dziewiątego dnia Mirtula, miała przyjemność poznać Rihstela. Miły, młody człowiek. Cóż za cios dla rodziny. - Yllaatris wytarła kącik oka chusteczką.-Tu w karczmie “Północne serce”. Czarujący młody człowiek, ah, naprawdę, szkoda. - Yllaatris jeszcze krótką chwilkę porozwoziła się nad tragedią jak się tu rozegrała, szczerze zasmucona tym wszystkim.
- Pan to wszystko notuje, pardwa?? - Podeszła do urzędnika i nachyliła się nieznacznie nad nim. Nieznacznie, ale na tyle by przypadkowo dotknąć jego ramienia biustem. Tak by mógł wyczuć słodkawą woń jej perfum. - To naprawdę tragedia. - Pociągnęła jeszcze raz nosem. Ah, biedna kobieta nie potrafiąca zapanować nad swoimi nerwami. - Ja przepraszam. Ale, to jest,...

- Proszę pani, czy notuje, czy nie notuję, to nie pani sprawa. Powiem tak, jestem tutaj po to, żeby usłyszeć od pani jakąś informacje, która mnie zainteresuje, lub propozycje, która zastąpi informację. czy ma pani taką, czy nie? Bo rzeczywiście, nie mamy czasu na pierdoły - powiedział szybko.

- Ja nie mogę pójść do więzienia. - Yllaatris nadal szlochała. - Moje biedne turkaweczki sobie bez mnie nie poradzą. Same, biedne. Takie młode. Kto przypilnuje interesu??

- No cóż, powinna pani myśleć o tym wcześniej, zanim zaprzyjaźniła się z takim łajdakiem, jak ten bandzior Igan. ale - dodał łagodniej - rzeczywiście, moglibyśmy pani sprawę potraktować wyjątkowo. Cóż, wszyscy wiedzą, że jestem łagodnym człowiekiem oraz staram się ze wszystkich sil pracować na pożytkiem dla obywateli tego szczęsnego miejsca. Mogę się postarać, żeby właściwe przesłuchanie odbyło się względnie szybko. Może jutro, możne wieczorem. Spędziłaby pani w wiezieniu niedługi czas. Oczywiście, nawet ten niedługi czas mógłby być przykry dla takiej damy jak pani. wie pani, współwięźniarki nie należałyby do osób łagodnych. Niestety. Oczywiście, mogę też rzeczywiście przesłuchać panią tutaj. Wszystko zależy od tego, co mi pani zaproponuje. Oczywiście, mogłoby się tak zdarzyć, że nikt nie będzie tam dla pani miał czasu przez długi czas. wie pani, wszyscy są zajęci. Jak pani sama wspomniała, to jest cenne. Kiedy ma się wolne, można użyć przyjemności: wina, kobiet ... skoro prowadzi pani przybytek, sama pani rozumie. Lubie przyjemności, jak chyba każdy.

Yllaatris wysłuchując wywodu urzędnika przesunęła palcami po jego kręgosłupie w kierunku szyi. Dłoń zatrzymała na trzecim kręgu, tuż po niżej linii włosów. Delikatnie masując to miejsce.
- Przyjemności każdy lubi. - Wyszeptała do ucha mężczyźnie. - A my chyba mamy trochę tego cennego czasu?? Na trochę przyjemności...??
Ten błysk oka oraz oblizanie warg.
- Tak, mamy. Jest pani ... jesteś domyślna, słonko. to miłe, nie przerywaj tego ... nie przerywaj. Jeszcze przez chwilę. Trochę przyjemności ... uwielbiam, kiedy kobieta tak mówi. Nie lubię brać siłą ... to takie głupie uczucie ...wolę kiedy robi to sama ... kiedy chce ... oraz wrzeszczy z rozkoszy, a nie bólu. Chociaż my na krzyki nie możemy sobie za bardzo pozwolić. Nie przerywaj ... moja malutka turkaweczko.
- Rozluźnij się. - Druga ręka powędrowała do sznurków przy koszuli i z wprawą poczęła je rozsznurowywać. - Po co na siłę. - Ale kapłanka wiedziała że to typ, który lubi jak brane przez niego panienki się go boją. Tacy jak on lubią czuć władzę. Bo władza jest dal nich przedłużeniem wiadomej części ciała.
Yllaatris stała teraz nad wygodnie, na ile to możliwe na krześle, rozwalonym urzędnikiem. Koszula opadła gdzieś na podłogę. Już po chwili był odprężony i bardziej podatny na dotyk.
- A to tylko przedsmak. - Pociągnęła go za rękę. - Tam jest wygodniej.
Łóżko rzeczywiście było wygodniejsze do takich celów, jak powszechnie wiadomym było.
- Ty prowadzisz, turkaweczko. Ufam kapłance bogini przyjemności. Jesteście ponoć najlepsze - był gotów się poddać jej. Wprawdzie wydawał się charakterem dominującego brutala, ale możliwość przelecenia osoby, która powinna być najlepsza, spowodowała, ze na chwile odłożył swoje zwyczajne. Odłożył ... albo tylko na moment leciutko utemperował, by dać jej nadzieję oraz sobie czas na orientację.
Tacy jak on rzadko odwiedzają przybytki najwyższej klasy. Nie wiedzą więc co tracą. Są przez to bardziej podatni na te nieznane im rzeczy. Wprawdzie Yllaatris doskonale wiedziała, że najprościej byłoby zwyczajnie nogi przed nim rozłożyć. Ale i ona miała ochotę na małą zabawę.
- Szkoda. - Ta pierwsza fala przyszła dla niego zupełnie niespodziewanie i znienacka, ale gwałtownie. - Szkoda, że tu pokrzyczeć nie możemy. - Ale pomimo tego, że zawartość jego spodni wzbogaciła się o pewną galaretowatą maź, stan uniesienie nie odszedł. Kapłanka potrafiła o to zadbać.
- To było ... miłe - wyrzucił z siebie po chwili skrzekliwe. - Wasza opinia rzeczywiście jest uzasadniona. Cudowne dziwki, które potrafią każdemu zrobić dobrze.
Szybko rozpinał spodnie, potem zaś nagle złapał ją za włosy, przyciągnął do swoje twarzy oraz gwałtownie ucałował gniotąc wargi. zalatywał piwem oraz czosnkiem.
- Teraz zrób to jeszcze raz. Teraz. Rozumiesz - powiedział uśmiechając się obleśnie. - Jeżeli nie chcesz mieć kłopotów, zrób to.
- Taki z ciebie buchaj?? - Zmiana pozycji trochę wszystko utrudniła. Ale dla utalentowanej artystki nie stanowiło to większego wyzwania, zwłaszcza, że ów jegomość znacząco jej w tym pomógł, dając jednocześnie pogląd na to co on lubić może. - I z pewnością kobiecie dać potrafisz taką przyjemność, taką że się powstrzymać nie może. - A ton jej głosu wskazywał iż jego reakcja bardzo jej się spodobała. - Ale chyba nie tu?? - Z żalem w głosie dodała. - Może..., ah może do mnie przyjdziesz?? - Tym razem galaretowata maź i na niej wylądowała.
- Tak? Do ciebie? Dobrze. Dobrze, jeżeli masz takie kobiety, którym nie trzeba dawać przyjemności, ale one potrafią dać prawdziwemu mężczyźnie. Rozumiesz? Rozumiesz - odpowiedział na własne pytanie. - Przecież też jesteś dziwką. Wszystkie jesteście. Prawda? - Ponownie szarpnął ja za włosy podnosząc do swoich ust. Tym razem trzymał dłużej. - dobry jestem. Ha. Dobry dla ciebie. Dla was wszystkich.
- Przy prawdziwym mężczyźnie każda czuje się jak dziwka. - Odparła namiętnym głosem.
Oderwał się od niej.
- Tak. Tak. Dobrze. Wieczorem. Wieczorem. Dużo wieczorem. Rozumiesz? Bo inaczej pożałujesz. ale nie. Ty chcesz mnie. dobry jestem. He, Kurwa, dobry. Dziwko. uwielbiam to słowo, pierdolona dziwko - ubierał się.
- Wieczorem. - Odparła rozmarzonym głosem. - Dobra, przesłuchałem ta panią. Jest wolna - krzyknął do swoich otwierając drzwi.
Urzędnik i strażnicy wyszli. Po kilku minutach i Yllaatris zeszła na dół. Musiała się nieco do porządku doprowadzić, do porządku po przesłuchaniu.
Jan stał jeszcze przy barze.
- Zapłacę za to okno. - Wskazała drogę ucieczki Igana.
- Dobrze, tak powinnaś postąpić - Jan skinął głową i obdarzył ją życzliwym spojrzeniem.
- Wiesz gdzie rachunek wysłać. - Uśmiechnęła się trochę sztucznie. -A teraz czy mogę prosić o kąpiel?? Mam tu jeszcze coś do zrobienia, i nie mogę udać się do siebie.
- Jasne. Zaraz coś przygotuję. Albo nie, zaraz. Tam na tyłach masz łaźnię. jest balia, woda powinna być jeszcze ciepła, jak nie, podgrzej na kominku, który tam jest. Aha, zatkaj skoblem, bo niektórzy goście lubią podgadać, albo niechcący wchodzić. - Odparł karczmarz.
Kapłanka wzruszyła tylko ramionami. On mógł być zły za to co się stało, ale co to ją obchodziło. Miała swoje własne problemy.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline