Trochę zgarbiony, przypominający żebraka Igan załomotał do drzwi domu kapłanki Sune, domu, który opuścił zaledwie kilkadziesiąt minut temu..
Drzwi otworzyła młodziutka kobieta.
- Panienka wspomoże biednego żebraka strawą? - zapytał trochę z przekory, trochę aby wymóc wejście. Rozmawianie przy drzwiach nie było najlepszą opcją, zwłaszcza, że nie wiedział na ile dziewczę jest wprowadzone w sprawy domu...
Dziewczyna zrobiła się zrazu czerwona na twarzy. Wzrok spuściła i zacinając się strasznie usiłowała coś mu odpowiedzieć.
- Pani..., pani Yllaatris,... w... domu nie ma. - Co tylko spojrzała w twarz swojego rozmówcy, to jeszcze większych trudności nastręczało wykrztuszenie czegokolwiek z siebie.
- A kto jest? I czy to pani zawsze strawą biednych żebraków częstuje? Chwalebne to i rozgłoszenia warte - to nie był dobry dzień, po stokroć to nie był dobry dzień...
- Ja muszę,... ja muszę,... - Rozmowa rzeczywiście do łatwych nie należała. Dziewczyna zachowywała się jak spłoszona dziewica, nie wiedzieć zupełnie jaka jest tego przyczyna.
- Musisz co? - zapytał po czym zreflektował się - Znaczy może jest ktoś z kim mógłbym porozmawiać.. o strawie...
- Jest,... pani,...
- Co ty tam tyle robisz, Darsys ?? - Znajmy głos przerwał kolejną próbę sklecenia zdania.
- Bo,..., bo, ... - Dalej czerwona jak burak dziewczyna odwróciła się na chwilę w kierunku wnętrza.
- Bo co?? Dziewczyno wykrztuś z siebie. - Definitywnie głos należał do rudowłosej, z którą Igan spędził część nocy.
- Elisys musimy porozmawiać! - przeszedł koło rozdygotanego dziewczęcia i znalazł się w środku - Mamy mało czasu.
- Ale,... ale,... - Dziewczyna próbowała zaprotestować gdy żebrak przekroczył próg domostwa.
Natomiast zza załamania korytarza wyłoniła się i właścicielka głosu, początkowo nieco zdziwiona zachowaniem nieznajomego.
- Cóż za śmiałość. - Odparła oburzona. - Proszę wyjść, albo wezwiemy straż miejską.
- To,... to,..., to on. - W końcu udało się Darsys złożyć jakieś zadanie. - W nocy,... on,... ty,...
- Tak, ja. - Igan zrzucił kaptur do tyłu - Nie mamy za wiele czasu, więc będę się streszczał. Jestem oskarżony o zabójstwo,
- Dziecko idź zobacz co tam w kuchni. - Elisys podeszła do drzwi, odsuwając jednocześnie Drasys. Wyjrzała przez nie, a następnie zamknęła. - No idźże już. - Z wyraźną ulgą dziewczyna opuściła ich.
- Znaczy wrabiają mnie w zabójstwo z wczorajszej nocy, a alibi tutaj jest raczej... Nie wchodzi w rachubę. Nieważne. Przy próbie aresztowania była lady Yllaatris i nie wiadomo jak się sprawy potoczyły dalej i na czym w końcu stanęło. Ale - w razie czego trzeba by coś zrobić z piwnicą... a właściwie z ludzką zawartością...
- Nie poznałam cię w tym przebraniu. - Elisys pociągnęła Igana do piwnicy. - Za to Darsys tak. - Tu uśmiechnęła się. - Zresztą sam widziałeś jak na nią działasz
- Eeee... Tak, ale nie mam... nie mamy... Wróćmy do tematu. Straż już mnie szuka, więc przebywanie tutaj nie jest dobrym pomysłem...
- No domyślam się. - Otworzyła drzwi do znanego mu już pomieszczenia. A skrępowani wyznawcy Bhaala nadal tam tkwili. - I co z nimi??
- Tu ich nie możemy zostawić. Przynajmniej nie obu... Cholera. Jednego może dałoby się gdzieś ukryć w domu. Wsadzić pod kołdrę i niech udaje ciężko chorego, czy coś... Ale dwu to już nie przejdzie... Macie tu jakiś wóz, aby go wywieźć?
- Oczywiście. Wozy są w stajni. - Głową wskazała kierunek.
- To pożyczę wóz i wywiozę jednego nad rzekę. Tego, którego nie przesłuchiwaliśmy. Zamknę go gdzieś i niech sobie poczeka na lepsze dni. Temu drugiemu niby obiecałem, że pomogę mu uciec z miasta , ale sprawy są jak widać...
- Ale w razie czego zeznam, że ukradłeś. - Wtrąciła z rozbrajającą szczerością.
- Tak będzie najlepiej. W zasadzie nic nie powinno mnie teraz łączyć, ani z tym domem, ani z lady Yllaatris. Szlag by to wszystko...
Igan poszedł szybkim krokiem w kierunku wskazanej stajni i wybrał najmniejszy wóz, dwukółkę właściwie. Zaprzągł ją do konia i jednocześnie wyjawiał swój plan:
- Jednego wpakujemy na wóz i przykryjemy słomą, a na wierzch dorzuci się trochę gnoju, co powinno zniechęcić strażników do grzebania w wozie, a jednocześnie dobrze wytłumaczy dlaczego wóz nie jedzie głównymi ulicami tylko opłotkami nad rzekę... Jak pozbędę się gościa spróbuję wrócić, aby oddać wóz, czy ewentualnie zabrać drugiego... gdziekolwiek. Zaszyję się w jakiejś zapyziałej knajpie w okolicach doków. Jak można się z lady Yllaatris skontaktować?
- A jak się wcześniej z nią kontaktowałeś?? - Spytała całkiem poważnie. - Jeżeli ktoś pragnie się z nią zobaczyć, to wysyła tu list lub umyślnego.
- Wcześniej... nie było potrzeby kontaktowania się. Nie wchodząc w szczegóły - nas oboje, oraz inne osoby, poproszono o wykonanie pewnego zadania. Teraz jedna z tych osób nie żyje, ja jestem ścigany, a resztę... sama sobie dopowiedz... Chcę wiedzieć, czy mimo wszystko usiłujemy wykonać naszą robotę, czy nie. Jeżeli tak to na jakich warunkach. Dobrze, teraz słoma - dodał kiedy bhaalita znalazł się na wozie.
- Tyle to jej mogę przekazać. - Odparła pomagając mu słomę rozkładać. Kilka źdźbeł zostało w jej włosach, co można by rzec, dodawało jej uroku.
- Jak już będę wiedział gdzie się zatrzymam postaram się dać znać, na wszelki wypadek... Gdy będę wracał osoba stojąca przy bramie oznacza "jest bezpiecznie", gdy nikogo nie będzie - wóz zostawię w ulicy na tyłach.
Elisys pokiwała głową, na znak, że rozumie.
Igan wrzucił widły na wóz, założył kaptur na głowę i usiadł na koźle:
- Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy... W jakichś normalnych warunkach...
- Ja też. - Odpowiedziała cicho. - Ja też.
Bocznymi ulicami, co doskonale wytłumaczyć się dało "śmierdzącą zawartością" wozu Igan dotarł nad rzekę. Nadrzeczne tereny zalewane w ostatnich latach podczas wiosennych roztopów stały się swoistą enklawą nieużytków w zagospodarowanym i uporządkowanym mieście. Najwidoczniej nikomu nie przeszkadzało to jeszcze na tyle, aby się tym zająć, lub - jeszcze nikt nie zwąchał w tym swojego interesu. Przy rzece porzucono wiele domów i właśnie przy jednym z takich domów Igan zatrzymał wóz.
Zaciągnął związanego bhalitę do środka pozostawiając na później problem co z nim zrobić. Resztę słomy i gnoju zrzucił w okolicy. Czym prędzej wrócił do domu kapłanki. Przy bramie stał mężczyzna z namaszczeniem czyszczący metalowe okucia. Igan wjechał na teren posesji i po chwili z drugim bhalitą leżał na wozie przykryty brezentem. Wóz szybko potoczył się w stronę doków. Mówi się, że człowiek ukrywa się w terenie najbardziej mu znanym. Może była to prawda.
Kiedy wóz zniknął za zakrętem, z bhalitą praktycznie niesionym na ramieniu podążył do pierwszej z brzegu tawerny.
- Zrób cokolwiek głupiego, a... wiesz co cię czeka - syknął kiedy wchodzili do wnętrza. Tawerna była jedną z tych, które charakteryzowały się dwoma podstawowymi cechami - były zawszone i nikt nigdy niczego tutaj nie widział. Po kilku minutach byli już w "pokoju z tyłu" - kaprawy standard więziennej klitki rekompensowało doskonałe wyjście na tyły budynku. Było nieźle. Igan pomógł mężczyźnie położyć się na pryczy mówiąc coś o odpoczynku i zdrowieniu. Może to była bujda, ale...
Usiadł na drugiej pryczy i spojrzał w ścianę. Problemów nagle pojawiło się kilka. Jedne były łatwiejsze do rozwiązania, inne trudniejsze.
"Dobra, zobaczmy na ile jeszcze jesteśmy w grze... Robota dla dobrych się skończyła. Cóż, kiedyś to musiało nastąpić." - pomyślał chłopak wychodząc z pokoju.
Dwie ulice dalej od razu wyłowił z tłumu ludzi "informację". Stary kuternoga siedział na skrzyni i zbierał datki od przechodniów. Igan podszedł do niego i udając, że szuka miedziaków w sakiewce powiedział:
- Nazywam się Matnick. Jak ktoś będzie o mnie pytał...
- Ah, da pan biednemu na strawę w tawernie "Długi Węgorz", po dziesięciokroć niech szacownego bogowie wszelacy błogosławią...
Pieniądze "za usługę" przesypały się do kubka Kutrenogi i Igan poszedł dalej. Podążył w kierunku domu kapłanki Yllaatris - jej wypadało pozostawić informację, że znaleźć go można poprzez Kuternogę w towarowych, portowych dokach. Reszta... reszta się okaże.