Kamień to nie był hak. Trudno było mieć nadzieję, że uda się nim trafić w oko stalowego pierścienia. Trudno było mieć nadzieję, że się nie rozplącze, zwłaszcza kiedy wiązały go na końcu liny drżące ręce paladyna i kapłana. Jednak pomimo wszystkiego udało im się jakoś znaleziony hak umocować. Dopiero w tej chwili uzmysłowili sobie, że wielki segmentowy robal od jakiejś chwili nie daje po sobie znaku życia. Unieśli swój wzrok, ale dostrzegli go w tym samym miejscu co był wcześniej. Tylko sterczące w górę czułki wachlowały nieco bardziej nerwowo, jakby stwór wyczuwał ich bliskość. Ich obecność.
Krótka modlitwa do opiekuńczych bóstw mogła pomóc. Zaszkodzić z pewnością nie mogła. Dopiero po niej ruszyli ostrożnie wzdłuż ściany pieczary ku wyzierającej ze sklepienia studni. Skąpani w upiornym, błękitnym blasku portalu. Bez pochodni. Paladyn z liną w ręku a kapłan z korbaczem. Tak… profilaktycznie…
Byli może kilka kroków od pierścienia, kiedy równocześnie Ronir cisnął liną w górę szczęśliwie trafiając w pierścień i pozwalając by lina spadła z drugiej strony a wielka stonoga zwinęła w miejscu swe segmentowe cielsko i stanęła na wprost biegnących śmiałków. Jakby chciała odstraszyć ich. Przestrzec przed próbą zagarnięcia jej na wpół już skonsumowanego posiłku. Jej wielkie szczęki w paszczy i jadowe kolce na odwłoku nerwowo zatrzaskały, bestia gotowała się do ataku…
Ronir nie tracąc ni chwili, kiedy tylko drugi koniec liny znalazł się na ziemi, schwytał go i z desperacją człeka, który widzi już bliski koniec pełnej udręki drogi, skoczył. Szarpiąc linę ile sił wspinał się nie zważając na kapłana. Nydian… miał w ręku korbacz. Wielki segmentowy potwór opadł na swe chude łapki i ostrożnie ruszył ku niemu. Kapłan miał świadomość, że może nie zdążyć. Paladyn już znikał w czeluści studni, już chwytał się kamiennych wypustek, już był… bezpieczny.
Ciśnięty precz korbacz odwrócił na chwilę uwagę wielkiego, większego od elfa trzykrotnie stwora, który najwidoczniej reagował na dźwięk i ruch. Kapłan zamarł na chwilę czy to celowo, czy też sparaliżowany ze strachu. Wystarczyło. Wielka stonoga ruszyła ku korbaczowi, dając mu jedyną szansę na ocalenie. Skoczył i kilkoma ruchami ramion wzniósł swe ciało w górę. Był w studni…
Do błękitnego, falującego portalu dotarli bardzo szybko, choć nie bez wysiłku. Wcześniejsza droga w dół była znacznie łatwiejsza. Przez chwilę wahali się, czy wkroczyć w rozświetlający podziemny tunel blask, ale wiedzieli, że to jedyna szansa na powrót do domu. Raz jeszcze poprosili w myślach Bogów o błogosławieństwo … i wkroczyli w tętniącą kolorami przestrzeń…
KONIEC
Niniejszym gratuluję Ronirowi i Nydianowi powrotu do Wrót. Jesteście chłopcy w domu. Doświadczenie i inne sprawy załatwimy na GG. Niebawem Wyprawa II…