Luigi Batista ~Don Matteo... To wdepnęliśmy w gówno. Skoro sprawa dotyczy też Bladego, to stoimy w gównie obiema nogami i to po kolana. ~
Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi sprawił, że Luigi poczuł dziwny ucisk w żołądku, zapach alkoholu i dymu spotęgował jeszcze to uczucie. ~ Kurwa, chyba czas się zmywać. Trzeba powiedzieć Scalonim co w trawie piszczy.~
istotnie sytuacja wyglądała niezbyt ciekawie, jednak Luigiemu przyszedł do głowy pomysł ~ Sam mogę sobie nie poradzić, poza tym Burgo może sowicie wynagrodzić wybawcę... A chuj! Gorzej nie będzie!~ stwierdził, po czym wyprostowany wyszedł z ukrycia.
Porywacze zaczęli wrzeszczeć, spanikowali. Szlachcic choć miał zawiązane oczy, wyczuł że coś jest nie tak, wiercił się i postękiwał coś przez zakneblowane usta. Z początku grupka wydzierających się i biegających w kółko zbirów nie zauważyła stojącego na balkonie Batisty. Jednak gdy zabrał głos, stanęli jak wryci, bez słowa. – Zapowiada się nam bardzo gorąca noc...-
Rhenee stali z otwartymi gębami, gapili się na niego całkiem zdezorientowani. Luigi z uprzejmym uśmiechem kontynuował więc: - Należę do rodziny Scalonich. Gdy zrobiliście jatkę w gospodzie, pobiegłem za wami aż tutaj. Zważywszy na to, że znajdujemy się w kiepskiej sytuacji, musimy sobie pomóc, w przeciwnym wypadku się usmażymy. Jeżeli uda się nam stąd wydostać, pójdziecie ze mną do „Brackiej”, tam wyśpiewacie nam wszystko co wiecie o waszym chlebodawcy. Ja w zamian zapewnię wam, że Scaloni nie zemszczą się na was, a może nawet pomogą się zrewanżować szanownemu Don Matteo, któremu wszyscy jesteśmy coś winni. Jeśli mi nie pomożecie, a jakimś cudem ujdziecie z życiem, mogę wam zagwarantować, że Scaloni w końcu was znajdą i pozażynają jak prosięta. Tylko ze mną macie szanse na przeżycie. To jak możemy sobie pomóc?
Nie miał pojęcia czy Scaloni dadzą im szansę i nie obchodziło go to. Luigi zrobił to w czym był dobry, nakarmił napastników stekiem kłamstw, dał nadzieję na przeżycie i zemstę. A kłamcą Batista był doskonałym, chyba jednym z najlepszych w całym mieście. Teraz mógł tylko mieć nadzieję że mu się udało. Zbiry dalej stały z otwartymi paszczami i gapily się w niego jak na gołą babę – Zaznaczam, że czas płynie, a ta buda zaraz pójdzie z dymem... razem z nami... -
powiedział z przekąsem w oczekiwaniu na reakcję porywaczy. |