Sytuacja w jakiej się znaleźli wyglądała czarno. Zarówno w przenośni jak i dosłownie, gdyż w komnatach panowały nieprzeniknione ciemności. Znaczy się nieprzeniknione dla ludzkiego oka, gdyż dla wampirzego jak najbardziej. Mal zaczął się zastanawiać nad tą różnicą i po chwili zaczął mu światać w głowie pomysł. - Posłuchaj Livet. Pamiętasz zbroje jakie molestowaliśmy? Jeśli porozstawiamy je w komnatach i korytarzach, to w panujących tu ciemnościach, nawet rozświetlanych światłem pochodni będą zwodziły ludzi, spowolniały ich i dawały nam szansę siania zamieszania.
Livet, która całą swoją uwagę skupiła na nasłuchiwaniu czy nie nadchodzą polujący na nich ludzie, usłyszawszy słowo “molestowaliśmy” w pierwszym momencie się najeżyła i odpowiedziała chłopakowi sycząc przez zęby: - Jakie molestowaliśmv? Jakie molestowaliśmy?! Sam je obmacywałeś ja ich nawet palcem nie tknęłam! - słysząc jednak jego dalsze słowa ugryzła się w język i dodała - Możemy spróbować. Ekhm... ekhm... to znaczy pewnie masz racje, może to nam pomoże. Wiesz tak sobie dumam, że może Tillit by sobie do nich poleciał i narobił im małego zamieszania, wiesz w ciemności mogą i jego się przestraszyć. Jak myślisz? Gdybyśmy go poprosili to może by zrozumiał... - podsunęła swój pomysł patrząc na bekającego smoczka z uśmiechem. - Livet... ale czy on nie jest nieco zbyt mały? Szybciej skrzydełka sobie o pochodnie osmali niż kogokolwiek wystraszy - Mal powątpiewająco spojrzał na Tillita, który znowu jakby rozumiejąc co się o nim mówi wściekle zasyczał spoglądając na wampira. - Ciekawe jak by zareagowali, gdyby w zbrojach ukryć palące się pochodnie. Efekt gorejących oczu mógłby trochę namącić im w głowach. Chłopak wolał skoncentrować się na tym co można zrobić w obecnej sytuacji, niż na zbliżającym się nieuchronnie końcu jego nieżywota. - I wiesz co? Musimy znaleźć sposób na gaszenie pochodni. Bez światła będą całkowicie bezradni i będziemy mogli wybrać ich jeden po drugim niczym raki z saka.
Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na smoczka. - To dobrze że jest mały, przeleci nad nimi jak strzała i nawieje. Jakoś Tobie nie przeszkadzało, że jest mały, opędzałeś się od niego jak od jakiegoś ogromniastego stwora. Skąd weźmiesz pochodznie aby wsadzić w zbroje? A co do gaszenia, masz rację... tylko jak? - już miała na końcu języka. “Zademonstrowałeś jakie masz płuca wydzierając się więc pewnie i oddech będziesz miał taki, że nie tylko pochodnie ale i trzymających je w dłoniach ludzi zdmuchniesz”, ale pomyślała, że znów się jej będzie czepiał, że jest nie miła, więc zatrzymała swoją uwagę dla siebie. Zerknęła na Tilla, pogłaskała go po gółwce i szepnęła: - Pomożesz nam prawda? Rozumiesz co do Ciebie mówię, na pewno rozumiesz. Postarasz się jakoś ich nastraszyć? - smoczek popatrzył na nią i poderwał się do lotu w stronę wyjścia z pomieszczenia, w którym się znajdowali. Dziewczyna zdążyła jeszcze wyszeptać - Uważaj na siebie... proszę... - i odwróciła się do wampira, aby pomóc mu w realizowaniu jego planu. - Mal! Popatrz na dywan! Jak staną na nim nasi goście to możemy pociągnąć go do siebie za drugi koniec, wywalą się i może pochodnie im zgasną, a i potłuką się przy okazji i lustra jeżeli takie ze sobą taszczą. Co o tym myślisz? - podzieliła się z wampirem swoim pomysłem jaki jej się nasunął do głowy gdy lustrowała pomieszczenie wzrokiem. -A w ogóle damy radę go przesunąć? Na tyle mocno, żeby ludzie popadali? Na pewno by myśleli że im się sufit wali na głowy. Mal wyszczerzył zęby na mysl o panice jaką by to wzbudziło. - Do gaszenia pochodni możnaby użyć namoczonych zasłon, narzut, serwet. Tak, zdecydowanie lepiej było myśleć o walce, przygotowywać się do niej niż rozpaczać. Wampir czuł jak narasta w nim energia i chęć walki. Jego myśli stawały się coraz bardziej czerwone, posoka ściekała z nich już nie kroplami, lecz potokami. Co chwilę odsłaniał kły w drapieżnym usmiechu i oblizywał zęby. - Pozbierajmy miecze, włócznie, wszystko co można użyć do rzucenia. Gdy tylko znajdą się w drzwiach oberwą. To im da do myślenia. - A czemu mięlibyśmy nie dać rady? Przecież siłę mamy, ja sama wywaliłam Cię bez problemu z miejscówki jaką sobie wybrałeś do spania. - przypomniała Livet chłopakowi zdarzenie przy sarkofagu - we dwoje nie będziemy mieli żadnego problemu z pociągnięciem za dywan.Musimy tylko ukucnąć na jego końcu, tak aby nas od razu nie dojrzeli i pociągnąć jak kilku z nich stanie na nim. Zrobi się zamieszanie na pewno, a my zwiejemy dalej. Może się też wystraszą i jednak zrezygnują z włażenia dalej... - Wykorzystamy każdą szansę- Mal nie miał co do tego żadnej wątpliwości. - Drogo zapłacą za to, że zadarli z nami. Damy im taką nauczkę, że do końca życia nie zapomną. Z energią zabrał się za ciąganie zbroi i rozstawianie w różnych miejscach tak, aby jak najbardziej sprawiały wrażenie czających się ludzi i przyciągały uwagę, tak by przyciągać spojrzenie odwracając od czegoś innego. Specjalnie ciągał je tak aby robić jak najwięcej hałasu. Hurkot i brzęk metalu roznosił się wielkim hukiem po całej okolicy przysparzając wieśniakom dodatkowych rozterek.
Na koniec przygotowań przyciągnęli z jadalni solidny stół i ustawili tak by w każdej chwili móc go chwycić.
Dziewczyna zabrała się za pomaganie wampirowi. Poprzez hałas jaki robili nie wiedziała, gdzie znajdują się ich prześladowcy. Ustawiwszy jedną ze zbroi w pobliżu wejścia, szturchnęła Mala w bok. - Idziemy na korytarz i tam poczekamy jak wlezą na ten długi dywan co? Pociągniemy i w nogi... Potem poczekamy na nich tutaj i zadziałamy tymi zbrojami? Posłuchajmy też czy Tillit coś zdziałał, może oni już nawiali, a my niepotrzebnie tu robimy raban...
Mal na dźwięk słów dziewczyny wstrzymał się i wytężył słuch. Szybko zdał sobie sprawę, że ludzie byli już tuż tuż i że już pora przygotować się do stawienia im czoła. - Livet... jesteś gotowa? Szepnął doskonale wiedząc, że tak.. Schowani za rogiem w napięciu czekali na nadchodzących. Nie trwało długo aż na schodach pojawił się blask pochodni, a do uszu dotarły odgłosy stąpania po schodach. Mal wyszczerzył kły ciesząc się z wahania jakie słyszał w krokach ludzi. Calym sobą czuł że sie lękają i napawało go to radością. W krótce stało się. Sylwetki niosące pochodnie jedna po drugiej wstępowały na czerwone sukno. - Teraz - Szepnęła Livet i niczym dwa bezszelestne cienie skoczyli do dywanu, chwycili go i z całej siły szarpnęli wyrywając go spod nóg napastników. Ludzie poczuli jak im ziemia spod nóg ucieka i w panice zaczęli wywracać się i krzyczeć. W chwili największego zamieszania para wampirów chwyciła ciężki stół i wykorzystując do tego wszystkie swoje siły cisnęli w sam środek zgiełku. Dębowy blat pomknął korytarzem i ciężko uderzył w znajdujących się na jego końcu ludzi.
__________________ Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem. |