Wampirza improwizacja przyniosła nadspodziewanie dobre efekty. Oboje widzieli w ciemnościach kłębowisko ludzkich ciał, słyszeli krzyki i zapach krwi wypływającej z pękniętych żył. Ktoś jęczał, ktoś klął, ktoś wołał mamy, inny skarżył się na złamaną nogę. Napastnicy próbowali równocześnie pozbierać się z ziemi, pomóc rannym i nie zakłuć nawzajem bronią. Tupot stóp świadczył, że jeden czy dwóch napastników zwyczajnie zwiało. Zgodnie z przewidywaniami Livet uderzeniu mebla towarzyszył też dźwięk tłuczonego szkła - wampiry nie musiały bać się już luster. Pochodnie upadły na ziemię, tląc się stłumionym światłem... jednak nie wszystkie. Kurta jednego z wieśniaków buchnęła nagle jasnym płomieniem, koncentrując się w okolicach klatki piersiowej. Najwyraźniej nieszczęśnik wziął ze sobą alkohol dla kurażu, a teraz zawartość rozbitej piersiówki stanowiła znakomitą pożywkę dla ognia. Płonący mężczyzna wpadł w panikę; zamiast ściągnąć ubranie zerwał się na równe nogi, po czym - wrzeszcząc z bólu i przerażenia - pomknął wgłąb korytarza, mijając parę osłupiałych wampirów i przewracając jedną ze zbroi-straszaków. Rumor upadającego metalu przestraszył go jeszcze bardziej - jego krzyk ucichł dopiero gdy jego stopy straciły oparcie, a on sam runął po schodach w dół. Po chwili z niższego poziomu wydobywał się już tylko swąd palonego ciała. Paradoksalnie jednak płonący towarzysz otrzeźwił resztę wieśniaków. Stół wyrządził największe szkody na końcu pochodu, toteż przywódcy i kapłanowi nie stała się krzywda. Co prawda Livet wyraźnie czuła, że postać w szarych szatach zmoczyła się ze strachu, ale stojący obok mężczyzna nie zamierzał się poddawać. - Wstawać! Pochodnie w górę! Jakob! Kor! Wyprowadźcie rannych na górę, niech inni się nimi zajmą i wracajcie zaraz! Reszta za mną! - Ale wampir... - Nie ma żadnego wampira! A na pewno nie ma tu Barona! Jaki wampir rzucałby w nas stołem, hę? Chcecie, żeby wasze dzieciaki skończyły jak Lisa? Łapać widły i za mną! - to powiedziawszy ruszył do przodu, machając pochodnią trzymaną w lewej ręce jak bronią. Reszta niepewnie podążyła za nim. |