Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2010, 11:02   #25
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Liberty City, Algonquin, róg Galveston Ave i Hell Gate, Bar Lucky Winkles, godz. 16:01

- Ej, koleś - Eddie zwrócił się opryskliwie do Tony'ego. - Nie chcesz ze mną robić interesów to nie musisz. Dobrze mi się żyje za to co mam i więcej mi nie potrzeba. Jeżeli w ogóle kiwnę palcem to tylko ze względu na Profesora, jasne? A jak na dzień dobry masz zamiar wstawiać mi gadkę o szczurach to może od razu sprawdzisz czy nie mam pluskwy co? Jak się coś nie podoba to tam są drzwi - nie czekając na reakcję Armone'a zwrócił się do Erica.

- Słuchaj Profesor - zaczął odmienionym, przyjaznym i pełnym szacunku tonem. - Przecież wiesz, że ja bym dla ciebie wszystko zrobił. Ale to co mówisz... Kurde to jakieś bagno. Kogoś tam zabili, wy szukacie zemsty. To śmierdzi na kilometr. Poza tym ja mam szefów, gdyby się dowiedzieli, że kręcę z kimś na boku... Lepiej nie myśleć. Jeżeli macie coś do sprzedania, spoko da się załatwić, nawet odpuszczę sobie swoją działkę, ale ile tego mogę sam sprzedać? Przykro mi, ale to nie moja liga.


Liberty City, Algonquin, Diamond St, centrum handlowe Dragon Heart Plaza, godz. 16:13

Fiodor położył komórkę na stole wyświetlaczem do dołu, aby nikt nie mógł zobaczyć, że wciąż wyświetla się na nim numer Nikkiego, który ukrywał się w niezbyt wygodnym miejscu jakim była męska toaleta. Ech, żeby chociaż była damska... Dwójka kumpli siedzących przy stoliku wciąż czekała na chinola, jednak ten nie pojawiał się. Ivan wciąż wpatrywał się w drzwi prowadzące na zaplecze nie dbając o to czy wzbudzi to czyjeś podejrzenia. W końcu wysłanie notki zakończyło etap podchodów.

Po kilku minutach zniecierpliwionemu Fiodorovowi przyszło na myśl, że być może kelnerzyna zainkasował dwie dychy, a kartkę wyrzucił do pierwszego lepszego kosza na śmieci. Właśnie postanowił dorwać tego żółtka, jak tylko wejdzie na salę, gdy właśnie pojawił się za uchylonymi drzwiami. Rozmawiał z kolejnym Chińczykiem, który jednak nie wyglądał na pracownika restauracji. Skórzana kurtka z pewnością nie była elementem stroju kelnera czy kucharza.

Tymczasem "posłaniec" wskazał stolik przy którym siedziały Dzieci Polaka. Skośnooki w skórze poklepał go po ramieniu i najwidoczniej kazał wracać do pracy, gdyż tamten zniknął na zapleczu. On sam postał jeszcze przez chwilę w wejściu, a następnie cofnął się, jednak po krótkiej chwili, podczas której Ivan zastanawiał się czy do spotkania w ogóle dojdzie, pojawił się po raz drugi.

Tym razem wyszedł na salę i przemykając pomiędzy stolikami podszedł do tego zajmowanego przez Jocka i Fiodora. Wówczas dopiero obaj go rozpoznali. To ten sam facet, który towarzyszył Zong Leiowi. Bezceremonialnie oparł się o wolne krzesło, spojrzał na obu siedzących i spokojnym tonem spytał, rzucając na stół liścik Ivana:

- Czy panowie to napisali?


Liberty City, Algonquin, Middle Park, południowo-zachodnie wejście do parku, godz. 16:21


Elena wspominała wydarzenia dnia poprzedniego. Pogrzeb wydobył z niej dawno skrywane emocje, choć właściwie w nim nie uczestniczyła. Po części żałowała, że od 12 lat nie odwiedziła Johna, a nawet do niego nie zadzwoniła. Nieraz zmagała się z taką potrzebą, jednak zawsze zwyciężała niechęć do jego pracy, jeżeli można było to tak nazwać. Teraz miała już nigdy nie mieć ku temu okazji.

Nie to jednak dręczyło ją w tej chwili. Wczoraj, gdy wychodziła z cmentarza, na parkingu zauważyła znajomą twarz. Był to około 50-letni mężczyzna z uczesanymi do tyłu czarnymi włosami i przebijającą się siwizną po bokach. Dziewczyna poznała go w domu swojego przybranego ojca. Nie wiedziała o nim za wiele, jedynie, że jest on policjantem, co jednak wówczas nie wydawało jej się jeszcze dziwne. Dopiero teraz gdy już wiedziała czym pałał się John Kowalsky, zaciekawiło ją skąd mógł mieć takich znajomych?

Policjant często gościł u Polaka i mimowolnie poznał również małą Elenę. Z czasem stał się dla niej kimś w rodzaju dobrego wujka. Zawsze przynosił ze sobą prezent w postaci jakichś łakoci, od święta kupował nawet jakąś zabawkę. Dziewczynka odwdzięczyła mu się przyjaźnią i mimo, że zawsze śmierdział papierosami i nierzadko alkoholem, lubiła siadać mu na kolanach, gdy wraz z Johnem siedzieli w salonie i rozprawiali na najróżniejsze tematy.

Mężczyzna zmienił się przez te 12 lat odkąd Bello ostatnio go widziała, ale nie tak bardzo jak ona. Dopiero po jakichś 10 minutach rozmowy zorientował się z kim ma do czynienia. "Elena?" spytał jakby oczekując jakiegoś dowodu. Dodał jeszcze tylko "Spotkaj się ze mną jutro w Middle Park, o wpół do piątej, w pobliżu publicznej toalety. Mam coś ważnego" po czym nawet nie żegnając się wsiadł do samochodu i odjechał.

Dlatego też dziewczyna wysiadła z taksówki na rogu Frankfort Ave i Nickel St, minęła pozłacaną statuę anioła i weszła do parku. Dalej droga wiodła nieco w dół do schodów, które zaprowadziły ją do sporego deptaka przy którym zbudowano publiczną toaletę. Znajdowała się ona w sporym, podziemnym przejściu, toteż wokół panował półmrok i ciężko było przyjrzeć się otoczeniu. Po minucie czy dwóch czekania do kobiety dobiegł głos:

- Elena?

- Ray? – nawet nie odwracając się poznała ten gruby głos. Do tego w jej nozdrza uderzył zapach tanich papierosów.

- Dobrze cię znowu widzieć - oznajmił niepodobnym do niego tonem, a po krótkim wahaniu objął dziewczynę i przytulił. - Cieszę się, że nic ci nie jest.


- Co się stało Ray? Dlaczego John nie żyje? - Elena spytała wprost.

- Któż to wie? Twój ojciec miał wielu przyjaciół, ale miał też sporo wrogów. Wybrał niebezpieczny sposób życia i chociaż dał sobie z nim spokój, niektórzy wciąż o nim pamiętali. Zwykle nie robi się takich rzeczy.

- Jakich rzeczy?

- Nie zabija się emerytów. John zerwał wszystkie kontakty ze swoimi dawnymi znajomymi, nie miał żadnej władzy, więc komu jego śmierć mogła przynieść korzyść? Jedyny powód jaki się nasuwa to zemsta, ale kto mógłby tego chcieć? Tego nie wiem.

- Po co więc chciałeś się ze mną spotkać i dlaczego w takim miejscu?

- Cóż, szczerze mówiąc nie jestem mile widziany w Liberty.

- Co przez to rozumiesz? Zaraz, znaczy, że jesteś poszukiwany?! Ty, policjant?!

- Ciszej, nie krzycz tak - Ray rozejrzał się dookoła, ale widocznie nie zauważył niczego podejrzanego. - Nie jestem policjantem od 9 lat. Nawet nie mieszkam w Liberty, przeniosłem się do San Fierro, tam mnie nikt nie szuka. Przyjechałem tylko na pogrzeb Polaka.

- Masz na myśli Johna?

- Tak, tak go nazywano w... środowisku. W każdym razie chciałem się z tobą spotkać bo wiem kto mógł zabić twojego ojca, a sam nie mogę doprowadzić tej sprawy do końca. Dzisiaj odlatuję na zachodnie wybrzeże.

- Chcesz więc posłużyć się małą dziewczynką? - Elena spytała żartując.

- Nie taką znowu małą - Ray delikatnie się uśmiechnął. - Nie mam już żadnych kontaktów w tym mieście. Na cmentarzu nie poznałem prawie żadnej gęby. Jesteś więc moją jedyną nadzieją. Pozwól mi tylko powiedzieć co wiem, a ty zrobisz już z tym co będziesz chciała.

- Ok.

- Wiele z tego co ci powiem opiera się jedynie na moich przypuszczeniach, nie miałem za wiele czasu by się rozejrzeć. Tak sobie jednak myślę, kto mógł znać miejsce zamieszkania Johna, człowieka który poza tobą nie miał żadnej rodziny?

- Hej, czy ty coś insynuujesz?

- Ty oczywiście nie mogłaś, John przeprowadzał się kilkukrotnie od czasu twojej ucieczki - Ray dodał szybko widząc wzrok Eleny. - Pozostają jego podkomendni tzw. Dzieci Polaka. Zakładając gang twój ojciec traktował niemal każdego współpracownika jak członka rodziny, ja byłem jakby jego bratem.

- A może kuzynem?

- No może kuzynem - przyznał Ray. - W każdym razie przed śmiercią Johna zaginęła dwójka jego byłych podwładnych. Danny Cepero został znaleziony tydzień temu na brzegu West River. Ktoś go zmasakrował. Musiał jednak nie dostać interesujących go informacji gdyż przedwczoraj znaleziono ciało Chrisa Halla, kolejnego Dziecka. Co więcej w domu twojego ojca, gdzie znaleziono jego ciało nie było śladów walki, co musi oznaczać, że John znał napastnika, którego zaprosił do środka i wówczas dokonano zbrodni.

- Wychodzi z ciebie prawdziwy pies.

- Cóż począć, trochę siedziałem w tym zawodzie. Idąc tym tropem podejrzewałbym właśnie kogoś z Fortyfikacji, gangu twojego staruszka. Na pogrzebie nie pojawiło się wielu z jego byłych członków. Dlaczego? Ze strachu. Ktoś likwiduje ich kumpli, pewnie i na nich przyjdzie czas, tak myśleli.

- Ale zabójca znał prawdę, nie musiał więc się bać.

- Dokładnie. Tą rękę dałbym sobie obciąć, że morderca był wczoraj na cmentarzu. Teraz słuchaj. Kilkoro z Dzieci postanowiło dokonać plemiennej zemsty. Zebrali tych, którzy chcieli i pojechali do domu Johna obmyślać swoje plany. Co ty byś zrobiła na miejscu zabójcy gdybyś dowiedziała się, że ktoś będzie chciał się na tobie mścić?

- Uciekłabym za granicę?

- No, to też jest wyjście, jednak ja uważam, że ten ktoś chciał mieć na oku ich małe śledztwo. Dlatego też pojechał razem z nimi. Jeżeli chcesz znaleźć mordercę Johna, szukaj wśród nich.

- Znasz ich?

- Nie wszystkich, tylko paru. Mike Ruddieckens, Eric Watson i Ivan Fiodorov. Tu masz adresy pierwszej dwójki - podał dziewczynie kartkę. - Ostatni mieszka jednak w Vice City. Nie wiem gdzie zatrzymał się w Liberty.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę o mniej ważnych rzeczach, gdy nagle Ray wyściskał raz jeszcze Elenę i ruszył przed siebie oznajmiając, że musi już iść.

- Poczekaj. Chciałabym jeszcze o coś cię spytać. Jak John zareagował na moją ucieczkę?

- Poruszył niebo i ziemię by cię znaleźć. Długo nie mógł się zebrać do kupy po tym fakcie. Byłaś dla niego całym światem. - Widząc posmutniałą twarz dziewczyny, Ray szybko zmienił temat. - Wpadnij kiedyś do San Fierro, chętnie cię ugoszczę. Aha, nazywam się teraz Leon McAffrey.

- Czy to czasami nie nazwisko tego twojego kumpla z którym czasem wpadałeś do nas?

- Tak, drań nie żyje od 9 lat - Elena pomyślała, że strasznie dużo rzeczy zdarzyło się 9 lat temu w życiu Raya Machowskiego.
 
Col Frost jest offline