Na nic były wątpliwości innych. Droga przez tunel magi była zdecydowanie najbezpieczniejsza. Sam tunel w środku napawał podróżników dziwnym niepokojem, konie też się lekko niepokoiły. Mimo to wszystko przebiegało spokojnie i ogólnie bezpiecznie. Również rozbicie obozu się powiodło, ale wartownicy byli szczególnie ostrożni.
W końcu dziwny tunel zdawał się dobiegać końca. Światło w tunelu była zbawcze.
Równina Thier, przez nią przepływała rzeka wzdłuż, której mieli iść podróżnicy, na zachód, ku Sindriemu.
Pierwsze godziny marszu w stronę rzeki przebiegały spokojnie. W końcu dało się zauważyć rzekę Ricendithas. Niedaleko był też mały drewniany most. Coś jednak było nie tak jak być powinno. Wszędzie powinna być trawiasta równina. A jednak po drugiej stronie mostu był bujny i gęsty las. Kiedy tylko wszyscy się nieco zbliżyli do mostu coś zaczęło mówić. Lekki, jakby szumiący kobiecy głos był bardzo kuszący. Nie dało się zrozumieć ani jednego słowa z tego co było mówione, ale brzmiało to zachęcająco. Zachęcało by przejść na drugą stronę. Bardzo zachęcało.
Dunigan i Alfons zaczynali wyczuwać coraz to silniejsze magiczne pole. Zaś Athjeari czuł obecność demonów, o dziwo, w powietrzu. Zarówno magowie jak i templariusz ostrzegli swoich towarzyszy. Wszyscy przygotowali broń.
W końcu znaleźli się zaledwie parę kroków od mostu. Mieli iść wzdłuż rzeki, bez różnicy po której stronie. Ale nikt nie mógł się oprzeć by podejść do mostu i zbadać ten głos. Nasilający się, kuszący głos.
Nie ważne co kto sobie teraz marzył i myślał stało się coś co znacznie ożywiło podróżników. Za ich plecami rozległ się huk. Jakby wylądowało coś naprawdę wielkiego. Instynktownie wszyscy się obrócili. Czegoś takiego nikt z nich jeszcze nie widział.
Skrzydlaty demon częściowo odziany w kolczastą zbroję i dzierżący wielki miecz płonący demonicznym, spaczonym ogniem.
Potwór ryknął a jego wrzask rozległ się na wiele kilometrów. Podróżników czekała najtrudniejsza walka w ich dotychczasowym życiu.