Otworzył oczy, powoli, niepewny co zobaczy. Czy coś zobaczy. Był już gdzie indziej, biała, duża sala z paroma pustymi łóżkami oraz bez telewizora zdecydowanie nie była prywatnym pokojem. Maska tlenowa i pipcząca aparatura z spinaczem na palec sugerowała salę wybudzeń lub coś w tym stylu. Radović niezbyt się na tym znał, za często nie leżał w szpitalu. Zwykle bandażowali go kumple i zszywali rany igłą i dratwą do butów.
Długo się nie zastanawiał. Gdzieś tu mogła być ta foka a on leżał pod aparaturą. Potrzebował stąd wyjść i załatwić sobie klamkę, dużą klamkę.
Zdjął maskę, w przeciwieństwie do LeBlanca nie dusił się, oddychał normalnie. Następnie odczepił spinacz na palcu i zabrał się za zakręcanie kroplówki. Wtedy maszyna zaczęła dziwnie pipczeć. Gdy zakręcił wenflon weszła pielęgniarka. Pochodzenia chyba indyjskiego.
-Zostawić zostawić. Nie wolno!
Spojrzał na nią dosyć nieprzychylnie. Jednym z tych spojrzeń, które wyrażało jedną prostą myśl: "odpierdol się!"
-Wypisuje się.
-Jak to!? Ma pan uraz. Po za tym...
Nie za bardzo wiedziała co zrobić. Wyglądała raczej na przestraszona. Złapała za kartę.
-Oo, uraz głowy, niska saturacja i postrzał nogi. - podniosła głowę. - Nie powinien pan nawet z łóżka wstawać. Nie można chodzić.
Rozejrzał się, kuli nigdzie nie było. Cóż... Złapał szybko za zwisającą z góry pętlę służącą do wstawania i jednym szarpnięciem postawił się do pionu. Syknął z bólu, mimo, że stanął na zdrowej nodze ranna za świdrowała tępym bólem.
-Poproszę papierki do podpisania i kule. Wychodzę.
Na twarzy pielęgniarki pojawiło się oburzenie jednak poszła sobie mrucząc coś do siebie.
Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły Nikołaj z ulgą usiadł na łóżku. Czekał na pielęgniarkę i papierki do podpisania. Zamiast tego przyszła pielęgniarka i lekarz. Ten był nowy, niski, łysy, gruby ubrany w biały fartuch na który miał założony foliowy. Pielęgniarką wskazała ręką upierdliwego pacjenta i coś powiedział. Doktor uśmiechnął się do Serba.
-Oj nie ładnie nie ładnie. Nastraszył pan Imerdin. Co się stało?
-Żądam wypisu.
Lekarz zmarszczył czoło i podniósł brwi. Zdziwiła go ta decyzja.
-Proszę pana. W pańskim stanie zalecana jest hospitalizacja. Nie powinien pan opuszczać łóżka a już z pewnością nie chodzić, po Londynie.
Mówił spokojnie, jakby miał do czynienia z upartym, małym dzieckiem.
-Przyjechałem tu z raną postrzałową a próbowano mnie udusić i pobito! Jak tak dalej pójdzie to wyjdę stąd w worku foliowym!
-Proszę pana. Przed pańskimi drzwiami stoją funkcjonariusze Ochrony Szpitala. Nie pozwolą na kolejny taki incydent. Poza tym, policja chce z panem rozmawiać. Ale powiedziałem im, że jest na razie pan niedysponowany.
Obaj milczeli przez chwilę, w końcu odezwał się lekarz.
-Czy mam zmienić te zalecenie?
-Tak. Będę wdzięczny jak pan w miedzy czasie przygotuje papiery do wypisania.
Lekarz tym razem zmarszczył czoło ze zmartwienia.
-No cóż. Nie mogę pana zatrzymywać skoro pan nalega. Zatem papiery znajdą się niebawem. I zawiadomię funkcjonariuszy. Mogę tylko pana jeszcze zbadać?
-Oczywiście.
Lekarz przyjrzał się mu. Założył pipcik. Spojrzał na ekran. Coś kliknął. Poświecił ci w prawe oko, w lewe. Zmierzył puls. Radović cały czas uważał, lekarz równie dobrze mógł być podstawiony.
-No dobrze. Tylko powierzchowne urazy. Nie może pan forsować nogi. Czym dłużej będzie pan próbował chodzić tym gorzej będzie się goiła. Przepisze panu coś na ból i antybiotyk. Antybiotyk jeszcze przez 3-4 dni. W razie komplikacji proszę przyjść na wizytę. Na szczęście nie ma pan wstrząśnienia mózgu. Ale przebywanie długo na słońcu może doprowadzić do chwilowych duszności. Zatem odradzam plażę.
-Dziękuje.
Lekarz wyszedł, Nikołaj czekał na gliniarzy.
Po paru minutach wszedł policjant w pełnym mundurze i drugi po cywilnemu. Ten drugi wyglądał jak z serialu telewizyjnego, świeżo ułożone włosy, gładka twarz i brązowa marynarka. Jeden z tych za którym kobiety piszczą. Pieprzony laluś z akademii, nie znający ciężkiego życia. To on zabrał głos.
-Dzień dobry, jestem porucznik Stone. Można zadać kilka pytań?
I nie czekając dodał:
-Wie pan o morderstwie - spojrzał w notatnik- Jacquesa LeBlanca? Znaliście się.
To nie było pytania. Nikołaj nie próbował wysilać się na kamienną twarz, nie był dobrym aktorem. Wysilił się tylko na tępy wzrok.
-Co?
Tamten spojrzał na mundurowego i z powrotem na Serba.
-Leblanc został dzisiaj zamordowany. Ktoś grzebał przy jego - spojrzał w notatnik - urządzeniowy do podtrzymywania życia.
Nie czekając na reakcje spytał bez ogródek.
-Kto pana zaatakował?
-Nie wiem. Nie widziałem twarzy.
-Podejrzewa pan kogoś?
Laluś świdrował go spojrzeniem. Wzruszył tylko ramionami.
-Wiem tylko, że było od niego czuć miętą. Jakby używał odświeżacza do ust. Nie mam żadnych pomysłów. LeBlanca znałem tylko z wyprawy.
-Czyli nie ma nikogo kto by chciał pana skrzywdzić? A może Leblanac?
Nikołaj spojrzał zaskoczony na funkcjonariusza, chyba coś źle zrozumiał. Ciągle mu się to czasem zdarzało.
-Słucham? Chyba źle pana zrozumiałem. LeBlanc miałby mnie dusić, uderzyć w głowę a potem się zabić?
-No nie, z raportów wynika, że pana zaatakowano, po tym jak stwierdzono śmierć Leblenca. A zatem nic panu nie przychodzi do głowy? Nikt kto by chciał waszej śmierci?
-Jestem mechanikiem w tym zawodzie raczej nie zdobywa się wrogów. Może ma to coś wspólnego z wyprawą. Ale to tylko przypuszczenie.
-A co miała na celu ów wyprawa, w której braliście udział. To ta o której była mowa w telewizji?
-Chyba tak. Eksploracja tuneli.
-I potrzebowano tam mechanika? W jaskiniach pod Londynem? - pokręcił lekko z niedowierzaniem głową. Po czym zaraz spoważniał - A postrzał, skąd go pan ma?
Radović postanowił najpierw odpowiedzieć na pierwsze pytanie, mimo, że było retoryczne.
-Potrzeba. Popsute radio może oznaczać śmierć dla wyprawy więc potrzebowali kogoś kto będzie potrafił je naprawić. A co do postrzału to nie pamiętam. Ostatnie co pamiętam to jak mi puszcza zatrzask. Chyba spadłem. Potem obudziłem się tutaj.
-O tym w telewizji nie mówili. - zmarszczył czoło i napisał coś w notatniku. - w ogóle o postrzale nic nie mówiono. Kto jeszcze był z wami w tych jaskiniach?
Nikołaj chwilę milczał, przypominał sobie nazwiska.
-Rodger Benz. Brown, imion nie pamiętam. Colin Harlow, Michael Jarecki< Mike Turzycki. A może Turzyński... No i oczywiście ja i LeBlanc.
Oficer zapisał wszystko w notatniku. Po czym znowu spojrzał na niego.
-Nie jest pan Anglikiem, skąd pan pochodzi? Z Bułgarii? Ciekawy akcent.
-Serbia. Czy moje pochodzenie ma coś do rzeczy?
Głos Nikołaja stał się twardy, widać było, że temat mu nie pasuje
-Nie, mam nadzieję, że nie. Ale Serbia. To jest na półwyspie Bałkańskim? Hmm daleko, daleko. No nic.
Wstał i ponownie spojrzał na Serba. Mundurowy zaś nie ruszył się. Nikołaj odwzajemnił spojrzenie.
-Słyszałem, że się pan wypisuje. Czy można wiedzieć gdzie się pan zatrzyma? Możliwe, że będziemy mieli jeszcze kilka pytań do pana.
-Może podam numer komórki? Chyba wynajmę pokój w jakimś hotelu jakby znów ktoś próbował mnie udusić.
-To też, jak można. To gdzie się pan zatrzymuje obecnie? Przecież nie mieszka pan w hotelach. Musiałby pan być naprawdę dobrym mechanikiem.
Spojrzał na Radovića z uśmieszkiem w oczach. Mechanik podał adres i numer telefonu.
-Mam oszczędności. Parę dni pomieszkam w hotelach. W końcu złapanie mordercy to dla Was tylko chwila.
-A tak, nom chwila, jak najbardziej.
Potaknął, po czym zapisał dane w notatniku.
-No dobrze, miłej nocy życzę.
-Owocnej pracy.
Gdy wychodził Serb rzucił jeszcze za nim:
-A jak ja mogę się z panem skontaktować?
-Proszę poprosić o funkcjonariusza Marc'a Stona z Departamet Zabójstw. Połączą ze mną.
-Dziękuje.
Skinął głową i wyszedł. Nikołaj poczekał aż kroki ucichną i z trudem wstał by poszukać swego ubrania i komórki. Gdy ją znalazł naskrobał smsa do Ermina:
Cytat:
Potrzebuje gdzieś zamieszkać i tego co poprzednio ale lepszego. Mogę mieć przyjaciół ze sobą. Niechcianych. Spotkajmy się może koło 11 na boisku. Weź lepiej swoich przyjaciół.
Wysłał a potem wykasował smsa.
|