Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-03-2010, 20:46   #71
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Jak się miewam? I od tak spokojnie to mówisz? - Jarecki starał się nie unosić i mówić w miarę spokojnie, mimo że treść jego słów wymagała raczej większej energii mówcy. - Czy ty już zapomniałeś co niedawno przeżyliśmy? Oni zabili Harlowa, mogli zabić nas, nadal mogą to zrobić.

- Chyba masz na myśli Browna. Nie mamy dowodów, że to oni. Poza tym, dziwi mnie ich... dziwi mnie to, że nas puścili. Za cholerę tego nie pojmuje. Widzisz... - Benz rozejrzał się szukając słów. - Widzisz, Nikołaj jest w jakimś szpitalu czy tam w klinice. Colin, gdzieś w drodze do nas. Bo wie, że mamy się spotkać. - doktorek spojrzał na kartę menu. - Mike podobno też żyje. - powiedział spokojnie. - Nie wiem co jest grane. Ale to za sprawą Willsa i tej cholernej jaskini. Jak dla mnie to to jakaś mistyfikacja ale nie wiem czemu miałaby służyć.

- Brown, czy Harlow, co za różnica, on nie żyje. Na tobie to nie robi żadnego wrażenia? Zachowujesz się jakby to była dla ciebie codzienność – Michael nie potrafił sobie wyobrazić, że można być tak obojętnym na to tak niedawno się zdarzyło. Przecież zginął jeden z nich, a co więcej wielce prawdopodobnym jest, że pozostali również są w niebezpieczeństwie.

Benz westchnął:

- Tak, masz rację. - pokręcił w zamyśleniu głową. Teraz w ręku trzymał swoje okulary. - To wszystko lekko mnie przeraża. Ale próbuję się nie dać, wiesz... nie raz byłem w opałach, ale nie wiem czy teraz to nie strach nas napędza. Brown, to prawda szkoda chłopaka. Był dobrym specjalistą, ale to wina jakby... jakby nas wszystkich. Ekipa nie powinna się rozdzielać. - potrząsnął głową. - To moja wina.

- Na szukanie winnych przyjdzie jeszcze czasJarecki nie zamierzał oszukiwać przyjaciela. On również uważał, że to wina doktorka. Gdyby nie jego szaleńcza pogoń za nie wiadomo czym, być może nie zgubiliby Browna. Jednak pora nie była odpowiednia do obwiniania się nawzajem. - Teraz trzeba działać. Nie możemy siedzieć i czekać, aż przyjdą nas... - Michael przerwał - ... wiesz co mam na myśli.

- Może nie przyjdą. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. To co tam znaleźliśmy to wszystko ma znaczenie historyczne prawda? Ale po co takie drastyczne środki żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się tych informacji? - po chwili przerwy dodał – Myślę...

Młody historyk miał już powiedzieć co sam o tym myśli, ale zainteresowało go dlaczego Benz przerwał swój wywód:

- Co myślisz? - spytał krótko.

- Myślę, że to coś ważnego, ale Wills wiedział od samego początku o tym. Dlatego dał nam do pomocy tego LeBlanca.

Jarecki zastanawiał się dłuższą chwilę. Przede wszystkim nad tym, czy nie mając żadnych śladów może dzielić się swoimi przypuszczeniami, które nawet jemu wydały się wytworem jego wyobraźni:

- Nie mam pewności – zaczął nieśmiało. - Wiemy za mało, ale podejrzewam, że może chodzić o jakąś współpracę brytyjsko-niemiecką. I to w czasie wojny. Mam kilka teorii, ale każda jest bardziej niewiarygodna od poprzedniej.

- Bardziej niewiarygodna od poprzedniej - sparafrazował ze smutnym uśmiechem Benz. - Nie wiem czy jestem na coś takiego przygotowany. To jest jak... jak w filmie.

- Sam nie mogę w to uwierzyć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale jeżeli dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi, uratujemy życie.

- W sumie, to ciekawy jestem co o tym sądzisz. Więc nie wykręcaj się teraz – w tym czasie do stolika podeszła kelnerka w niebieskiej zapasce. - Dobry wieczór, coś panom podać? - spojrzała pierw na Benza, a później na jego towarzysza.

- Może kawę? - Michael spojrzał na przyjaciela. Trochę go to wytrąciło z równowagi.

- Tak dużą, i jakieś ciastko, szarlotka może być. Dziękujemy. - doktorek uśmiechnął do kelnereczki z plakietką "Kasia" na koszuli. Wciąż był dziwnie spokojny.

Kiedy kelnerka odeszła młody historyk znowu zaczął:

- Pozwól, że zanudzę cię pewną opowieścią. Słyszałeś może o Aleksandrze Orłowie? - nie wiedzieć czemu Jarecki przypomniał sobie historię tego człowieka.

- Nie za bardzo – przyznał szczerze Benz.

- Nic dziwnego, nie żyje od ponad 30 lat. Był wysoko postawionym oficerem NKWD. Podczas wojny domowej w Hiszpanii był szefem tamtejszej placówki. Jednak, jak wszystkich ważniejszych wojskowych, tak i jego dosięgło niebezpieczeństwo czystki. Zdołał jednak uciec z Hiszpanii do Stanów Zjednoczonych - Michael, mówiąc o historii, wyglądał już zupełnie inaczej. Zdenerwowanie minęło. Mówił teraz, jakby prowadził lekcję w szkole, albo udzielał prywatnych korepetycji. Dzięki historii zapominał o wszystkich troskach. - Nie gwarantowało mu to jeszcze bezpieczeństwa, bo Zarząd Operacji Specjalnych, czyli grupa zabójców, działająca w strukturach NKWD, mordowała wielu Rosjan-opozycjonistów na całym świecie. Dlatego Orłow wysłał wiadomość do samego Stalina. Zagroził, że w przypadku jego śmierci, wszystkie materiały na temat stalinowskich zbrodni, które posiadał, zostaną udostępnione opinii publicznej na zachodzie. A miał ich niemało. Udało się, uratował życie, a materiały upublicznił dopiero po śmierci Stalina. Proponuję zrobić podobnie. Jeżeli dowiemy się co chce ukryć ten cały Wills, będziemy mieli na niego haka, a wtedy będziemy bezpieczni.

- Nikołaj też o tym myślał. I... - spojrzał na kelnerkę, która właśnie niosła kawę do waszego stolika. - I właśnie to uważam, za dobry pomysł. Z tym, że później trzeba się dostać do Willsa. Albo wymyślić podobnie dziwne zajęcie.

- Więc pierwszy raz zgadzam się z tym Serbem – Jarecki nawet nie zaszczycił spojrzeniem swojej kawy. Prawdę mówiąc mało go w tej chwili obchodziła. - Musimy mieć swoją kartę przetargową inaczej po co mieliby nas trzymać przy życiu? Nie mogą nas... - wolał nie używać słowa "zabić" - wiesz co... już teraz, bo wydałoby się to dość dziwne. Mogą nas zlikwidować dopiero za kilka lat, gdy już nikt nie będzie pamiętał o tej jaskini. Nie wiem jak możemy dostać się do Willsa, nie znam go. Ty go znasz, ty powinieneś wiedzieć, aczkolwiek wątpię by grupa taka jak nasza zdołała niepostrzeżenie włamać się tam, gdzie on przetrzymuje te wszystkie dokumenty. Może lepiej będzie wrócić do jaskini i spróbować samemu dociec prawdy?

- Wrócić do jaskini? Myślę, że to może być mniej prawdopodobne niż dostanie się do jego siedziby. - zamyślił się i po chwili rzekł - A nie myślisz, że jak by chcieli nas zabić czy co tam innego zrobić, to by już to dawno zrobili? Przecież zwaliliby wszystko na to, że zginęliśmy w środku.

W międzyczasie przyszła kelnerka z tacą. Kawę czuć było bardzo wyraźnie. - Proszę bardzo. Coś jeszcze?

- Nie dziękujemy - spławił ją Michael, po czym zwrócił się znowu do doktorka. - Sam już nie wiem, może i masz rację. Ale na cholerę na puścili, skoro to taka wielka tajemnica? Nie chce mi się wierzyć by od tak mieli nas zostawić w spokoju.

- Mi też nie - powiedział Benz po czym spojrzał głowę Jareckiego i uśmiechnął się. Za historykiem stał Colin Harlow.
 
Col Frost jest offline  
Stary 20-04-2010, 01:38   #72
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny

Mike miał obawy czy aby dobrze zrobił. Czy aby nie naraził na niepotrzebne niebezpieczeństwo innych. To była gruba sprawa, pomyślał, tłusta wręcz. I tak w rzeczywistości było. Sprawa ociekała wręcz śmierdzącym tłuszczem. Ani Nikołaj Radović ani Colin Dwight Harlow ani też Micheal Jarecki nawet nie przypuszczali co się dzieje. Mieli co prawda swoje wywody na temat całego zajścia jakie zaszło w podziemiach Londyńskich jaskiń, ale była to namiastka, wręcz wstęp w tej całej grze. Turzyński był już Prawie w Paryżu gdy do rozmawiających ze sobą doktora Rodgera Benza i Michaela Jareckiego dołączył trzeci jegomość, Colin Harlow. Jarecki doszedł do jakże normalnych, w tej sytuacji, wniosków. Ktoś ich robi w balona. Ktoś próbuje coś uknuć, albo już to zrobił, i teraz próbuje zatuszować sprawę. Tak to nie ulegało wątpliwości...

Mike przez całą podróż do Paryża próbował zasnąć. Nie udawało mu się to, aż do chwili gdy pociąg zbliżył się do dworca w Paryżu. Naglę poczuł senność tak wielką, że nie sposób było jej się oprzeć. Usnął może na 5 minut, ale to wystarczało by zalać się potem do ostatniej nitki - mimo pracującej klimatyzacji. Gdy spostrzegł się gdzie się znajduje, złapał za plecak umieszczony na przeciwległym siedzeniu i ruszył do wyjścia. Paryż. Metropolia w jego kraju uznawane niemal za legendarną. Każdy chciałby spędzić tu wakacje. Każdy Polak, znaczy się. Teraz po latach znał niezgorsze slamsy tego "cudownego" miasta tak podobne do tych widywanych w Polsce. Toteż sentyment i urok tego miejsca prysł. Bez wahania udał się do tablicy rozkładów i wyszukał pociąg na Berlin. Miał 3 godziny. W sam raz na zakup biletu i zjedzenie czegoś w restauracji. Przez chwilę zapragnął odwiedzić jakiś monopolowy, ale rozwiał tą myśl.

Siedząc w kawiarence o zbyt skomplikowanej nazwie nawet dla rodowitych Francuzów, rozważył swoje postępowanie. Sir Wills dał mu do zrozumienia, że to już koniec zmagań. Że kasa wpłynęła na jego konto i nic już po nim. Po tym wszystkim zdziwiła go jedna rzecz. Otóż, czemu puścili go wolno. Czyżby uważali, że nie jest dla nich żadnym zagrożeniem? Że po powrocie do Polski zajmie się swoimi sprawami i zapomni o wszystkim wydając swoje pieniądze w pubach i centrach handlowych? Sprawa wydaje się jasna, ale taka nie była - był o tym przekonany. Gdyż Wills nie wiedział, ale mógł się dowiedzieć. Nie wiedział o filmie...

Harlow, Jarecki i Benz.
Benz spojrzał na siedzących. Na was. Przez dłuższą chwilę nie padło nawet jedno słowo. Pierwszy ciszę zabrał Harlow, mówił o Mike'u. Zaraz gdy skończył, przyszła kelnereczka, a Colin, zamówił kawę. Gdy rozległa się kolejna partia ciszy zrobiło się ponuro. Trzeba było porozmawiać, ale w sumie wasze pomysły były nie za bardzo precyzyjne. Aż do momentu gdy Harlow wyciągnął z kieszeni mały pojemniczek z kliszą i kartę o pojemności 8 GB. To był wasz trop. Doszliście do wniosku, że jak tylko skończycie spijać kawę, udacie się wywołać kliszę. Michael, Ty chciałeś iść od razu. Bez żadnej zwłoki. Miałeś swoje teorie i chciałeś je jak najszybciej potwierdzić. A może raczej obalić? Może w cale a w cale nie chciałeś aby się sprawdziły? Jedno co było pewne, to to, że chciałeś zrobić to jak najszybciej, toteż kawa w Twoim wydaniu była naprawdę ekspresowa. Doszliście do wniosku, że nie ma na co czekać i udać się do najbliższego fotografa. Zapytana kelnerka nie miała jednak pojęcia gdzie się znajduje najbliższy zakład. Jednak szybko napotkaliście przechodnia, który wiedział.

Spojrzeliście na szyld zakładu fotograficznego mieszczącego się w tym samym centrum handlowym. Najszybciej i najtaniej, głosił. Niestety, po pokazaniu filmu specjaliście za ladą stwierdził, że to mikro film i musicie udać się do specjalistów. Wskazał wam adres. Taksówka jechała ekspresowo w porównaniu z godzinami popołudniowymi. Najgorsze przyszło gdy uświadomiliście sobie, że jest godzina 20 z minutami. Myśl, że najprawdopodobniej będziecie musieli poczekać do jutra przyśpieszyła wam tętno. Jednak krateczka widniejąca na drzwiach uspokoiła was. Całodobowy serwis i obsługa. Wywołanie ma zająć około 50 minut z racji, że obsługujący was facet po pięćdziesiątce, przedstawiający się jako Mr. Morgi, nic innego do roboty nie miał, a wy dodatkowo hojnie zamachaliście portfelem.

Czekacie w poczekalni - cztery krzesła przy ścianie głównej sali - Benz w ręku trzyma kartę pamięci, gdy nagle dostrzegacie komputer. Komputer służący do obróbki zdjęć w przypadku samoobsługujących się klientów. Spojrzeliście po sobie. To był dobry pomysł, a obsługa nie miał nic przeciwko.
- Tak, tak jasne, proszę korzystać. Tylko jakby coś z internetu, to nie, bo nie ma do niego dostępu. - rzucił i wyszedł na zaplecze zająć się waszymi zdjęciami.
Włożyliście kartę w czytnik i po chwili otworzył się folder z plikami graficznymi i wideo. Kolejne spojrzenie po sobie.

Otworzyliście pierwszy plik wideo, mimo braku głosu, zauważyliście od razu, że jest to jeden z filmików nakręconych podczas wyprawy. Kolejne kilka też takie były. Jeden z ostatnich przedstawiał sytuację którą nie do końca pamiętacie. Widać na niej jak Mike coś mówi, obraca się i potem przez kilka sekund widać oślepiające światło i nastaje ciemność. Ciężko powiedzieć co się właściwie stało, ale domyślacie się, że to były skutki tych granatów które was, ogłuszyły. Kolejny filmik was zaskoczył. Mike mówi coś do aparatu, po czym pokazane jest jak wchodzi, do jakiegoś gabinetu. Przez ułamek sekundy przed końcem widzicie znajomą twarz Sir Willsa.

Twarz Willsa. Czyli Mike mówił prawdę, rozmawiał z nim. Zanim przeszliście do ostatniego pliku wideo, zaczęliście sprawdzać grafikę. Po kolei zdjęcia przedstawiały sceny jakie znacie. Pierw na zebraniu u Wilsa, obóz przy jaskini, następnie kolejne części wyprawy. Wszystko po kolei. Widać było skałę w kształcie liścia klonu. Rury wychodzące z zawalonej ściany. Ranę Nikołaja. Trupa Browna. Skrzynie i szafki. Widać było ten dziwny przedmiot o rozmiarach malucha. Zdjęć było sporo. Ostatnie przedstawiało drzwi prawdopodobnie do gabinetu Willsa.

Ostatni filmik odpaliliście dopiero na końcu. Pokazywał przez chwilę, czyjeś nogi - W granatowym garniturze i w drogich butach. Później lekko zeszło na podłogę. Dziwne nagranie, nic nie ukazywało na dobry ład. Przez chwile widać było nogi innej osoby. Później jakby aparat upadł i leżał przez chwilę na podłodze pod stołem. Gdyż nic oprócz blatu stołu (od spodu) nie było widoczne. Następnie jakiś koniuszek nogi uderzył w obiektyw i aparat kolejny raz potoczył się po podłodze ukazując jak wielkie drzwi (te same co na zdjęciu) zostały uchylone. Widać było beżowe buty (jak poprzednie wyglądały na drogie to te były arcy drogie) i spodnie wchodzącej osoby. Widać było też laskę wykonaną z czarnego drewna. Zatrzymał się w drzwiach. Odczekał chwilę, po czym wyszedł. Zaraz za nim wyszły granatowe nogawki a nagranie się skończyło.

Nawet nie zauważyliście jak minęło 50 minut. Albo staruszek zrobił to szybciej niż mówił, że zrobi. W każdym bądź razie zdziwiliście się, jak ktoś jakąś kopertą pomachał wam przed oczami. W kopercie były zdjęcia z waszego mikrofilmu.
- Dla studentów i pracowników naukowych mamy zniżki. - Zagaił staruszek. - Trzeba było od razu mówić żeśta inżyniery. - postukał na kasie. - 26,90. Ze zniżką rzecz jasna.

Zapłaciliście i wyszliście. Nie zwlekaliście, Benz wyciągnął zdjęcia przyglądając się każdemu po kolei i przekazując dalej.


Mało ciekawe, ale to tylko początek.


To już nie za bardzo wam to wygląda, na zdjęcia szybkowaru.


A to już w ogóle abstrakcja. Jakieś bohomazy na tablicy.


Benz spojrzał po was.


- to są chyba zdjęcia zdjęć.
Zauważacie np. przycięte rogi, krzywizny, które świadczą o tym, że te fotografie są po prostu zdjęciami zdjęć wiszących na czymś białym. Może na tej tablicy z bohomazami? [oczywiście tutaj tego nie widać]


Te zdjęcie jest podpisane na dole [wyobraźcie sobie :P ]: "Żółty nalot - pozostałość po tlenku uranu". I wielgaśny znak zapytania z wykrzyknikiem.

Benz zamyślił się. Tylko pozostaje wam się domyślać, czy te zdjęcie zdjęcia jest zrobione w tej jaskini, którą to niedawno zwiedzaliście. Ale macie przeczucie, że tak. Benz, zastanowił się przez chwilę. Przecież poznałby te znaki. Z tym, że tutaj widać dużo światła. A oni tego nie mieli. W takim razie skoro szła jakaś inna ekipa za niemi. To po co ta cała maskarada. Czemu w ogóle wynajęli go, ich do tego zadania?


Kolejne zdjęcie jakiegoś schematu ( a może rysunek?) rozwieszonego na takim samym podłożu co poprzednie zdjęcia.

Staliście na przeciwko sklepu spożywczego i oglądaliście zdjęcia. Nawet nie zauważyliście jak zrobiło się cicho na ulicach. Było jeszcze kilka zdjęć z mikrofilmu.

Jedne z nich przedstawiało jakąś mapę. Drugie ludzi. Trzecie akta. Stos kartek w teczce. I różnorakie fotografie (koniuszki wystające z teczki). A na okładce jeden wilki napis.
Organisation Todt.

Nikołaj:
Wills nie przyszedł. A przynajmniej jak do tej pory.Siedziałeś właśnie z kolejna fajką w oknie gdy dostałeś sms'a.

nadawca: Rodger Benz

treść:
O 6 spotykamy się w kawiarni. W tym centrum na bulwarze
co rozmawialiśmy o przed wyprawą. Piszę tak w razie czego.


Gdy już paliłeś któregoś z kolei a sam byłeś po rozmowie z doktorkiem przyszedł czas na kolację. Dochodziła 19 a ty się jeszcze stąd nie wyrwałeś. Zdążyłeś zamknąć okno i wyjść z łazienki gdy do sali weszła salowa z kolacją. Mini masełko, trzy kromeczki chleba tostowego, wędlina i dżem. Pokręciłeś głową. Dzieci więcej jedzą.

Gdy nastała godzina 20 dostałeś kolejnego sms'a od Benza.

Idziemy wywołać film z aparatu Mike. Colin go spotkał
na dworcu. Pojechał do Polski. Kiedy wychodzisz?

Walnąłeś w blat stolika. Że też cholera Ciebie nie mogli wcześniej wypisać. No ale cóż. Masz jeszcze nagrodę pocieszenia. Położyłeś się na wyrku czekając aż na korytarzy światła przygasną. Gdy był wieczorny obchód doktorek wszedł tylko na chwilę by zobaczyć co się dzieje pod opatrunkiem. Noga goiła Ci się szybko więc długo nie zabawił. Młoda i tym razem zgrabna pielęgniarka przyniosła Ci serię lekarstw i nastała cisza. Wiedziałeś, że lekarz ma jeszcze kilka sal do przejrzenia, ale godzina 23 zbliżała się szybkimi krokami. Z sali obok słychać było gorzkie pojękiwania. To był zły znak. Jeśli tak dalej pójdzie to pielęgniarki będą się ciągle kręciły.

Gdy nastała 23 światła na holu lekko przygasły. Sir Willsa w dalszym ciągu nie było. Sąsiad się lekko uspokoił. Słychać było jeszcze oddziałową wyganiającą ludzi z sali telewizyjnej. Ale już po chwili zapadła cisza (nie licząc sąsiada, huczącego niczym orangutan). Odczekałeś jeszcze jakiś czas (A brak kroplówki - powodował, że poczułeś się swobodniej) i ruszyłeś.

Drzwi nawet nie zaskrzypiały. To dało Ci nadzieję, że w pokoju LeBlanca będzie tak samo. Na korytarzu żadnego ruchu. Lekko przyciemnione światła dawały wrażenie tajemniczości i napięcia. Iście filmowy nastrój. Oczywiście wiadomo o jaki gatunek filmu chodzi. Idąc powoli, wzdłuż ściany nie napotkałeś na nikogo. Słyszałeś co prawda głosy z zakamarka dla personelu, ale to tylko upewniało Cie, że jeśli gdzieś siedzą te pielęgniareczki to tam.

Drzwi do sali Jacques'a nawet nie pisanęły gdy je otwierałeś. LeBlan leżał spokojnie. Na stoliku stały kwiaty a na przeciwko łóżka wisiał niemy telewizor. Pokój wyglądał bliźniaczo podobnie do Twojego. Z tą różnicą, że łóżko było po drugiej stronie. Aparat stojący na statywie robił: pib... pib...pib...

Ruszyłeś w stronę łóżka.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 23-08-2010, 22:34   #73
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Nikołaj pokuśtykał do stolika i wyjął z wazonu kwiat. Oparł się o barierkę łóżka i obrócił różę w palcach.
-No przyjacielu, wstawaj.
Cisza zakłócana jedynie przez aparaturę, francuz nawet się nie ruszył. Radović pokuśtykał do niego i potrząsnął za ramię, żołnierz otworzył zamglone, wpatrzone w sufit oczy. Nic nie mówił oddychając ciężko przez maskę dostarczającą tlen. Był chyba w szoku, Nikołaj pomacha mu kwiatkiem przed twarzą
-Widzisz mnie?
Odpowiedziały mu pomruki, chociaż spojrzenie, stopniowo co raz bardziej przytomne dawały nadzieję na rozmowę. Chyba nawet na niego spojrzał.
-Rozpoznajesz mnie?
LeBlanc dziwnie pomachał głową, jeden francuz wiedział czy to było potwierdzenie czy zaprzeczenie. Żabojady wszystko robiły dziwnie, nawet nie potrafiły po ludzku potwierdzić. Coś zamamrotał, chyba maska mu przeszkadzała mówić. Nikołaj, człowiek prosty, wiele się nie zastanawiając podniósł maskę. Francuz dalej mamrotał, chyba coś po ichniemu… Serb postanowił uprzedzić nieprzyjemne, możliwe wypadki i uprzedził:
-Nie krzycz tylko, bo zginiesz.
LeBlanc nie wyglądał na kogoś kto mógłby krzyczeć. Uspokoił się jeszcze bardziej. Spojrzenie jeszcze bardziej się wyklarowało, patrzył mechanikowi prosto w oczy. Rozejrzał się, znów spojrzał na Nikołaja i zmarszczył brwi.
-Możesz mówić?
-Dureń - wymamrotał powoli i z lekkim problemem.
-Czyli możesz.
Nikołaj dokuśtykał z powrotem do poręczy i z ulgą się oparł. Nie ma co, kaleka zabrał się za przesłuchiwanie leżącego.
-Opowiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.
Nikołaj chwycił kwiat tuż przy płatkach i końcem łodygi prawie dotknął zabandażowanej ręki LeBlanca.
-To jak?
-O władzę - głos miał chwiejny ale słyszał go wyraźnie. Oddychał płytko i w przyśpieszonym tempie.
-Konkrety.
LeBlanc chwilę patrzył się na niego płytko oddychając, jak by na coś czekał.
-Powiedz konkretnie o co chodzi
-Żadnych konkretów - mówił powoli – po prostu (pauza) wszystko co do tej pory myślałeś o świecie jest nieprawdą. - dłuższa pauza, oddech zrobił się świszczący. - Wills to tylko klapek. Jak to się u was mówi? Płotka. - kilka głębszych wdechów. Klatka piersiowa coraz bardziej się unosi i opada - Maska!
Nikołaj zaklął i szybko pokuśtykał by założyć francuzowi maskę z powrotem. LeBlanc zrobił kilka głębszych oddechów. Na twarz wróciły kolory.
-Możesz mówić przez maskę?
Odpowiedział mu bełkot, chyba nie... Albo mówi coś po ichniemu.
-Czyli nie. Zrobimy tak, będę ją zdejmował i zakładał. Założę jak skiniesz głową. Gdy uznam, że nie mówisz całej prawdy nie dostaniesz tlenu. Proste, prawda? A teraz kontynuuj.
Zdjął maskę.
-Co mam kontynuować.
Werwa najwyraźniej wróciła, cóż Radović wiedział jak jej pozbawić.
-Widzisz przyjacielu to Twoje zmartwienia by mnie zabawić. Ładnie zacząłeś, kontynuuj jeśli chcesz pooddychać.
Leblanc jakby westchnął. Rozejrzał się po pokoju.
-Nie ja jestem tutaj graczem. Ja miałem was tylko odwieść od tego żebyście coś odkryli. Miałem was zwodzić. A co ja jestem pies? Dlatego jak tylko zobaczyliście te cholerne rury to na muszkę i z powrotem. - wypowiedzenie tego zdania zajęło mu długo czasu. Nie raz i nie trzy robił dłuższe pauzy. Serb nie czuł wyrzutów sumienia za doprowadzenie żołnierza do takiej stanu. Zacmokał z niezadowolenia.
-Kiepsko, tym razem dostaniesz maskę ale następnym razem bardziej bym się starał na Twoim miejscu.
Założył maskę i odczekał dłuższą chwilę nim ją zdjął.
-Co to za tajemnica i kto jest graczem? Może pytania Ci pomogą.
-Tajemnica jest dalej tajemnicą.
Po krótkiej pauzie kontynuował.
-Graczy jest wiele. Stany, Niemcy, GB. To jest gra o wielką świeczkę Gruzinie. Wy byliście tylko dla zabawy mediami. Trochę za dużo widzieliście. Rury, łańcuchy. Ale oni się wykręcą. - zakaszlał. Odczekał chwilę i zaczął dalej mówić - Nie wiem jakie to wszystko ma znaczenie. Ale znam Morsa. Ten człowiek jest teraz dla was cieniem. - Zaśmiał się.
-Jestem Serbem.
Radović skrzywił się ale dał rannemu odetchnąć.
-Ten Mors pewnie był w specsłużbach, zgadłem?
Kiwnięcie głową
-Ty też byłeś, specsłużby nie uczą kul unikać.
Chwilę milczał, dał francuzowi odetchnąć nim zadał następne pytanie.
-Czego wszyscy szukają?
Przesłuchiwany odwrócił wzrok.
-Czegoś co ma być potwierdzeniem. To jakby pierwszy etap jakiegoś planu. Nie wiem...
Coraz szybciej się męczył, nie było z nim dobrze. Sam był sobie winien. Francuz uzyskał możliwość ponownego odetchnięcia, niech się łudzi, że przeżyje.
-Potwierdzeniem czego? Związku nazistów z brytolami?
Francuz ponownie spojrzał na Ciebie i niego się bezgłośnie.
-Co to to nie. Nie wiesz co tam robili Naziści, prawda? Oni próbowali się dokopać do Londynu jełopie. W jakim celu? Nie wiem, ale to była akcja na ostatnią chwilę. A ta cała mistyfikacja z wybuchami i odkryciem jaskiń... - LeBlanc zaczął mocno kaszleć. Krztusić się. - to wszystko było po to by być pewnym.
-Od kiedy podczas podkopywania się używa się... Cholera, słowa mi zabrakło. Elementów radiacyjnych.
Francuz pokiwał tylko głową (ciekawe co to w końcu u nich znaczy?). Chyba nie miał pojęcia.
Radović po raz ostatni dał przesłuchiwanemu odetchnąć.
-I kto tu jest jełopem. To teraz pełna charakterystykę tej Twojej komando foki poproszę.
Francuz tym razem oddychał dłużej, zaczął mówić już bez cwaniaczenia.
-Jest prawą ręką Willsa. Służy w SAS. Wysoki i dobrze zbudowany, ma prawdziwego hopla na punkcie ciała i wydawania rozkazów. Bardzo sumienny i oddany. Prawdziwy żołnierz. Krótko ostrzyżony koło trzydziestki. Gdy trzeba to się odezwie.
-I widzisz... Nie bolało. Teraz sobie pooddychaj.
Założył francuzowi maskę i przeszedł do części „B”. Odłożył kwiat na miejsce i pozbierał z podłogi i łóżka płatki, położył je pod wazonem tak jak spadły. Następnie pokuśtykał do swego pokoju, z szafki wyjął multitoola, paczkę chusteczek i piersiówkę. Na szczęście nikt mu tego nie gwizdnął. Wrócił ostrożnie do LeBlanca i zabrał się do dzieła.
Za pomocą multitoola dobrał się do wnętrza pieczącej aparatury. Układy scalone, kable... Za Chiny by tego nie naprawił. Ale popsuć to co innego. Prawie odkręcił jeden z układów, tak by śruby się ledwo trzymały. Powinno być dobrze. Zakręcił maszynę i schował narzędzie. Wyjął jedną z chusteczek i ostrożnie uważając by nie rozlać namoczył ją w wódce. Przetarł nią stolik, wazon, poręcz, drugi stolik i dla pewności maskę. W oczach francuza pojawił się strach. I dobrze. Na koniec poruszył maszyną, tak jak przewidział układ scalony odpadł a maszyna siadła. Przestała pipczeć, przestała wyświetlać. Gdy Serb czyścił maszynę z odcisków palców francuz zaczął czerwień i się trząść. Cóż... Zabiegane pielęgniarki (a może i drzemiące) nie powinny zwrócić na niego uwagi. Serb wrócił się do swego pokoju, schował do szafki multitoola i piersiówkę. Pokuśtykał do łazienki, otworzył okno i wyrzucił chusteczkę namoczoną w wódce.
Bał się, nie miał doświadczenia w takich zabójstwach. Co innego zastrzelić kogoś podczas wojny a co innego zaplanować zbrodnię tak by gliny się nie przywaliły. Chociaż teraz raczej to nie gliny będą szukały zabójcy a Wils będzie wiedział do kogo przyjść. Chociaż bardzo wątpliwe by chciał zabić Serba tylko za LeBlanca.
Nikołaj położył się do łóżka i chwilę ciężko oddychał. Cała ta akcja zmęczyła go, jeszcze nie odzyskał sił.
Wyjął komórkę i napisał do Benza.
Cytat:
Śledzi Was człowiek Wilsa, były członek SAS. Wysoki, dobrze zbudowany, 30 lat. Ostrzyżony jak żołnierz. Nie ruszać! Na razie jesteśmy bezpieczni, nic nam nie zrobią. To pewne. Jutro mnie wypiszą. Spotkajmy się. Nie ruszajcie żołnierza!
Wysłał. Sen go morzył, ostatnio zbyt dużo się działo a lata w spokoju odzwyczaiły go od działań. Z ulgą zamknął oczy.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 28-08-2010, 20:15   #74
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Harlow opowiedział swoim towarzyszom o spotkaniu z dziennikarzem, następnie pokazał im zaś kartę pamięci - prezent na pożegnanie od Turzyńskiego. Postanowili nie zwlekać ani chwili i wkrótce udało im się odnaleźć całodobowy zakład fotograficzny. Pracujący tam starszy mężczyzna aż palił się do pracy widząc, iż jego klienci nie zawahają się zapłacić każdej ceny. Ciekawość była jednak zbyt duża by tak po prostu czekać więc grupa skorzystała z komputera by czym prędzej przejrzeć zawartość karty.

Przeglądanie rozpoczęli od filmów, które stanowiły zapis z feralnej wyprawy do jaskini, bardziej interesująco zrobiło się dopiero, gdy natrafili na moment najmniej przez nich pamiętany. Mocne, oślepiające światło, być może użyto na nich granatów błyskowych, jednak co wydarzyło się później i jak zostali przetransportowani, pozostawało wciąż tajemnicą. Następny film odbiegał od poprzednich, tym razem nie ukazywał już jaskini, lecz jakiś gabinet i znajomą twarz jego właściciela, był nim nie kto inny, acz pomysłodawca wyprawy Wills. Turzyński nie był głupim człowiekiem i sprytnie postąpił próbując nagrać całą rozmowę, niestety zabrakło wykonania i towarzyszom udało się dojrzeć niewiele więcej niż buty obecnych tam osób.

Następnie zajęli się przeglądanie zdjęć, przedstawiały one głównie wyprawę, ale również nieznanego Colin'owi pochodzenia maszyny czy schematy. Wszystko to niewiele mówiło Harlow'owi, mocniej jego uwagę przykuł natomiast napis na jednej z sfotografowanych teczek Organisation Todt., może nigdy nie należał do grona wybitnych znawców historii, lecz mimo wszystko nazwa ta brzmiała dość znajomo.

- Nasz dziennikarz sporo się napracował - rzekł Colin wskazując na zdjęcia przedstawiające różne maszyny - Rozumiesz coś z tego Benz?

- Niewiele. Wiem tylko, że spoglądając na to wszystko mamy do czynienia z poważna sprawą. Myślę o dobraniu się do tych akt. - postukał w jedno ze zdjęć. - I dotarcia do oryginałów.

-Organisation Todt? - zerknął na historyka oraz na Benza - Chodzi o tą niemiecką organizację z czasów III Rzeszy?

- Nie zmam tej organizacji. A ty Michale?

- Znam ją doskonale - odpowiedział pewnie Jarecki. - Organizacja Todt zrzeszała praktycznie wszystkie firmy budownicze w nazistowskich Niemczech. Jej nazwa pochodzi od nazwiska jej pierwszego szefa Fritza Todta. Organizacja zbudowała chociażby Linię Zygfryda, Wał Atlantycki, Linię Gustawa, ośrodek badawczy w Peenemunde, wiele kwater Hitlera, lotniska, ważniejsze drogi i koleje, rozbudowała też Wał Pomorski. Jednym słowem, gdy budowano coś istotnego dla istnienia niemieckiej machiny wojennej Organizacja Todt prawie na pewno brała w tym udział. I tu rodzi się pytanie, co u licha jej członkowie robili kilkanaście metrów pod powierzchnią Londynu?

- Lepiej zróbmy kopie tych zdjęć dla każdego z nas, tak na wszelki wypadek, gdyby komuś coś się stało - Harlow wziął głębszy oddech i spytał - A co z Nikolaiem? Kontaktował się z tobą?

- Dostałem smsa, że mamy strzec się jakiegoś żołnierza. Że niby ktoś nas śledzi. Uważa, że nic nam nie grozi. Ale on nie wie, co mamy właśnie w rękach.

- I dobrze by było, gdyby się nie dowiedział. Jeżeli ktoś nas obserwuje, a my pójdziemy prosto do zakładu fotograficznego czy punktu ksero, może się domyślić, że coś mamy. Już sam fakt, że się tu spotykamy może mu się wydać podejrzany. Tak myślę... - rzucił na koniec niezbyt pewnie historyk.

- Obaj macie rację, musimy dotrzeć do oryginałów, a jeżeli Nikolai ma rację to musimy uważać na tego żołnierza, w razie czego mam pistolet, ale chyba nikt z nas nie chce rozlewu krwi - powiedział Harlow - W każdym razie podtrzymuję moją propozycję, wykonamy tutaj kopie zdjęć dla każdego z nas, wypadałoby również ukryć gdzieś kartę pamięci, aktualnie to nasz najbardziej wartościowy dowód, gdyby wpadł w ręce Willsa... Nawet nie chcę o tym myśleć, zostalibyśmy praktycznie z niczym. Co o tym sądzicie? Macie jakieś pomysły, gdzie można ją ukryć?


- Nie. Myślę, że skoro możemy być śledzeni, to bez różnicy. Ale jeśli nie jesteśmy, bo na przykład uważają, że nie stanowimy im zagrożenia, to można ukryć choćby w jakiejś skrzynce depozytowej. Załóżmy, na dworcu.


- Oprócz tego musimy się przegrupować, jak najszybciej spotkać z Nikolaiem i razem opracować jakiś plan. Postaramy się jednak najpierw jakoś zgubić ogon, zgadzacie się?


- Coś sugerujecie?


- Nie wiem czy to dobry pomysł, ale może powinniśmy się chwilowo rozdzielić? Gdyby chcieli się nas pozbyć już by nas nie było, póki co tylko nas pilnują. Moglibyśmy rozdzielić się i każdy na własną kieszeń spróbowałby zgubić ogon, potem spotkalibyśmy się z Nikolaiem.

Nie spotkawszy się z żadnym poparciem ani też dezaprobatą poprosił fotografa o wykonanie trzech kopii, wręczył je obu towarzyszom i rzuciwszy na koniec krótkie Do zobaczenia opuścił zakład. Miał zamiar za wszelką cenę zgubić pościg, a następnie skontaktować się z ekipą. Nie miał jakiegoś dokładnego planu, nie znał się za bardzo na śledzeniu, ale doświadczenie wyniesione z czasów służby w SAS mogło okazać się pomocne. Postanowił pokręcić się trochę po mieście, najpierw na pieszo, potem taksówką, może również wpadnie do jakiegoś sklepu by zmienić ubrania i bardziej wtopić się w tłum. Liczył na to, iż przynajmniej uda mu się trochę odciągnąć uwagę wojskowego od pozostałych, a i być może na to, że sam zdoła zlokalizować owego mężczyznę.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 28-08-2010, 20:19   #75
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Michael rozstał się z Benzem już na samej ulicy. Zwyczajnie jeden poszedł w prawo, a drugi w lewo. Harlow zdążył oddalić się na taką odległość, że nie było go widać i ciężko było powiedzieć którą drogę wybrał. Historyk mógł mieć tylko nadzieję, że nawet jeśli idzie teraz gdzieś przed nim, prędzej czy później skręci i rozejdą się. Było to zresztą bardzo prawdopodobne. Londyn był ogromną metropolią, nie brakowało w nim ulic i alejek, w których można by zgubić ogon. Jarecki podejrzewał nawet, że Colin może chcieć kluczyć i często zmieniać kierunek swojego marszu.

Blondyn miał jednak inny pomysł. Najpierw poszukał jakiegoś przystanku autobusowego. Po jakichś 10 minutach podjechał zwyczajny autobus, do którego Michael spokojnie wsiadł. Specjalnie zajął miejsce z tyłu obok jakiegoś staruszka, aby móc widzieć całe wnętrze pojazdu. Pamiętał jak żałował, gdy z użycia wycofane tradycyjne piętrowe busy, ale teraz okazało się to całkiem praktyczne. W środku nie mógł przebywać nikt, kogo chłopak by nie dostrzegł. Uważnie obserwował osoby, które wsiadły razem z nim. Gdy większość z nich wysiadła, na następnej stacji również on opuścił ten środek lokomocji.

Następnie udał się w poszukiwaniu postoju taksówek. Nawet jeżeli ktoś wciąż podążał za nim, wzięcie taryfy powinno zmusić śledzącego do tego samego, bądź poddania się. Dopiero po dobrej godzinie Jarecki wsiadł do samochodu, który zatrzymał na ulicy. Taksiarz niezbyt uprzejmie zapytał o cel podróży, na co historyk opowiedział jakimś bardzo odległym adresem. Wiedział, że będzie to spore obciążenie dla jego portfela, ale umożliwi mu spokojną obserwację jadących za nim aut, a długa droga dodatkowo powinna wskazać ewentualny ogon. Mało bowiem prawdopodobnym było, żeby dwa samochody pojechały tą samą trasą przez całe miasto.

Gdy dojechali na miejsce chłopak z ciężkim sercem oddał kilka banknotów kierowcy, po czym udał się na kolejny przystanek. Znał tę okolicę, więc znalezienie go nie zajęło mu dużo czasu. Autobus przyjechał dość szybko, jednak Michaela czekały jeszcze trzy przesiadki, zanim mógł wreszcie udać się do szpitala, w którym leżał Nikolai...
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-09-2010, 23:26   #76
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny


Nikołaja obudził szybki tupot nóg. Nic co szczególnego, ot ktoś biegł po korytarzu. Takich tupotów słyszał wcześniej dziesiątki. Więc co było w tym wszystkim takiego szczególnego, że Serb właśnie teraz otworzył oczy, a serce zabiło mu przynajmniej o raz szybciej? Otóż uśmiercił kilka godzin temu... a może tylko minut? Nikołaj nie wiedział dokładnie ile spał. A zegar ścienny miał akurat za głową. Zaraz kolejny tupot. A jak się skapnęli i próbują go odratować? Albo zorientują się, że to oni? Nieee, przecie cała ta farsa była wykonana wyśmienicie, żołnierzyna na pewno kipnął, pociesza się Radović. Ale nadaremnie...

Okno było otwarte. Czy ta firana zafalowała? Tam ktoś jest? Nikołaj zaczyna, bardzo powoli, spinać się by to sprawdzić, gdy nagle czuje jak czyjeś ręce zaplatają się na jego szyi. Napastnik był szybki i robił to nie raz. Założył ręce w taki sposób, by móc kontrolować krew dopływającą do mózgu. Bez problemu mógł spowodować omdlenie Serba. Ale zawahał się - Nikołaj wyczuł to chociaż nie miał pewności czy ten brak zdecydowania wynika z tego czy napastnik chce go zabić, czy po prostu nie wie gdzie to zrobić?

- Witaj Nikoś. Zostaw... - w harmiderze rozlegającym się na korytarzu (gdzie teraz rozgorzało piekło) coś spadło na podłogę i się potłukło. - zostaw ten pipcik. Dobry chłopak.

Nikołaj czuje ciepły mentolowy oddech na karku.

- Sam chciałem tak postąpić, ale wyręczyłeś mnie. Wcale nie głupio, muszę przyznać. Tylko zapomniałeś czegoś - zaśmiał się. Mentolowy oddech ponownie dotarł do Serbskiego nosa. - Coś tam zostawiłeś i dlatego Ciebie powiążą z jego śmiercią. A później się powiesisz. Świetny plan, świetny. Nawet mamy już oświadczenie dla prasy. O tym, jak zabijałeś przyjaciół w Bośni. To będzie łakomy kąsek dla tych pismaków, nie uważasz? I jaki to mogło wywrzeć wpływ na twoje późniejsze postępowanie. Pięknie, moim zdaniem. Mam nadzieję, tylko, że twój pasek wytrzyma, Serbie, bo...

Urwał, do sali z hukiem, choć całkiem jeszcze skromnym, wleciała gruba pielęgniareczka. Gdy spojrzała na was zdążyła tylko powiedzieć: Co jest do cholerci? I uciekła z krzykiem. Morse puścił Nikołaja zdzielił go po głowie i wybiegł za pielęgniarką w jasny jak słońce korytarz. Nikołaj stracił przytomność na dłuższą chwilę. Gdy się ocknął leżał pod kroplówką z zabandażowaną głową i aparatem oddechowym. Ta cholerna saturacja...



Michael był z siebie zadowolony. Zrobił praktycznie tak jak robiono na filmach. Autobus, później pieszo i taksówka. Dodał do tego od siebie jeszcze z dwa autobusy i znalazł się przy szpitalu. Wybiła godzina zerowa. Nie był do końca pewien czy go wpuszczą na odział, ale nie miał zamiaru poprzestać na laurach.

Szpital nie był za duży, chociaż całość rozciągała się na wielu hektarach. Nie dziwota, że większa część to obszar kliniczny, gdyż nie opodal stał okazały dobytek Uniwersytetu Medycznego. Jarecki wszedł do środka i już na wejściu został potrącony przez jakiegoś kolesi wychodzącego z nadmierną szybkością. Historyk zachwiał się i zatoczył ale udało mu się nie przewrócić. Obejrzał się ze złością na pirata chodnikowego, który to też zlustrował szybko Michaela, wydawał się zaskoczony. Był już daleko i dlatego Michael nie sypnął żadnym wyzwiskiem (był poddenerwowany i to bardzo) w jego stronę, a może dlatego, że coś w spojrzeniu tamtego gościa mówiło mu, żeby tego nie robić? Wszedł dalej. W recepcji dowiedział, się gdzie leży Nikołaj Radivić. Poszło gładko gdy tylko powołał się na znajomości z sir Willsem. Jarecki podążył za wytycznymi, które udzielił mu miły pan w recepcji i gdy już był na drugim piętrze rozległy się sygnały karetek. Dużej ilości. Dopiero później historyk zdał sobie sprawę, że to były wozy policyjne. Ale puki co wszystko wskazywało, na to, że mimo późnej godziny pogada z Nikołajem.

Gdy wszedł na odział, na którym rzekomo leżał Nikołaj, zaskoczył go ruch panujący na tym oddziale i ilość ochrony szpitalnej, która tam krążyła. Gdy podszedł do pierwszej pielęgniarki, która się napatoczyła, szybko dowiedział się, że Nikołaj został przeniesiony na piętro niżej, bo dostał urazu głowy i niedotlenienia. Bo ktoś go zaatakował. I zanim Jarecki się zorientował otoczyło go trzech funkcjonariuszy ochrony szpitalnej z chęcią wylegitymowania. Wypytywali co tu robi o tej porze i skąd zna poszkodowanego. I oczywiście czy ma coś wspólnego z morderstwem. MORDERSTWEM?! zabrzęczało w głowie Jareckiego. Morderstwem Jacques'a Leblanc'a.



Colin wysiadł właśnie z taksówki. Czapeczka jaką miał na sobie kupił w jedynym chyba otwartym butiku o tej porze. Wyglądała komicznie. Ale to było najmniejsze jego zmartwienie. To, że taksówkarz patrzył na niego jak na dziwaka, bo kazał mu co drugi rond jeździć po dwa razy w kółko, też. Nie będzie przecież się tłumaczył, że obawia się ogona. Zresztą, Colin jest prawie pewny, że ten ogon ma. Na jednym z rond jakiś ford zrobił dwa kółka zanim zjechał. Harlow zwalczy w sobie pokusę by to sprawdzić i ruszył dalej zwalczać pościg.

Teraz stał na przeciwko budynku, w którym mieści się jego mieszkanie. Cień jaki go spowijał dawał złudzenie bezpieczeństwa i niewidzialności. Obserwował uważnie nielicznych przechodniów. Była zerowa, to też większość ludzi mających ochotę na nocne tułaczki siedziała w centrum. Po prawej miał hotel. Zastanawiał się, czy aby nie wziąć jakiegoś pokoju w hotelu z widokiem na tą ulicę i przyjrzeć się czy ktoś nie obserwuje mieszkania. To mógłby być dobry pomysł.

- Hej, masz szluga? - Harlow początkowo zbył te słowa jakby nie były do niego.
- Ty tam, facet, kolega zadał pytanie. - Odezwał się drugi głos. Colin spojrzał w lewo. Szło tam trzech łepków. Może z 19 lat. Chociaż w tej pewności nikt nie może być pewny. Cała trójka ręce miała w kieszeniach. Jeden palił papierosa. Wychodzi na to, że trzeba było wynająć ten pokój.
- Chyba nie dosłyszy. Może trzeba mu przetrzeć uszy? - powiedział trzeci. Zaśmiali się i ruszyli pewniej w stronę Colina. Tak, trzeba było wziąć pokój.



Benz stał w mroku. Przyglądał się siedzibie Rayala. Nie wiedział co tam na niego czeka. Ale nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu. Czy do biura. Miał zamiar wpaść do Willsa i mu nabluzgać. Wiedział, że jest wszystko zamknięte a on najwyżej trafi do celi na 24 niż się dostanie do gabinetu Sir Jozefa Willsa. Ale nie miał pomysłu co innego począć. To co widział było wystarczająco niepokojące, by pozostawić to samemu sobie.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 08-09-2010, 16:03   #77
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Gubienie prawdopodobnego pościgu było zadaniem żmudnym i dość kosztownym, jednak zarazem dla Colin'a niezbędnym. Kilka razy udało mu się zauważyć coś podejrzanego, lecz nie dość by to sprawdzić. W końcu opuścił taksówkę w pobliżu swojego domu, nie miał zamiaru do niego wchodzić, ale miejsce wydawało mu się idealne by spróbować zlokalizować ogon. Ostatecznie mógł zatrzymać się w hotelu, z którego miałby dobry widok na własne mieszkanie.

Jego uwagę odwróciło nagle trzech podejrzanych typków nadchodzących z jego lewej strony, kilka pierwszych zdań, które wypowiedzieli, nie pozostawiało żadnych złudzeń, zbliżały się kłopoty. Aroganccy nastolatkowie o tej godzinie wychodzili na ulice Londynu, zapewne czuli się bezkarni i dość silni by poradzić sobie z pojedynczym celem. Harlow rozejrzał się szybko i czujnie, od hotelu dzieliło go jakieś 70 metrów, droga była wolna w razie, gdyby musiał salwować się ucieczką. Tymczasem grupka nastolatków była oddalona o jakie 4, może 5 metrów, szli spokojnie i pewnie, nie okazując żadnego respektu.

- Chyba nie dosłyszy. Może trzeba mu przetrzeć uszy?

- Nie mam fajek - rzekł cofając się o kilka kroków, powoli przygotowywał się do wyciągnięcia broni - Nie szukam kłopotów.

- Ooo jak w filmie. Nie szukam kłopotów, nie szukam kłopotów. - zaczął szydzić pierwszy.

- A ja myślę, że masz. - powiedział drugi nie zwracając uwagi na kolegę. - Chyba nie próbujesz dać dyla?

- Na prawdę nie szukam kłopotów - rzekł z większym naciskiem, jego palce tymczasem już musnęły pistolet - I mam nadzieję, że wy również ich nie szukacie.

- No zobacz go - mówi ten szydera z uśmiechem. - Grozi nam. Jak dla mnie, to on nam grozi. Widzicie jego czapkę? - wskazał na nią palcem po czym bezczelnie zaczął się śmiać.

- Zamknij się. - warknął drugi w czapeczce.

Trzeci z nich - czarny łebek w dredach albo warkoczykach, który wcześniej praktycznie się nie odzywał, prychnął z pogardą. Drugi był łysym białym facetem, szedł powoli i mierzył Colina czujnym wzrokiem. Natomiast pierwszy z nich niósł jakąś butelkę z zawartością, która mogła być tylko alkoholem. Harlow dość dobrze mu się przyjrzał, chłopak miał rozbiegany wzrok i już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, iż jest nie tylko pijanym, ale też naćpany. Kolejna wiadomość, która nie wróżyła nic dobrego.

- A co tam chowasz w kieszeniach kolo? - zapytał łysy białas - może ciekawy telefon masz? To może zastąpić fajkę. I wszystkim zaoszczędzić kłopotów. - wyszczerzył zęby.

- Uroki Londynu... - ręka zatrzymała się na pistolecie - Nie mam telefonu.

Kolejne kilka kroków do tyłu, starał się utrzymywać bezpieczny dystans. W gruncie rzeczy użycie broni w tym miejscu nie było zbyt dobrym pomysłem, szczególnie jeśli nie chciał skupiać na sobie uwagi. Jeśli dalej będą się tak zachowywać postara się wykorzystać swoją kondycję i dostać się do hotelu albo chociaż do taksówki. Broni użyje tylko w ostateczności.

- Masz masz. Każdy ma. - zawołał głośno wesołek. - A może jakiegoś iphona nawet, co?

- Poka co masz w łapce, kolo. - zarządził łysy, po czym zwrócił się do chłopka z dredami. - Mike złap go.

Mike, czarny facet z dredami, coraz szybciej zbliżał się do Colin'a, zostało mu może ze 4, 5 kroków i już znalazł by się przy nim, jego dwaj kumple zostali troszkę z tyłu, jeden z nich wciąż szyderczo się uśmiechał. Teraz pozostało już tylko podjąć szybką decyzję, Harlow nie miał zamiaru czekać aż jego adwersarz zbliży się za bardzo. Szybko ściągnął z głowy czapkę i rzucił ją w twarz mężczyzny by zyskać chwilę czasu, następnie błyskawicznie się obrócił i rozpoczął bieg w kierunku hotelu.

- Kurwa ucieka! - usłyszał jeszcze z tyłu, zaś tuż obok niego z łoskotem rozbija się butelka.

Lekko obrócił głowę, trzej goście próbowali go dogonić, lecz najwyraźniej nie tylko nie mieli dość dobrej kondycji ani szybkości, lecz również upojenie nie ułatwiało im zadania. Kilka sekund później Colin znalazł się już przy wejściu do hotelu, ale w oddali zdołał usłyszeć jeszcze - Pieprzyć sukinsyna...

Widząc, że jednak postanowili sobie odpuścić i zawrócili w drogę powrotną, podszedł do stojącej nie opodal budki telefonicznej i wykręcił numer Benz'a. Musiał przeczekać kilka sygnałów nim mężczyzna wreszcie odebrał. Okazało się, iż Benz znajdował się właśnie na przeciwko budynku Royal Society, obserwował coś, lecz nie powiedział dokładnie o co chodzi, zresztą Harlow również na to nie naciskał. Na koniec rozmowy powiedział jeszcze w którym szpitalu znajduje się Nikolai i zdradził również jego numer. Po rozłączeniu się Colin zerknął na zegarek, było już po północy, co takiego mógł obserwować Benz o tej porze?

W hotelu wynajął jeden z tańszych pokojów z widokiem na ulicę, na której znajdowało się jego mieszkanie. Przez dłuższy czas ślęczał przy oknie, lecz nie zauważył nic specjalnego. Na ulicy panował prawdziwy spokój, co jakiś czas ktoś przeszedł lub coś przejechało, nie stało się jednak nic co mogłoby na dłużej przykuć uwagę Colin'a. Postanowił nieco wypocząć, drzemka nie trwałą jednak zbyt długo, półtorej godziny później wymeldowywał się już z hotelu i łapał taksówkę.

Na wszelki wypadek znów zmieniał pojazdy i kazał swoim kierowcą kluczyć po rzadko używanych uliczkach, wszystko oczywiście dla bezpieczeństwa swojego i swoich towarzyszy. Londyn o tej porze zdawał się być szary, lecz mimo to miasto wciąż miało swój urok, którym mężczyzna delektował się powoli zmierzając do wskazanego przez Benz'a szpitala.

Kiedy wreszcie dotarł na miejscu z bólem serca wypłacił taksówkarzowi całkiem sporą należność, po czym wszedł do środka. W szpitalnej recepcji panowała atmosfera znużenia, tęga kobieta w okularach siedząca za biurkiem nie wydawała się zbyt sympatyczna, w dodatku wciąż spoglądała na Harlow'a podejrzliwym spojrzeniem.

- Nikolai Radović - rzucił do kobiety - Podobno znajduje się w waszym szpitalu.

- A co to ja jestem Matka Boska, że wiem? Może tak, może nie, to i tak nie jest godzina odwiedzin - odparła wrednie.

- To ważne, niech pani chociaż sprawdzi.

- Nauczcie się wreszcie przychodzić o normalnej porze - powiedziała poprawiając okulary - Jak nazwisko?

- Radović Nikolai, R-A-D-O-V-I-Ć.

- Moment - powoli wstukała nazwisko do komputera - Rzeczywiście mamy takiego pacjenta... ej! co pan wyprawia?! - wybuchnęła, gdy Harlow obrócił monitor by sprawdzić na którym piętrze i w której sali leży jego towarzysz - Tak nie można!

- To już nie ważne - odparł z uśmiechem po czym szybko pognał w kierunku schodów, zależało mu na szybkim spotkaniu z Radović'em.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 08-09-2010, 17:11   #78
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Michael wreszcie dotarł do szpitala. Nie był to duży ośrodek, który przy sąsiednim budynku uniwersyteckim wyglądał zaledwie jak mała część całej uczelni. Historyk pchnął jedno skrzydło podwójnych drzwi wejściowych, jednak w tym samym czasie, z drugiej strony, ktoś zrobił to samo, tyle że z o wiele większą siłą. W skutek tego starcia Jarecki o mało co nie wylądował na ziemi, ale na szczęście zdołał utrzymać równowagę. Osobnik, który o mało co nie posłał go do parteru, przeszedł szybkim krokiem, oglądając się jedynie na człowieka, na którego wpadł. Michael uczynił to samo, ale powstrzymał się od wszelkich komentarzy. Wolał nie zwracać na siebie uwagi, a już sam incydent mógł to zrobić.

Chłopak wszedł do środka i nie rozglądając się niepotrzebnie, udał się wprost do recepcji, w której siedział jakiś mężczyzna, prawdopodobnie będący amatorem domowych wypieków. Spytał się o pokój Nikołaja, ale dowiedział się tylko, że pora odwiedzin dawno się skończyła i żeby przyjść jutro. Wówczas to Michael wpadł na genialny pomysł:

- Pan nie rozumie. Jestem tu z polecenia sir Willsa. Ja mogę poczekać do rana, specjalnie nie robi mi to różnicy. Jednak sir Wills oczekuje mojego telefonu w przeciągu - tu spojrzał teatralnie na zegarek na ręce - piętnastu minut. Jak pan myśli, będzie to telefon o stanie pana Radovicia, czy o recepcjoniście, przeszkadzającym w wykonywaniu bardzo ważnych obowiązków służbowych? - fortel się powiódł. Facet momentalnie podał numer pokoju i piętro, na którym leżał Serb. Jarecki podziękował i udał się do windy. Niestety ta była zepsuta, więc blondyn musiał skorzystać ze schodów.

Gdy dotarł na drugie piętro, z zewnątrz zaczęły dobiegać syreny wielu karetek. Czyżby jakiś karambol drogowy? W sumie mogło to się obrócić na dobre. Niewiele osób powinno się wówczas kręcić na oddziale. Michael pewnym krokiem ruszył przed siebie szukając pokoju z odpowiednim numerem. Wbrew przypuszczeniom historyka, po korytarzu kręciło się mnóstwo osób. Większość z nich biegała w jedną i drugą stronę. Ogólnie panował spory chaos. Jarecki dotarł wreszcie do odpowiedniego pokoju, ale ten okazał się być pusty. Zatrzymał więc jakąś pielęgniarkę i spytał o towarzysza z niedawnej wyprawy. To wszystko zaczynało mu się bardzo nie podobać. Nerwowa atmosfera wokół, wszyscy biegają w kółko, a Nikołaja nie ma w jego pokoju. Okazało się, że został przeniesiony piętro niżej z powodu urazu głowy i niedotlenienia.

Michael zdziwił się. Jak ktoś mógł uderzyć się w głowę i jednocześnie się dusić? Już miał spytać co się dokładnie stało, jednak wówczas do niego i pielęgniarki podeszła trójka mężczyzn, najwyraźniej przysłuchujących się całej rozmowie. Przedstawili się jako funkcjonariusze szpitalnej ochrony. Poprosili o dokumenty, po czym zaprowadzili zdezorientowanego historyka do jakiegoś gabinetu.

Po tabliczce na biurku, Michael dowiedział się, że siedzi w gabinecie niejakiego dr Richarda Dempseya. Został posadzony na miejscu dla odwiedzającego gabinet, a jeden z ochroniarzy zasiadł w fotelu doktora. Dwójka jego kolegów stała w pobliżu drzwi. Siedzący zaczął zadawać proste pytania w stylu imię i nazwisko, adres zamieszkania, czy zawód. Historyk spokojnie odpowiadał, dopiero przy kolejnym pytaniu nie wytrzymał:

- Co pan wie o morderstwie dokonanym na Jaquesu LeBlancu?

- Morderstwie?! Znaczy, że on nie żyje?

- Znał pan LeBlanca?

- Tak - przyznał Jarecki. Żałował swojego wybuchu, no ale stało się.

- A skąd?

- Z takiej jednej wyprawy.

- A Radovicia?

- Również.

- Domyśla się pan kto mógł chcieć śmierci LeBlanca?

- Nie. Nie znałem go zbyt dobrze. Po prostu byliśmy członkami jednej ekspedycji... Radovicia znałem lepiej - skłamał po chwili, aby funkcjonariuszom nie wydało się dziwne, że w szpitalu odwiedza tylko jednego kolegę.

- Zatem przybył pan odwiedzić kolegę, przypadkowo w noc, gdy zabito innego pana znajomego?

- Tak - odpowiedział krótko Michael, czując, że jego sytuacja nie jest najlepsza.

- A dlaczego nie przyszedł pan w dzień, o normalnej porze?

- Miałem dużo pracy.

- Hmm... Rozumiem. Pański przyjaciel leży na pierwszym piętrze. Może go pan odwiedzić.

- Dziękuję bardzo - historyk wstał, jednak nie ruszał się z miejsca. Wyciągnął rękę, w geście prośby o zwrócenie dowodu. - Mogę prosić?

- A tak, oczywiście. Niech pan tylko nie opuszcza szpitala. Policja pewnie również chciałaby zadać panu parę pytań.
 
Col Frost jest offline  
Stary 17-09-2010, 19:46   #79
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Otworzył oczy, powoli, niepewny co zobaczy. Czy coś zobaczy. Był już gdzie indziej, biała, duża sala z paroma pustymi łóżkami oraz bez telewizora zdecydowanie nie była prywatnym pokojem. Maska tlenowa i pipcząca aparatura z spinaczem na palec sugerowała salę wybudzeń lub coś w tym stylu. Radović niezbyt się na tym znał, za często nie leżał w szpitalu. Zwykle bandażowali go kumple i zszywali rany igłą i dratwą do butów.
Długo się nie zastanawiał. Gdzieś tu mogła być ta foka a on leżał pod aparaturą. Potrzebował stąd wyjść i załatwić sobie klamkę, dużą klamkę.
Zdjął maskę, w przeciwieństwie do LeBlanca nie dusił się, oddychał normalnie. Następnie odczepił spinacz na palcu i zabrał się za zakręcanie kroplówki. Wtedy maszyna zaczęła dziwnie pipczeć. Gdy zakręcił wenflon weszła pielęgniarka. Pochodzenia chyba indyjskiego.
-Zostawić zostawić. Nie wolno!
Spojrzał na nią dosyć nieprzychylnie. Jednym z tych spojrzeń, które wyrażało jedną prostą myśl: "odpierdol się!"
-Wypisuje się.
-Jak to!? Ma pan uraz. Po za tym...
Nie za bardzo wiedziała co zrobić. Wyglądała raczej na przestraszona. Złapała za kartę.
-Oo, uraz głowy, niska saturacja i postrzał nogi. - podniosła głowę. - Nie powinien pan nawet z łóżka wstawać. Nie można chodzić.
Rozejrzał się, kuli nigdzie nie było. Cóż... Złapał szybko za zwisającą z góry pętlę służącą do wstawania i jednym szarpnięciem postawił się do pionu. Syknął z bólu, mimo, że stanął na zdrowej nodze ranna za świdrowała tępym bólem.
-Poproszę papierki do podpisania i kule. Wychodzę.
Na twarzy pielęgniarki pojawiło się oburzenie jednak poszła sobie mrucząc coś do siebie.
Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły Nikołaj z ulgą usiadł na łóżku. Czekał na pielęgniarkę i papierki do podpisania. Zamiast tego przyszła pielęgniarka i lekarz. Ten był nowy, niski, łysy, gruby ubrany w biały fartuch na który miał założony foliowy. Pielęgniarką wskazała ręką upierdliwego pacjenta i coś powiedział. Doktor uśmiechnął się do Serba.
-Oj nie ładnie nie ładnie. Nastraszył pan Imerdin. Co się stało?
-Żądam wypisu.
Lekarz zmarszczył czoło i podniósł brwi. Zdziwiła go ta decyzja.
-Proszę pana. W pańskim stanie zalecana jest hospitalizacja. Nie powinien pan opuszczać łóżka a już z pewnością nie chodzić, po Londynie.
Mówił spokojnie, jakby miał do czynienia z upartym, małym dzieckiem.
-Przyjechałem tu z raną postrzałową a próbowano mnie udusić i pobito! Jak tak dalej pójdzie to wyjdę stąd w worku foliowym!
-Proszę pana. Przed pańskimi drzwiami stoją funkcjonariusze Ochrony Szpitala. Nie pozwolą na kolejny taki incydent. Poza tym, policja chce z panem rozmawiać. Ale powiedziałem im, że jest na razie pan niedysponowany.
Obaj milczeli przez chwilę, w końcu odezwał się lekarz.
-Czy mam zmienić te zalecenie?
-Tak. Będę wdzięczny jak pan w miedzy czasie przygotuje papiery do wypisania.
Lekarz tym razem zmarszczył czoło ze zmartwienia.
-No cóż. Nie mogę pana zatrzymywać skoro pan nalega. Zatem papiery znajdą się niebawem. I zawiadomię funkcjonariuszy. Mogę tylko pana jeszcze zbadać?
-Oczywiście.
Lekarz przyjrzał się mu. Założył pipcik. Spojrzał na ekran. Coś kliknął. Poświecił ci w prawe oko, w lewe. Zmierzył puls. Radović cały czas uważał, lekarz równie dobrze mógł być podstawiony.
-No dobrze. Tylko powierzchowne urazy. Nie może pan forsować nogi. Czym dłużej będzie pan próbował chodzić tym gorzej będzie się goiła. Przepisze panu coś na ból i antybiotyk. Antybiotyk jeszcze przez 3-4 dni. W razie komplikacji proszę przyjść na wizytę. Na szczęście nie ma pan wstrząśnienia mózgu. Ale przebywanie długo na słońcu może doprowadzić do chwilowych duszności. Zatem odradzam plażę.
-Dziękuje.
Lekarz wyszedł, Nikołaj czekał na gliniarzy.

Po paru minutach wszedł policjant w pełnym mundurze i drugi po cywilnemu. Ten drugi wyglądał jak z serialu telewizyjnego, świeżo ułożone włosy, gładka twarz i brązowa marynarka. Jeden z tych za którym kobiety piszczą. Pieprzony laluś z akademii, nie znający ciężkiego życia. To on zabrał głos.
-Dzień dobry, jestem porucznik Stone. Można zadać kilka pytań?
I nie czekając dodał:
-Wie pan o morderstwie - spojrzał w notatnik- Jacquesa LeBlanca? Znaliście się.
To nie było pytania. Nikołaj nie próbował wysilać się na kamienną twarz, nie był dobrym aktorem. Wysilił się tylko na tępy wzrok.
-Co?
Tamten spojrzał na mundurowego i z powrotem na Serba.
-Leblanc został dzisiaj zamordowany. Ktoś grzebał przy jego - spojrzał w notatnik - urządzeniowy do podtrzymywania życia.
Nie czekając na reakcje spytał bez ogródek.
-Kto pana zaatakował?
-Nie wiem. Nie widziałem twarzy.
-Podejrzewa pan kogoś?
Laluś świdrował go spojrzeniem. Wzruszył tylko ramionami.
-Wiem tylko, że było od niego czuć miętą. Jakby używał odświeżacza do ust. Nie mam żadnych pomysłów. LeBlanca znałem tylko z wyprawy.
-Czyli nie ma nikogo kto by chciał pana skrzywdzić? A może Leblanac?
Nikołaj spojrzał zaskoczony na funkcjonariusza, chyba coś źle zrozumiał. Ciągle mu się to czasem zdarzało.
-Słucham? Chyba źle pana zrozumiałem. LeBlanc miałby mnie dusić, uderzyć w głowę a potem się zabić?
-No nie, z raportów wynika, że pana zaatakowano, po tym jak stwierdzono śmierć Leblenca. A zatem nic panu nie przychodzi do głowy? Nikt kto by chciał waszej śmierci?
-Jestem mechanikiem w tym zawodzie raczej nie zdobywa się wrogów. Może ma to coś wspólnego z wyprawą. Ale to tylko przypuszczenie.
-A co miała na celu ów wyprawa, w której braliście udział. To ta o której była mowa w telewizji?
-Chyba tak. Eksploracja tuneli.
-I potrzebowano tam mechanika? W jaskiniach pod Londynem? - pokręcił lekko z niedowierzaniem głową. Po czym zaraz spoważniał - A postrzał, skąd go pan ma?
Radović postanowił najpierw odpowiedzieć na pierwsze pytanie, mimo, że było retoryczne.
-Potrzeba. Popsute radio może oznaczać śmierć dla wyprawy więc potrzebowali kogoś kto będzie potrafił je naprawić. A co do postrzału to nie pamiętam. Ostatnie co pamiętam to jak mi puszcza zatrzask. Chyba spadłem. Potem obudziłem się tutaj.
-O tym w telewizji nie mówili. - zmarszczył czoło i napisał coś w notatniku. - w ogóle o postrzale nic nie mówiono. Kto jeszcze był z wami w tych jaskiniach?
Nikołaj chwilę milczał, przypominał sobie nazwiska.
-Rodger Benz. Brown, imion nie pamiętam. Colin Harlow, Michael Jarecki< Mike Turzycki. A może Turzyński... No i oczywiście ja i LeBlanc.
Oficer zapisał wszystko w notatniku. Po czym znowu spojrzał na niego.
-Nie jest pan Anglikiem, skąd pan pochodzi? Z Bułgarii? Ciekawy akcent.
-Serbia. Czy moje pochodzenie ma coś do rzeczy?
Głos Nikołaja stał się twardy, widać było, że temat mu nie pasuje
-Nie, mam nadzieję, że nie. Ale Serbia. To jest na półwyspie Bałkańskim? Hmm daleko, daleko. No nic.
Wstał i ponownie spojrzał na Serba. Mundurowy zaś nie ruszył się. Nikołaj odwzajemnił spojrzenie.
-Słyszałem, że się pan wypisuje. Czy można wiedzieć gdzie się pan zatrzyma? Możliwe, że będziemy mieli jeszcze kilka pytań do pana.
-Może podam numer komórki? Chyba wynajmę pokój w jakimś hotelu jakby znów ktoś próbował mnie udusić.
-To też, jak można. To gdzie się pan zatrzymuje obecnie? Przecież nie mieszka pan w hotelach. Musiałby pan być naprawdę dobrym mechanikiem.
Spojrzał na Radovića z uśmieszkiem w oczach. Mechanik podał adres i numer telefonu.
-Mam oszczędności. Parę dni pomieszkam w hotelach. W końcu złapanie mordercy to dla Was tylko chwila.
-A tak, nom chwila, jak najbardziej.
Potaknął, po czym zapisał dane w notatniku.
-No dobrze, miłej nocy życzę.
-Owocnej pracy.
Gdy wychodził Serb rzucił jeszcze za nim:
-A jak ja mogę się z panem skontaktować?
-Proszę poprosić o funkcjonariusza Marc'a Stona z Departamet Zabójstw. Połączą ze mną.
-Dziękuje.
Skinął głową i wyszedł. Nikołaj poczekał aż kroki ucichną i z trudem wstał by poszukać swego ubrania i komórki. Gdy ją znalazł naskrobał smsa do Ermina:

Cytat:
Potrzebuje gdzieś zamieszkać i tego co poprzednio ale lepszego. Mogę mieć przyjaciół ze sobą. Niechcianych. Spotkajmy się może koło 11 na boisku. Weź lepiej swoich przyjaciół.
Wysłał a potem wykasował smsa.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 24-09-2010, 20:01   #80
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Gdzieś w Sudetach


Podczas gdy mały Mirek, tak bardzo lubiący wyładowania atmosferyczne, patrzył z niedowierzaniem na burze, trójka mężczyzn ruszała czarnym Volkswagenem Borą spod zamku w Książu. Burza była naprawdę widowiskowa. Sudety przykryte były ogromem czarnych chmur. Ludzie, którzy mieli okazję być w tych rejonach, czuli wręcz fizyczny ciężar owych chmur. Nieme błyski coróż rozjaśniały niebo malując przeróżne wzory. Miruś nie widział wcześniej bezgłośnej burzy, ale tej się bał. Dziadek mawiał, że jak grzmi, to aniołowie bawią się turlając beczki. A jak nie grzmi, to co wtedy? Gdzie się, w takim razie, podziali aniołowie?
Ludzie pędzili do domów, nie wiedząc, czy boją się nadchodzącej burzy, czy raczej samej ciszy, która nastała. Liście na drzewach były nieruchome. Na ziemię Dolnego Śląska nie spadła jeszcze ani jedna kropla wody, ale burza trwała nadal.

Rzeczka, Dolny Śląsk


- Dobrze. Zaczynamy za dwa dni.
Dwóch panów spojrzało na siebie po czym kiwnęli z aprobatą głową. Halogenowe lampy oświetlające zawalony tunel zgasły. Oczy obecnych chwilę przyzwyczajały się do słabego bocznego oświetlenia małych lampek przemontowanych na stałe do ściany sztolni. Wszystko przykrył półmrok. Wyszli. Na zewnątrz sztolni panował prawie całkowity mrok. Tym bardziej efektowne były błyski gromów wędrujących po niebie. Tomas Scheller spojrzał w niebo. Kolejny błysk oświetlił jego nienaganne lico.
- Wracamy do Książa.
Trzeci jegomość, ubrany identycznie jak pozostali, stał przy samochodzie i palił papierosa. Zaciągnął się raz ostatni po czym rzucił go na ziemie i poszedł na miejsce kierowcy. Odgłos zapalanego silnika, w tym dziwnym powietrzu, można było pomylić z warkotem jakiejś mistycznej bestii.

Pan Ryszard, stróż, przyglądał się jak czarną Bora odjeżdża niczym puma (niewidzialna w mroku ze świecącymi oczami), gdy nagle wszystko się rozjaśniło i czar prysł.
- A niech diabli wezmą tę burze. Że to człowiek nie może mieć spokoju. - rzucił sam do siebie, po czym kręcąc głową ruszył w stronę kanciapy.

Londyn, Wielka Brytania, trochę po północy.

Benz stał przed gmachem. Wiedział, że ktoś może uważać to za podejrzane. Stał już przecież od dłuższego czasu, nie wiedząc co robić. Jakież łatwe byłoby pójść do domu się położyć. Łatwe i najprawdopodobniej najstosowniejsze. Z tym, że Benz widząc gmach Royal Society, miał nie odpartą chęć załatwić tą sprawę raz na zawsze. Ruszył, mają nadzieję, że dostanie olśnienia. Przeszedł może z pięć kroków. Więcej nie zdążył. Poczuł tylko gól głowy i padł nieprzytomny na chodnik. Gdy się obudził miał wrażenie, że jeszcze przez chwilę po upadku, słyszał szepty i tupot ciężkich butów.

A co się działo w szpitalu?

Londyn, Wielka Brytania, wcześnie rano.

A w szpitalu Nikołaj właśnie pakował swoje rzeczy gdy usłyszał na korytarzu rozmowę. (... czego pan chce?... jak to czego? Przyszedłem odwiedzić przyjaciela?...) Radović zastanowił się, co się może dziać? Kto może chcieć się spotkać? Jego pytanie szybko znalazło odpowiedz. Drzwi się otworzyły, a w przejściu ukazała się, niezbyt świeża, twarz Michaela Jareckiego. Nie zdążył jednak zamknąć drzwi za sobą, gdy rozległ się także znajomy głos:
- Michael?

Oboje, Nikołaj i Michael, spojrzeliście na rozmówce, którym był, nie kto inny jak Colin Harlow. Co za spotkanie? Trzech muszkieterów, można by rzec, prawda? Była już godzina wczesno-ranna, jakby powiedziała Betty - asystentka Benza - a wy byliście przynajmniej trochę zmęczeni, rozkojarzeni i w złych humorach. Do tego mieliście o czym myśleć. I rozmawiać, ma się rozumieć. Ale to wszystko nic w porównaniu z wszędobylskim uczuciem, że wdepnęliście, że wdepnęliście w wielkie gówno.

Michael, ty podczas przesłuchania miałeś wyłączony telefon. Sam nie wiedziałeś po co. Ale teraz przyszedł czas na włączenie go. A dokładniej, zrobiłeś to podczas gdy szedłeś w odwiedziny. Teraz telefon zawibrował i oznajmił wszem i wobec, że przyszła wiadomość informująca, że masz coś nagranego na poczcie głosowej.

Jesteście w jednej sali. W tej, w której leżał Nikołaj. Gdy Michael odsłuchuje nagranej wiadomości. Oczy historyka stają się coraz większe i większe. Nie potrzebuje słów, by wyrazie jedno wielkie: O Fuck! Wiadomość była od wspomnianej wcześniej Betty. Benz miał zjawić się o świcie w biurze, podpisać kilka papierów. Betty, zadzwoniła do niego by go obudzić, jednak odebrał jakiś facet i powiedział, że telefon znalazł na śmietnisku. Uwaga, uwaga! Na śmietnisku w Southampton. Ona zrozpaczona, nie wie co robić. A jeśli Benzowi się coś stało? Dlatego Betty pomyślała, żeby zadzwonić do osoby, która może coś o tym wiedzieć. Niestety, nieszczęsna poczta głosowa.

No właśnie, a jeśli się coś stało?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172