Cóż...
Nie da się ukryć, że ta drużyna nie nadawała się do tak zwanej pracy zespołowej... Stale i uparcie każdy atakował swego przeciwnika, nie pomyślawszy o jedynej słusznej metodzie - skupić się na jednym wrogu, zabić, a potem zabrać się za kolejnego.
I znowu nikt nie chciał pomóc Baredowi w wykończeniu najgroźniejszego wroga. Na szczęście uwaga tego ostatniego nie skupiła się na łotrzyku. Czy wierzył w moc zaklęcia, czy skupił swą całą uwagę na Dancie, by rozprawić się z 'numerem jeden', tego Bared nie wiedział. I prawdę mówiąc nic go to nie obchodziło. Najważniejsze było to, że Hagared stanowił dobry cel... Idealny wprost cel i zbrodnią byłoby z tego nie skorzystać.
Może... może Bared powinien poklepać szefa agentów po ramieniu i powiedzieć "Stary, obróć się, bo tak w plecy nie wypada dźgać."
Z pewnością byłoby to honorowe, ale Bared nie był paladynem-zakutą pałą. Byli w poważnych opałach i trzeba było korzystać z każdej okazji.
Cios, natychmiast potem drugi.
Hagaret patrzył się przez moment na zakrwawione ostrze wystające z jego piersi próbując jednocześnie złapać oddech.
- Za...biłeś... mnie... - wycharczał, po czym... zaczął się śmiać. Ewidentnie nie wierzył, że to co się stało właśnie się stało.
Upadł na kolana, a następnie na podłogę. Jeszcze przez chwilę próbował coś z siebie wydusić, lecz w końcu znieruchomiał.
Na podłodze, pod nim, pojawiła się krwawa plama.
Bared spojrzał dokoła zastanawiając się, z kim teraz skrzyżować ostrze.
___________________________ Bared zadaje 6 i 5 obrażeń |