Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2010, 23:27   #39
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Loto powoli wszedł na arenę. Nie śpieszył się, aby móc lepiej się zastanowić nad tym, jaką pozycję wybrać. Z czasem stwierdził jednak, że nie ma to znaczenia, i udał się do połowy bliżej urwiska. Powoli obrócił się zamiatając nogą po ziemi, podniósł ją zgiąwszy w kolanie przybliżył do brzucha i postawił na ziemi, tuż naprzeciw wejścia do areny, zgiął nogi w kolanach i pochylił się w przód, miał nadzieję, że uda mu się zwyciężyć tą walkę.
Otworzył wtem swoje oczy, zebranej energii było dość.

Dziewczyna która wkroczyła na arenę po nim była... nietypowa, żeby otwarcie nie powiedzieć dziwna. Jej cera pozostawała blada jak kreda, szyja została otulona purpurową arafatką, której kolor współgrał z fioletowymi oczyma. Proste, czarne włosy spływały daleko za plecy. Miała na sobie sweter w smutnym, szarym kolorze, oraz jasnoniebieskie jeansy. Z prawej strony zwisała nieco ciemniejsza smycz, zapewne pochodząca od telefonu komórkowego. Dziewoja uśmiechała się, zachowując całkowity spokój. Jej ręce tkwiły w kieszeniach.


Gendou zjawił się zaraz potem, uważne oczy byly w stanie zauważyć, że jeden z jego rękawów był lekko zabarwiony krwią, a wcale nie tak uważne uszy mogły usłyszeć ciąg trudnych do właściwego rozszyfrowania przekleństw.
-...Tak. Sytuacja kryzysowa została zażegnana. Wszystko jest w porządku. Niniejszym rozpoczynam więc drugą walkę Turnieju Czarnego Lotosu. Gotowi, start!
Dał sygnał dłonią. Po raz kolejny rozległ się gong.

Uśmiechnął się lekko do albinoski w geście powitania. Zaraz po tym pochylił się nieco bardziej w przód, ręce położył na ziemi i…czekał. Mimo bycia w pozycji niczym do biegu nie miał zamiaru zacząć walki, miało to raczej służyć do ewentualnego uniku. Chwilowo po prostu i tak nie było wiadomo, co ma się stać.

Panna o oczach koloru purpury przytaknęła. Ciężko powiedzieć czy z uznaniem, czy z jakąś dziwną formą pogardy. Nie wyjmując dłoni z kieszeni zaczęła powoli iść w stronę Loto. Zupełnie jakby przemierzała spacerkiem ulicę.

Spojrzał na kobietę i ciężko westchnął
- No dobra. – Rzekł obracając się na pięcie przedniej nogi i wyrzucając przed siebie błyskawicę w ki, aby szybko powrócić do poprzedniej pozycji.
Nie mógł nic poradzić że panienka tak bardzo chciała aby zaczął walkę. Nie powinien odmawiać, skoro jest facetem…przynajmniej w teorii.
Jednak to co zrobił wciąż nie było demonstracją niczego więcej niż faktu, że nie ma zamiaru wchodzić w bezsensowną walkę bezpośrednią. Nie przeciw tym dłonią.

Wtedy też dziewczyna zademonstrowała coś, czego nie pokazał jeszcze nikt z obecnych na turnieju uczestników. Jedna z jej rąk opuściła przytulną kieszeń, uniosła się na wysokość nadlatującej emanacji i... odbiła ją na bok zewnętrzną częścią dłoni. Wyładowanie przeorało sobą dwie płyty podłogi, pozostawiając wyszczerbienia. Czarnowłosa natomiast, znalazła się niemal bezpośrednio przy androidzie.

Loto niezwłocznie odbił się w bok chcąc znaleźć się na ukos między plecami a dłonią panienki o „fioletowych oczach”. Jednakże, nie chciał po prostu walczyć z tymi dłońmi, nie wiedział, do czego są w pełni zdolne. Lewą dłonią chwycił ją za ramię kierując w dół ładunek, gwarantując skórcz mięśni, aby prawą objąć ją za szyję, i z pomocą kolana przymocowanego do pleców szybkim uderzeniem, skrócić czas walki.

Nagle, sytuacja przybrała cechy typowe dla komedii. Choć android faktycznie zasklepił palce na ręce dziewczyny, jego palce okazały się być jak z waty. Dziewoja targnęła się chaotycznie na bok, niemal tracąc równowagę i wywołując eksplozę śmiechu wśród publiki. Nie mniej jednak, wyzwoliła się zanim przyszło do wyzwolenia ładunku. Wyprowadziła kopniak poprzeczny w stronę Loto, ale wcześniejsza konieczność ucieczki sprawiła, że cios chybił o centymetry a chłopiec w białych słuchawkach nie musiał nawet silić się na poważne manewry. Zrobił jedynie krok do tyłu.

Gwizdnął z podziwem. Loto znowu się pochylił i wybił w…górę.
Maił zamiar przeprowadzić teraz tą samą akcję co na starcie tej historii, salto w powietrzu i noga lecąca na twarz – w wypadku blokady lub odsunięcia się, młynek, tak więc obrót na ziemi podcinający nogi. W każdej wersji drugim ruchem był doskok z kolanem lecącym w brzuch. Przeciwnik po tym zwykle kończył na ziemi, i można go było z spokojnie dobić…no chyba że magiczne rączki skoczą w stronę Loto. Tak długo jak masa dziewczyny nie wskazywała na ponad przeciętną, nie obawiał się on jednak, że ta postanowi złapać go za spadającą kończynę i pozwolić aby oboje się wywrócili.

Wszystko potoczyło się szybko, niemal jak spadająca błyskawica. Dziewczyna faktycznie nie zamierzała przyjmować ciosu, zdecydowała się na wycofanie. Kiedy jednak Loto miał już wprodzacić w życie drugą część planu, długowłosa podjęła własną kontrę. Ręce opuściły jej kieszenie, zatrzymując się przed twarzą z palcami rozsuniętymi na pełną szerokość. Z ust wydobył się krzyk, chociaż brzmiał bardziej jak komenda.
- Flara Słoneczna!
Faktycznie, jak na komendę buchnęła fala świetlistego fioletu naśladującego oczy, który zalał sobą całe pole walki i zmusił patrzących do odwrócenia wzroku. Loto nie miał tyle szczęścia. Jego sensory i systemy optyczne dostały całkowitego szału, niewłaściwie intepretując pobierany obraz. Widział... ciemność i majaczące pośród niej, niewyraźne sylwetki. Chociaż te mogły być tylko wytworem jego mechanicznej wyobraźni.

W pierwszym momencie Loto chciał wyskoczyć w tył, jednak nie wiedział jak daleko od przepaści się znajdował…albo raczej, w którym kierunku powinien jej szukać.
Stwierdził ostatecznie że zdecyduje się na kontrę, wyprostował rękę za siebie i czekał, aż postać której sylwetka była teraz raczej swoistą nicością.
Przygotował się, aby odskoczyć i cisnąć błyskawicę z drastycznie bliskiej odległości w cel, który w końcu musi zaatakować.

Nic nie widział. A zamiłowanie muzyczne utrudniało mu nieco pozostałe możliwości percepcji przestrzennej. Usłyszał jednak jakiś niewyraźny dźwięk dochodzący z prawej strony areny.

Było w nim pełno niepewności, na wzrok zdawał się wcale nie polepszać. Oby nie trzeba było wydawać kasy na nowe oczy… Skoczył w stronę dźwięku, jednak nie zwyczajnie, jak do tej pory, ale z wykorzystaniem boosta. Odbicie się od podłoża z jego pomocą było dla niego sposobem na zdobycie maksymalnej prędkości, lewą ręką zamachnął się za siebie i cisnął spod ukosa w miejsce gdzie powinna być szyja, był to cel najbardziej idealny, nie wiedział dokładnie gdzie ona jest, więc najwyżej trafi w tułów, zaraz po tym wykona ten sam młynek co planował poprzednio. W najgorszym wypadku wytańczy brekedanca na podłodze i skończy pokonany przez przeciwnika którego lokacji nie zna.

Odgłos uderzenia, ale bynajmniej nie tego które sam wyprowadził. Coś wyprowadziło kop pod jego żebra, metalowy stop z którego były odlane aż zadźwięczał. Resztę zrobiła grawitacja, odrywając go od parkietu i zapewniając bilet lotniczy. Tak, czuł, że leciał. Bynajmniej nie z użyciem Ki. Mknął w dół, na spotkanie skał. Prawdopodobnie został wystrzelony ciosem poza skalne urwisko. Wszyscy inni którzy mogli widzieć co się dzieje, byli diablo zdziwieni dostrzegając jak kilka chwil wcześniej Tiara sięgnęła do kieszeni, wyjmując z niej parę niewielkich, kauczukowych kulek, które posłużyły jej do zmylenia oślepionego wroga. Sędziujący Gendou opuścił głowę w widocznym zasępieniu. Bardzo mocno się nad czymś zastanawiał, zapewne chodziło o przepisy i regulacje. Nic jednak nie skomentował, niczego nie przerwał. Zamiast tego wystrzelił jak strzała przez matę, mijając dziewczynę. Skoczył z nadludzką zwinnością w stronę urwiska.

Wiedział o tym.
Od początku myślał o czymś w rodzaju kauczuku, jednak postąpił lekkomyślnie wyprowadzając twierdzenie, że skoro nawet flara była czymś w stylu efektu energetycznego, przeciwnik nie powinien posiadać innych przedmiotów. Błąd logiki, prosta pomyłka.
Ale to uczucie już gdzieś w sobie miał, spadanie…niemal identyczne wspomnienie zapisane gdzieś w nim…zresztą to było nie ważne.
Zaczął się obracać, zamachnąć się ręką…wciąż ma Ki, jeżeli uderzy o ziemię włócznią z ki…jeżeli zrobi to dość blisko ziemi odbije się, może uratuje część wnętrza…miał słabą obudowę, jednak wciąż nie chciał stracić wiary, że śmierć jest zbędna, to on miał kształtować siebie samego, oraz swoje życie…
…tylko dlaczego…?z
Może powinien chrzanić to wszystko i żyć tylko tak, aby było przyjemnie, zamiast interesować się innymi…?
Albo odwrotnie, praktycznie nie posiada niezbędnych potrzeb, może żyć tylko dla innego człowieka…?
Nie.
Ktoś inny już tak żył. Nie on.
 
Famir jest offline