Takshor
Więzienie w drewnianym budynku… kto to w ogóle wymyślił? Jedynymi rzeczami, które odróżniały to miejsce od zwykłej izby, były żelazne kraty we framugach, zamiast standardowych drzwi.
Jak to się w ogóle trzymało?
Półork nie wiedział, lecz w gruncie rzeczy go to nie obchodziło. Był zmęczony i obolały… kolano dawało o sobie znać. Tak więc, zasnął…
…i obudził się, jakiś czas później dzięki rozmowie, jaka odbywała się za kratami jego „celi”. Jednym z rozmówców był jego strażnik, drugi zaś był… dostojny. Zakuty w zbroję z pełnej płyty, z potężnym mieczem zawieszonym przez plecy.
Po symbolu na jednym z metalowych naramienników Takshor mógł autentycznie go rozpoznać…
Rysunek żelaznej rękawicy w kształcie dłoni. Symbol Torma.
A kto najczęściej czcił boga służby, lojalności i obowiązku? Rycerze i paladyni.
Nie zdołał niestety przysłuchać się rozmowie potencjalnego paladyna ze strażnikiem, gdyż ten pierwszy ją zakończył i podszedł do „celi” półorka.
Przez chwilę lustrował go wzrokiem, jakby nie wiedząc od czego zacząć, czy… po co do niego podszedł.
-
Nie wiem co takiego zrobiłeś i w gruncie rzeczy mnie to nie obchodzi. – powiedział. –
Wiedz tylko, że Torm ofiaruje ci drugą szansę na poprawę i naprawienie tego, co swymi czynami zniweczyłeś. – westchnął.
-
Nienawidzę tej formułki… – kontynuował po chwili ciszy. –
Każą mi ją powtarzać każdemu skazańcowi przed złożeniem mu oferty… a oferta? Prosta. Ja rzucę na ciebie zaklęcie, które… zmusi cię do wypełnienia misji. A misja jest jeszcze prostsza. Pomagać temu garnizonowi i jego kapitanowi przez okres dwóch miesięcy. Po prostu działać na jego korzyść, byś mógł odpokutować za swoje winy. Dwa miesiące, sześćdziesiąt dni. W zamian będziesz mógł odejść wolno później.
Wtedy mężczyzna odpiął od pasa niewielki, skórzany futerał i wyciągnął z niego zwój, najprawdopodobniej z rzeczonym zaklęciem.
-
Więc co ty na to? Wolisz dwa miesiące pracy, za którą nawet dostaniesz wynagrodzenie, czy może stryczek? Pozostali
W karczmie robił się istny chaos. Mimo, iż walczących był mniej niż tuzin, to robili naprawdę niszczycielskie zamieszanie w przybytku.
Gospodarz, który na początku próbował nawoływać o spokój i wyjście na ulicę, teraz kulił się pod ladą, modląc się do Tumory, by żaden z tych latających ogni nie trafił w niego…
Jednak w pewnym momencie jeden z walczących padł na ziemię.
-
Za… biłeś… mnie... – wycharczał Hagaret, po czym wykrwawił się z szaleńczym śmiechem.
Tą śmierć zauważyli wszyscy trzej agenci. A ich reakcją na martwego przywódcę była… kapitulacja.
-
Stop! Poddajemy się! – mówili naprzemiennie rzuciwszy broń na ziemię. –
On nam kazał! Rozkazywał nam jak marionetkom! Nie chcemy walczyć!
Kiedy wrzawa ucichła i bohaterzy zebrali rzucone na ziemię bronie, tak na wszelki wypadek, agenci z Wrót Baldura przeszli do wyjaśnień:
-
On uczynił sobie z tego swoją prywatną grę… to psychopata! Spójrzcie! – jeden z nich podwinął rękaw lewej ręki, na którym wszyscy zgodnie ujrzeli wcale ładną, być może kosztowną, srebrną bransoletę.
-
Przy pomocy tego nas… kontrolował. – wyjaśnił. –
Nie wiem jak to dokładnie działa, ale kiedy ktoś się mu sprzeciwiał, to coś zaczynało świecić na czerwono i powoli wysączało z niego życie… jak na torturach. Na szczęście teraz już nie działa, bo to - wskazał na czarny kamyk w bransoletce. -
Powinno być białe. No a jest czarne, więc to tylko bezwartościowe świecidełko!
Po odpowiedzeniu na pytania towarzyszy, jeden z mężczyzn zapytał z nadzieją:
-
Wypuścicie nas? Nikomu nie powiemy o tobie, Dancie, przysięgam!
-
Możemy się wykupić! Tak, mamy coś cennego! – odparł niemal z radością drugi, jakby to był najgenialniejszy plan na świecie. Wyjął z kieszeni niewielki, srebrno-zielony amulet i podał go Turinowi. –
Kupił go u druidów… miał szaleńczy plan, by najpierw… zabić… Danta, a potem za pomocą tego czegoś go wskrzesić, do użytku władz z Wrót. Na pewno jest cenne!
Prawda była taka, że Turion (jako druid) znał ten przedmiot, choć dobrą chwilę zajęło mu przypomnienie sobie szczegółów. I faktycznie, można było przy jego pomocy kogoś wskrzesić. Jednak zapewne nieco inaczej, niż wyobrażał to sobie Hagaret…
… a właśnie, Hagaret.
Przeszukali ciało martwego zaklinacza i znaleźli przy nim kilka interesujących przedmiotów: magiczny naszyjnik, sztylet, dwa kamienie grzmotów w kieszeniach, trzy podejrzanie wyglądające eliksiry i mieszek o „przyzwoitej” grubości.
No i oczywiście różdżkę, która leżała obok niego.
Dantowi i Aranonowi jakiś czas zajęło analizowanie znalezionych przedmiotów, jednak w końcu, dzięki swojej wiedzy o sekretach magii i o zaklęciach, zdołali potwierdzić zastosowanie wszystkiego, co znaleźli przy zaklinaczu.
Pytanie brzmiało, co teraz należy zrobić? I co to był za krzyk dochodzący z piętra…