Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2010, 12:37   #12
Ghash
 
Ghash's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie coś
Musiała przyznać, że zachowanie Ferdynanda zaniepokoiło ją. Ktoś tutaj trzymał naprawdę mocne karty i wszyscy o tym wiedzieli. Oznaczało to współpracę z kimś o pozycji i wpływach wielokrotnie przewyższającej jej własne, niezbyt komfortowe miejsce.
Oddalające się markiza Demrena odprowadziła wzrokiem o mgnienie dłużej niż wypadało i dopiero wtedy przeniosła spojrzenie na Daniela Defour.
- Pan hrabia Berlay wytłumaczy mnie przed panią, bo mnie pęta słowo honoru.
Brew i kącik ust drgnęły w niemym pytaniu "doprawdy?".
- Liczę, że pani to zrozumie.
- Pan hrabia wspominał o tobie panie jako o dżentelmenie - odezwała się leniwie, pozwalając się poprowadzić do stolika. - A dżentelmenom wiele można wybaczyć, bo czyż nie nagradzają nas zaskakującymi anegdotkami, a ich komplementy mimowolnie nie wywołują na naszych ustach uśmiechu? Któż inny lepiej by o nas zadbał? - odpłaciła markizowi równym banałem. Skoro mamy grać w ten sposób.
Przy stole zajęła należne jej miejsce, przyjęła zaproponowane wino i cierpliwie czekała. Flegma i sztywność markiza Defour nie przeszkadzała, zwłaszcza że niewiele czasu zajęło przybycie reszty towarzystwa. Ciekawostką był wiek obu pań i wyraźne nordyjskie korzenie jednej z nich. Ciekawe czym na co dzień zajmowała się pani Daae, bo bale na pewno nie były jej specjalnością. Trudno było nie zauważyć, jak bardzo się stara, by odpowiednio wypaść. Starania wychodziły jej nader dobrze, ale... W dodatku malarka, która nosiła nazwisko przeciwnego salonu? Po co hrabiemu było takie kolorowe towarzystwo?
Dopiero przybycie kapitana Grella zatrzymało potok myśli i wywołało na ustach ledwie zauważalny, nieco melancholijny uśmiech. Nigdy nie udało jej się odgadnąć, jak to się dzieje, że ci ludzie gdziekolwiek by nie byli, jakkolwiek by nie wyglądali, zawsze tą nieuchwytną aurą krzyczą "jesteśmy dumą i honorem" - Doryjczycy - chyba na zawsze będzie miała do nich słabość.
Po przemówieniu hrabiego Berlaya niewiele się spodziewała, chociaż zastanowiło dość mocne zaakcentowanie, że zależało mu akurat na nich. Wciąż nie mogła odnaleźć w swoim życiorysie nic, co by ją wyróżniało. Chyba że w mniejszym stopniu zależało na umiejętnościach, a raczej na tym by mieć haczyk, z tym akurat nie byłoby najmniejszego problemu.
- Pani baronesso - odezwała się z uprzejmym uśmiechem do Isabelli. - Czy mogłabym w wolnej chwili porwać panią do obejrzenia tej miłej oku galerii? Nie na co dzień ma się możliwość rozmawiania z autorem dzieł, a naprawdę interesujące jest skonfrontowanie własnych spostrzeżeń z tym, co sam autor miał na myśli. A właśnie, pozwolę sobie opowiedzieć pewną anegdotkę. Miałam przyjemność, już pewien czas temu, uczestniczyć w wystawie pewnego młodego artysty. Tak jak panią baronessę, tak i tamtego młodzieńca pozwoliłam sobie porwać, by osobiście oprowadził i poopowiadał - uśmiechnęła się delikatnie. - Podeszliśmy właśnie do jednego z obrazów, przy którym stało pewne hrabiowskie małżeństwo i słyszymy fragment rozmowy "uważam, że ta zieleń na dachówkach ma symbolizować nadzieję na ponowne odrodzenie się świetlanych czasów dawnej tradycji, a te krzewy róż to ciężka droga ku oświeceniu..." i tak dalej. Poczekaliśmy chwilę, aż odejdą, spojrzałam pytająco na swojego towarzysza, a on na to z rumieńcem na policzkach, że to jego rodzinny dom i chciał go uwiecznić, jako wspomnienie dzieciństwa - uśmiechnęła się i upiła łyczek wina.
Bal trwał.
 

Ostatnio edytowane przez Ghash : 19-09-2010 o 13:30.
Ghash jest offline