Domenico Scaloni - Zrób z tym co trzeba. - mruknął, rozglądając się w roztargnieniu.
Zauważywszy Lorenza, podszedł do niego i objęli się powitalnie. - Dobrze, że jesteś. - rzekł Domenico. - Jak widzisz, wyniknął pewien problem.
- Co ty nie powiesz... Co tu się, do kurwy nędzy, stało?
- Banda brudasów wpadła tu po jakiegoś szlachetkę i przy okazji pofolgowali sobie trochę.
- Szlachcic? Tutaj? - Lorenzo nie mógł powstrzymać parsknięcia. - Co to za jeden?
Domenico wzruszył ramionami w odpowiedzi. - Słuchaj, przydałoby się, żebyś pogadał ze swoimi znajomkami w straży. Chcę, żeby trzymali się od tego z daleka. To nasza sprawa. Kwestie finansowe omów z Lucą. Przepraszam cię na chwilę... - przerwał i ruszył w stronę ułożonego na jednym ze stołów brata. I jego wybawcy.
Domenico zastanawiał się chwilę, jak zwrocić się do cudaka. - To pan - zdecydował się wreszcie. - uratował naszego brata? Ma pan zatem wdzięczność całej rodziny Scalonich, panie...? |