Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2010, 20:49   #3
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Brakowało w tym miejscu tylko jednej rzeczy...
Jak można było zapomnieć o trunku?!
W tej swojej całej statkowości zapomniano o rumowości albożby chociaż o sakeiźmie! Każdy szanujący się marynarz (a co z tego, że tylko na część etatu, ba?) musiał lubić rum. Musiał lubić alkohol! Szanty nie powstałyby takie, jakimi są, gdyby nie alkohol. Upojenie przynosiło jakieś natchnienie, brzydkich starców zmieniało w wesołych młodzianów, wesołych młodzieńców zmieniało w brzydkich, zalanych truposzów (It's a kind of magic). Zaiste, sake to magiczny napój. I jeden z moich skarbczyków, a skarbczykiem nie zwykle się z kimkolwiek dzielić!
A morze by tak...


Po pokładzie pełnym mroku, tułających się morskich wiatrów oraz obcych ludzi przechadzała się dziwna jegomość. Długie, ciemne włosy miała misternie upięte, z pomocą srebrnych spin w banana. Artystyczny nieład na głowie komponował się dodatkowo z ostro zakończonymi uszami, które zostały przebite w sumie kilkoma parami srebrnych, okrągłych kolczyków. Co dziwne, owa pani niezbyt pasowała do tego miejsca. Owa ekstrawaganckość w wyglądzie w postaci długiego, sięgającego kolan białego płaszcza, niebieskich spodni, do tego czarnych butów na koturnie i... czerwony szal, otulający szyję, lekko pociągany przez wiatr...

...dunder świsnął?

Była dość zadbana, ponieważ włosy nie był ani brudne, ani skołtunione, niemniej jednak ktoś by sobie pomyślał, że los jest demiurgiem perfidnym i odsyła ludzi do miejsc, które najmniej do nich pasują. Poza tym i w jej aparycji niektóre elementy się ze sobą gryzły. Do tego całokształtu jejmości dołączyła przecie zielona tunika pod płaszczem oraz czarne, bez-palczaste, skórzane rękawiczki... na jej dłoniach...
Co można było rzec o tej dość zadbanej jak na te standardy panience?
Nie wyglądała ani na uzbrojoną, ani na nawet dość groźną, mroczną personę, jakich nadmiar w tym świecie się wałkonił. Jedyną, potencjalną bronią w jej rękach mogła być pękata, podróżna torba, ciemnozielona, załatana w niektórych miejscach. Cóż w niej mogło się kryć? Tajemne eliksiry? Złoto? A może to było coś, co wykraczało poza przeciętną wyobraźnię przeciętnego zjadacza chleba i konesera kiepskiego gatunku wina?

Magia w ruch poszła?

Na froncie do złudzenia przypominała... elfkę. Mogły o tym świadczyć owe ostro zakończone uszy.
Albo człowieka. Takowe rysy ludzkie miała - twarz trójkątną, oczy złotawe oraz harmonijne zbudowanie. Nie była oszałamiająco piękna - była po prostu naturalnie ładna, ale nic poza tym. Nie była na tym polu boginią, ani nie była też nimfą, choć nuta delikatności wyłaniała się z jej sylwetki. Brwi ładnie wyregulowane, nos nieduży, rumieńce lekkie, podkreślające młodość tej twarzyczki. Grzywa zakrywała nieco prawą część twarzy, czasem zakrywając to prawe oko, które, jak mogło się wydawać, bardziej jaśniało w półmroku.
Choć coś w tej osobie było dziwnego. I nie był to końcowy efekt działania wyższych sił, które takowo ukształtowały tą istotę.
Kobiecie z prawej skroni wystawał niewielki róg...

Pani przechadzała się po tym zmęczonym, ponurym miejscu.
Przeszła również koło tych obcych jej osób, być może równie znużonych podróżą, jak to miejsce, i spojrzała raczej nie w głąb horyzontu, z którego wcześniej czy później miał się ujawnić pożądany suchy ląd.
Spojrzała w gwiazdy.
Było ich tyle setek, a jednocześnie znajdowały się one tak daleko. Ciemnowłosa taksując je spojrzeniem zastanawiała się, w jaki sposób ludzie ubzdurali sobie, że z gwiazd się czyta. Tamtym ślicznotkom ani to grzało, ani to ziębiło, a chociażby nawet było obojętne. One były daleko od tych mało istotnych dla nich przyziemnych spraw. Więc co je obchodziła przyszłość, jaka się toczyła na Ziemi? Co ich obchodziła historia?
Jednak podróż, choć początkowo zakrawała się raczej na poważniejszą ekspedycję aniżeli zasmakowanie przygody, zaczęła budzić nadzieję, że jakiś smaczek życia także ją tam zastanie. Acz póki co, musi najpierw dopłynąć do tego całego brzegu.

Odeszła zatem do własnej kajuty, kiedy znudziło ją oglądanie tego krajobrazu. Morze, woda, fale, gwiazdy - naoglądała się i podziękowała za widoki. Potrzebowała choć na chwilę nieco prywatności...

[media]http://demon-heart.com/kh/music/Final_Fantasy_6_Disk_1_-_04_-_Locke.mp3[/media]

Mająca dawno 50-tkę na karku, a mimo to wciąż pała młodzieńczym wigorem.
Piękna, charyzmatyczna i po prostu urocza.
Jak ja to robię? Widzicie, drodzy panowie... To moja słodka tajemnica! A Magini swoich tajemnic nie zdradzi, hehe. Musicie sami to odkryć. Właśnie tego dnia wyruszyłam w trasę Zasiedmiogórze-Zasiedmiolesie-Zasiedmiorzecze-I-Zasiedmiocośtamie, by tam rozpocząć swoją nową legendę. Każdy może stać się legendą, ale tylko niektórzy ponoć stają się nią naprawdę. Jak dalej będzie...?
Hmmm...
Sama muszę się o tym przekonać. Wygląda na to, że w tych poszukiwaniach nie jestem samotna. Na pokładzie znajduje się grupka obcych osób. Oni chyba wszyscy płyną w tym samym kierunku, lecz czy w tym samym celu...? Wydawało mi się, że kogoś tam znajomego widziałam...


Ciężko było skrobać piórem w tych warunkach. Trzeba było owym czarnym pisadłem trafiać do kałamarza, zaś jednocześnie tą tajemniczą księgę, oprawioną w skórę, oprzeć na kolanach i pisać w miarę czytelnie. Bynajmniej dla samej pani...

* * *
Wkrótce powróciła na zewnątrz. Musiała odpocząć od tego szumu fal. Wróciła z powrotem do grupy ludzi, jednak nie ona pierwsza przywitała się z tłumem wczasowiczów. Nie miała zazwyczaj witać pierwsza kogokolwiek, chyba... że miałby coś ciekawego przy sobie.
- Witam was boże owieczki. Dokąd to Bóg prowadzi wasze ścieżki? - spytał duży i masywny człowiek. Wyglądał na... hmm, zakonnika?
- Boża owieczka?
Zakonnik - pierwsza osoba, która lubi sobie zaglądnąć do kieliszka, że myli wszystkich z "bożymi owieczkami". Ona na pewno będzie dobrym kompanem do picia!
O owieczkach słyszałam, ale boskich nigdy. Cóż to za ciekawe stworzenia zna ten imćpan - pomyślała sobie. - Bóg... Hmmm, sądziłam dotychczas, że ja siebie prowadzę.
- Udaję się na poszukiwanie własnego miejsca na ziemi - stwierdziła nieco filozoficznie i uśmiechnęła się lekko.
- No tak. Pan jest pasterzem naszym, a my jako jego owieczki prowadzeni jesteśmy ku życiu wiecznemu. Bóg kocha nas wszystkich. - rzekł miło, wręcz słodko - Orki, gobliny, drowy, nawet te ryby w morzu pływające. Jeno tych urzędników co kościół chcą opodatkować znieść nie może i będą się oni smażyć w ogniu piekielnym po wsze czasy! - gwałtowny wybuch mnicha mógł by przerazić co bardziej bojaźliwe osoby - Dlatego wszyscy jesteśmy owieczkami bożymi. -rzekł już spokojnie i wracając do swego wcześniejszego, lukrowanego tonu.
Wow, he looks so scary. Teach me, Masta, how to act like that way!
- Emm - jejmość zapeszyła się nieco. - Skoro Bóg kocha wszystkich, to dlaczego ci urzędnicy muszą się smażyć w ogniu piekielnym?
- Bo są źli i grzeszą ciężko. Zabierają biednym i miast darować to Bogu poprzez wpłaty na zakony, kościoły i radia przywłaszczają to sobie. Ba! Nawet nam, duchownym do kieszeni chcą zaglądać! Sam szatan gorszych uczynków nie popełniał. Ciężki to grzech, oj ciężki. Chciwość się nazywa i jest piąt... nie szóstym grzechem głównym. - rzekł z fanatyczną miną i błędnym wzrokiem. Nagle jakby wrócił na ziemię, a raczej na morze i szybko przyjrzał się kobiecie. - Ale ty nie jesteś urzędnikiem, prawda?
- Nie - pokręciła przecząco głową. - Jestem Maginią.

I lubię złoto...
Zaczynała się trochę bać tego człowieka. W pewnych momentach, gdy go ponosiło, był zły jak diabli. Czy takich złych Bóg też kocha, nawet jak ci potępiają chciwość urzędników?

Michał lubił magi. Dodawało smaku do potraw.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę,że jej chodzi o hokus pokus i czary mary..
Kleryk zastanowił się chwilę. Przyłożył przy tym do ust palec wskazujący prawej ręki i opierając łokieć o lewą dłoń i zmarszczył czoło. W swej kilku letniej praktyce spotkał się z kilkoma różnymi wersjami poglądów kościoła na temat magów i czarodziei. Niektóre bardzo radykalne przyprawiały o dreszcze braciszka Michała. Lubił pieczeń z grilla, ale jakoś myśl nad paleniem kobiet na stosie nie podobała mu się najbardziej. - Nie, raczej nie. Choć nie przepadam być na celowniku kul ognistych. I tacy to magowie - znów począł grzmieć niczym ksiądz z ambony - co żywcem palą kler duchowny, sami palić się będą w odwiecznych męczarniach czeluści piekielnych.

Fajnie, po śmierci będzie mi ciepło! - ucieszyła się Magini, tak z prądem delikatnego, ironicznego humoru.
Choć z drugiej strony domyśliła się przecie, że braciszkowi chodziło raczej o coś trochę... innego jak to całoroczną (przez ileś lat/przez nieskończoność czasu?) palarnię.

- Ja kleru nie palę, chociaż niektórzy ludzie podobno bywają dość smaczni. Do palenia lepsza jest trawa i inne krzewiny.
- To dobrze drogie dziecko. Ale w końcu nie uzyskałem odpowiedzi zadanej na samym początku naszej miłej rozmowy. Dokąd Bóg prowadzi?
- Do zbawienia wiecznego albo na wieczne grillowanie - wywnioskowała rada z poznania ciekawego osobnika. - Ja zaś podążam w poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi oraz pracy - uśmiechnęła się promienne. - Jak pan się zowie?
Wydawało się jej przez moment, że widzi w tej grupie znajomą, zieloną gębkę. Nie przerywała jednocześnie rozmowy, żeby nie wzbudzać wrażenia braku szacunku do rozmówcy.

- Jestem braciszek Michał. - przedstawił się skromnie - i bardzo mądra odpowiedź dziecko. Każdy na tym świecie szukać powinien miejsca do którego najbardziej pasuje, a praca uszlachetnia i uszczęśliwia Pana - "i zapełnia nasze kieszenie" dodał w myślach.
Dziecko - hmmm, nie ma to jak czuć się odmłodzonym. Kilkadziesiąt lat życia za sobą chyba wystarczy, prawda?

Kod:
Tajemnicze, granatowowłose stworzenie z wrodzonym talentem magicznym, poszukujące swego przeznaczenia. Gotta any money? Well, if so, I prefer gold only, eventually platinum. That's the power of mine you'll taste, soulie!
- A na mnie pan może wołać Er. "Wasza wysokość" także przyjmę - puściła oczko do braciszka Michała i wyjęła butelkę sake, żeby pociągnąć sobie z gwinta jeden ze swoich skarbów.

- Chyba jednak zostanę przy "magiczce" - rzekł wesołym tonem i z zachłannością spojrzał na butelkę. I mimo, że jego mimika twarzy i postawa nie wskazywały na chęć napicia, to jednak oczy są zwierciadłem duszy.
R. zerknęła na mnicha. Widać było po jego oczach, że miał ochotę napić się alkoholu. Wychodziło jednak szydło z worka. Kiedy R. skończyła delektowanie się sake, spytała się:
- Może chcecie się napić? - rzekła to tak, jakby o czymś ważnym zapomniała. Wręczyła Michałowi trunek, żeby sobie jego resztę z flaszki pociągnął. - To zapraszam.
Poprawiła towarzysza po chwili:
- Podpisane: Magini - ostatnie słowo zaakcentowała i puściła oczko do braciszka Michała.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 26-09-2010 o 22:37.
Ryo jest offline