Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2010, 23:36   #87
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Zodiaq

Szybkie tempo narzucone przez futrzaka nie było aż tak straszne, gorsze było znużenie, z którym Ian musiał teraz walczyć.
Gdy tylko wyszli na trakt i poczuli utwardzoną powierzchnię, pół-elf poczuł przypływ nieokrzesanej radości...w końcu wyleźli z tego huczącego i szeleszczącego skupiska drzew, w końcu mógł stąpać po czymś pewniejszym niż warstwa kory, liści, igieł i robali...odetchnął głęboko...to był błąd, od razu do nozdrzy napłynął słodkawy zapach krwi, kilka metrów dalej leżały dwa ogromne cielska orków.
"Przynajmniej potrafią walczyć"
Przy okazji starając się jak najlepiej dotlenić organizm, aby przemóc senność zdjął z pleców łuk...po tym co widział wolał być przygotowany
-Którędy teraz?-mruknął patrząc na niuchającego wilka

Ulli


Posiłek składający się z wyłowionych małży i królika znacznie poprawił humor młodego kapłana moradina. Nie na tyle jednak żeby nie przejmować się losem zaginionych towarzyszy.

-Tak, trzeba ich odnaleźć.- przyznał po chwili przysłuchiwania się rozmowie.

Nie był co prawda przekonany czy ich wysiłki mają jakikolwiek sens, ale tak po prostu nakazywała przyzwoitość. Łażenie po lesie pełnym orków z rannym na noszach było bardzo niebezpieczne. Jeśli natknęliby się na większą grupę nie pozostanie nic innego jak się bronić, lub zginąć. Pozostawienie rannego Lajla na pastwę bestii nie wchodziło w grę. Nie miał tez pojęcia jak Ulv da radę wytropić zaginionych nie mając kontaktu z pozostawionym przez nich śladem. „Widocznie magiczny wilk druida posługuje się w tym celu jakąś magią.” Nie wiedział wtedy, że dziwnym zbiegiem okoliczności wybrali na popas dokładnie to samo miejsce co oni.

Wraz Hurillem chwycił za nosze z rannym niziołkiem i pomaszerowali a właściwie popędzili za wilkiem Eburona. Nie uszło uwadze Oskara, że trasa nagle zakręca. Ciała dwóch orków były oczywistym wyjaśnieniem.

-Albo przed nimi uciekali, albo omijali inną ich grupę.

-Eburon ma rację. Trzeba ruszać dalej.



Pteroslaw


Mylay
nie zwlekając wziął nosze z niziołkiem, zdążył się już posilić i napoić, jak głupio by to nie brzmiało. Nad czym się zastanawiał podczas podróży? Nad niczym ważnym, przede wszystkim nad tym co będzie dalej, to nie było ważne, w końcu co ma być to będzie, tak już jest ten świat zbudowany, bogów było tylu że Mylay już się gubił. który jest od czego. Nie był nawet pewien czy był bóg przeznaczenia. Wreszcie wyszli z tego lasu, Venterin zauważył ciała orków zanim poczuł ich zapach.
-Czy ktoś mógłby przejąć ode mnie te nosze na moment? chciałbym sobie obejrzeć tych orków.- Mylay uwielbiał wiedzieć z czym ma do czynienia.

Ajas


Trakt


Mylay
przykucnął przy orkach by obejrzeć ciała dokładniej. Bez wątpienia nie zabiło ich żadne zwierzę, rany wyglądały na kłute. Młody zabójca przypomniał sobie iż wiedźma niosła ze sobą włócznię, może to przy jej użyciu powaliła jednego z orkowych wojowników?
Nie było jednak czasu na takie rozmyślania, wieczór zbliżał się szybko, a jak Eburon zauważył jedna osoba mogła być ranna, kto wie czy tylko ona.
Grupie nie umknęło też że ciała orków były ograbione, nie mieli na sobie zbroi, na ziemi leżał jedynie jeden sporych rozmiarów topór.
Wilk powąchał jeszcze kilka razy zaschniętą krew, któregoś z ich towarzyszy niedoli i ruszył dalej, podążając tropem uciekinierów.
Tym razem to Eburon i Ian wzięli nosze w swoje ręce i ruszyli za zwierzęciem druida.
Tym razem marsz również nie trwał długo gdyż po niespełna trzydziestu minutach przedzierania się przez zarośla usłyszeli łoskoty i trzaski dochodzące z miejsca w, które prowadził ich wilk. Chcąc sprawdzić co znowu stoi im na drodze położyli na ziemi nosze z rannym niziołkiem, a zmęczony już marszem Oskar powiedział cicho do reszty.

- Ja z nim tu zostanę, jestem zmęczony a zwiadowca ze mnie przedni nie jest. A samego go zostawić nie możemy. –
powiedziawszy to przysiadł przy noszach niziołka oparty plecami o pobliskie drzewo.

Reszta uznała ten argument za dość logiczny i zostawiła Lajla pod opieka kapłana. Wszyscy jak najciszej mogli, zbliżyli się do miejsca w którym kryło się zwierze druida. Wilk przyczajony w krzakach ze spuszczonymi uszami patrzył na polankę. Dzieci rozstawiły się na całej długości zarośli tak by każdy mógł jak najlepiej się ukryć, i każdy delikatnie rozchylił liście by zobaczyć co zatrzymało wilka.
Przed nimi otwierała się polana na której leżało kilka powalonych drzew. Parę orków ubranych jedynie w spodnie uderzało siekierami o leżące pniaki. Jednak większość zielonoskórych siedziała, lub stała wpatrując się w scenę rozgrywającą na środku polany. Tam bowiem stało około dwudziestu zbrojnych. Ich twarze przysłaniały przyłbice hełmów, i wszyscy byli ciężko opancerzeni, oraz trzymali potężnie wyglądające kusze w dłoniach. Stali w dwóch kolumnach, równych kolumnach, od razu było widać, że nie jest to byle jaka zbieranina, lecz prawdziwy, dobrze wyszkolony oddział.



Na ich czele stał wysoki człowiek o białych włosach. Ubrany był jak i orkowie jedynie w spodnie, dobrze skrojone skórzane czarne spodnie. Był szczupły jednak mięśnie były dokładnie wyrysowane na jego ciele, niczym na posągach pradawnych herosów. Przez plecy miał przewieszoną sporych rozmiarów pięknie zdobioną kosę. Broń wyglądała naprawdę niezwykle i pięknie, gdy lekki wiaterek ruszał aksamitnymi zdobieniami na trzonku tego oręża. No owych aksamitnych skrawkach materiału wyrysowane były dziwne symbole, takie same zresztą pokrywały ramiona i plecy człowieka.



Twarz białowłosego pomalowana była czarną i białą farbą. Przez te malunki wyglądał jak gdyby zamiast twarzy miał czaszkę, najprawdziwsza ludzką czaszkę. Mężczyzna stał przed dość grubym orkiem, który mimo, że był wyższy od posiadacza kosy, kulił się przed nim ze strachu. Osobnik piorunował zielonoskórego wzrokiem i zaczął na niego krzyczeć we wspólnej mowie, na tyle głośno, że ukryta w krzakach grupa mogła to bez problemu usłyszeć.



- Czemu tak wolno się z tym uwijacie! Ten odcinek lasu powinien być już dawno wykarczowany! Myślisz że nie wiemy, że wczorajszej nocy zamiast od razu zabrać się do roboty, zrobiliście sobie małą ucztę!? Myślałeś, że się o tym nie dowiemy świńska mordo!?
– mówiąc to mężczyzna uderzył orka w brzuch z taką siłą, że potwór zgiął się w pół. Inni zielonoskórzy nie reagowali, większość nawet lekko się odsunęła i starała nie rzucać się w oczy. Kilka ciosów później spasły ork leżał już u stóp mężczyzny, który uraczył go jeszcze kilkoma silnymi kopniakami. Na koniec osobnik z kosą na plecach splunął na otyłego drwala i stwierdził tonem przeznaczonym dla najgorszych śmieci i robaków jakie tylko krążą po ziemi. – No... A teraz masz coś by uratować swoje nędzne życie?
Ork dźwignął się ciężko z ziemi, miał rozcięta wargę a z ust kapała mu krew, prawdopodobnie stracił kieł. Stanął jednak prosto, i ciężko dysząc zaczął się tłumaczyć tonem tak służalczym, że żadne ze skrytych w krzakach dzieci nie wierzyło, iż bestia taka jak ork jest zdolna do czegoś takiego. O dziwo również mówił w języku wspólny ale widać było, że przychodzi mu to z trudnością.

- Tak mam, mam! Złapaliśmy jednego co próbował uciec! Wygląda jak by coś wiedział, takk on wie coś na pewno! Oszczędź mnie proszę! Hargher’ ushar’ agh! – zakończył w orkowym języku wskazując na dwóch orków stojących na skraju lasu. Ci złapali coś co wcześniej było niewidoczne, dla skrytych w krzakach dzieci, i zaczęli to ciągnąć w stronę zbrojnych. Nie byli delikatni w ciągnięciu związanego mężczyzny, szorował brzuchem po ziemi, dopiero gdy rzucili go przed białowłosym, który od razu podniósł go za włosy, ukryta w zaroślach grupa mogła mu się przyjrzeć. Związane był mocno pobity, zaschnięta krew pokrywała jego twarz, a z napuchniętej wargi ciekła cienka stróżka krwi. Czarne włosy mężczyzny pokryte kurzem były teraz w dłoni białowłosego wojownika który patrzył na jeńca z pogardą. Człowiek ubrany był w czarny płaszcz z deseniem róży na ramieniu i plecach. Bez żadnych wątpliwości był to Aiden, opiekuna Iana .
Człek z kosą na plecach spojrzał na niego ze złowieszczym uśmiechem.
- No różyczko, słyszałem że kryjesz jakieś sekrety. Mam nadzieje, że zdradzisz ich nam za łatwo... Mam ochotę trochę się z tobą zabawić. - Rosehood nie odpowiedział, patrzył tylko w twarz wojownika, a żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął.

Wilk delikatnie ciągnął koszulę Eburona zapatrzonego w to straszliwe widowisko. Druid zrozumiał intencję swego podopiecznego, zwierze miało rację, to miejsce było trzeba opuścić jak najszybciej. W tym białowłosym było coś niedobrego, coś naprawdę przerażającego. Druid syknął do najbliżej znajdujących się osób i wskazał ruchem głowy by wracali. Informacja szybko rozeszła się pośród ukrytych dzieciaków i po chwili wszyscy już wiedzieli co robić. Powoli zaczęli wycofywać się z tego miejsca zamarudzili jedynie Ian i Garret . Młody półelf wciąż wpatrywał się w swego związanego nauczyciela, a bard zauważywszy to powoli zbliżał się do niego by pociągnąć go ze sobą.
Stopa Garreta trafiła na wystający z ziemi kamień, i źle się ustawiła przez co młody muzyk stracił równowagę i syknął z bólu. Chciał ratować się łapiąc pobliskiej gałęzi ta jednak pękła z głośnym trzaskiem.
Wszystko jak gdyby na moment zwolniło, Ian spojrzał na wypadającego na polankę barda, grupka usłyszała jedynie trzask łamanej gałęzi i wolała nie wiedzieć co to oznacza. Bard trzasnął o ziemię, a wtedy czas znowu ruszył niczym błyskawica.

- Mamy tutaj szczura! – białowłosy wrzasnął i machnął ręką na kuszników którzy niczym maszyny równo zaczęli ładować potężne kusze.
Harril
jako, że był ostatni w grupie wycofujących się podbiegł do Iana i złapał go za przegub. – No już biegiem! – wrzasnął w twarz półelfa. To pomogło wioskowy goniec otrząsnął się patrząc na brodacza i już zrywał się do biegu.

Dwadzieścia bełtów jednocześnie poszybowało w krzaki...

Garret
który próbował z powrotem uciekać w zarośla, opadł na ziemię z trzema pociskami wbitymi w plecy, nie było szans by to przeżył. Kilka pocisków powbijało się w ziemię jeden który poszybował trochę dalej otarł się o ramie Eliota rozrywając koszulę, i lekko rozcinając skórę.
W momencie gdy Ian już miał uciekać wraz z krasnoludem dwa pociski ugodziły brodacza. Jeden wbił się w jego ramię, drugi zaś w tors. Krew kranoluda trysnęła na młodego półefla, ochlapując mu twarz i koszulę. Dłoń Harilla puściła przegub Iana , i młody wojownik zwalił się na plecy, a blask w jego oczach zgasł niczym zdmuchnięty płomień świecy.
Zadziałał pierwotny instynkt Ian puścił się biegiem w stronę reszty uciekających, biegł ostatni, lecz pędził jak szalony. W momencie gdy dobiegał do Eliota coś uderzyło go od tyłu w lewą łopatkę powodując niesamowity ból. Siła uderzenia była tak duża że młody złodziejaszek wywrócił się boleśnie na twarz. Czuł jak ciepła krew brudzi jego rozlewa się po jego plecach, nie oszukiwał się, znał prawdę, bełt z kuszy mocno wbił się w jego ciało.
Eliot usłyszał gruchnięcie za sobą i odwrócił się instynktownie. Ian leżał na ziemi a z jego łopatki wystawał gruby bełt, oczom młodzieńca nie umknęło też ciało Harrila, które leżało w powiększającej się plamie krwi. Złodziej stoczył w głębi siebie trwającą pół sekundy walkę moralności z chęcią przetrwania, tym razem moralność zatriumfowała. Podbiegł do krwawiącego półelfa i zarzucił sobie jego prawa rękę na szyję.

- No dawaj nie poddawaj się bo obaj tu umrzemy! – wrzasnął chłopak wprost do ucha młodego Rosehooda. Ten znalazł w sobie resztki sił spotęgowane adrenaliną i mimo niewyobrażalnego bólu, zaczął biec podtrzymywany przez Eliota

Oskar wstał słysząc hałas jaki towarzyszy przybyciu jego przyjaciół, nim jeszcze pierwszy wyskoczył z krzaków jego usta zaczęły formować pytanie.

- Hej co się dzi...

Druid który jako pierwszy wyskoczył z krzaków wrzasnął do niego tylko

- Biegnij no już!

Eburon podbiegł do Lajla, nosze były by teraz samobójstwem, dla tego szybko zarzucił sobie ręce małego człowieka na szyje i kazał mu wejść na plecy. Niziołek nie zwlekał wskoczył na plecy druida który od razu zaczął biec. Ulv biegł pierwszy, on wyznaczał drogę ponownie uciekającym dzieciom z Brim.
 
Ajas jest offline